Forum Stajnia Centralna Strona Główna Stajnia Centralna
Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Cameron - Odwiedziny

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:40, 31 Sty 2010    Temat postu: Cameron - Odwiedziny

Miejsce na odwiedzanie ogiera

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:26, 01 Lut 2010    Temat postu:

Dziś postanowiłam zająć się też groźnym stajennym taranem - Cameronem. Ogier właśnie kopał w drzwi gdy przyszłam. W dłoni miałam skrzynkę ze szczotkami i mocny uwiąz. Podeszłam jakieś 2 metry do boksu a koń machnął głową w wystawionymi zębiskami w moją stronę. Zauważyłam, że mimo mojej ogromnej prośby koń kantara nie ma. po chwili zauważyłam go leżącego nieopodal mnie. No cóż...trzeba będzie pogadać o tym z stajennymi a najlepiej to i kartkę z informacją na boksie wywiesić. Westchnęłam, podniosłam kantar, doprowadziłam do ładu i zbliżyłam się do boksu gniadosza, który stał teraz zadem do drzwi. Na mój widok elegancko kopnął w drzwi.
-Cameron! Uspokój się panie - Powiedziałam ostro, na co koń okręcił się szybko i podszedł blisko mnie unosząc groźnie łeb ze stulonymi uszami. Zbliżyłam się jeszcze bardziej, na co koń się cofnął. Wykorzystałam ten odruch i weszłam do boksu blokując drzwi zasuwą. Koń kilka razy straszył, że rzuci się na mnie, jednak nie dałam się wystraszyć. Podeszłam pewnie do niego, na co koń przykleił się do ściany, następnie mało mnie nie dziabnął. Dotknęłam jego szyi - ogier aż się wzdrygnął i znów próbował mnie ugryźć. Wedy nadział się na łokieć, co sprawiło, że przez chwilę stał jak wryty i patrzył na mnie głupkowatym spojrzeniem. Wykorzystałam to po raz kolejny i szybko złapałam się jedną ręką potylicy konia, drugą kości nosowej. Folblut próbował się wyrwać i raz się delikatnie wspiął, jednak po chwili stanął naburmuszony. Nie czekając ani chwili założyłam mu kantar, za co dostałam dziaba prosto w brzuch. Na szczęście nic się nie stało, tylko kurtka miała piękny ślad od ogierowych zębów. Przebita nie była...uff. Pogłaskałam już na spokojnie konia, dałam smakołyka i mówiłam spokojnym, cichym głosem póki gniadosz się nie uspokoił i choć trochę rozluźnił. Gładziłam go po szyi i ganaszach. Oj...w naszą pracę trzeba będzie włożyć duużo cierpliwości. W końcu po 15 minutach dopięłam do kantara uwiąz i wyprowadziłam wręcz kłusującego ogiera przed boks. Widać, że roznosiła go energia. Uwiązałam mocno i zabrałam się za czyszczenie. Derka wyglądała już jakby miała z 20 lat jednak myślałam, że będzie gorzej. Zdjęłam ją i twardą szczotką zaczęłam mocno szorować sierść Cama. Koń non stop się oglądał na mnie groźnie, jednak był już o wiele spokojniejszy niż w boksie czy tez gdy do nas trafił. Zaklejek jakoś strasznie dużo nie miał, jednak jego wiercenie się spowolniło moją pracę. Złośnik tupał, kręcił się szczurzył jednak nie dałam za wygraną i rozlepiłam jego jasne włosy. Następnie miękka szczotka. pozwoliłam folblutowi ją zobaczyć (bardzo go zainteresowała) po czym zaczęłam czyszczenie od szyi. Poszło szybko, koń wyraźnie lubił tę cześć pielęgnacji, więc trochę to przeciągnęłam, bo w końcu stał spokojnie jak zwykły koń. Potem pogłaskałam go wpychając do buzi cukierka by się czymś zajął i kopyta. Oczywiście - wpierw opór, potem aż nadmierna chęć ich podania, lecz nie do mnie, a we mnie i to najlepiej w twarz. W końcu jednak zdołałam je wyczyścić, a koń dostał kolejną pochwałę, bo ostatnią nogę trzymał ładnie. Na koniec grzywa i ogon. Grzywa poszła szybko, mimo wiercenia się młodego. Z ogonem było najgorzej. Przysunęłam się blisko zadu gniadosza i szybko chwyciłam ogon. Koń wpierw w*urwiony, że co ja robię tupnął kilka razy i wierzgnął, jednak ze względu, iż miałam jego ogon się uspokoił. Szybko go wyczesałam i powyjmowałam słomę, po czym puściłam i sunąc ręką po grzbiecie wróciłam do głowy konia. Pogłaskałam, dałam nagrodę i zakładamy derkę. Oczywiście wpierw uciekanie w bok, a gdy mu się lekko dostało to furia i mało nie zostałam elegancko kopnięta w bok. W końcu derka była założona, koń stał i patrzył na mnie wilczym wzrokiem, więc jeszcze ochraniacze, których założenie równało się z samobójstwem i prowadzimy nabuzowanego rumaka na padok. Gdy go puściłam od razu zobaczyłam jego możliwości jeśli chodzi o wyścigi, jego zwrotność i umiejętność hamowania. Po dobrych 45 minutach czekania aż młody przestanie w końcu szaleć zauważyłam, że koń stoi i patrzy się na mnie, lecz już bez takiej agresji jak przedtem. Podeszłam do niego i złapałam za kantar.
-I co? już starczy? - Powiedziałam głaszcząc konia, który tylko wykonał ruch jakby chciał dziabnąć i stulił uszy. Dopięłam uwiąz i wyszliśmy z padoku. Postanowiłam się chwilę z Panem Złym przejść. Ruszyliśmy w las. Gnidek wpierw się uważnie rozglądał po czym zaczął gryźć uwiąz, na co mu pozwoliłam. Po 10 minutach stępa ruszyłam truchtem, a koń brykając zaczął niby-kłusować obok mnie. Niby, bo albo się ociągał i tylko przyspieszał stępa, albo ruszał do przodu żwawym kłusem. W końcu, po 15 minutach kłusa zwróciliśmy. Wtedy zaczęłam biec szybko przed siebie. Folblut tylko wyciągnął i przyspieszył kłus. Jakieś 5 minut przed stajnią przystopowałam i już spokojnie szliśmy do domciu. Cameron trącił mnie mocno od tyłu, że mało się nie wywaliłam, następnie spojrzał z postawionymi uszami, gdy z groźną miną się odwróciłam. Rozczulona jego uroczym, głupkowatym wyrazem pogłaskałam go tylko i dałam smaczka, po czym stępem wróciliśmy do stajni. Na szczęście, klaczy w pobliżu nie było, więc w miare spokojnie wróciliśmy pod boks.
-Chyba przydałoby Cię jeszcze na karuzelę puścić - Stwierdziłam patrząc, jak koń nadal drepcze w miejscu. Nie pytając się ani nic polazłam tam, wokoło panowała istna pustka. Uwiązałam rumaka i nastawiłam karuzelę na 5 minut stępa, potem 20 minut kłusa i 10 stępa. Sama usiadłam obok Nojki, która podała mi gorącą herbatę i patrzyłam jak młody wścieka się na uwiąz i wszystko wokoło. 35 minut później zebrałam już nieco zmęczonego konia i wróciliśmy do stajni. Uszy Camerona nie przestawały być stulone a koń nie zaprzestał prób gryzienia czy wyrywania się. Pod boksem znów uwiązałam Pana Złego i tym razem tylko przeczesałam gdzie trzeba, kopyta wyczyściłam i zadbałam, bo mimo podkucia to i smarować trzeba. Potem trochę pomasowałam mojego "małego" (haha...kilka razy większego ode mnie xD) wiercipiętę, który choć trochę się uspokoił następnie odstawiłam do boksu.
-Niedługo czeka nas porządny natural, a i join-up by się przydał - Powiedziałam do konia odpinając uwiąz i dając do zjedzenia buraka. Wyszłam, zamknęłam za sobą drzwiczki od boksu (już naprawionego) po czym mało nie miałam czołowego zderzenia z wyszczerzonym pyskiem konia. Zganiłam młodziaka a do żłobu po kilku minutach spokoju wsypałam masę zdrowego, pełnego witamin papu. Odniosłam szczotki i uwiąz, po czym ruszyłam do biura trochę odpocząć i zaplanować jakoś, pomyśleć nad Cameronem i naszymi treningami. No na pewno wpierw natural, join-up, by koń trochę mnie polubił i zaufał, może też pomogę mu nauczyć się panować nad sobą...potem przypomnimy chodzenie pod siodłem od podstaw, czyli na nowo zajeździmy a jeśli wszystko się uda to i potrenujemy ujeżdżenie do L, może skoki czy coś...wszystko zależy od tego, jak szybko koń będzie robił postępy. Na razie idzie mu to trochę opornie, jednak w miarę szybko, jak na konia po przejściach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evov




Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 7:18, 08 Maj 2010    Temat postu:

Przywlokłam się do Stajni centralnej z samego rana. NIe wiem co mi jest, ale lubię trenować albo o świcie albo późno w nocy. Dzisiaj poraz kolejny stanęłam z kartkami w ręce w poszukiwaniu nowego podopiecznego. Dawno ich nie widziałam. Na samym początku wypisane konie zapomniane, o których nikt nie chce wziąść do siebie, potem konie "popularne", o które ludzie się biją.
Opisy wykonane starannie. Mimo,że pracuję tutaj od jakiegoś czasu nie miałam okazji poznać wszystkich koni. dlatego notki były przydatne. ominęłam wszystkie "przytulanki" - one mają dużą szansę, że ktoś je spotka przy płocie z pastwiska, albo przypadkiem na nie natrafi w stajni. zakochałam się za to w zdjęciu przepięknego gniadosza...

Wparowałam do stajni jak burza. zaczęłam rozglądać się po boksach jak nigdy w życiu. przebiegłam całą stajnię zdziwionych koni i nie znalazłam tego, którego wybrałam.
- co jest? - zadałam sobie pytanie. Przecież wszystkie konie były w boksach, a nie widziałam, żeby tamtego gdzieś przenieśli...
Dopiero po chwili doszło do mnie, że przecież na boksach są tabliczki! teraz już powoli czytałam każdą z nich. Przywitałam się z kilkoma z koni aż doszłam.
na boksie wisiała przekszywiona deseczka "Cameron". No fajnie...tylko gdzie jej właściciel?

Stanęłam przy bramce grzebiąc w kieszeni. tak, tak moje cukierki ;p tym razem opakowanie multiwitaminy. Z nudów lubię ciumkać landrynki, a tutaj jeszcze rano, więc moja porcja cukru musi być uzupełniona.
Spojrzałam do środka. Nic, oprócz wody w poidle nie wskazywało na to, że ktoś tu mieszka. Nachyliłam się bardziej...i to był mój błąd. coś fuknęło, grzmotnęło o żłób i mocno zaczęło tupać. Efekt, w boksie obok, skulił uszy, spuścił łeb i uciekł pod ścianę. Dziwne, bo Eter zareagował podobnie. Ja nie wiediałam co mam robić więc stałam. opierając się o belkę z bramki i trzymając w ręce cukierki. Nie wiedziałam w danej chwili co robić. w życiu nie bałam się konia, więc czemu niby teraz miałabym uciekać albo chować się w kącie jak reszta zwierząt?
- Chodź Cameron, no dalej - powiedziałam z uśmiechem. Widziałam jedynie wielki cień stojący naprzeciw mnie.
Wielkie prychnięcie, złe prychnięcie, kopniak w ścianę. Nic więcej nie dostałam w odpowiedzi.
- jeenyy...chodź tutaj bo inaczej będę musiała cię z tamtąd wyciągnąć siłą, a tego raczej nie chcesz - fuknęłam łapiąc za zniszczony kantar wiszący na haczyku.
Koń jedynie złowieszczo pokręcił łbem.
- no dalej...nic ci nie zrobię - powiedziałam błagalnie wyciągając rękę z cukiekiem - Mam coś dobrego dla ciebie - uśmiechnęłam się i czekałam cierpliwie. Po jakiś 15 minutach ciszy przerywanej głośnymi prychnięciami, koń zrobił ze dwa kroki, tak, że mogłam go zobaczyć wyraźniej. Z tą śmieszną łysinką wyglądał jak jakiś upiór, stojąc w tym półcieniu. W oczach malował się nie tyle gniew, co strach. Machnął złowieszczo ogonem, grzebnął kopytem w ściółce i stanął nieruchomo wpatrując się w moją rękę.
- To jak? chcesz? - spytałam i rzuciłam mu cukierka. po chwili obserwowania czy to coś przypadkiem nie żyje dosłownie rzucił się na niego. Z uśmiechem wyciągnęłam drugiego - masz. Ale teraz musisz sobie sam wziąść - nie wiem co było przyczyną, ale konisko podeszło do mnie, porwało cukierka i znowu stanęło metr od belki.
- No, ale drogi kolego, nie przyszłam tutaj, żeby stać, tylko żeby coś z tobą zrobić - powiedziałam stanowczo i zaczęłam powoli otwierać bramkę. koń lekko się spłoszył, ale chyba nie miał zamiaru nic zrobić. Cały czas coś tam gadałam aż otworzyłam bramkę. Tak jak myślałam. Ogier stanął dęba i chciał mnie wystraszyć. Odsunęłam się pół kroku, tak żeby mnie nie kompnął i zaczęłam się śmiać.
- Myślisz kochany, że się ciebie boję? - powiedziałam łapiąc się za brzuch. Widać mocno go to zdziwiło bo stanął, spuścił łeb, postawił uszy i zaczął mi się ciekawsko przyglądać. Cały czas się śmiałam. Po chwili poczułam ciepło przy policzku. Ciekawość zwyciężyła. a może to było zdziwienie, że mnie nie wystraszył? Obejrzałam się i zobaczyłam chrapki. Wyciągnęłam rękę żeby je pogłaskać, jednak szybko ją cofnęłam. dzikus już otwierał pysk żeby mnie chapnąć.
- O nie drogi panie, tak się nie będziemy bawić - powiedziałam i pokazałam kantar. - Albo będziesz spokojny i uznasz, że nie jestem warta tracenia sił na pokazy siły, albo ci to założę - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu widząc jak koń z potulną miną opuścił łeb prawie do ziemi. Pogłaskałam go za uszami. nie sprzeciwiał się. Wydawało się nawet, że mu to pasuje...

NIe wiem jakim cudem udało mi się go zapiąć w kantar. Tylko poruszył z niezadowolenia łbem przy dopinaniu pasków.
- No co jest? - spytałam dopinając uwiąz - przecież to luźne i nie gryzie.
po kilku minutach szarpaniny wyprowadziłam go z boksu. Rozejrzał się złowieszczo po koniach. Eter zaczął wesoło rżeć. Głupi koń. Najpierw się boi a potem śmieje. No i oczywiście rozwścieczył tyrana. Camer stanął dęba usiłując mi wyrwać uwiąz, jedna się nie dałam. wiec postanowił zaprowadzić pożadek w stajni i rąbnął w bramkę boksu Etera oczywiście wzbudzając panikę i strach. Wszystkie konie schowały się w głębi swoich boksów.
- już? zadowolony? A gdyby tobie tak ktoś rąbnął? - spytałam z wyrzutem i szarpnęłam uwiązem. Zły, ale jednak podreptał za mną. Wyszliśmy ze stajni. Słońce raziło nas w oczy ale doszliśmy jakoś na maneż. nie miałam zamiaru dzisiaj nic z nim robić. wydaje mi się, że i tak dużo się dzisiaj "wycierpiał". puściłam go więc luzem, niech się wychasa. wyglądał tak jakby od miesięcy nie wychodził ze stajni. najpierw oczywiście szalony galop i wyżywanie się na płocie. współczuje balustradzie, która musiała raz po raz znosić jego kopniaki. Po pół godzinie chyba się zmęczył i zaczął nudno kręcić się po placyku. nawet zaczął skubać niewyplewione kwiatki. Po kolejnych piętnastu minutach wrócił do mnie chyba domagając się powrotu. Pogłaskałam go po łebku i wróciliśmy do stajni.

punkty: 942wyrazy -> 27punktów


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Evov dnia Czw 9:56, 26 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evov




Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:49, 11 Maj 2010    Temat postu:

dzisiaj przybiegłam do SC pozytywnie nastawiona Very Happy Słońce przepięknie grzało i miałam zamiar popracowac trochę z moim kochanym diabełkiem. Wpadając do stajni usłyszałam znajome kopanie w boks. Nie wiem czy ten koń tak wyraża sympatię czy co chce przez to przekazać, ale jak podeszłam do bramki to po chwili pokazał mi się urodziwy łeb gniadosza. Pogłaskałam go z uśmiechem i poczestowałam cukierasem. Po upewnieniu się, że dziwakowi nic nie strzeli do łba weszłam do boksu i usiłowałam założyć kantar. Stanął dęba. Musiałam się odsunąć. Potem zaczęłam go uspokajać i nie widziałam wyjścia jak tylko użyć tego czegoś sznurkowego do Friendly. Mogłam nim jeździć po grzbiecie, przy nogach zaczął mocno tupać, a przy tylnich wierzgnął ze dwa razy. Potem okazało się, że to nie gryzie i nie reagował. Najgorzej bylo na łbie. No nie wiem, bił go kto kiedyś czy jak? Ale dęba zawsze staje jak dotnie chrap. No trudno. Musiałam przy pomocy dziwnych akrobacji założyć mu ten kantar i wyprowadzić z boksu. mocno się szarpał, pewnie miał nadzieję, że ze mną wygra przecież ma do czynienia po pierwsze z człowiekiem, po drugie z kobietą, po trzecie o tak drobnej i kruchej budowie, że wydaje się iż lekki wietrzyk może ją zdmuchnąć z powierzchni ziemi.

Mylił się bardzo. Stajnęłam przed nim trzymając uwiąz w rozłożonych rękach i odpierając jego ataki z przodu. Siłowałam się z nim trochę, aż stanowczo powiedziałam,żeby się przestał wygłupiać bo mnie to i tak nie bierze. Spojrzał na mnie dziwnie, postawił uszy, popatrzył to w jedną to w drugą stronę i...spuścił potulnie łeb czekając na moje polecenia. Zadowoliło mnie to bardzo, jednak wiedziałam, że to i tak tylko chwilowe.
Podreptaliśmy na menaż. Wkurzało mnie to, że usiłował iśc przedemną. Za nic nie mógł zrozumieć, że kobietom się ustępuje.
Puśiłam go na okrężniku. Stanął zdezorientowany przedemną jakby nie za bardzo wiedział co ma robić. Nic nie mówiłam. Spojrzałam mu w oczy z myślą: "A teraz Cię zjem". Cofnął się kilka kroków, wyprostował szyję i popatrzył ze strachem. "Nie boisz się? No to nie muszę Cię gonić!" - rozłożyłam gwałtownie ręce. Cameron stanął dęba i zaczął uciekać. Zagradzał mu drogę, szybko zawracał. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się tego po nim. Położył uszy po sobie i co jakiś czas wierzgał nie wiadomo czemu. Przegoniłam go tak trochę aż sama się zmęczyłam. wtedy spuściłam wzrok i złożyłam ręce. Wciąż bacznie obserwowałam uspakającego się konia. Po chwili zaczął spokojnie zwalniać do kłusa. Patrzyłam jak reaguje. Po jakimś czasie spuścił szyję, zwolnił a jedno ucho skręciło się w moją stronę. Spuściłam ręce i odwróciłam głowę. w ogóle cała stanęlam do niego tyłem. Po chwili zauważyłam, że już okrążenia pokonuje w wolnym stępie coraz ciekawiej zaglądając w moją stronę. Zrobił tak kilka kółek aż poczułam, że coś łapie mnie z tyłu za bluzkę.
- Cam! - krzyknęłam zaskoczona. Podszedł do mnie jak szczeniak pragnący zabawy. Pogłaskałam go i zaczęłam sama chodzić w kółko. A on za mną. Krok w krok. Poszłam ja głupia i nierozważna do stajni. On za mną. Wkurzył mnie jak zawsze rżący ze śmiechu Eter. Głupie konisko, najpierw trzęsie sie ze strachu a potem sie śmieje. Cameron nie wytrzymał. Trzasnął z impetem w bramkę sąsiada, tak, że ten aż przytulił się biedny do ściany. wtedy, zadowolony dominant wszedł dumnie do swojego boksu. Jeszcze chwilę z nim posiedziałam po czym udałam się do reszty moich prac ^^

w punktacji nie ma Join-up, ale chyba można to zaliczyć do PNH, prawda?
punkty: 556 wyrazów -> 20punktów


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Evov dnia Czw 10:02, 26 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evov




Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:42, 10 Sie 2010    Temat postu:

Oj dawno mnie tutaj nie było jednak ja zawsze wracam na stare śmiecie XD Szłam podśpiewując moje ulubione kawałki i uginałam się pod ciężarem szpargałów, które targałam do stajni. Pchnęłam drzwi i przytrzymywałam je sobie nogą kiedy usłyszałam wesołe rżenie. Otworzyłam szeroko oczy nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Przecież to nie było możliwe, żeby on stał jeszcze w tej stajni, byłam pewna, że już ktoś go zaadoptował. Jednak przy następnym rżeniu coś mocno walnęło w boks, teraz już wiedziałam że mój kochany Cameron stoi na swoim miejscu i domaga się przywitania z mojej strony. No ale jak ja to miałam zrobić kiedy wszystkie ręce miałam czymś zajęte?
Olałam więc nawoływania ogiera i poszłam do siodlarni pozbyć się manelstwa. Minęłam podpisany imieniem mojego kochanego koniska haczyk z siodłem a obok niego świeżo czyszczone ogłowie. Czyżbym nie tylko ja tutaj zaglądała? Czyżby dał się komuś dosiąść? Troszkę czułam ukłócie w serduchu jednak po chwili lekki uśmiech wszedł na moją twarz. Cam nie był sam przez tyle czasu kiedy mnie nie było. Ktoś się nim opiekował...a przynajmniej miałam taką nadzieję.
Wyszłam z kilkoma marchewkami w kieszeni znowu do stajni. No tak...już ten ciekawski łepek musiał się wysilać i jak najdalej potrafił sięgać i ruszać wargami jakby chciał powiedzieć " no daj mi coś dobrego zasłużyłem!".
Podeszłam do boksu Camerona i pogłaskałam go po chrapkach. wesoło potrząsnął łebem i zaczął wsadzać noc do kieszeni. Został oczywiście poczęstowany marchewką...Drugą zjadłam sama Smile

punkty: 237 wyrazów -> 6punktów


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Evov dnia Czw 10:04, 26 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evov




Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 7:24, 22 Sie 2010    Temat postu:

No tak, co może robić Ev w SC? Sama nie wiem do końca...dzisiaj wpadłam na iście szalony plan zabrania Camerona na padok. No co, byłam jedynie ciekawa co się stanie Smile

Budzik zadzwonił koło siódmej, zapomniałam go przestawić, żeby w niedziele nie budził mnie tak wcześnie. Przeciągnęłam się pod kołdrą i sturlałam się z łóżka. Zaczęłam szukać kapci, których nigdzie nie mogłam znaleźć, dopiero potem zorientowałam się, że na nich siedzę. Ubrałam się w robocze bryczesy i wciągnęłam na siebie jakiś szary t-shirt. Złapałam w biegu kromkę chleba i pognałam po mój kochany rowerek. (czuję się jak ociec Mateusz oO). Po drodze zastanawiałam sie co takiego będę dzisiaj robić w stajni. Nie miałam żadnego pomysłu, a co dopiero planu do wcielenia w życie...

Nie zdziwiła mnie obecność Nojki przy bramie, wyglądającej tak, jagby na mnie czekała. Na mój widok uśmiechnęła się wesoło i wcisnęła mi do ręki nowiutki kantar dla Cama. No super...tylko jak ja mu to założę? Zastanawiałam się chwile po czym poszłam do stajni. Konie prawdopodobnie są już po śniadaniu....

Przywitał mnie wesoły śmiech Camerona. No tak, z pewnością zostałam wyśmiana za te bryczesy, przecież dobrze wiedziałam, że dzisiaj nie będzie żadnej jazdy...ale w tych gaciach po propstu czułam się pewniej niż w dżinsach no i nie szkoda mi było ich ubrudzić. Przywitałam się z gniadoszkiem i jak zawsze dalam mu coś na dobry początek. Tym razem musiał się zadowolić jabłkiem XD
Zdziwiło mnie, że przy boksie wisiała siateczka ze szczotkami, jednak zrobiło mi się miło na myśl, że nie muszę iść do siodlarni i szukać różnych pierdół.
Weszłam do boksu i zaczęłam jeździć zgrzebłem bo grzbiecie konia. Wydawał się nawet być zadowolony...Wyjątkowo się nie wiercił, ani nie zarzucał łbem, nie próbował nawet szczypnąć mnie w rękaw...Potem przyszedł czas na rozczesanie grzywy. O zgrozo...Takich kołtunów to nawet na moich włosach nigdy nie było! rochę musiłam się namęczyć, żeby to wszystko doprowadzić do porządku, ale jakoś mi się udało.
- No to teraz mój drogi, popatrz co mam dl aciebie - uśmiechnęłam się pokazując mu kantar.
Uważnie go obwąchał, zaśmiałam się, że zachowuje się jak pies szukający kokainy, potem chciał go chwycić zębami...
Spróbowałam mu go założyć, jednak szybko zarzucił łbem.
- No ok...pobawię się z tobą wariacie - uśmiechnęłam się i położyłam mu kantar na grzbiecie.
- Widzisz? Wcale nie gryzie! - przejechałam nim po szyi - tutaj czyba też nic ci nie zrobił...Nogi, zad...Przy uszach musiałam się odsunąć bo kopnął w poidło.
- No ale popatrz...nic ci nie robi! Jest taki sam jak masz teraz...tylko, że jest czarny! - powiedziałam odpinając paski ze starego i powoli zakładając nowy. Koń wydawał się jakby się poddał, jednak nie wierzyłam w tę bajeczkę..Zaraz jak mu go założyłam to zaczął ocierać się o barierkę tak jakby chciał go zdjąć, potem blagalnie na mnie popatrzył...jednak pokręciłam głową.
- Masz to tak zostawić, ładnie ci - uśmiechnęłam się i pogłaskałam go po chrapkach po czym wyszłam ze stajni.

punkty: 485 wyrazów -> 12punktów


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Evov dnia Czw 10:07, 26 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evov




Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 15:56, 26 Sie 2010    Temat postu:

W SC nagle zrobiło się tłoczno. Od dawna nie widziałam więcej niż trzech dziewczyn krzątających się przy koniach, dzisiaj prawie każdy koń miał kogoś przy swoim boksie.
Przepchałam się przez spory tłumek "gapiów" przy ogrodzeniu pastwiska. Wszystkie dziewczyny chciały zobaczyć nowe konie wesoło hasające po pastwisku. Zobaczyłam wśród znanych mi istot piękne coś z rudą grzywą, oraz pewnego nieznanego mi kasztana z wysoką pończochą na tylnej nodze. jednak to nie oni byli moim dzisiejszym celem. wśród całego stada wypatrywałam tylko jednego konia. Gniadosza, który zwykle stał pod drzewem, albo ścigał się z innymi końmi. Szukałam białej plamy na łbie...
Wdrapałam się na płot i jednym susem znalazłam się na pastwisku. Co mnie obchodzą dziwne próby buntu ze strony dziewczyn, które zostały tam? Jeżeli mają nadal tak wisieć na belkach to raczej sobie dzisiaj nie popracuję w normalnych warunkach.
Rudzielec usiłował się do mnie łasić jak jakiś kot, jednak nie pozwoliłam sobie na dłuższe zatrzymywanie. Przedzierałam się przez stado, i witałam się z każdym koniem po kolei, no może oprócz Devarai, która usiłowała mnie staranować. Skąd ona sie w ogóle wzięła?
aż go znalazłam. Wydawało się jakby chciał przestawić w kąt Etera, który jak zawsze mu się stawiał do momentu pogrożenia kopniakiem...
Oparłam się o pień drzewa i patrzyłam na tę śmieszną scenę przepychając się z mustangową klaczą. Czemu ona jest taka upierdliwa?
- Nie widzisz, że do moje drzewo? - prychnęłam usiłując ją przegonić. Ta tylko skuliła uszy i strzeliła barana, jednak nie udało jej się mnie przegonić.
Nie zwracałam już potem uwagi na jej dziwne metody przestawienia mnie. Teraz śledziłam każdy ruch ciała Camerona. Czekałam, aż mnie zauważy i sam podejdzie. Eter głośno zarżał stając dęba. Cam wierzgnął mu na wysokości klatki piersiowej i biedaczysko faktycznie uciekło. Ogier stał dumnie, nastawił uszy i zaczął się rozglądać, tak jakby czekał na oklaski. W końcu mnie zauważył i ruszył powoli. Potem stanął przedemną i zaczął się kręcić w miejscu.
- A tobie co odbija? - zaśmiałam się.
Popatrzył na mnie tak jakby chciał powiedzieć "no pochwal mnie chociaż ty!", jednak zignorowałam jego spojrzenie.
Pochylił łeb i wciskał mi się pod rękę "no to chociaż pogłaskaj". Zaśmiałam się z tych jego nowych nawyków i pogłaskałam za uszami. Zadowolony otrzepał się jakbym niewiadomo co mu tam sypnęła po czym usiłował się dostać do moich kieszeni.
- O nie mój drogi, nie zawsze musisz coś dostawać - opuścił łeb i tak jakby spochmurniał - najpierw trzeba zasłużyć - uśmiechnęłam się pokazując uwiąz - idziemy się przejść.
Nie spodobał mu się zbytnio ten pomysł. No tak, biedny Cameron nie może przecież pokazać innym koniom, że daje się prowadzić na smyczy, zwłaszcza, że wszyscy tutaj obecni są zajęci swoimi zabawami i nikt na niego nie zwraca uwagi.
- Nie wygłupiaj się - prychnęłam i odblokowałam karabińczyk. Koń zrobił tak gwałtowny ruch głową, że myślałam, że mi rękę w łokciu wyrwie.
- Wiesz dobrze, że nie będę się z tobą szarpać - wyciągnąłam się jak tylko mogłam i dopiełam uwiąz do kółka - teraz słuchasz się mnie, prawda? - dziwnie na mnie spoglądnał, jednak się poddał. Pochodziłam z nim chwilę, przecież nie miałam zamiaru go torturować, a poprostu patrząc na niego aż serce się krajało. Chodził za mną ze spuszczoną głową i z miną taką jakbym go pod gilotynę prowadziła!
Stanęłam więc i wyciągnęłam z kieszeni jabłko. Konisko od razu się rozpromieniło i łakome rzuciło się na owoc. Zaśmiałam sie i odpięłam uwiąz. Odwróciłam się na pięcie i poszłam w kierunku Stajni, a ogier podreptał za mną...

punkty: 580 wyrazów -> 15punktów


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evov




Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:39, 07 Gru 2010    Temat postu:

Zmarznięta dotarłam do stajni. Ależ ja tu dawno nie byłam! Zanim tradycyjnie skręciłam do siodlarni postanowiłam upewnić się, że poturbowany boks wciąż jest zamieszkiwany przez jednego, tego samego gniadosza, którego znałam od jakiegoś czasu.
Przywitał mnie znajomy odgłos kopania w bramkę. Byłam prawie pewna, że to Cameron. Nagle coś mnie chwyciło w środku. Przez głowę przebiegła myśl, co zrobię, jeżeli ogier na nowo zdziczał? Nie zdziwiłabym się zbytnio tym faktem, w końcu dawno nie widział człowieka na oczy. Ale z drugiej strony szkodaby było tego wszystkiego co razem osiagnęliśmy.
Podeszłam do boksu po drodze witając się ze wszystkimi ciekawskimi łbami wyglądającymi ze swoich boksów.
Stanęłam przez bramką, na której wisiała tabliczka: "Cameron". Spojrzałam do środka. Zupełnie jakby było pusto. Nic nie było widać, wszystko przez tą głupią zimę. Gwizdnęłam cichutko, zupełnie jakbym przywoływała do siebie jakiegoś pudla albo yorka. Odpowiedziała mi cisza. Spóściłam smutno głowę. Odwróciłam się tyłem i już chciałam wyjść kiedy poczułam jak coś łapie mnie od tyłu za koszulkę. Wredne ogierzaste coś. Spojrzałam na dwukolorowy łeb i uśmiechnęłam się.
- Pamiętasz mnie? - spytałam wyciągając rękę żeby pogłaskać gniadosza po chrapkach. Ten cofnął się gwałtownie i wyszczerzył zęby. Śmiesznie wyglądał. Spojrzałam na niego karcąco.
- I co, masz zamiar teraz kopać w te bidne belki a potem usiłować mnie ugryźć? - spytałam wsadzając ręce do kieszeni i nie spuszczając z niego wzroku.
Potrząsnął lekko łbem. Jednak nadal nie wyglądał na przyjaźnie nastawionego.
- No wiesz... - prychnęłam wyciągając miętówkę - Może dasz się przekupić?
Wyciągnęłam rękę ze smakołykiem przez bramkę. Przecież jakby chciał to i tak by mnie ugryzł, co mi więc szkodziło. Czekałam na jego reakcję. Z początku odwrócił łeb w inną stronę udając, że nic nie widzi. Po chwili wlepił wzrok w ulubionego cuksa, jednak starał się być twardy i nie ulec pokusie. Po kilku minutach jednak złamał się i podszedł do mnie. Wziął odemnie miętówkę i dał się pogłaskać. Wydawało się nawet, że jest zadowolony.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin