Forum Stajnia Centralna Strona Główna Stajnia Centralna
Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Batalia - Treningi

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Karuchna
Mały wolontariusz



Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: WSR Bałtycka Zatoka

PostWysłany: Nie 8:19, 19 Kwi 2009    Temat postu: Batalia - Treningi

Miejsce na treningi Batalii

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karuchna
Mały wolontariusz



Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: WSR Bałtycka Zatoka

PostWysłany: Nie 8:25, 19 Kwi 2009    Temat postu:

Treningi z WSR Aloes

Trening Pokazowy 10.05.08r.
Przyjechałam rano do stajni centralnej gdzie została przywieziona Batalka. Miałam ją sprawdzić pod siodłem a potem zaprezentować innym rysualkom które by się nią zainteresowały, jak Bati się zachowuje pod siodłem. Przyszykowałam swój sprzęt przed stajnią i poszłam po klacz. Batalia stała tu już dwa dni by się przyzwyczaić do otoczenia wiec nie miałam obaw co do jej zachowania. Otworzyłam drzwi boksu i przywitałam się z klaczą która pierwsze co zrobiła to zaczęła obwąchiwać kieszenie mojej kamizelki. "Nie, nie nagródki będą po jeździe mała" szepnęłam do klaczy i zapięłam uwiąz na jej kantarze. Pogładziłam ją po szyi i wyprowadziłam przed stajnię. Batalia obejrzała się na konie na pastwisku i jak nie zaśpiewała! Klacz zarżała głośno demonstrując wszystkim że ona tu jest. Pogłaskałam ją i przywiązałam do kółeczka w ścianie. Zaczęłam ją delikatnie czyścić. Batalia nie wierciła się, choć gdy mocniej przycisnęłam zgrzebło klacz rzucała głową a potem patrzyła na mnie z wyrzutem. Gdy pozbyłam się zaklejek, zmieniłam zgrzebło na włosianą szczotkę i zmiotłam cały kurz klaczy. Batka obserwowała mnie cały czas jednym okiem. Gdy czyściłam ją na brzuchu Bati podniosła nogę ale nie kopnęła mnie. Pewnie ma tam łaskotki. Bawełnianą ściereczką oczyściłam jej pysk a potem na wilgotno przetarłam chrapy. Wydobyłam ze skrzynki kopystkę i zabrałam się za kopyta. Wystarczyło ze się pochyliłam a klacz już podniosła nogę. Pochwaliłam ją i złapałam za kopyto. Oczyściłam je starannie i zabrałam się za następne. Problem był jedynie z lewym tyłem a poza tym Batalia dawała wszystkie nogi. Założyłam jej białe owijki by ładnie wyglądała na prezentacji. Rozczesałam jeszcze grzywę i ogon by się prezentowała jak prawdziwa gwiazda. Założyłam klaczy biały czaprak oraz siodło wszechstronne. Batalia stała spokojnie przy siodłaniu wpatrzona w inne konie hasające po pastwisku. Z ogłowiem także nie było problemu. Wędzidło miałam gumowe by nie zrazić klaczy. Założyłam kask i rękawiczki i poszłam na lonżownik. Zabezpieczyłam strzemiona i wodze po czym dopięłam lonżę. Najpierw dziesięć minut stępa. Klacz szła ładnie i spokojnie. Była rozluźniona, rozglądała się uważnie. Zmieniłam z nią kierunek. Także bezproblemowo. Cmoknęłam cicho i dałam komendę "Kłus!". Batalka ładnie zmieniła chód. Mamłała spokojnie wędzidło powoli opuszczając głowę. Była na prawdę dobrze jeżdżona. Po kilku minutach zwolniłam ją do stępa a potem do stój. Podeszłam do klaczy i podciągnęłam popręg o dziurkę po czym znów zmiana kierunku. Znów kłusik. Też było ładnie. Batalia na prawdę ładnie się prezentuje. W końcu przyszedł czas na coś co Bati lubi najbardziej. Dałam jej komendę "hop, galop!" a klacz dosłownie wystrzeliła pięknym galopem. Musiałam ją zwolnić co wcale nie było takie proste. Po usilnych namowach Bati w końcu przeszła do spokojnego roboczego galopu. Dałam jej chwilkę na galop po czym chwila na odsapnięcie. Zmiana kierunku i znów galop. Znów musiałam ją zwalniać choć tym razem klacz szybciej pojęła o co mi chodzi. Chwilka stępa dla odpoczynku i poszłyśmy na padok. Czekało już tam kilka rysualek zainteresowanych kupnem klaczy. Na padoku był ustawiony jeden dubblebarek 100x80cm, stacjonatka 100cm oraz krzyżak na rozgrzewkę 60cm. Dopięłam klaczy popręg i wsiadłam z barierki. Najpierw trochę stępa na dość luźnej wodzy. Batalia szła dość energicznie do przodu choć jej krok pozostawał krótki. Chciałam spróbować wydłużyć jej krok lekką łydką jednak dałam za mocny sygnał i klacz zakłusowała. Zwolniłam ją delikatnie dosiadem i spróbowałam jeszcze raz. Tym razem jakoś się udało. Ciężko było mi sie przestawić z pancernego Sprita na tak delikatną Batalkę. Powoli zaczynałam zbierać wodze. Klacz nie protestowała. Czułam jak podstawia lekko zad. Jej szyja także ładnie się zaokrągliła choć do pełnego zganaszowania i podstawienia jeszcze sporo nam zostało ale jest przynajmniej dobry początek. Dałam jej bardzo delikatny sygnał a klacz zakłusowała. Zaczęłam anglezować uważając by była dobra noga. Najpierw trochę jazdy po prostych a potem duże wolty i serpentyny. Batalia ładnie reagowała na lekkie sygnały dosiadem. Wystarczyło bardziej obciążyć jedną z kości siedzeniowych a klacz od razu zakręcała. Zrobiłam zmianę kierunku i usiadłam w pełnym siadzie. Klacz ma bardzo przyjemny kłus. Bardzo wygodnie się siedziało. Zrobiłam głęboki wydech prosząc klacz o przejście do stępa. batalia ładnie zareagowała. Popuściłam jej wodze dając jej chwilkę odpoczynku. Po dwóch okrążeniach stępem znów nabrałam wodze na delikatny kontakt po czym zakłusowałyśmy. Postanowiłam że zagalopuję najpierw na kole bym mogła w razie czego opanować klacz. Zrobiłam dużą woltę w kłusie ćwiczebnym i pozostałam na kole. Zrobiłam kilka delikatnych półparad i przesunęłam zewnętrzną łydkę za popręg. Batalia zagalopowała szybko ale po kilku rwanych fulach uspokoiła się i szła już ładnym, równym galopem. Wyjechałam z nią na prostą prezentując klacz przed rysualkami. Przeszłam do kłusa i zmieniłam kierunek. Tym razem zagalopowanie zrobiłam jednak w narożniku. Batalia wyrwała do przodu ale poprzez delikatne półparady udało mi się ją zwolnić. Po okrążeniu w galopie przeszłam do kłusa i naprowadziłam klacz na krzyżaka. Batalia ładnie wymierzyła sobie odskok i skoczyła płynnie choć... myślałam że wywali mnie z siodła bo przygotowałam sie na skok 60cm a nie 120cm... Uspokoiłam kobyłkę i znów najechałam z kłusa. Tym razem wyszło nam lepiej i już nie tak wysoko. Zostałam w galopie i naprowadziłam klacz na stacjonatę. Batalia chciała się rozpędzić ale przytrzymałam ją mocniej. Klacz wybiła się trochę zbyt płasko ale ładnie wyratowała. Wylądowałyśmy na drugą nogę więc pojechałam stacjonatę jeszcze raz. Znów było lepiej ale nie idealnie. Chwilka przerwy do stępa. Po krótkim odpoczynku zagalopowanie na lewą nogę i najazd na okser. Batalia wybiła się tak jakby skakała co najmniej grand prix. Udało mi się utrzymać na siodle i nawet nie szarpnęłam jej przy lądowaniu za pysk. Klacz wylądowała poprawnie na prawą nogę więc mogłyśmy jechać od razu jeszcze raz. Tym razem Batka wybiła się trochę płasko i puknęła kopytem o drąga. Zrzutki nie było ale chciałam to poprawić. Jeszcze raz najazd z lewej nogi i tym razem skok był idealny. Dobrze wymierzony, ekonomiczny i bez puknięcia. Bati wspaniale się wyciągnęła nad przeszkodą. przeszłam z nią do kłusa a potem do stępa. Poklepałam ją po szyi i poluzowałam popręg o dziurkę. Stępowałam z nią dobre dwadzieścia minut nim nie ochłonęła. Przed stajnią zsiadłam z niej i rozsiodłałam. Wyczyściłam ją starannie i zaprowadziłam na mały padok. Nie chciałam jej puszczać do pozostałych koni bo klacz nie przeszła jeszcze kwarantanny. Zajęłam się sprzętem po czym poszłam rozmawiać z rysualkami czy któraś nie zechciała by jej kupić.

by Sayuri

Trening Wszechstronny 14.05.08r.
Wczoraj do naszej stajni przybyła urocza klacz Batalia, którą kupiliśmy od Sayuri.Jednak jeszcze przez miesiąc będziey przechodzić okres próbny,który ma za zadanie sprawdzić czy będzimy dobrze opiekować się Batalką.
Od razu skierowałam się w stronę padoku,gdyż wiedziałam,że tam znajdę Batalkę ganiającą się z którymś z koni,umorusną w błocie.
I dlatego nie zdziwiałam się widząc klacz tarzającą się w błocie,ubrudzoną niemal do ganic możliwośći.Weszłam na padok i dobre sześć minut uganiałam sie za klaczą,po to by rozgrzała się przed treningiem.Następnie zapięłam jej kantarek sznurkowy a do niego przypięłam uwiąz.Zaprowadziłam klacz na stanowisko i przywiązałam do pręcika,a sama poleciałam po szczotki.Najpierw ,,iglakiem'' rozplątałam sklejki a trochę to trwało,gdyz błotk zrobiło swoje.Potem szczotką włosianą strząsnęłam małe paprochu i przygładziłam sierść, tak że teraz gładko przylegała do ciała.Na koniec chwyciłam grzebień i starannie rozczesałam grzywę,a potem ogon.Szybko rozczyściłam kopystką kopyta i klacz była gotowa.Zdjęłam jej kantarek i uwiąz a w zamian zgodnie z zaleceniami popsrzedniej właścicielki założyłam gumowe wędzidło.Następnie biały czaprak i siodło wszechstronne.Zostawiłam klacz na chwilkę samą, ponieważ poszłam po kask i rękawiczki.Zaprowadziłam Batlię na halę,która aktualnie była pusta.Gotowa do jazdy postawiłam przed klaczą ,,klocek'' i po nim, najdelikatniej jak umiałam usiadłam na jej grzbiecie.Poklepałam Batalkę po szyi by dodać jej otuchy.Ruszyła stępem.Był on wykonywane niezwykle rytmicznie i z gracją godną takiej uroczej damy.Po dziesięciu minutach stępa pospieszyłam klacz do kłusa.Jednak dąła za mocno łydki i klacz popędziła galopem.Trochę mnie tym zaskoczyła więc mało brakowało a zwaliłabym się z siodła.Jednak doświadczenie zdobyte przy orliku który jechał stępem i przechodził od raz do cwału spowodowało , że utrzymałam się w siodle.Delikatnie zwolniłam klacz do stępa i lekko dałam łydką.Klacz przeszła ku mojej radości do oczekiwanego kłusa.Był rytmiczny,taki żywy.Chyba nauczłam się ,,regulowac''tempo Batalki.Orlika trza było walić batem,ona natomiast odczytuje nikome sygnały.Poklepałam Batlię po szyi.Dałam naprawdę bardzo lekko łydkę,a klacz przyspieszyła do galopu.Narazie nie okazywała braku koncentracji, oczym upomniała mnie Sayuri.Po 1o minutach rytmicznego galopu zwolniłam klacz.Zatrzymałam ją (brrrry!~)i delikatnie zsunęłam się z siodła.Popieściłam trochę Batkę,mausjąc za uszami i maltretuąc chrapki.Potem znów ją dosiadłam i ruszyłam stępem,jednak tym arzem delikatnie zbierając wodze.Klacz zakrogliła szyjkę i podstawiła zad.Kilka wolt w ten sposó,a potem spróbowałam zebrać ja w kłusie.Topornie to szło ale było coraz lepiej.Po 15minutach zawołałam stajenną i poprosiłam by ustawiła nam przeszkodę (stacjonata,100cm).Ruszyła pogoniona przeze mnie kłusem.Naprowadziłam klacz na stacjonatę.Klacz równo skoczyła,dokłądnie wymierzając odskok.Było 100cm.Ogromnie się uradowałam wylewnie klepiąc klacz po szyi.Kłusem okrązyliśm przeszkodę i raz jeszcze najechaiśmy na nią.Klacz wybiła się neic za mocno-skoczyła dobre 120cm,a ja z wrażenia wypadłam z siodła.Co prawda miałam miękkie lądowanie,jednak była nieco oszołomiona ,,skocznością'' Batki.Poklepałam klacz i dałam jej cukierka.
Na dzisiaj dość wrażen-pomyślałam i zaprowadziłam klacz na padok,uprzednie czyszcząc porządnie.

Trening Skokowy 20.05.08r.
Temat: Trening skokowy
Godzina: 15:00
Data: 18.05.2008 (poniedziałek)
Pogoda: Zimno, deszczowo.
Trener: Fris
Pomimo deszczowej pogody dzisiaj postanowiłam poćwiczyć z Batalią skoki.
Weszłam do stajni uśpionej atmosferą tego nie ciekawego dnia. Orlik drzemał cicho w swoim boksie, Hiat odpoczywał w cieniu swojego boksu, a Bati...wesoło rżała na powitanie. Wesoło podeszłam do jej boksu i poklepałam klacz po szyi. Dopięłam do sznurkowego kantarka uwiąz i zaprowadziłam Bati na stanowisko. Tam przywiązałam uwiąz do kółeczka, by spokojnie iść po szczotki. Wróciłam z naręczem wszystkich przyrządów do pielęgnacji wiedząc, że Batalka to największy brudasek.
Przez 10 minut pozbywałam się sklejek, których było mnóstwo. Następnie strząsnęłam kurz i paprochy. Na końcu grzebieniem wyczesałam grzywę i ogon. Chwilę przyglądałam się czyściutkiej Bati, myśląc ile wytrzyma w takim stanie. Poszłam po cały sprzęt i założyłam go Batalce. Nastepnie zaprowadziłam ją na krytą halę, bo na dworze było naprawdę nieprzyjemnie i chłodno.
Na luźnych wodzach w stępie, przez 15 minut wykonywałam z Bati różnorakie ćwiczenia, gdyż klacz ma problemy z koncentracją i należy urozmaicać jej treningi. Przechodziła przez drążki. Następnie wolty i pół wolty po całej hali. Powtórzyłam z nią te same ćwiczenia w kłusie, by dobrze rozgrzać klaczkę przed skokami. Kłusem skręcałyśmy na prawo i na lewo. Co prawda kilka razy nie poszło jak należy, ale dałam na razie Bati spokój ze skręcaniem. Gładko przeszła do galopu. Następnie ćwiczyłam z nią płynne przechodzenie chodów. Najpierw prostą drogą stęp –kłus –galop -kłus. Potem robiłam kombinacje: stęp –kłus -galop- stęp –kłus –galop .Na razie na prostej drodze, Bati radziła sobie całkiem dobrze. Następnie powtórzyłyśmy te ćwiczenie: w woltach i pół woltach. Raz za mocno dałam łydki i klacz ze stępa wystrzeliła do galopu ,ale już coraz lepiej panuję nad delikatnym usposobieniem Batalki. Po każdym poprawnie wykonanym ćwiczeniu przemawiałam do klaczy chwaląc ją i klepiąc po szyi. Gdy uznałam,że klacz jest dobrze rozgrzana postanowiłam zacząć właściwy trening-skoki.
Przed pójściem po Batkę rozstawiłam przeszkody od 40cm idąc w górę do 100cm.Nakierowałam klacz(stępem)na pierwszą, którą była kopertka. Bati dokładnie wybiła się i pięknie pokonała trudność. Następnie ustawiony był 60-centymetrowy mur. Batalka wybiła się precyzyjnie i z sukcesem go pokonała. Poklepałam ją po szyi. Kolejną przeszkodą była stacjonata mająca 70cm.Wszystkie przeszkody były ustawione jedna za drugą w odstępach, dlatego nie było problemów z zakrętami. Przyspieszyłam klacz do kłusa, która ponownie, bez żadnego uszczerbku pokonała przeszkodę.Za stacjonatą stał 80cm okser. Bati w ostatniej sekundzie, gdy myślałam, że gładko pokona okser zatrzymała się. Po chwili znalazłam przyczynę wyłamania się. Na halę wbiegł kundelek z pobliskiej wsi i ujadał dziko. Mimo tego skupiłam uwagę na okserze i ponownie na niego natarłam, tym razem z sukcesem. Ostatnią ustawioną przeszkodą był doublebarre 90-100cm.Zwolniłam Batalkę do stępa i powoli ,ze skupieniem nakierowałam na przeszkodę. Nie byłam pewna czy wyjdzie. Może te swoje uprzedzenie przelałam na Bati, gdyż zrzuciła najwyższy drąg. Zatrzymałam Batalkę, zeszłam z niej i poszłam podwyżyć wszystkie drągi prócz ostatniej przeszkody- doublebarre.
Bati ciągle za mną chodziła wymagając przytulanek i klepania po szyi. Dałam jej cukierka, żeby na chwilę czymś się zajęła.
Ja w ten czas podniosłam drągi wszystkich przeszkód. Wsiadłam na Bati i ustawiłyśmy się przed doublebarre. Tym razem Batalka dokładnie się wybiła i bez żadnej zrzutki pokonała dość wysoką przeszkodę. Następnie równie dobrze pokonała 90 centymetrowy okser. Kolejno gładko już poszło: stacjonatę, mur i kopertę klacz pokonała bezbłędnie.
Postanowiłam urozmaicić trasę. Razem ze stajennymi ułożyłam mini parkur z tymi samymi przeszkodami jednak z trudniejszą trasą. Przejazd był pełny kółek, skrętów, zakrętów i ósemek.
Ponownie dosiadłam ciekawskiej Batalki i przytuliłam się do jej ciepłego grzbietu. Szybko opamiętałam się i w pozycji wyprostowanej, natarłyśmy kłusem na niską kopertkę. Następnie skręcając w lewo Bati zrobiła sześć kroków po czym czekała ją kolejna przeszkoda- okser. Pokonała go w pięknym stylu, po mistrzowsku. Naprawdę miała skoki we krwi. Po zrobionej na prawo ósemce czekała na nią stacjonata. Bati wybiła się za wcześnie i w rezultacie zrzuciła jeden drążek, ale było to małe wykroczenie, gdyż stacjonata była stosunkowo wysoka. Batatlka nie zraziła się ani trochę. Czułam jak nosi ją energia więc mocno trzymałam za wodze, w obawie, że coś jej odbije. Według mojego programu, kolejną przeszkodą był mur. Aby się do niego dostać zrobiłyśmy galopem woltę na około hali. Gdy przybliżałyśmy się do przeszkody zwolniłam do kłusa. Bati po chwili wylądowała po drugiej stronie, klepana przeze mnie wyjątkowo mocno, gdyż oddała wysoki i precyzyjny skok. Bati za bardzo rozkojarzona, trochę z mojej winy za późno skoczyła i zwaliła najwyższy drążek triblebarre. Ostatnią przeszkodą ustawioną w centrum hali był bardzo wysoki doublebarre 10cm-110cm! Nie byłam pewna czy klaczka sobie poradzi, wiem jednak, że udało jej się pod sayuri oddać 120cm skok, więc zaryzykowałam. Kłusem natarłyśmy na nie błahą trudność. Skok okazał się ekonomiczny, dobór wymierzony, po prostu idealny. Zatrzymałam klacz i szybko, aczkolwiek delikatnie z niej zeszłam. Czule poklepałam ją po szyi. Kilka chwil głaskałam ją, ale w końcu przestałam bojąc się doprowadzić do śmierci Batki z zagłaskania Very Happy Na pożegnanie dałam jej do pyszczka jabłkowego cukier asa. Po rozsiodłaniu, zaprowadziłam Bati na padok, wiedząc, ze tam najlepiej się wyszaleje. Widząc leniwie skubiącego trawkę Orlika, pomyślałam czy on również ucieszy się z kolejnej szalonej gonitwy, do której z pewnością zagoni go Batalka. –Nie wnerwiaj orlika-rzuciłam na pożegnanie. Bati obdarzyła mnie czujnym spojrzeniem dwu-kolorowych oczu.

PNH z Grzficzką 23.05.08r.
Przyjechałam do stajni Aloes. Hm…W sumie fajna nazwa. Kojarzy mi się z cukierkami cukierkami apteki o.O
Fris akurat była zajęta czyszczeniem naszej podopiecznej Batali. Następne imię przywołujące dobre skojarzenia, tym razem takie dominujące, wojskowe, jak batalion(Ee…to chyba też takie fruwające coś zwane ptakiem).
- Hej – podeszłam do nich rzucając torbę w kąt – Co robisz? – spojrzałam zaciekawiona na trzymane w ręce zgrzebło.
- Nie widać, że usiłuję wyczyścić tego brudaska? – powiedział Franek ze śmiechem.
- Zrobisz to później, teraz twoja praca pójdzie na marne – zabrałam woreczek ze szczotami z dala od niej i podałam halterek – Teraz kochana idziemy się brudzić – uśmiechnęłam się.
Z tego, co wiem klacz uwielbia się tarzać, galopować, zajmować wszystkim co się dzieje naokoło i nie potrafi skupić uwagi na jednej rzeczy. Dużym plusem, który prawdopodobnie ułatwi nam pracę nad pierwszą grą jest to, że Batalia uwielbia pieszczoty.
Zostałam zaproszona na halę. Było troszkę chłodno, więc byśmy zamarzły, noi padało, pamiętajmy o tym.
- Zadam pytanie to samo co każdemu, czy kiedykolwiek robiłaś z nią coś pod punktem PNH?
- Mam ją krótko, ale coś tam chyba z Friendly było… - Frisiak zaczął się zastanawiać.
Na krótko puściłyśmy klacz, aby się wyhasała. W tym czasie przygotowałam materiały. Oczywiście najpierw lina, bez której nasze zabawy nie będą na razie przyjemne. Potem savvy, ja szczerze mówiąc go nie lubię, ale czasem się przydaje.
Następnie nasz kochany carrot stick, bez tego to ani rusz!
- I co teraz? – Fris linę przewiesiła przez lewe ramię i prawą ręką złapała marchewkowy patol.
- A jak myślisz? – spojrzałam w kierunku galopującej Batalii.
Fri wzruszyła ramionami i poszła gonić za mustangiem. Gonitwa trwała dobre 15minut. Klacz cały czas zawracała, akurat akurat tym momencie, kiedy dziewucha była na tyle blizko by złapać ją za kantar.
- Nie mamy na to całego dnia – krzyknęłam grzebiąc nogą w piachu.
Po 15 minutach wreszcie stanęła przedemną zmęczona Fris i uradowana kobyłka.
- To pokaż na co Cię stać – uśmiechnęłam się i zaczęłam patrzyć Frani na ręce.
Batka spuściła potulnie łeb i gdyby była kotem pewnie meuczałaby z zadowoleniem, kiedy Fris głaskała ją po łebku.
Potem przejście przez ganasz na szyję. Wszystko w porządku. Ludzie, przecież na głowie, szyi i grzbiecie to kon jest przyzwyczajony, a wszyscy są od razu happy, bo kuń dał się poklepać po szyi.
Na zadzie klacz mocno ciepnęła ogonem po ręce. Potem jednak już było dobrze. Tylnie nogi. Tutaj było gorzej. Przy kopycie mocno tupnęła, akurat tą nogą i Fris aż odskoczyła. Jednak spokojnie. Jeszcze raz. Porażka. Jeszcze raz. Znowu to samo. I do trzech razy sztuka. Nie było odruchu tupania.
Przy wymionach klacz przeszła trzy kroki naprzód i ustawiła się do nas tyłem. Nic się nie stało. Fris spokojnie obeszła ją dookoła i kontynuowała. Na brzuchu i przednich nogach nic się nie działo. Na piersi też nie. Więc powtórka wszystkiego od początku. Super! Jak na „ADHD” stała spokojnie.
- No, ładnie – powiedziałam siadając w piachu.
- Co ty ulicha wyczyniasz?
- Pokazuję co masz robić czyściochu – odparłam biorąc od niej Carrotsa i zaczęłam spokojnie nim wymachiwać przy ziemi.
Dziewczyna spojrzała na mnie jak na wariatkę, jednak Bati szybko się mną zainteresowała. Podeszła, obwąchała, a potem nie spuszczając oczu z dyndającego savvy położyła się.
- A ja ją dopiero czyściłam! – Franek załamał ręce.
- Mówiłam, że będziemy się brudzić – położyłam się na brzuchu i zaczęłam głaskać klacz po czółku.
- No to jak, jest az tak źle? – spytałam, a w tym momencie zobaczyłam, że zmęczona pogonią i całym dniem Fris wtuliła się w szyję masywnego stworzenia i przysnęła o.O
- Halo, kobito jeszcze nie kończymy – zachichotałam. Jednak obudzona Frania, zaspanym głosem zaczeła mamrotać, że musi wyczyścić tego gamonia kochanego, bo potem zapomni.
Przy stanowisku pomogłam jej tego, dokonać, a potem poszłam i nie mogę się doczekać kolejnego spotkania. Jeżeli będę miała taki zaszczyt to postaramy się wychodzić w teren.

Pierwszy Teren 25.05.08r.
Jako,że pogoda dziś bardzo ładna postanowiłam pojechać w teren na Batalii.Od kiedy Grzywa zaczęła z nią pracę w PNH klacz zmieniła się nie do poznania-daje nawet te kopyto, którego wcześniej nigdy by nie podała.Pomyślałam wiec,że może uda mi się ją okiełznać w terenie.
O 10 poszłam do stajni.Było ciepło więc założyłam bluzkę a na to bezrękawnik, oraz letnie bryczesy.Trochę cicho było w stajni,ciszej niż zazwyczaj.Bez Orlika i Hiata zrobiło się tak jakoś pusto.Poklepałam Baliego po szyi i skierowałam się dalej, do boksu Kropki.Gdy mnie zauważyła, zarżała wesoło.Odpowiedziałam jej uśmiechem.
Dopięłam do kantarka klaczy uwiąz i jak zwykle, skierowała ją na stanowisko.Tam, rutynalnie, przywiązałam uwiąz do kóleczka w ścianie i poszłam do siodlarni po sprzęt i szczotki.Klacz nie była tak jak zwykle, brudna jak Potwór Błotny, ale to nie znaczy,że czyściłam ją krócej.Ponieważ po pozbyciu się sklejek,wygładzeniu sierści i po strząsnięciu kurzu i paprochów, przeznaczyłam chwilę by zrobić Bati przyjemny masaż.Klacz zadowolona, rżała ze szczęścia.Po masażu założyłam klaczy kantar, gdyż nie jest jeszcze przyzwyczajona do wędzidła.Z siodeł wybrałam wszechstronne, najlepsze na taki teren.Po osiodłaniu zaprowadziłam klacz przed stajnię, gdzie dosiadłam ją z drewnianej ławeczki, by zaoszczędzić Bati stresu.
Ruszyłśmy stępem i już po chwili znalazłyśmy się na polnej drodze prowadzącej na łąkę.Po lewej stronie przepływał szemrzący strumyk.Batuś na wszystko zwracała uwagę: ganiała wciąż za motylami, ale do tej pory jakoś sobie z nią radziłam.Czułam jak radość ją rozpiera, jak bardzo chciałaby strzelić baranka i pobiec gdzieś między łany zbóż.Słońce raz znikało, raz wychodziło z za chmur.Przemknęło mi zaraz przez głowę co by się stało, gdyby rozpętała się burza.Zostałam brutalnie wyrwana z tych obmyślań, gdyż Kropek mój, przyspieszył nagle do kłusa.Okazało się,że przed nami jechał jakiś facet na małopolskim,potężnym karym ogierze.Nie zwalniałam klaczy, tylko dalej kłusowałyśmy,aż w końcu dogoniłyśmy ogierka (?).Zaczęłam konwersację.Okazało się,że, na szczęście Bozno (jak zwał się kary koń)jest wałaszkiem z pobliskiej stajni, iże to również jego pierwszy teren.Nagle Marcin,bo tak miał na imię właściciel Bonzo, wpadł na pomysł ścigania się.
-Do lasu,tutaj blisko.Raptem kilka metrów.Choć,będzie fajnie.
Nie wiem jak naległam tym namowom, ale już po chwili galopowałam na Kropce niczym na filmach.Włosy powiewały za mną, tak samo jak grzywa Bati.Bozno ciągle był pierwszy, ale jak i tak cieszyłam się,że mogę tu jechać na Kropce, że galopuję na niej w terenie.Że ptaszki wesoło ćwierkają nam nad głowami,że strumyk wesoło wzbiera.I nagle Kropka przyspieszyła do mega cwału.Już po chwili zrównałyśmy się z Bonzo i marcinem.Jeszcze trochę wysiłku potężnych nóg i Bati objęła prowadzenie.Po chwili pierwsze dotarłyśmy do lasu.Poklepałam klacz wesoło po szyi.Bati wesoło rżała.Wygrałyśmy! Po chwili przygalopował Marcin na Bonzo.-Noo...wygrałyście.-powiedział jakby z niedowierzaniem.Ja odpwoiedziałam mu uśmiechem i jeszcze raz poklepałam kropkę.Nagle niebo zasnuły chmury i rozpadał się duży deszcz.Zawróciłam klacz do stajni, wcześniej żegnająć się z Bonzem i jego panem.Galopując w końcu dotałyśmy na polną drogę i po chwili znalazłyśmy się w stajni.Przeszło mi przez głowę,że nic nie ćwiczyłam podczas terenu.Miałam zamair przerobić z Bati wydłużanie i skracanie chodu, i co? Tylko bawiłyśmy się.Mimo to byłam z tego terenu ogromnie zadowolona.
Szybko rozsiodłałam klacz i wyczyściłam, tym razem była wystarczająco upaprana,by jej mycie zajęło mi dobre 40minut.Zaprowadziłam Bati doboksu i wylewnie się z nią pożegnałam.
Taak, to był super teren Wink

Trening Skokowy 12.06.08r.
Miejsce: kryta hala, a potem parkur na zewnątrz

Pogoda: ciepło,lekki wiatr

Sprzęt: siodło,wędzidło gumowe

Przed Treningiem

Dzisiaj pogoda jest piękna, ale bądź co bądź-męcząca dla koni (ze względu dużej temperatury).Jednakże postanowiłam,że potrenuję dziś z Kropką na parkurze, który uprzednio rozstawiłam na zewnątrz.Jednak zanim przejdziemy do właściwego treningu, rozpręże Bati na krytej hali.

Po drodze do stajni wzięłam ze sobą cały osprzęt potrzebny do czyszczenia, jak i siodłania i położyłam go na stołeczku przy stanowisku.Przypięłam do Baciowego kantarka uwiąz.Kropka sojrzała na mnie swoimi radosnymi dwu-kolorowymi oczyma-czyżby cieszyła się z tego,że za chwilę rozpoczniemy trening? Z powrotem poszłam do stanowiska, tym razem w towarzystwie wesoło rżącej klaczki.Chwyciłam iglaka i rozczesałam zaklejki upstrzone na sierści Bati.Przez dobre 5 minut szorowałam plamkę na zadku klaczy, gdy w końcu zrozumiałam,że to plamka z jej appaloosowatej sierści Smile Kolejne 10 minut poświęciłam przygłądzając zmierzwioną od rozczesywania zaklejek, sierść, oraz strząsając nagromadzony na niej kurz.Chwilę poświęciłam też na jakiś nieznany masaż a'la Fris.Czym kolwiek on był, po jego wykonaniu Kropka rżała z zadowolenia.Odłożyłam włosiankę, i chwyciłam grzebień.Rozczesałam nim ogon, a potem grzywę, którą zaczesałam na prawy bok.Po chwili Batalek i tak zaczął trząść łebkiem, i ruchy grzebienia poszły na marne.Na koniec zgrzebłem rozczyściłam kopytka.Założyłam Kropce białe owijki, a następnie założyłam siodło skokowe.Wędzidło miała wciąż gumowe, zgodnie z zaleceniami Sayuri.Przez cały czas klaczka stała spokojnie, od czasu do czasu stąpając.Gdy była już gotowa, zaprowadziłam ją na krytą halę.

Rozgrzewka

Na hali dosiadłam Batalię z klocka.Ruszyłyśmy stępem.Przez chwilę pracowałam nad sprężystością tego chodu.Nastepnie skierowałam ją na prawo, i zrobiłyśmy kilka kółek po całej hali, także po tej części z lustrami.Na początku Bati zdziwiła się, widząc mnie na jej sobowtórze, i zaczęło trochę rżeć.Jednak po chwili,mądra dziewczynka, zrozumiała,że to ona sama odbija się w tafli szkła, i mogłyśmy powrócić do ćwiczeń.Po kilku woltach i pół woltach zrobiłam z nią trzy spirale, a potem na skoksy po hali. Batalia reagowała na każdą, nawet najniklejszą pomoc jeźdzca, więc musiałam się panować.Po ćwiczeniach w stępie (wolty,półwolty,spirale,przechodzenie przez drążki) pospieszyłam Kropkę do kłusa, i co dziwne, rzeczywiście przeszła do tego chodu, zamiast jak to zwykle, wystrzelić do galopu.Poklepałam ją po szyi zdziwiona, że i mnie, i jej, udało się opanować pomoce.Znowu wykonywałyśmy te same ćwiczenia.Dałam łydką mniej niż pół,o ile to możliwe, by przyspieszyć klacz do kłusa ćwiczebnego. Kropka posłusznie zmieniła chód, i teraz w nieco szybszym tempie: przechodziłyśmy przez drążki,wykonywałyśmy spiale,wolty i półwolty.Zwolniłam klacz do stępa.Zmiana ta była dość płynna.Na próbę przyspieszyłam Batalię do kłusa, a potem do kłusa ćwiczebnego.Zadowolona, poklepałam klaczkę, widząc,że opanowała już płynne zmienianie chodów.Na koniec ćwiczeń w kłusie, zrobiłyśmy dwa wężyki, w tym jeden wyszedł trochę kulawy.Przyspieszyłam klacz do galopu (,,hop galop'' i lekka łydka). Kropka posłusznie ruszyła tym chodem.Skierowałam ją na lewo, z lewej nogi i zrobiłyśmy kilka wolt.Lustra już zupełnie nie interesowały Batalki, teraz klaczka skupiła się mocno na moich poleceniach.Po kilku woltach i pół woltach, spróbowałam by Kropka poszła na prawo z lewej nogi, to znaczy w kontr galopie.Nigdy jeszcze tego z ią nie próbowałam, więc zdezorientowana Bacia, zatrzymała się gwałtownie, a mi nogi wyleciały ze strzemion.Pospiesznie z powrotem je tam umieściłam, i ponownie natarłam. Batalka ruszyła kontr galopem.Udało się! Podczas dzisiejszej rozgżweki udało nam się opanować dwie czynności: płynne zmienanie chodów i kontr galop! Byłam bardzo zadowolona z mojej podopiecznej.Po drążkach i spiralce, uznałam, iż Bacia wystarczająco się rozgrzała.Wobec tego zsiadłam z niej, i zaprowadziłam na parkur, na zewnątrz.

Właściwy Trening

Gdy wyszłam z hali na dwór, uderzyło mnie ciepłe powietrze.Było na prawdę upalnie.W oddali, na padoku Bonzo, zamiast szaleć, leniwie skubał trawkę.Zaprowadziłam Batalię na prowizoryczny parkur, i ustawiłam ją na początku, przed niską kopertką.Miała ona 40 cm.Dosiadłam klaczy, tym razem bez klocka.Ruszyłam ją stępem.Narazie ominęłam przeszkody, robiąc jakieś skomplikowane spiralki pomiędzy nimi.Gdy klacz zapoznał a się juz z parkurem, ponownie ustawiłyśmy się na pozycji wyjściowej-przed kopertą.

Wygląd Parkuru

Dałam łydkami, na znak,żeby już ruszać.Przyspieszyłam szybko klacz ze stępa do kłusa, także , na kopertę natarłyśmy już kłusem.Batalia bezproblemowo pokonała przeszkodę.Oddany skok były dobrze wymierzony,klacz skoczyła idealnie wysoko by ją (kopertę) pokonać.Uwzględniam to, ponieważ Batalii zdaża się wystrzelić za wysoko, a zdezorientowany jeździec, ląduje wtedy, najczęściej na trawie.Po pokonaniu kopertki, Bacia zrobiła lekki łuk na lewo, by tam ponownie oddać skok-tym razem na 60-cm stacjonatę.Ponownie skok był idealny.Prawie.To znaczy skok-sam w sobie był bardzo dobry, tak jak kopertkę,Batalia stacjonatę pokonała ładnie i gładko.A prawie dlatego, bo po pokonaiu przeszkody, nie wiedzieć czemu Bati się zatrzymała.Nigdy nie spotkałam się z takim ,,wyłamaniem po pokonaniu przeszkody'', więc byłam lekko zdziwiona.Po chwili znalazłam sprawcę tego problemu-bura kicia przecięła przed nami, więc Batalia chcąc uniknąć kolizji zatrzymała się raptownie.Gdy kotka oddaliła się na tyle, żebym nie musiała się obawiać powtórzenia tej sytuacji, powiedziałam ,,kłus!'' i dałam łydkami.Batalia ruszyła.Czekał nas kolejny,ostrzejszy zakręt na lewo.Gdy Kropka była już blisko przeszkody, nieco za wcześnie, oddała skok.Był ładny, mogłabym powiedzieć:widowiskowy.Przez to,iż Batalka wybiła się za wcześnie strąciłaby jedną z górnych cegieł muru, jednakże w ostatniej chwili podciągnęła nogę do góry, i zaliczyła skok bezbłędnie.Była w górze trochę dłużej,ciągle się zastanawiam, jak jej się udało tak ,,polecieć''.Ledwo obie ochłonęłyśmy po murku, a po kolejnym łuku w lewo, czekała nas kolejna trudność:100 centymerowy okser.Był w ostrych kolorach: zółyo-czerwono-biały. Na szczęście Batalia nie przestraszyła się jego jaskrawości, i oddała bardzo ładny, wymierzony skok.Poklepałam Kropkę po szyi.Zaraz za okserem czekała nas jednak nowa trudność:doublebarre! Po kilku krokach Bacia znowu musiała oddac skok,niestety była zrzutka.Poleciał najwyższy-110 centymetrowy drąg.Ogarneły mnie wąpliwości-jak Batalia da sobie radę z wyższym triplebarrem? Dopiero po tym, jak czysto i ładnie Krpka pokonała tę nie lada trudność uspokoiłam się.Poklepałam wesoło klacz po szyi i zsaidłam z niej.Była zziajana, ale zadowolona. Wyjęłam z kieszeni kurtki cukierka jabłkowego i podałam jej.Gdy już go zjadła, zaprowadziłam ją na padok.Tam, ku mojemu zdziwieniu,Batalia zamiast zacząć szaleć i strzelać baranki,złożyła się na trawie.Już myślałam,że chce odpocząć-ale po chwili okazało się,że moja ,,mała'' ...tarza się w błotku.Pożegnałam się z Batalią i poszłam do domu.

Już jutro poznam werdykt-czy przeszłam pozytywnie okres próbny.Na myś o tym,iż Bacia zostanie mi zabrana, coś mnie kuje w sercu.

Czas treningu-40 minut

Przydatność: duża

Postępy: płynne przechodzenie chodów (stęp-kłus-kłus pośredni),kontrgalop


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sayuri
Mały wolontariusz



Dołączył: 13 Lis 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:53, 20 Kwi 2009    Temat postu:

Przyjechałam dzisiaj do Batalii dopiero teraz kiedy w końcu pogoda zrobiła się na tyle znośna że dało się popracować. Na początek wyprowadziłam ją na stanowisko do czyszczenia i zajęłam się porządnym szczotkowaniem. Batalia zgodnie ze swym zwyczajem musiała się gdzieś wczoraj utaplać. Przy okazji obejrzałam jej nogi czy nie podpuchły po wczorajszym rozczyszczaniu. Na szczęście wszystko było dobrze. Założyłam jej przywieziony ze sobą kantar sznurkowy i przywiązałam do niego długą linę. Zabrałam klacz na round pen i ustawiłam ją na środku. Pogładziłam ją dłonią po głowie i po chwili zdjęłam kantar. Batalia zaczęła biegać po okólniku rozglądając się i rżąc do koni w stajni. Cmoknęłam na nią i Batalia od razu zerknęła na mnie ciekawsko. Po chwili podeszła obszukując moje kieszenie. Była zupełnie taka jak ją zapamiętałam. Pogładziłam ją znów po głowie i założyłam kantar. Pozostawiając luźną linę zaczęłam głaskać kobyłkę po całym ciele w ramach rozgrzewki przed planowaną na dzisiaj zabawą. Bati na początku była nieco podekscytowana i usiłowała mnie zaczepiać, w końcu jednak uspokoiła się i rozluźniła opuszczając głowę. Uszy miała zwieszone na boki. – Pora wstawać mała – zawołałam wesoło. Batalia uniosła głowę zerkając na mnie kątem oka. Pogłaskałam ją po szyi a po chwili przyłożyłam lekko palce do jej łopatki. Batalia na początku zaparła się lekko ale po chwili ustąpiła kawałek. Od razu ją pochwaliłam za to. Przeszłam kawałek w bok i kazałam jej odsunąć się zadem. Bati odsunęła się nim zdążyłam ją dotknąć. Przez kilka chwil bawiłam się z klaczą w jeża by za chwilę przejść do zabawy w jo-jo. Batalia nie potrafiła jeszcze do końca tej gry. Zaczęłam lekko machać liną by cofnąć klacz. Kropka jedynie popatrzyła na mnie lekko zdziwiona. Wzmocniłam sygnał potrząsając mocniej liną. Zirytowana kropka cofnęła się w końcu o krok. Gdy to zrobiła natychmiast puściłam linę luźno. Po chwili zaczęłam od nowa. Batalia tym razem cofnęła się na lżejszy sygnał. Zaraz po tym znów dostała pochwałę. Powtórzyłam z nią tą procedurę jeszcze kilka razy uzyskując efekt trzech kroków w tył na lekki sygnał. Na tym postanowiłam zakończyć. Nie chciałam jej przecież znudzić. Zabrałam ją jeszcze na krótki spacer wokół S.C. po czym odstawiłam do boksu dając jej na pożegnanie marchewkę.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jockeyka




Dołączył: 12 Cze 2009
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tychy

PostWysłany: Sob 19:15, 13 Cze 2009    Temat postu:

Przyjechałam dziś do SC by zająć się trochę Batalią. Po pierwsze wyczyściłam ją po jej wczorajszych taplaninach w kałużach. Stała bardzo spokojnie. Następnie zaprowadziłam ją na round pen. Batalia wydawała się być trochę niespokojna i rozkojarzona. Poklepywałam ją po szyi i przemawiałam do niej cichym głosem. Na początek zapięłam jej lonżę i parę kółek w obie strony stępowałyśmy. Później podeszłam do niej i zdjęłam jej z pyska kantar. Batalia otrzepała się i od razu rzuciła się na ziemię i zaczęła tarzać. Byłam na nią trochę zdenerwowana bo bardzo długo czyściłam z niej plamy, ale obie się uspokoiłyśmy gdy wstała i zaczęła słuchać poleceń. Na początek stęp w obie strony. Potem kłus. Nagle Batka zatrzymała się gwałtownie, chwilę stała w miejscu jak posąg a potem podbiegła do mnie by wyjąć jakieś smakołyki z mojej kieszeni. Pogładziłam ją ręką po chrapach i zaprowadziłam pod ścianę. Zrobiłyśmy jeszcze kilka kółek galopem. Szczerze mówiąc byłam z nij dumna, że nie wykazała żadnych oznak zdenerwowania, oznak dominacji i niechęci do wykonywania pracy. Założyłam jej kantar, i zaprowadziłam na stanowisko. Musiała wyczyścić jej sierść przez jej figle i umyć kopyta. Po zakończeniu pielęgnacji odprowadziłam ją do boksu, i dałam na pożegnanie zielone jabłuszko.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kara292




Dołączył: 08 Lip 2009
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:49, 08 Lip 2009    Temat postu:

Przechadzając się po SC dostrzegłam śliczny czarno biały łebek, wystający z jednego z boksów. Podeszłam do niego i przeczytałam plakietkę:
"Batalia
han/app"
Spodobała mi się, więc mimo pogłosek o jej płochliwości postanowiłam zabrać ją w teren. Zaprowadziłam ją na stanowisko i dokładnie wyczyściłam. Sierść miała posklejaną błotem. Pewnie się tarzała... Wzięłam jej ujeżdżeniowe siodło i ogłowie, wyjęłam skośnik. Osiodłałam ją i okiełzałam. Przy wsiadaniu nieco się kręciła ale dała na siebie wsiąść. Była lekko zestresowana, gdy wyjechałyśmy na polną drogę. Odetchnęłam kilka razy głośno, aby pokazać klaczy, że jestem rozluźniona i się nie boję. Po 15 min stępa ruszyłyśmy wolnym kłusem. Wjechałyśmy w las. Słońce świeciło a lekki wiatr wyginał szczyty sosenek. Klacz czasem wzdrygiwała się gwałtownie na widok takich przerażających przedmiotów jak np. porzucona kierownica od roweru ale widząc, że ja nie reaguję, przechodziła dość spokojnie. Pozwalałam jej pogapić się na "niebezpieczny" przedmiot ale nadal nakazywałam energiczny ruch do przodu, aby nie nauczyła się zwalniania. Zwolniłam ją do stępa i zjechałyśmy ze ścieżki w las. Klacz była dość spokojna. Niekiedy zerkała nerwowo między drzewa. Napędziłyśmy stracha grzybiarzowi, zjawiając się nagle tuż przy nim. Ruszyłyśmy kłusem, potem galopem. Jakieś 20 m przed nami dostrzegłam złamaną sosnę w taki sposób, że przypominała stacjonatę o wysokości... hmmm... ja wiem... z 80 cm. Postanowiłam spróbować skoczyć. Jechałyśmy równym galopem, jednak gdy klacz spostrzegła do czego zmierzam spięła się i zaczęła wachać. Chciała wyłamać. Zahamowała przed przeszkodą. Ledwo utrzymałam się w siodle. Pozwoliłam klaczy powąchać i obejrzeć dokładnie przeszkodę. Zawróciłam. Odjechałyśmy stępem z 15 m od przeszkody, aby zrobić rozbieg i spróbowałam jeszcze raz. Zagalopowała ślicznie ze "stój". Czułam, że jest spięta i się wacha jednak stanowczo przyłożyłam łydkę i... hamulec. Postanowiłam spróbować jeszcze raz. Odjechałam tym razem trochę dalej (ze 30 m) i znów ruszyłam galopem. Tym razem prowadziłam klacz bardzo stanowczo (wręcz ostro). Intensywnie działałam łydką i dosiadem. Gdy klacz zaczęła się spinać znów zadziałałam (może zbyt gwałtownie) łydką i dosiadem, pomogłam sobie jeszcze palcatem i udał się nam skok! Coprawda klaczka skoczyła z gigantycznym zapasem ale skoczyła. Pochwaliłam ją radosnym "Brawo Batalia! Ślicznie!" i delikatnym pogłaskaniem po szyi. Pogalopowałyśmy dalej. Skręciłyśmy w stronę ścieżki. Wyjechałyśmy na łąkę. Klacz zahamowała gwałtownie na widok podrywającego się bażanta ale nakazałam jej galop więc pogalopowała dalej, nadal uważnie obserwując to miejsce. Zobaczyłam przed nami niezbyt szeroki rów, oddzielający łąkę od polnej drogi.
- No to skaczemy!- szepnęłam do klaczy. Gdy zobaczyła, co zamierzam zrobić spięła się straszliwie, że galop był praktycznie nie do wysiedzenia ale znów pewnie i stanowczo zadziałałam łydką, wypchnęłam klacz dosiadem, wspomogłam się palcatem, jeszcze raz dałam łydkę do wybicia i Batalia ślicznie przeskoczyła tę "bezdenną czeluść". Pochwaliłam ją, okrążyłam raz łąkę po drugiej stronie ścieżki (ta już nie była oddzielona rowem), zwolniłam do kłusa, w którym zrobiłam jeszcze jedno okrążenie, zjechałam na ścieżkę i ruszyłyśmy w stronę stajni. Klacz nieco się zdenerwowała po tym drugim skoku ale mówiłam do niej spokojnym głosem, głaszcząc ją po szyi to trochę się rozluźniła. Dojechałyśmy kłusem do miejsca, w którym zeszłyśmy z drogi i przeszłyśmy do stępa. w stępie klacz znacznie bardziej się denerwowała na jakikolwiek ruch w zaroślach czy szelest ale przy pomocy łagodnego lecz stanowczego podejścia natychmiast ją uspokajałam. Wjechałam do boksu (wiem, nie powinno się tego robić), zeskoczyłam z niej, poklepałam i rozsiodłałam. Zdjęłam ogłowie, wyczyściłam ją dokładnie i poczęstowałam marchewką. Jeszcze raz pogłaskałam i wyszłam z boksu.
Podsumowanie: Klacz nie jest raczej płochliwa, zachowuje się jak każdy młody koń, nieprzygotowany do pracy w terenie. Trzeba jej pozwolić przyjrzeć się "strasznemu" przedmiotowi, aby przestała zwracać na niego uwagę.
Wniosek: Z klaczą powinno się pracować łagodnie, delikatnie i umiejętnie ale stanowczo- czyli jak z każdym młodym koniem.
Nowo nabyta umiejętność: Pokonywanie drobnych przeszkód terenowych (do solidnego dopracowania).
Długość wyjazdu: ok 1,5 h
Dziękuję za możliwość miłej przejażdżki Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kara292 dnia Pią 22:45, 10 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
chocky
Mały wolontariusz



Dołączył: 26 Sty 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:55, 02 Paź 2009    Temat postu:

Zimny wiatr targałał mi włosy, a ja szybkim tempem szłam przed siebie, wypatrywałam znajomej ścieżki prowadzącej do Stajni Centralnej. Na samą myśl o zobaczeniu Batalii malował mi się szeroki uśmiech na twarzy. Dziś postanowiłam zabrać ją w teren. Weszłam dużą bramą i już zobaczyłam budynki i pastwiska SC. Weszłam do stajni i odrazu wzrok wlepiłam w bosk mojej ukochanej klaczki Batalii. Podeszłam do niej i przywitałam się.
-Hej, malutka.
Przejechałam wierzchem dłoni po jej pyszczku. Wyjęłam z kieszeni duże, dorodne jabłko i dałam klaczce, a ona zaczęła chrupać je zadowolona. Posmyrałam ją chwilkę za uszkiem ale zaraz przypomniały mi się moje plany związane z dzisiejszym południem.
-No kochana, wybierzemy się dzisiaj w teren.
Oznajmiłam jej, wzięłam kantar wisiący na haczyku i wsunęłam się do jej boksu. Założyłam go na jej pyszczek sprawnym ruchem. Dopięłam do niego uwiąz poczym wyprowadziłam tarantkę przed stajnię. Uwiązałam ją porządnie, aby mi nie zwiała Smile.
-Zaraz wracam, poczekaj tu na mnie.
Powiedziałam i spojrzałam na niebo, na którym było coraz więcej ciemnych chmurek.
-Miejmy nadzieje...że nie będzie padało.
Pomyślałam i ruszyłam do siodlarni. Podrapałam się po głowie szukając skrzynki Batalii...
-Salinero...Trianna...Magic Dancer...O, jest. Batalia.
Powiedziałam sama do siebie, włapałam skrzynkę za uchwyt. Ogłowie przełożyłam sobie przez ramię a siodło, czaprak i ochraniacze wzięłam sobie do wolnej ręki. Tak obładowana ruszyłam do Batalii która stała, tak jak myślałam, grzecznie. Wyjęłam z skrzynki zgrzebło plastikowe i rozczesałam zaklejki, do 2 ręki wzięłam włosiankę. Gdy pozbyłam się zaklejonej sierści zaczęłam 'usuwać' wszelkie obumarłe włosie, kurz itp. Rozczesałam grzywkę, wyczyściłam jej pysio i złapałam za kopystkę. Stanęłam przy lewej przedniej nodze i przejechałam po jej kończynie ręką.
-Noga, mała.
Powiedziałam stanowczym tonem, a gdy taranowata podniosła kopyto, złapałam je i zaczęłam czyścić, tak zrobiłam także z pozostałymi. Czysta. Zdjęłam kantar z jej łebka i zsunęłam na szyję. Założyłam jej ogłowie, zapięłam podgardle i nachrapnik. Na jej grzbiet zarzuciłam czaprak, poczym delikatnym ruchem siodełko. Podpięłam popręg na 3 dziórkę. Kucnęłam i założyłam jej na nogi ochraniacze. Posprawdzałam czy cały sprzęt jest prawidłowo założony. Na ziemi leżał już mój kask, palcat i rękawiczki. Uradowana założyłam kask, do ręki wzięłam bata i rękawiczki. Zdjęłam kantar z szyji Batalii i wyprowadziłam ją kawałek. Lewą nogę wsunęłam do strzemienia a prawą się odbiłam. Przeżuciłam nogę nad siodłem i siadłam delikatnie. Wyregulowałam sobie strzemiona, podpięłam popręg, założyłam rękawiczki na dłonie.
-No to jedziemy ;D
Dałam jej łydkę, zebrałam wodze i ruszyłyśmy w stronę lasu. Dziś nie miałam żadnych specjalnych planów na teren, o. Chodziło mi aby się rozluźniła Wink. Klacz szła przed siebie energicznym stępem. Przejechałam dłonią po jej aksamitnej szyjce. Wyjechałyśmy już całkowicie z terenów Stajni Centralnej i zobaczyłam dość sporą górkę którą pamiętałam z terenów z Potokiem. Zrobiłam półsiad i dałam jej mocniejszą łydkę. Pokonała ją bez problemów. Wjechałyśmy do lasu, ścieżka się zwężyła. Po chwili stępa dałam jej łydkę do kłusa. Klacz nie ociągała się, odrazu ruszyła energicznym kłusem. Poklepałam ją po łopatce i zaczęłam anglezować do rytmu chodu klaczki. Zebrałam nieco wodze tak aby klacz się nie rozpędzała. Ścieżka łagodnie spadała w dół. W oddali pojawił się zakręt. Tak, to tu trzeba było skręcić, więc tak uczyniłam. Nieopodal zobaczyłam mały rów.
-No dobra, to pokaż co potrafisz.
Dałam jej mocniejszą łydkę aby pokonała rów w kłusie. Ta bez problemu się wybiła i wylądowała kawałek za nim. Poklepałam ją. Nagle ścieżka złagodniała tak, że można było zagalopować. Siadłam w siodło, oddałam jej lekko wodze, dałam łydkę do zagalopowania. Ta się zbytnio rozpędziła. Zatrzymałam ją i spróbowałam jeszcze raz. Wyszło o niebo lepiej. Ruszyła do przodu umiarkowanym galopem na prawą nogę. Przyjemny chód klaczy sprawił że było mi wygodnie wysiedzieć. Znów skręciłyśmy, znów kolejna przeszkoda- powalone, spruchniałe drzewo. Popędziłam ją delikatnie łydkami, ta wybiła się i idealnie wylądowała. Pochwaliłam ją. Las był coraz rzadszy. Odchyliłam się do tyłu i przystopowałam ją tak aby przeszła do kłusa. W oddali było widać pastwiska Stajni Centralnej i w mgnienia oku zaczęłyśmy się zbliżać. Zatrzymałam ją do stępa i poluzowałam popręg, klacz się spociła.
-Dobra robota.
Pochwaliłam ją i zatrzymałam na podjeździe. Zeskoczyłam z niej, przytrzymałam wodze. Podwinęłam strzemiona i poluzowałam popręg. Podprowadziłam pod stajnię, założyłam jej kantar na szyję i poszłam po derkę padokową. Wróciłam, zdjęłam jej siodło, ogłowie, ochraniacze. Rozczyściłam spocony grzbiet. Taki masaż, o. Smile Zaczęłam działać kopystką, po chwili była już czysta. Założyłam jej derkę i zaprowadziłam na pastwisko. Cmoknęłam misię w chrapki i puściłam. Popatrzyłam jak się oddala i wróciłam do stanowiska gdzie ją czyściłam. Zebrałam sprzęt i szczotki, pozamiatałam i wyszłam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin