|
Stajnia Centralna Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Nojec
Pracownik
Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Star Horses
|
Wysłany: Sob 19:25, 21 Mar 2009 Temat postu: Deewana - Odwiedziny |
|
|
Tu odwiedzacie klacz
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nojec dnia Pią 21:01, 09 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Joanne
Stały bywalec
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:24, 23 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Przechadzałam się właśnie po SC, gdy mój wzrok przykuła urokliwa kasztanka. Była to Deewana. Z tego co widziałam, od dawien dawna nikt nie odwiedzał klaczy, a ta bardzo potrzebuje opieki i miłości. Postanowiłam dziś zająć się klaczą z charakterem. Wzięłam więc z siodlarni kantar, szczotki i derkę.
-Cześć Devi - Przywitałam klacz, która groźnie skuliła uszy.
Nie przymując się jej negatywną reakcją pewnie weszłam do boksu. Szybko założyłam Deewanie kantar, nim ta zdążyła wykonać jakikolwiek ruch. Do kantara przypięłam uwiąz i wyprowadziłam klacz na plac. Tam ją uwiązałam i zabrałam się do czyszczenia. Kiedy ja walczyłam z gigantyczną warstwą zaklejek na skórze klaczy, ta wlaczyła ze mną cały czas usilnie próbując mnie ugryźć, podkopać czy też przygnieść. W końcu udało mi się rozczesać wszystkie zlepienia na sierści kasztanki. Wzięłam więc miękką szczotkę i szybko wyszczotkowałam nią martwe włosie, brud i cokolwiek się dało. Po pewnym czasie zauważyłam, że przy pewnym, lecz łagodnym i bardziej sugestywnym podejściu Deewana zamienia się w istny koński ideał. Gdy skończyłam z szczotką miękką nadeszła pora na kopyta. Ku mojemu zdziwieniu Dewa nawet nie próbowała wyrywać nóg, jedynie z oporem je podawała. Gdy skończyłam sowicie pochwaliłam klacz i sięgnęłam do szkrzynki po gąbkę, którą to wytarłam klaczy(z lekkim oporem wywołanym pewnego rodzaju zaskoczeniem) okolice oczu, chrap i pyska. Następnie drugą gąbką okolice odbytu, ogona itd. W końcu sięgnęłam po ścierkę, którą ostatecznie przetarłam kasztankę. Dodatkowo jeszcze założyłam jej derkę i pozapinałam wszystko co było trzeba.
-Dobra klaczka - Poklepałam ją i odwiązałam. Poszłyśmy na króciutki spacerek.
W lesie panowała cisza. Słońce miękko i łagodnie prześwitywało między drzewami. Deewana szła szybko, cały czas próbowała mnie wyprzedzić, lecz cały czas stanowczo ją zatrzymywałam, cofałam i ponownie ruszałam. W końcu trzeba nauczyć tą klacz trochę pokory i łagodności. Postępowałyśmy 10 min w głąb lasu, następnie zaczęłyśmy wracać. Pogoniłam Dewi do kłusa i kawałek drogi pokonałyśmy tymże chodem. Ruda zachowywała się dobrze, nie próbowała się wyrywać ani nic, lecz trzeba uwzględnić, że cały czas pilnowałam jej i trzymałam uwiąz mocno, był on dość napięty, co pokazywało klaczy, że jestem gotowa do reakcji na jakikolwiek sprzeciw itp. Po chwili do stępa i spokojnie wracamy sobie do stajni. Na miejscu wyczyściłam jeszcze raz klaczy kopyta i odprowadziłam ją do boksu. Tam ściągnęłam z niej derkę, dałam jabłko i zostawiłam w spokoju, by przemyślała, czy warto jest się budntować i uciekać.
+60 hrs
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Pią 19:51, 26 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Przyszłam do SC z jasnym zamiarem.
Chciałam zobaczyć się z Deewaną.
Kasztanka wyglądała przyjaźnie z boksu, więc podeszłam do niej i lekko pogładziłam jej głowę. Dla jej przyjemności dałam jej cukierka. Schrupała go ze smakiem i zainteresowała się mną. Powoli zbliżyła się chrapami do moich rąk i uważnie je obwąchała. Jednak chyba nie podobał się jej zapach na nich, gdyż skuliła lekko uszy i przyjrzała się mojej twarzy unosząc lekko łeb. Uznała, że nie warto sobie wiele uwagi zawracać i przyjrzała się czemuś za moją głową. Zwróciłam więc jej uwagę na siebie klepiąc ją po szyi.
Poszłam do siodlarni po szczotki i lonżę, aby przejść się z Deewaną.
Zaczęłam oczywiście od czyszczenia.
Wyprowadziłam klaczkę na korytarz i uwiązałam ją do najbliższego pierścienia. Poklepałam ją i pogłaskałam po głowie. Deewana, chętna do współpracy przy zabiegach pielęgnacyjnych ustawiła się grzecznie i stała tak do samego końca.
Na początek wyczyściłam jej szyję, brzuch, zad i nogi używając w tym celu szczotki iglastej, gumowej oraz miękkiej. Po tym wyczesałam jej grzywę i ogon grzebieniem. Miała mocno poplątany ogon, ale udało mi się doprowadzić go do dobrego stanu. Jeszcze przed kopytami wyczyściłam jej delikatnie łeb miękką szczotką. Nie była zbytnio zadowolona z tego tytułu, ale jakoś mi się udało. Zostały tylko kopyta. Z nimi nie było problemu, szybko się uwinęłam i mogłyśmy iść na spacer.
Wyszłyśmy z terenu stajni, tz. Zostałam z lekka wyciągnięta przez klacz, która zobaczyła trochę wolności i ruszyła szybciej do przodu, lecz na lonży, jak to na lonży puściłam ją na chwilę, a tu ją coś szarpnęło, gdy miała już sobie odgalopować w siną dal.
Zluzowałam jej linkę na maksa, aby mogła sobie pobiegać – oczywiście pilnowałam, aby się w nią nie zaplątała.
Po dłuższym czasie kłusowania, brykania, podgalopowywania oraz rzucania głową zdecydowała, że możemy pójść dalej. Tak więc zrobiłyśmy. Podeszłam do niej, lecz trzymałam lonżę dopiero gdzieśw odległości metra od głowy, jakby co nie zostać stratowana przez cielsko koniska.
Szłyśmy dość długo, a kiedy zagłębiłyśmy się w lasek Deewana szła jak na szpilkach reagując ucieczką na najcichsze szmery. Było to niebezpieczne dal nas obu, gdyż ja mogłam być stratowana lub zdeptana, a klacz mogła się wyrwać, uciec i jeszcze wpaść pod jakiś samochód. W ten sposób wybyłyśmy jak szybko było można poza las i omijałyśmy je szerokim łukiem.
Deewana interesowała się bardzo skrawkami trawy wychodzącej już spod grubej jeszcze nie dawno warstwy śniegu. A to je poskubała, a to obwąchała i odeszła. Również nurtujące dla niej były kałuże, które tworzyły się właściwie wszędzie. Mnie to bardziej denerwowało, że klacz ciąga mnie po najgorszym błocku i że wpadam w nie po kolana wręcz. No ale trudno. Czego się nie robi dla tak kochanego konika.
Dłuższy spacer zrobił dobrze i mi i Deewanie. Klaczka się odprężyła, a ja nawdychałam świeżego powietrza.
Wróciłyśmy do stajni po niecałej godzinie. Oczywiście wykonałam rutynowe czynności – wyczyściłam kopyta oraz przeczyściłam sierść miękką szczotką.
Wprowadziłam Deewanę do jej boksu, a tam pogłaskałam delikatnie po głowie, poklepałam po szyi oraz łopatce. Klaczka ciekawie oglądała się za mną. Na zupełne pożegnanie poczęstowałam ją cukierkiem i wyszłam ze stajni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Pią 18:51, 05 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Dzisiaj przyszłam do Deewany, aby ją po prostu wyczyścić i oprowadzić po terenie stajni.
Kiedy weszłam do budynku stajni moją uwagę przykuła momentalnie głowa Deewany, która aktualnie obgryzała sobie drzwi od boksu ze złością na nie napierając i co jakiś czas kopiąc przednią nogą. Jednak, kiedy do niej podeszłam skupiła się na tym, aby mnie chapnąć, bo przeszkadzam jej w dobrej zabawie.
- No masz. A ja Tobie cukierka przyniosłam... - wyciągnęłam do niej rękę ze smakołykiem. Deewana wyciągnęła szyję z postawionymi już uszami i delikatnie ściągnęła cukierka z mojej ręki. Udało mi się ją pogłaskać. Kobyłka nawet nie próbowała mnie gryźć albo coś podobnego.
Poszłam po szczotki i lonżę do siodlarni.
Gdy wróciłam, musiałam drugi raz wkupić się w jej łaski cukierkiem. Po tym wpuściła mnie do boksu, więc złapałam ją i wyprowadziłam na korytarz, kiedy zaaferowana miętoliła cukierka.
Jakimś cudem podczas czyszczenia udało mi się uniknąć jej kopyt, choć miałam duże problemy z wyczyszczeniem ich, gdy machała tymi swoimi odnóżami, kiedy trzymałam je w ręku. Klacz specjalnie się też nie rzucała, przydało się mocne i krótkie wiązanie do pierścienia, które nie pozwalało jej na rzucanie głową i gryzienie oraz walenie przednimi nogami po ziemi. Dodatkowo to ja ją nie co mocniej przygwożdżałam do ściany, aby nie mogła mnie zgnieść lub kopnąć.
Po godzinie, kiedy skończyłam, wyszłyśmy. Deewana oczywiście musiała wyrwać do przodu jak oparzona z donośnym rżeniem w gardle, które wydobyło się z niej, kiedy już wyszłyśmy. Na początek przekłusowała się (sama) w obie strony, przy okazji tracąc trochę energii. Miała czasem taki odchył, że chciała na mnie najechać, ale.. o właśnie to robi.
- DEEW!! - wystarczyło. Klacz od razu zmieniła front i poszła dalej. Po jakiś piętnastu - dwudziestu minutach uspokoiła się, tz. zatrzymała i popatrzyła na mnie ze zdziwieniem. Nie mogła uwierzyć, że tak dzielnie ją znoszę. Złapałam ją więc trochę bliżej, ale na tyle daleko, aby nie naruszać jej przestrzeni życiowej. Przeszłyśmy się po terenie całej stajni centralnej. Na hali okazało się, że ktoś pracuje, więc nie przeszkadzałam nieznośną Deewaną. Na maneżu chodziły dwa konie, a na padoku Nojec pracowała z Wezuwiuszem. Na karuzeli zostawione chodziły Trianna, Detal, Luxus oraz Timaran. Aktualnie kłusowały, więc Deewana też musiała - wyrwała do przodu z przeciągłym "krzykiem", który poniósł się po okolicy. Wszystkie konie spojrzały na nią, niektóre jej odpowiedziały, ale więcej nie zawracały sobie nią głowy, większość ją znała.
Wróciłyśmy, gdy energia w klaczy opadła na dobre i bez problemu mogłam sprawdzić jej kopyta. Wszystko było ok, więc zaprowadziłam ją do boksu. Kiedy głaskałam jej śliczny łeb i dawałam cukierka Deew stała spokojnie i aż była zdziwiona jej delikatnością i brakiem agresji.
Odniosłam sprzęt do siodlarni i poszłam do domu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Czw 16:34, 18 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Przyszłam do Deewany i właściwie tylko do niej. Klacz stała jak zwykle niespokojna i obijała drzwi przednimi kopytami przy okazji machając nerwowo ogonem po ścianach. Kiedy do niej podeszłam i wyciągnęłam z odległości dłoń z cukierkiem Deewana spojrzała na mnie spode łba. Ale jednak przezwyciężyło w niej łakomstwo i szybko złapała smakołyk chrupiąc głośno. Postawiła uszy i pozwoliła mi się pogłaskać. Wykorzystałam to i delikatnie pogładziłam ją po łbie i szyi. Poszłam na chwilę do siodlarni, aby wziąć sprzęt do czyszczenia, ogłowie oraz lonżę, ponieważ miałam zamiar wziąć klaczkę na spacer.
Wróciłam do boksu Deewany i po raz kolejny wkupowałam się w jej łaski, aby wejść do boksu. Nagle zaświtała mi pewna myśl. Może nie na spacer, ale trochę naturala! Ha! To jest myśl. Jak postanowiłam, tak chciałam uczynić, tyle, że najpierw czyszczenie. Zaczęłam od wejścia i uwiązania Deew do pierścienia na korytarzu. Klacz oczywiście musiała zaprezentować swoje piękne zęby, ale nie wystraszyłam się - czekałam na to. Zrobiłam unik i ładnie chwyciłam kantar Deew. Zrezygnowała z walki, kiedy poczuła, że jest już na sznurku. Wtedy ją wyprowadziłam i zaczęła czyścić. Co dziwne nie musiałam jakoś specjalnie unikać jej ataków na mnie. Czyżby zaczynała ze mną współpracować? No cóż. Tak to jest jak się chce porozumieć z koniem. Poklepałam ja po szyi, kiedy skończyłam z ostatnim kopytem. Nawet mnie tymi swoimi odnóżami nie atakowała. Powoli założyłam jej ogłowie i przymocowałam do niego lonżę. Kiedy wyszłyśmy ze stajni Deewana była w niebo wzięta. Czuła, że ma linkę więc puściła się kłusem wokół mnie, kiedy jej kopyta tyknęły się z piaskiem przed budynkiem. Zarżała przeciągle i z napiętymi uszami obserwowała otoczenie.
- Deewanno!! – zawołałam oburzona. Musiałam się z nią nieźle posiłować, żeby dała sobie spokój z wyszukiwaniem wzrokiem wszystkich koni w przeciągu 100m.
Klacz spojrzała na mnie kuląc uszy, ale udało mi się zaciągnąć ją na lonżownik. Tam spuściłam ją zdejmując ogłowie, czym zupełnie zdezorientowałam klacz. Pognałam ją do biegu wokół lonżownika. Deewana zupełnie ogłupiała ruszyła. Biegała bardzo długo, a ja nie zmieniałam jej kierunku z czystej przekory. Klaczka biegała i biegała, a mnie się zaczęło trochę w głowie kręcić. W końcu doczekałam się pierwszego, ale jakże niezauważalnego i nerwowego gestu. Deew leciutko próbowała obrócić wewnętrzne ucho w moim kierunku, lecz zaraz po tym przywracała je do poprzedniej pozycji. No dobra. Ja będę cierpliwa. I czekałam i czekałam i w końcu zaczynałam się doczekiwać, gdyż ten sygnał był coraz to wyraźniejszy. A teraz to ja zmieniłam front i pogoniłam ją w drugą stronę. Znów zadziwiona Deew ruszyła, a ja znów czekałam na to, aby skierowała ucho w moją stronę. Teraz trwało to wyjątkowo mało czasu, chyba, że mi się tylko wydawało. Skierowała to uszko do mnie i trzymała. A ja dalej czekałam, co jakiś czas poganiając konika. „No dalej” pomyślałam. I tak się stało. Deewana zaczęła niepewnie obniżać szyję, ale było to tak niepewne, że gdy tylko zobaczyła jak mrugam unosił ja z powrotem. Ja widząc jej zachowanie znowu zmieniłam jej kierunek, więc teraz Deew była skierowana do mnie lewą stroną. Jej ucho odwróciło się wręcz błyskawicznie, lecz z szyją nie była taka pewna. A to wędrowała w dół, a to wystrzeliwała jak z armaty w górę. Jednak po pewnym czasie dała za wygraną i siła grawitacji przyciągnęła jej łeb do ziemi. I zmieniłam jej kierunek. Również teraz czekałam krótko na ucho i dłużej na szyję. Pogoniłam ją bardziej, aby zagalopowała. Posłuchała i było teraz tylko słychać głuchy tętent kopyt o podłoże. Zrobiła w galopie kilka kół i zwolniłam ją głosem do stój. Deew załapałam zakładając ogłowie. Klaczka dała się bez problemu. Zaprowadziłam ją do boksu głaszcząc po szyi i łopatce. W stajni wyczyściłam jej kopyta i założyłam dereczkę. Poczęstowałam ją na koniec cukierkiem i pogłaskałam po nieposłusznym łebku.
- Papa mała. – pożegnałam ją wysyłając całuska.
Zarżała lekko co tym razem zdumiało mnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Pią 20:45, 09 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Przyszłam do Deew, aby się z nią przejść. Klaczka stała sobie spokojnie w boksie, lecz gdy przyszłam skuliła uszy i wystawiła ząbki. Miałam dłoń zwiniętą w pięść, ale gdy chciała zobaczyć co to, rozwinęłam palce i jej nosowi ukazał się cukierek. Schrupała go ze smakiem i szukała jeszcze. Pogłaskałam ją po głowie i poszłam do siodlarni po skrzynkę i lonżę. Wszystko to położyłam koło boksu Deewany, a ją samą podstępem wyprowadziłam z boksu. Zrobiłam tak. Na ręce położyłam sobie cukierka i ją pierwszą wsadziłam w szczelinę w drzwiach. Deew zainteresowała się nim, a wtedy otworzyłam szerzej drzwi i przypięłam uwiąz do kantarka. Otworzyłam na pełną szerokość drzwi, a klacz wyprowadziłam na korytarz i przywiązałam do pierścienia. Uważając na kopyta i zęby klaczy zaczęłam ją czyścić. Na początek jej sierść przetarłam kółeczkami zgrzebłem gumowym. Potem iglastym zebrałam wypadające włosy. Po tym miękką szczotką wszystko zmiotłam z Deewany. Grzywę i ogon (trzymałam go z boku) wyczesałam i przygładziłam wilgotną ściereczką. Na zakończenie po siłowałam się z kopytami. Oczy i nosek przetarłam jej gąbką. Do kantaru przypięłam lonżę i poszłam z kasztanką na dwór. Klacz wystartowała z miejsca, lecz zatrzymałam ją i dałam dłuższą linkę. Wyginając szyję w łuk zakłusowała ze stój. Pięknie odbijała się od ziemi, długo szybując nad ziemią. Gdy już się wylatała i przeszła do stępa, wzięłam ją na krótszą linkę i poszłyśmy na spacer. Wyszłyśmy z terenu stajni ze spokojem, chociaż czasami klacz się wyrywała do przodu. Wtedy nakazywałam jej chwilę kłusa wokół siebie i się uspokajała. Po wcześniejszych doświadczeniach rezygnowałam z wypraw do lasu. Podziwiałam za to budzącą się przyrodę na świecie. Deew czasami podgryzała zieleniejącą trawę, ale już na pewno wszystko obwąchiwała, aby sprawdzić, czy to groźne. Po oprowadzałam ja trochę, a potem wróciłyśmy do stajni. Na lonżowniku przegalopowałam ją na obie nogi, co Deewana wykonała z kilkoma potężnymi barankami. Jej chód był naprawdę śliczny, kiedy była pełna energii. Kiedy wracałyśmy do boksu pogłaskałam ją po trochę napiętych mięśniach szyi. W boksie wyczyściłam jej kopyta, poczęstowałam cukierkiem i pożegnałam całusem z ręki.
Po raz kolejny pożegnała mnie delikatnym rżeniem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|