Forum Stajnia Centralna Strona Główna Stajnia Centralna
Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Devaraja - Treningi

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
chocky
Mały wolontariusz



Dołączył: 26 Sty 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:50, 22 Maj 2010    Temat postu: Devaraja - Treningi

Miejsce na treninig

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
chocky
Mały wolontariusz



Dołączył: 26 Sty 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:51, 22 Maj 2010    Temat postu:

Przyjechałam do stajni centralnej by zrobić jazdę pokazową Devaraji. Przywiozłam ze sobą sprzęt od Ugandy. Położyłam siodło przed stajnią, tam też zaniosłam szczotki i resztę sprzętu. Poszłam po klacz. Deva przywitała mnie spojrzeniem z wyższością i skulonymi uszami. Gdy chciałam zapiąć jej uwiąz klacz próbowała mnie ugryźć. Jednak byłam na to przygotowana. Odsunęłam się i krzyknęłam na nią. Deva była trochę zaskoczona ale chyba chwilowo poskutkowało.Zapięłam klaczy uwiąz i wyprowadziłam przed stajnię. Przywiązałam ją do kółeczka w ścianie i zabrałam się za czyszczenie. Deva znów spróbowała mnie ugryźć jednak tym razem nadziała się ganaszem na mój łokieć i dała sobie spokój. Dałam się wrobić w ten pozorny spokój klaczy, przez co o mało nie oberwałam kopytem. Podniosłam jej nogę i trzymałam w górze kilka minut. Deva w końcu poddała się a ja mogłam ją spokojnie wyczyścić. Klacz nie była zbyt brudna. Założyłam jej siodło bez żadnych problemów. Z ogłowiem także był spokój. Założyłam jeszcze rękawiczki i wsiadłam na klacz. Kobyłka zastrzygła nerwowo uszami słysząc w oddali rżenia innych koni. Dałam jej lekki sygnał do ruszenia. Deva ruszyła posłusznie w stronę padoku na którym były przygotowane tyczki do pole bendingu oraz trzy beczki do barel racingu ustawione w trójkąt. Po chwili zebrały się tam też rysualki zainteresowane kupnem klaczy. Otworzyłam sobie bramkę po czym robiąc zwrot na przodzie weszłam na padok i zamknęłam bramkę. Byłam lekko zaskoczona umiejętnościami Devy bo nie zostałam poinformowana o jej umiejętnościach trajlowych. Zaczęłam najpierw od lekkiego stępa by rozruszać klacz. Deva rozglądała się dookoła z uwagą. Była spokojna pod siodłem ponieważ miałam już okazję z nią trochę popracować i uzyskać należyty szacunek. Dev trzymała spokojnie głowę w dole. Była rozluźniona i spokojna ale też gotowa zareagować na każdy sygnał. Po kilkunastu minutach stępa dałam jej lekki sygnał do kłusa. Deva nie była przyzwyczajana do chodzenia kłusem ale chciałam zaprezentować go innym rysualkom. Siedziałam w pełnym siadzie choć kłus był nieco wybijający. Gdy udało mi się zwolnić klacz od razu lepiej mi się siedziało. Deva szła spokojnym równym tempem. Po kole w kłusie chwila stępa i takie samo koło w drugą stronę. Klacz reagowała dokładnie na najlżejszy sygnał. Wszystko szło dobrze aż do czasu gdy na padok wpadł Dash. Podbiegł do Devy szczekając głośno. Klacz spłoszyła się stając dęba i zaatakowała mojego psa. Dash szybko zrozumiał że należy wynieść się z padoku, wybiegł stamtąd jak oparzony i wpakował się na kolana patrzących na Deve rysualek. Wszystkim było do śmiechu prócz mnie... Oczywiście gdy Deva stanęła dęba ja nadziałam się na horna. Po kilku minutach i ja i klacz byłyśmy gotowe do dalszej pracy. Lekki sygnał i zagalopowanie. Deva biegłą dość szybko. Zwolniłam ją nieznacznie po czym zaczęłam z nią kręcić wolty. Wjechałam na przekątną i lotna zmiana nogi. Wyszło bardzo dobrze. Pogalopowałyśmy na drugą nogę także z woltami. Chwila przerwy na wygonienie Dasha z padoku i znów galop. Wcisnęłam sobie mocniej na głowę kapelusz i kazałam klaczy dodać na długiej ścianie. Deva pięknie się wyciągnęła, kilka metrów przed końcem padoku zaparłam się w strzemionach i odchyliłam do tyłu dając komendę "Woha!" klacz zareagowała błyskawicznie i zrobiłyśmy długi i poprawny sliding stop. Roleback był trochę mniej udany bo Dev zamiast ruszyć od razu galopem zrobiła takt kłusa. Zrobiłyśmy jeszcze jedno zatrzymanie po czym cofanie. Devaraja niechętnie cofnęła się o kilka kroków. Pochwaliłam ją i ruszyłyśmy stępem dla chwili odpoczynku. Po kilku minutach znów galop i tym razem na tyczki. Dodanie na prostej a potem ostry zakręt i slalom. Deva była na prawdę zwrotna i doskonale wiedziała o co chodzi. Mnie pozostało trzymać się rożka. Widać było że klacz dobrze się czuje w tym co robi. Gdy wyjechałyśmy na prostą dodała do takiej prędkości że miałam wrażenie że nie wyrobimy przed ogrodzeniem. Znów chwila odpoczynku i ostatnia zabawa: Beczki. Devaraja tak się rozochociła ze przy starcie o mało mnie nie zgubiła. Wchodziła w zakręty z takim przechyłem że aż miałam serce w gardle. Po zakończonym pokazie rysualki biły mi brawo. Pochwaliłam wylewnie klacz i rozstępowałam ją. Gdy rozsiodływałam ją po jeździe dziewczyny przyszły się przywitać z Devą. Klacz wprost promieniowała dumą że jest w centrum zainteresowania. Gdy pieszczotliwie poklepałam ją po szyi w ramach podziękowania ona odwdzięczyła się kąśnięciem mnie w rękę. Auć....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sayuri
Mały wolontariusz



Dołączył: 13 Lis 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:10, 24 Sie 2010    Temat postu:

Wpadłam do SC w sprawach papierkowych. Gdy przechodziłam obok boksów (konie były już pochowane i po kolacji) zobaczyłam znajomą bułaną mordkę. Deva popatrzyła na mnie żywo. Z sentymentu weszłam do boksu i pogładziłam ją po głowie. Ta sprawdziła chrapami moje kieszenie a kiedy zorientowała się że nie ma tam nic dobrego strzeliła przysłowiowego focha i odwróciła się zadem. Zaśmiałam się cicho i wyszłam z boksu. „A czemu by nie” pomyślałam i poszłam tylko powiedzieć że zabieram Devę w terenik. Wracając do klaczy zahaczyłam o siodlarnię i zabrałam jej westowy sprzęt oraz ochraniacze drenażowe i kaloszki. Kto wie co nam się mogło przytrafić na trasie. Szybko ale starannie ją wypucowałam i osiodłałam. Wdrapanie się na kobyłkę nie było najmniejszym problemem. W porównaniu do Ruffki czy Diabełka była dość mała. Wyjechałam spokojnie za bramę stępem na luźnej wodzy. Kobyłka szła żwawo a ja poddałam się przyjemnemu bujaniu jej grzbietu. Deva miała cały czas lekko opuszczoną głowę i szła w rozluźnieniu. Minęłyśmy ostatnie zabudowania SC i wyjechałyśmy na pola. Lekko ‘puknęłam’ klacz łydkami a ta przeszła posłusznie do jogu. Wysiadywanie tego było po prostu bajką. Tuptałyśmy sobie tak spokojnie po polnej drodze. Zaczynało się już zmierzchać. Gdzieś w oddali po lewej widać było rozświetlone miasteczko. Deva parsknęła sobie cicho a ja poklepałam ją lekko po szyi. Zwolniłam ją do stępa choć jog wcale jej nie zmęczył, nie chciałam jej jednak przeciążać. Klaczka odetchnęła głęboko i a moje polecenie skręciła na ściernisko. Chciałam przejechać nim na równoległa drogę. Deva szła dalej spokojnym stępem. Ruffka na pewno by mi już tu wypaliła taką prędkością że nie zdążyłabym się nawet przeżegnać. Deva bardzo się uspokoiła z charakteru odkąd tu jest. Znów lekko sygnał a Deva przeszła do spokojnego jogu. Nadal była zupełnie rozluźniona. Czułam ze jej grzbiet pracuje luźno. W połowie ścierniska przyłożyłam łydki i cmoknęłam cicho. Deva posłusznie zagalopowała. Jednak zamiast lope’u czułam ze leci coraz szybciej. Spróbowałam ją zatrzymać na co klacz odwdzięczyła się soczystym baranem. Teraz już wiem dlaczego lubię horny przy siodłach westernowych. Deva przez chwile nie dawała się opanować jednak w końcu zwolniła i szła teraz spokojnym lope’m. Gdy dojechałyśmy do ścieżki zwolniłam ją do kłusa a potem do jogu. Takim spokojnym tempem skierowałyśmy się na powrót do SC gdyż zrobiło się już niemal całkowicie ciemno. W stajni rozebrałam kobyłkę i wyczyściłam ją jeszcze raz. Mimo nieskomplikowanej trasy i tak nie było nas dość długo.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 10:41, 23 Paź 2010    Temat postu:

Postanowiłam zająć się nieco Deverają. Kobyłka stała pozostawiona samej sobie już dłuższy czas i chyba przydało by się ją trochę podtrenować. Postanowiłam zacząć od wyrobienia w klaczy naturalnego dystansu do mojej osoby jak do przewodnika stada poprzez join-up. Wiedziałam, że będzie to dużym i trudnym wyzwaniem, jednak nie traciłam nadziei. Gdy przyszłam bułanka groźnie łypała na wszystkich dookoła kuląc uszy na każdą przechodzącą bliżej jej boksu osobę. Słyszałam u gości SC szmery,że jaki to groźny koń, co on tu robi itd...Nieco niezadowolona zwróciłam im uwagę, że tu znajdują się konie po przeżyciach i tylko dzięki naszej ciężkiej pracy są teraz takie łagodne i grzeczne. Większość z nich po przyjeździe była agresywna i w kiepskim stanie. Coś tam jeszcze popaplałam, następnie przeprosiłam i poszłam po sprzęt Devy. Wzięłam tylko lonżę i jej kantarek sznurkowy. Szczotki były już pod boksem bułanej. Weszłam do boksu kobyły, która od razu skoczyła w moją stronę z zębami. Niestety, zamiast mnie przegonić nadziała się chrapami na lonżę, którą "sobie machałam". Nie jakoś mocno, ale jednak poczuła niewielki ból. Zdezorientowana uskoczyła w tył i patrzyła na mnie zdziwiona. Wykorzystałam okazję i z stoickim spokojem podeszłam do niej, założyłam kantar (przy czym mało mnie nie dziabnęła w brzuch, ale znów się nadziała na lonżę) i dopięłam do niego lonżę.
-No proszę...wcale nie jesteś takim szatanem nie do pokonania, jak Cię opisują. Przynajmniej w boksie. - Powiedziałam klepiąc kulącą się wyraźnie złą klacz. Wyprowadziłam Devaraję z boksu i uwiązałam krótko. Poklepałam i zaczęłam czyścić. Wpierw zdjęłam z niej derkę, potem przeczesałam miękką szczotką (nie miała żadnych zlepek na sierści), potem rozczesałam grzywę, ogon i na koniec kopyta. Deva wierciła się, jednak kilka ostro wypowiedzianych uwag doprowadziło ją do porządku. Widziałam, że coś kombinuje, jednak szybko reagowałam na każde próby ugryzienia, kopnięcia czy przydepnięcia skutecznie ich unikając. Miałam spory problem z kopytami, bułanka stawiała mi wyraźny opór, jednak w końcu osiągnęłam cel.
-Dobra kobyłka. Masz tu w nagrodę smakołyka - Powiedziałam gładząc małą po czole i dając krążek marchewki. Stwierdziłam, że bezpieczniej będzie, jak pozakładam jej jeszcze ochraniacze i wezmę bat do lonżowania. Najwyżej będzie tylko leżeć na ziemi. Bezpieczeństwo nas obu przede wszystkim. Szybko przyniosłam z siodlarni to co trzeba, ubrałam do końca klacz i odwiązałam. Ruszyłyśmy na round-pen. Devaraja próbowała się wyrywać, wchodzić na mnie itp, jednak na każdy jej wybryk znałam sposób.
W końcu dotarłyśmy na miejsce. Zamknęłam dokładnie bramkę, spuściłam klacz z lonży i pogoniłam do galopu. Ta wpierw skoczyła w moją stronę, ale natknęła się na bata, co natychmiastowo odwróciło jej kierunek w stronę ściany placu. Pierwsze dwa koła, zamiast galopować brykała, nie raz próbując skoczyć w moją stronę. W końcu przeszła w szybki, szalony galop raz po raz podnosząc wyżej zad w lekkich brykach. Cały czas poganiałam ją lonżą, dwa razy zmusiłam ją do zmiany kierunku i przy agresywnej postawie czekałam, co jakiś czas ponaglając zwalniający chód kobyłki czy nakazując jej zmianę kierunku poprzez wyrzucanie lonży przed nią. Deva była uparta, co jakiś czas znów próbowała mnie zaatakować, jednak bat do lonżowania/lonża wystawiane w jej stronę sprawiały, że zmieniała zdanie. Z początku była wkurzona, miała uszy wręcz wbite w potylicę, oczy błyskały białkami, a zęby były gotowe w każdej chwili coś boleśnie ugryźć. Z czasem jednak, męcząc się szybkim galopowaniem i ciągłymi zmianami kierunku bułana odpuszczała. Po dłuższym czasie galopowania w obie strony, mokra od potu odkleiła uszy od szyi i wewnętrznym zaczęła "machać", w drugą stronę reakcja była ta sama. W końcu po dłuższym czasie skierowała wewnętrzne ucho w moją stronę. Nie pozwalałam jej jednak zwalniać czy robić cokolwiek innego, często nakazywałam jej zmieniać kierunki i iść szybkim chodem. Niedługo po pierwszym sygnale pojawił się drugi - Deva zaczęła wykonywać ruch przeżuwania. Mimo to ciągle napierałam na nią, byłam nieustępliwa, jednak w pełni zrównoważona. na trzeci sygnał musiałam czekać długo, Devaraja zdążyła się naprawdę poważnie zmęczyć, nim powolutku opuszczała głowę. Po zmianie kierunku pogalopowała kilka kółek i znów zaczęła opuszczać łeb ciągle przeżuwając powietrze i mając ucho w moją stronę. W końcu galopowała nieco wolniej, jednak z głową tuż przy ziemi w obie strony. Uzyskałam wszystkie sygnały, więc odwróciłam się napięcie bokiem do klaczy. Przyjęłam postawę łagodną, zapraszającą. Ustał tupot kopyt, usłyszałam dyszenie Devy. Po chwili usłyszałam ciche stąpanie po piachu, następnie poczułam gorący oddech przy karku. Nie patrząc kobyle w oczy powoli się odwróciłam i pogładziłam mustkę po czole. Nic. Po nawiązaniu kontaktu fizycznego odwróciłam się i ruszyłam spokojnie po niewielkim kole. Bułanka szła za mną, ciągle czułam jej gorący oddech. Chwilę się pokręciłyśmy w spokoju, potem zaczęłam truchtać. Po chwili usłyszałam, jak klacz przechodzi w kłus, ciągle z chrapami przy moim ramieniu. Chwilę pokłusowałyśmy i nagłe zatrzymanie. Od razu zareagowała. W końcu obróciłam się, spojrzałam na nią i pogładziłam po czole, następnie mokrej szyi, łopatce, grzbiecie, zadzie, piersi i brzuchu. Bułanka była cała mokra, ale pozwalała się dotykać. Jedynie przy brzuchu skuliła uszy i machnęła głową, następnie spojrzała na mnie nieco zła, jednak nie ważyła się mnie zaatakować. Tak samo z drugiej strony.
-Super Deva, super - Powiedziałam klepiąc kobyłkę po szyi i poprawiając jej kantar. Dopięłam do niego lonżę, z środka koła wzięłam bata, następnie stanęłam obok niej i nakazałam klaczce kłus. Niechętnie, ale ruszyła za pierwszym razem. Szła powoli,wyraźnie wyczerpały się jej zapasy energii. Pokłusowała w ręku w obie strony po 5 kółek i stęp. Szła obok mnie, kuląc się nieco na ludzi, którzy zainteresowani jej wybrykami stanęli w pobliżu round-pena. "Eh...ciekawe, czy kiedyś przestanie być tak negatywnie nastawiona do obcych" pomyślałam i westchnęłam. Długo z nią chodziłam po round-penie, musiała ochłonąć po tych szaleństwach.
W końcu gdy sprawdziłam jej stan miała zimną pierś, regularny oddech i wyraźnie ochłonęła. Wyszłyśmy z placu ido stajni. Po drodze oczywiście rzuciła się z zębami na innego konia, jednak szybkie skarcenie zapobiegło kolejnym takim akcjom. Przed boksem zdjęłam jej ochraniacze, które (tak jak i bat) się przydały, następnie poszłyśmy na myjkę. Zlałam jej dokładnie nogi, umyłam kopyta i wracamy przed boks. Na chwilę uwiązałam marzącą już tylko o boksie klacz i wytarłam dokładnie ręcznikiem. W końcu wpuściłam bułaną do pomieszczenia, gdzie dałam całą marchew, zdjęłam kantar i po chwili pochwał i pieszczot wyszłam, zamykając za sobą drzwi. Odniosłam sprzęt do siodlarni, wróciłam zobaczyć jak się klaczucha miewa, a gdy wszystko było dobrze poszłam do mieszkania zdać dziewczynom relację Smile

słów: 1036 (+800 hrs)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:02, 24 Paź 2010    Temat postu:

Dziś znów przyjechałam do SC z myślą o ruszeniu Devaraji. Kobyłka akurat z kwikiem doprowadzała do porządku jednego z koni, który podszedł za blisko. Z kantarem i uwiązem w ręce podeszłam do niej. Skuliła uszy, machnęła groźnie łbem, tupnęła, jednak nie ważyła się nawet spróbować mnie ugryźć.
-Dobra klaczka..o to chodzi - Powiedziałam klepiąc ją po szyi, następnie założyłam kantar i zaprowadziłam bułankę przed boks. Tam uwiązałam, wyczyściłam, założyłam ochraniacze i w końcu zaprowadziłam na round-pen. Miałam z nią drobne problemy, jednak w porównaniu z tym, co było wczoraj poszło o wiele łatwiej.
Na środku lonżownika leżały już ogłowie, siodło, pad i bat do lonżowania. Odpięłam bułankę i odgoniłam od siebie. Klacz nieco niezadowolona wpierw skoczyła w moją stronę z zębami, jednak natknęła się na wyrzucony w jej kierunku uwiąz. Uskoczyła w bok i ruszyła zdziwiona kłusem. Pogoniłam ją do galopu, przyjęłam groźną postawę i rozpoczęłam join-up. Stwierdziłam, że na razie lepiej będzie "łączyć się" przed każdym treningiem. Nie dość, że się kobyłka wylata, to będzie mniej szarpania (o ile będzie). Deva bryknęła kilka razy, raz spróbowała na mnie wgalopować, jednak bat skierowany w jej stronę nakłonił ją do zmiany zdania. Dość często zmieniałam kierunki i wciąż pilnowałam, by bułana choć na chwilę nie zwolniła. Dość szybko, bo po kilku zmianach kierunku ucho mustki zaczęło wędrować, namierzać moją osobę. W końcu po 2 kolejnych zmianach (robiłam je średnio co 2 koła) było już stale ustawione do mnie. Po dłuższej chwili pojawił się drugi sygnał, który z początku niewyraźny, szybko stał się zrozumiały w odbiorze i pewny. Deva wciąż galopowała, jednak jej głowa, trzymana dotychczas w górze zaczęła stopniowo, powoli się opuszczać. Pozwoliłam więc jej zwolnić. Gdy Devaraja galopowała z nosem przy ziemi zmieniłam kierunek. Od razu po ostrym zwrocie ruszyła galopem z dwoma sygnałami, po jednym kole jej chrapy muskały ziemi. Znów zmiana kierunku. Tym razem nie musiałam ani chwili czekać na opuszczenie łba, więc obróciłam się napięcie bokiem do klaczki i przyjęłam łagodną postawę. Bułanka natychmiast zatrzymała się, chwilę postała, następnie usłyszałam tupot kopyt na piachu. Chwilę później poczułam gorący oddech przy twarzy. Nie obracając się pogładziłam mustkę po czole i ruszyłam przed siebie. Gorące powietrze z jej chrap nie ustępowało mnie na krok. Pokręciłyśmy się chwilę w stępie i ruszyłam truchtem, Deva zakłusowała za mną. No to "zagalopowałam". Bułanka bez wahania ruszyła tym chodem co ja, z chrapami przy moim ramieniu, a gdy nagle stanęłam, ona także. Odwróciłam się i zaczęłam głaskać bułankę po całym ciele. Nie buntowała się, tylko przy brzuchu wyraźnie się denerwowała. Zadowolona podniosłam każdą z jej nóg, przy czym się nie buntowała, sprawdziłam czy wszystko gra i w końcu spojrzałam w jej oczy. Nie widać było agresji, choć pewne iskierki temperamentu były wyraźnie zauważalne. Poklepałam ją, dałam kawałek marchewki i idziemy do sprzętu. Wzięłam w dłoń ogłowie i dałam klaczy do obwąchania, pogładziłam skórą i metalem jej ciało, następnie delikatnie przełożyłam wodze przez szyję, złapałam bułankę za kość nosową i przytknęłam kiełzno do jej warg. Musiałam pomóc sobie kciukiem, a gdy otworzyła pyszczek szybko, aczkolwiek delikatnie wsunęłam wędzidło. Klacz uniosła leciutko głowę, jednak gdy gładziłam ją przy uchu, szybko ją opuściła i założyłam resztę pasków. Dałam Devie smakołyka i sięgnęłam po pad. Dałam do obwąchania, chwilę pogładziłam jej ciałko i zarzuciłam na grzbiet. Nic. No to sięgnęłam po siodło. Oczywiście dałam do sprawdzenia Deviaraji, jednak potem od razu założyłam na jej grzbiet. Machnęła ogonem i obejrzała się zainteresowana. Pogładziłam ją po nosie i zapięłam popręg. Lekko skuliła uszy, jednak nic po za tym. Wodze przywiązałam do haka, do wędzidła dopięłam lonżę i puściłam mustkę stępem po kole.
Devaraja była nieco spięta, jednak szybko zaakceptowała sprzęt. Przelonżowałam ją lekko w trzech chodach na obie strony i zaprosiłam do siebie. Bułanka tylko raz w galopie lekko brynkęła, potem jednak chodziła znakomicie. Postanowiłam wsiąść. Dociągnęłam popręg, założyłam kask na głowę, lonżę z batem pozostawiłam na ziemi i wsiadłam. Długość strzemion była idealna, więc bez poprawek ruszyłyśmy stępem. Oczywiście przedtem odplątałam wodze Wink
Devaraja szła równomiernie, spokojnie, z łbem w dole. Czasem rozglądała się na boki, jednak głównie skupiała się na mnie. Znów miałyśmy niezłą widownię przy ogrodzeniu, więc bułanka nieco zdenerwowana kuliła przy nich uszy i machała ogonem, jednak nic więcej. Po kilku kołach w obie strony zaczęłam się z małą kręcić po lonżowniku, wykonywać różne proste figury i ogólnie skupiać klacz na pracy. Nie mogłam na nią narzekać, tylko przy części z ludźmi mała spinała się i rozpraszała, gdzie indziej ładnie reagowała na pomoce i żuła wędzidło. Porobiłyśmy kilka zatrzymań i ruszeń, co jeszcze jest do dopracowania, następnie zakłusowałyśmy. Deva miała dość wybijający, szybko kłus, do którego jednak szybko można było się przyzwyczaić. Z początku kobyłka była nieco spięta, łeb trzymała w górze i niechętnie współpracowała, szczególnie przy ludziach robiła się agresywna. Poprosiłam widownię o odsunięcie się nieco do tyłu i zabrałam się za małą. Zaczęłyśmy kręcić się po różnych zawijasach, robić przejścia i w końcu bułanka rozluźniła się i szła spokojnym jak na siebie kłusem, z głową w dole i żując wędzidło. Zatrzymałam mustkę i dałam kawałek marchewki. Pozwoliłam spokojnie schrupać i zakłusowałam. Deva ładnie reagowała na łydki, w końcu skupiła się na pracy. Postanowiłam pogalopować sobie po 4 koła w obie strony. Dałam odpowiednie pomoce i seria baranków. Jednak haki w westernówkach są przydatne. Po brykaniu mała chciała kłusem. Ale ja nie. Znów odpowiednie pomoce, kilka bryków, potem wypchnęłam bułankę mocno do przodu i płynny, miękki, lekki galop. Deva nieco niezadowolona przez pierwsze okrążenie była spięta, nie chciała współpracować. Potem jednak opuściła łeb, rozluźniła się i jej chód zrobił się naprawdę wygodny, przyjemny dla siedzenia jak i oka, a sama bułanka żuła wędzidło galopując swobodnie, lekko i z przyjemnością. Takim galopem 3 koła i do kłusa. Bardzo ładne, płynne przejście. Pochwaliłam Devę i zmiana kierunku. Po chwili galop w drugą stronę. Już bez bryków, może raz zarzuciła wyżej zadem, ale nic więcej. Pogalopowałyśmy sobie na spokojnie 4 okrążenia i do kłusa. W galopie Deva przy ludziach kuliła uszy, przekrzywiała łeb i łypała groźnie okiem na widzów. W kłusie już nie kombinowała, nie buntowała się itp. Pokłusowałyśmy z 5 min i do stępa. Rozstępowałam małą w 10 minut i wyjeżdżamy z round-penu.
Wjechałyśmy do stajni. Zatrzymałam kobyłkę przed jej boksem, wsiadłam, odpięłam popręg, zdjęłam siodło, pad, ochraniacze, a na ogłowiu zaprowadziłam Devaraję na myjkę. Dokładnie schłodziłam jej nogi, przy czym się lekko wierciła, potem zaprowadziłam do boksu, gdzie zdjęłam ogłowie, wyklepałam, wygłaskałam, dałam resztę marchwi i posiedziałam trochę z klaczką, która z chęcią przyjmowała pieszczoty. W końcu założyłam jej kantar, dopięłam do niego uwiąz i wypuściłam bułankę na pastwisko, by korzystała z ostatnich źdźbeł trawy i promieni słońca. Ta chwilę postała patrząc się na mnie, potem zajęła się koszeniem zieleninki. Uśmiechnęłam się i poszłam posprzątać po nas w stajni i na round-penie.
słów: 1117 (+900)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Nie 11:10, 31 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:55, 21 Gru 2010    Temat postu:

1 Listopada 2010: Przyjazd do WSR AA i join-up
Z samego rana obudził mnie dźwięk budzika. Wielce niezadowolona zwlokłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki, łapiąc pod drodze naszykowane wczoraj ubrania. Ogarnęłam się w miarę szybko, odświeżyłam i zlazłam na dół, zjeść jakieś śniadanie. Następną czynnością było wypuszczenie koni na padok, przygotowanie boksu dla Devaraji i czekanie na jej przyjazd. Miała przybyć koło 10, więc lada chwila. Szybko oporządziłam jej boks, dokładnie wszystko wymyłam, zrobiłam miejsce w siodlarni na sprzęt i z uwiązem w ręku niecierpliwie czekałam na przyjazd bułanki. Pojawiła się po jakiś 20 minutach, Dei i Carrot wjechały na plac. Z przyczepy dało się słyszeć kilka mocnych kopniaków i rżenie. Razem otworzyłyśmy rampę, ja weszłam do środka i przywitałam się ze zdenerwowaną klaczką. Mój widok chyba nieco ją uspokoił, przestała kopać powietrze i wyraźnie szukała w kimś oparcia.
-Już dobrze mała, wychodzimy - Powiedziałam odwiązując ją i dopinając drugi uwiąz. Po chwili zaczęłam powolutku wycofywać klacz z przyczepy. Deva ostrożnie stawiała kroki, chodziła jak na szpilkach. W końcu stanęłyśmy na stałym gruncie. Dałam mustce marchewkę i razem z Dei oprowadziłam ją kilka razy po placu, w stajni po korytarzu, aż w końcu wpuściłyśmy ją do boksu. Odpięłam uwiązy, poklepałam już nieco spokojniejszą małą i zamykając dokładnie drzwi poszłam pogadać z dziewczynami i przy okazji wziąć sprzęt klaczy. Podobno były drobne problemy z wprowadzeniem jej do przyczepy, jednak po kilku namowach weszła. Podróż była ciężka, Devaraja wciąż kopała i była mocno zdenerwowana. Na szczęście odcinek dzielący mnie od SC nie jest zbyt długi, więc szybko skończyły się katusze klaczki. Poukładałam w siodlarni sprzęt jak należy i zaprosiłam dziewuchy na herbatę. Pogawędziłyśmy trochę, pośmiałyśmy się i musiały lecieć. Pożegnałam się, zamknęłam za nimi bramę i poszłam do Devy.
-I co śliczna? Jak się masz? - Powiedziałam podchodząc do jej boksu. Bułanka wyraźnie spięta kręciła się w tę i we w tę, rżąc co jakiś czas. Z lonżą i ochraniaczami weszłam do niej. Wpierw skuliła się i kłapnęła zębami w powietrzu, potem jednak zaczęła szukać we mnie oparcia. Musiałam wykazać się dużą dozą cierpliwości, jednak zagubione spojrzenie kobyłki było doskonałą motywacją. Zdjęłam Devie derkę, złożyłam ochraniacze, do kantara dopięłam lonżę i zaprowadziłam klacz na round-pen. Pomógł mi przy tym Filip, trzymając klacz z drugiej strony za kantar. Na miejscu podziękowałam chłopakowi i zajęłam się kobyłką. Pozwoliłam jej się zapoznać z otoczeniem, następnie odpięłam lonżę i pogoniłam bułaną do galopu. Devaraja od razu ruszyła, klika razy bryknęła i galopowała szybko wzdłuż ogrodzenia. Nie zważała nawet na stojącego przy nim Filipa. Była spięta, łeb trzymała w górze, i dopiero po bardzo długim czasie zaczęła się skupiać na mnie. Zdążyłyśmy zrobić już sporo zmian kierunków, aż jej ucho skierowało się w moją stronę. Dość szybko się ten sygnał utrwalił, a na kolejny również musiałam trochę poczekać. Ciągle zmieniałyśmy kierunki, Deva musiała galopować szybko i po ścianie. W końcu zaczęła przeżuwać powietrze. Na ostatni sygnał czekałam najdłużej. Jednak się doczekałam. Bułanka zwolniła nieco galop i opuszczała głowę. Po kilku zmianach kierunku wszystkie sygnały były już pewne, więc obróciłam się bokiem do klaczy i przyjęłam łagodną postawę. Kroki ustały. Słyszałam jak mała dyszy. Dopiero po dłuższej chwili stania usłyszałam ciche stąpanie po piachu i poczułam oddech na ramieniu. Pogładziłam bułaną po czole, szyi, ganaszach, podrapałam za uszami i ruszyłam przed siebie. Na razie nie patrzyłam jej w oczy. Chwilę pochodziłyśmy i zaczęłam truchtać. Bułanka zakłusowała. Chwilę kłusa i galop. Również ruszenie równo ze mną. Zadowolona zwolniłam do truchtu, potem się zatrzymałam na środku. Odwróciłam się i spojrzałam w oczy bułanej. Widać w nich było ufność, ale ognik znaczący o temperamencie był niemniej zauważalny. Poklepałam małą po szyi, dałam marchew i dopięłam lonżę do kantara. Nakazałam kłus. Bardzo ładne ruszenie, żywym, ale rozluźnionym kłusem. Po chwili galop. Bardzo ładny, okrągły i obszerny, główka w dole, konik skupiony. Do kłusa, zaprosiłam klacz do siebie i zawołałam Filipa. Poprosiłam, by mnie podsadził i wsiadłam na mustkę. Deva nieco zdezorientowana obejrzała się, powąchała mego buta i grzecznie stała. Poklepałam ją i stęp. Chwila stępa i kłus. Mimo braku jednej "wodzy" dobrze sterowało mi się samymi łydkami. Chód małej nie był najwygodniejszy, jednak znośny i szybko można się było przyzwyczaić. Galop odpuściłam, nie wiedziałam, co może klaczce odwalić. Zwolniłam do stępa, zsiadłam z bułanej i pochodziłam z nią w ręku, póki nie ochłonęła.
-Fajne z ciebie konisko, jesteś dość...specyficzna. - Powiedziałam gładząc małą po szyjce i wychodząc do stajni. Tym razem Devaraja była o wiele spokojniejsza, nie caplowała, jedynie rozglądała się ciekawsko dookoła. Zatrzymałam ją przed boksem, zdjęłam ochraniacze, założyłam derkę i w końcu wpuściłam do boksu. Tam odpięłam uwiąz (wolałam jeszcze dziś zostawić ją w kantarze) i dałam marchew. Chwilę jeszcze pobyłam z nią, gładząc po szyi i głowie. Gdy mała się zupełnie uspokoiła i zaczęła drzemać wyszłam z boksu, zamykając za sobą dokładnie drzwi. Pozbierałam sprzęt i odniosłam go do siodlarni, następnie poszłam do domu. "Może jeszcze dziś popracujemy" - pomyślałam spoglądając w stronę boksu mustki.

by Jo


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Wto 17:55, 21 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:56, 21 Gru 2010    Temat postu:

7 Listopada 2010: Reining - ćwiczymy koła
Ostatnie dni poświęciłyśmy na oswojenie klaczki z terenem, sesje join-up i lekkie jazdy w celu powrotu do formy. Dziś chciałam już wziąć się ostro za pracę. Deva akurat odpoczywała po śniadaniu, gdy obładowana sprzętem przyszłam pod jej boks. Skuliła uszy, machnęła ogonem i uniosła głowę, jednak nie wykonywała kolejnych ruchów. Założyłam jej kantar, dopięłam do niego uwiąz, wyprowadziłam kobyłkę przed boks i uwiązałam.
-Coraz lepiej - Powiedziałam klepiąc bułankę po szyi i zdejmując z niej derkę. Szybko przeczesałam twardą szczotką tam gdzie trzeba, potem miękką całe ciałko mustki, dokładnie rozczesałam grzywę i ogon, w końcu sięgnęłam po kopystkę. Z kopytami było coraz lepiej. Mała owszem, nadal je lekko wyrywała, jednak dotyczyło to tylko przodów i było coraz rzadszym zjawiskiem. Zadowolona poklepałam pannę i pozakładałam jej owijki. Trochę wiercenia się było, jednak na spokojnie, z dużą dozą cierpliwości osiągnęłam cel. Wzięłam pad i siodło, następnie delikatnie usadowiłam na grzbiecie bułanki. Przy zapinaniu popręgu Deva skuliła uszy i niezadowolona spojrzała na mnie. Nie zwróciłam na to zbytniej uwagi i od razu dociągnęłam popręg na maxa. Poklepałam klacz i wzięłam ogłowie. Przełożyłam wodze przez szyję, zdjęłam bułanej kantar, wsunęłam wędzidło do pyska i założyłam resztę ogłowia. Klacz bez sprzeciwu przyjęła kiełzno i nie sprawiała żadnych problemów. Sprawdziłam popręg, założyłam na głowę kask, włożyłam nogę w strzemię i lekko wskoczyłam w siodło.
-No niunia, ruszamy. - Powiedziałam przykładając łydki do boków Devy i ruszając stępem na halę. Szła szybko, miała bardzo energiczny stęp, pewny i zrównoważony. Przez drzwi wjechałyśmy do ciepłego, jasnego pomieszczenia. Od razu zaczęłyśmy kręcić się na najróżniejszych figurach, pracując nad rozluźnieniem się i opuszczeniem głowy prze kobyłkę. Devaraja szybko doszła do tego, o co mi chodzi. Nie chcąc zanudzić klaczki poćwiczyłam z nią zatrzymania i ruszania, po odpowiednim rozgrzaniu było też kilka kroków cofnięcia. Bułana ładnie chodziła, była skupiona na pracy, choć czasami nerwowo machała ogonem i kuliła uszy. W końcu po 10 minutach stępowania dociągnęłam popręg, następnie lekka łydka i żwawy, ale zrównoważony i spokojny kłus. Dev szła rozluźniona, na lekkim kontakcie, z głową w dole i żując wędzidło. Kłusowałyśmy przeważnie po kołach o różnej wielkości, często zmieniając kierunki, robiąc różne przejścia, cofania i tym podobne.

soon

by Jo


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:58, 21 Gru 2010    Temat postu:

18 Listopada 2010: Pierwsze próby barrel racing
Z samego rana przyszłam do stajni, by wyprowadzić konie na pastwisko. Zostawiłam tylko Devaraję, gdyż miałam zamiar spróbować barrel racingu. W reiningu szło nam coraz lepiej, bułana świetnie radziła sobie z wszystkimi zwrotami, zatrzymaniami i ruszeniami. Najsłabszą naszą stroną były koła, jednak ciężką, mozolną pracą na każdym treningu dochodziłyśmy do perfekcji. Przywitałam się z pogodną dziś kobyłką i przyniosłam potrzebny mi sprzęt z siodlarni. Wyprowadziłam Dev z boksu, uwiązałam, zdjęłam derkę i zabrałam się za czyszczenie. Była czysta, jedynie na brzuchu i nogach w okolicy stawów skokowych miała sporo zlepek, które jednak łatwo było rozczesać. Kopyta podała z lekkim oporem, jednak później już nic nie wyrywała i cierpliwie czekała, aż skończę. Poklepałam ją, rozczesałam grzywę, ogon i zabieramy się za siodłanie. Odziałam bułaną w ochraniacze, pad i siodło, derkę polarową i na koniec w ogłowie. Mała zrobiła się bardzo grzeczna, chętnie przyjęła wędzidło i nie sprawiała większych problemów przy dociąganiu popręgu. Ja założyłam kask, w dłoń wzięłam bata i wsiadłam na mustkę.
Ruszyłyśmy stępem w stronę półhali. Było dość ciepło, a na hali stały jeszcze poustawiane duże przeszkody, co by mogło nam przeszkadzać. Na półhali akurat miałam przygotowane beczki jak na zawodach, więc git. Zdjęłam derkę, powiesiłam na ogrodzeniu i pojechałyśmy dalej. Stępowałyśmy sobie po kołach, różnych łukach, na spokojnie się rozgrzewając. Było nawet kilka drążków. Devaraja szła energicznie, była bardzo zaangażowana w pracę, rozluźniona, z główką w dole uważnie słuchała moich poleceń. Po 10 minutach zrobiłyśmy kilka cofań, zatrzymań i ruszeń stępem, potem sprawdziłam popręg i kłus. Dev od razu szła luźniutka, zaangażowana i wsłuchana w moje sygnały. Pokręciłyśmy się po różnych kołach, ósemkach, serpentynach, wężykach itp, byle by nie jeździć ciągle po ścianach - już na początku zauważyłam, że taka jazda nudzi klacz, dekoncentruje i niszczy efekty pracy. Z czasem do treningu zaczęłyśmy włączać przejścia kłus-stęp-kłus i drążki w kłusie. Bułanka zaczęła stawiać lekki opór przy przejściach, na drążki się strasznie napalała, jednak stopniowo, powolutku zaczęłyśmy się na nowo dogadywać. W końcu włączyłyśmy też przejścia kłus-stój-kłus. Z początku były kiepskie, Devaraji brakowało koncentracji i usłuchania, jakie miałyśmy na początku - zawsze tak było gdy zbliżałyśmy się do galopu. Dwa razy lekko się pokłóciłyśmy, potem jednak klacz zaczęła nadrabiać swoje nieposłuszeństwo, świetnie reagując na moje pomoce i starannie wykonywać każdą figurę. W końcu się ogarnęłyśmy. Naprowadziłam bułaną na koło i zagalopowałam. Dwa lekkie bryki i ładny, okrągły galop tam gdzie ja chciałam. Pokręciłyśmy się nieco po placu robiąc różne wolty, koła, miękkie i ostre zakręty, potem nawet zwroty. Stopniowo pozwalałam Dev na szybsze tempo, musiałyśmy się dobrze rozgrzać. W końcu wyjechałyśmy na przekątną i sygnał do lotnej. Mustka lekko podskoczyła, zmieniła nogę i znów poskoczyła. Miała takie swoje odpały, głównie przy lotnych. Dokładnie rozgrzałam kobyłkę w tą stronę i kilka lotnych - wszystkie bardzo ładne, jednak wciąż było podbrykiwanie. Wałkowałam zmiany, póki Deva nie przestała dokładać dodatkowych podskoków. Gdy już ten element nam wychodził pomęczyłam klacz ciasnymi zakrętami, zwrotami, a potem także sliding stopami. Bardzo ładnie pracowała, nie mogłam jej nic zarzucić (po za sporadycznymi bryknięciami). Spróbowałyśmy zawrócić przy jednej z beczek - dobrze. Jeszcze 2 razy i do stępa. Postanowiłam dać klaczy chwilę odpoczynku przez głównym elementem jazdy.
Gdy mała złapała oddech (ja przy okazji też) zagalopowanie ze stępa na linii startowej i mocnym galopem pędzimy do pierwszej beczki. Zawracamy jak najbliżej niej i pędzimy do drugiej. Znów ostry zwrot przy którym przewróciłyśmy beczuszkę, jednak pojechałyśmy dalej i już idealnie zawróciłyśmy wokół trzeciej "przeszkody" i pogalopowałyśmy na metę, za którą elegancki sliding stop. Pochwaliłam klacz i stępem podjechałyśmy do przewróconego elementu. Dzięki niskiemu wzrostowi klaczki sama podniosłam beczkę do pionu nie zsiadając z grzbietu mustki. Gdy wszystko naprawiłyśmy wróciłyśmy na linię mety, chwila stania i na mój sygnał mocny galop do jedynki. Pierwszy zwrot - bardzo dobry, drugi - przypilnowałam bardziej wewnętrzną łydką i poszło super, trzeci również dobrze. Po przejechaniu mety zwolnienie do stępa i pochwała dla klaczki. Chwilka na odsapnięcie, ustalenie z stajennym, że zmierzy czas i możemy jechać. Zatrzymałyśmy się przed linią startową, czekając na sygnał. Słysząc "START" wyprułyśmy mocnym galopem w stronę pierwszej beczki. Bardzo ładny i bliski skręt, galopem do drugiej. Było blisko, ale się wyrobiłyśmy na czysto i ostatni zwrot. Ładnie, choć większy łuk zabrał nam trochę czasu. Nadrobiłyśmy nieco po wyjściu na prostą. Sliding stop, pochwała, smakołyk i podjeżdżamy zobaczyć czas. 0:23'02. Zadowolona poklepałam klacz i postanowiłam pojechać jeszcze raz. Stanęłyśmy na starcie, poczekałyśmy na sygnał i..ruszyłyśmy! Dev wyraźnie się rozkręciła, bo galopowała z całych sił, zawróciłyśmy blisko beczki, jednak nie tykając jej niczym. Potem mocny galop do dwójki, świetny zakręt i mocny galop do trójeczki. Tym razem zrobiłyśmy ciaśniejszy zakręt i zyskałyśmy na czasie. Mocnym galopem na metę, zatrzymanie przez stęp i stępem do stajennego. Czas: 0:19'43.
-Super! Świetnie Dev! - Powiedziałam klepiąc kobyłkę. Podziękowałam stajennemu, dałam bułanej cuksa i zarzuciłam derkę na zad. Mała była mokra, ale zadowolona, stępowała spokojnie, aczkolwiek żwawo. Odpoczęłyśmy sobie przez ponad 15 minut (sądzę, że gdzieś ok.20) i wracamy do stajni.
Zatrzymałyśmy się przed boksem, gdzie zsiadłam, rozsiodłałam klacz, zapięłam derkę jak należy i zaprowadziłam Devaraję na myjkę. Uwiązałam i pogładziłam po szyi, następnie odkręciłam kurek z zimną wodą i dość długo zlewałam jej nogi, sprawdziłam, czy wszystko gra i w końcu odstawiłam prawie suchą już kobyłkę na godzinę do boksu. Po tym czasie zmieniłam jej derkę i wypuściłam na padok do reszty koni.

by Jo


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:59, 21 Gru 2010    Temat postu:

22 Listopada 2010: Reining - przypominamy spiny
Pod wieczór postanowiłam ruszyć Devę. Jedynym niedopracowanym elementem reiningu pozostały nam spiny. Widziałam, jak bułanka je kiedyś wykonywała, jednak było to dawno temu. Przyszłam do stajni, od razu wzięłam siodło z padem, ogłowie, ochraniacze i kaloszki dla mustki. W ramach bonusu sięgnęłam tez po lonżę. gdy przyszłam Devaraja wyglądała z boksu nieco nie w humorze.
-No co mała? Nie podoba się pogoda? - Podeszłam do niej i pogładziłam po puchatym łebku. Następnie wzięłam kantar z haka, weszłam do boksu i założyłam klaczy. Wyprowadziłam ją na korytarz i luźno uwiązałam. Zdjęłam derkę, przeczesałam szczotką gdzie trzeba, wyczyściłam kopyta i rozczesałam grzywę z ogonem. Potem chwila salonu piękności - przycinamy włoski i zaplatamy kitkę w warkoczyk. Będzie nam się łatwiej pracowało. Po owej czynności odziałam nóżki bułanej w ochraniacze, kaloszki, następnie na grzbiet założyłam siodło z padem pod spodem, a kantar zamieniłam na ogłowie. Na grzbiet zarzuciłam derkę (było naprawdę bardzo zimno), wodze zapięłam jakoś by mała się o nie nie zaplątała, do wędzidła dopięłam lonżę, w drugą dłoń wzięłam długiego bata i idziemy na halę.
Na miejscu dociągnęłam mustce popręg, zdjęłam derkę i puściłam stępem po kole. Postępowała chwilę w obie strony i kłus. Musiałam ją nieco przeganiać, a przy okazji poćwiczyć chwilę cząstkowe spiny z ziemi. Mała była nabuzowana, szła bardzo energicznie, jednak w rozluźnieniu. Po kilku minutach kłusowania w obie strony zacmokałam i galop. Oczywiście, tak jak przewidywałam - seria baranów i szalony galop po jak największym kole.
-Prrr szalooona! - Powiedziałam próbując nieco zwolnić dzikuskę. O dziwo, łaskawie szybko się ogarnęła i spokojnie, luźniutko galopowała po stosunkowo małym kółku. Chwilę takim tempem, potem pogoniłam ją i pozwoliłam się wyszaleć. Następnie zmiana kierunku i to samo - trochę spokojnego galopiku, potem już mocny, by zniwelować nadmiar energii. W końcu zatrzymałam klacz, podeszłam, sprawdziłam popręg i zaczynamy spiny. Prowadząc klacz po coraz mniejszym kole czekałam aż postanowi przenieść ciężar ciała na zad. Nastąpiło to dość szybko, więc korzystając z okazji trzymałam rękę na klatce piersiowej klaczki, zaś batem nakazywałam ruch w bok. Deva dość szybko załapała o co mi chodzi i powolutku wykonała bardzo ładny spin. Potem w drugą stronę. Tym razem zamieniłam rękę z batem. Naciskałam w odpowiednim miejscu na bok bułanki, zaś sprzętem pilnowałam, by nie poszła do przodu. Jeszcze po razie w obie strony i pochwaliłam klacz. Dałam jej kawałek marchewki, następnie odpięłam lonżę, rozplątałam wodze i wsiadłam.
-No niunia, chwilę dam ci odpocząć - Powiedziałam, po czym łydka do kłusa. Devaraja od razu rozluźniona i skupiona posłusznie zareagowała na dane pomoce. Pojeździłyśmy chwilę po różnych kołach, zawijasach, przez drążki, podwyższone także, kilka przejść w tym zatrzymań, cofanie i zagalopowanie. Spokojnym galopem trochę po małej ósemce z lotnymi, potem mocne dodanie i po dużej ósemce również z lotnymi. Potem inna ósemka - jedna część duża, w szybkim, potem lotna i mała wolta w wolnym galopie. Devaraji nieco się to wszystko plątało, jednak szybko załapała i po dłuższych ćwiczeniach zaczęła się nudzić. W takim razie wróciłyśmy na ścianę. Mocnym galopem po linii środkowej, na środku sliding stop. Pochwała, cofanie, zwrot na zadzie i znów mocny galop. Zatrzymanie, rollback i galop w drugą stronę. O dziwo bułance nie myliły się już nogi, ładnie wykonywała moje polecenia, więc do stępa. Zatrzymałyśmy się na środku. Przyłożyłam odpowiednie, usiadłam bardziej w siodło, osadziłam się na jego tyle i próbujemy wykonać powolny spin w prawo. Nieco koślawo, ale się udało. No to w lewo. O wiele lepiej. Zatrzymanie i pochwała, potem ćwiczymy dalej. W miarę poprawy jakościowo robiłyśmy element coraz szybciej, oczywiście często robiąc sobie przerwy w stój bądź stępie. Nie sądziłam, że kobyłka tak szybko załapie i będzie wykonywać świetne jak na pierwszy trening spiny. Oczywiście - dość często plątały nam się nogi, jednak coraz rzadziej, a same spiny były coraz pewniejsze, zgrabniejsze i szybsze.
-Super kochana. - Powiedziałam klepiąc klaczkę i dając jej cuksa. Schrupała go ze smakiem, obejrzała się i przyjęła w pełni rozluźnioną pozycję. Przyłożyłam pomoce do stępa. W pewnym momencie zatrzymanie i spin w prawo - bardzo ładnie. No to znów stęp, chwila kręcenia się po hali, drążki i nagle zatrzymanie, po czym spin w lewo. Znów bardzo ładnie. Pochwaliłam małą i chwila odpoczynku. Potem cofanie i z cofania przejście na sekundę do stój i spin w prawo. Szybki jak na dzisiejszy dzień, ale bardzo ładny. Po nim od razu spin w lewo. Świetnie! Pochwaliłam kobyłkę, chwila stępa, potem cofanie, zatrzymanie, spin w lewo, spin w prawo i pochwała za znakomite reakcje na pomoce i wykonanie elementu. W końcu zagalopowałam. Popędziłam kobyłkę i sliding stop. Bardzo ładny, więc pochwaliłam. Chwila stania, spin w lewo, półtora spinu w prawo i zagalopowanie. Znów sliding stop, pochwała, spin w prawo, spin w lewo i galop dalej. Jedno duże koło, jedno małe, wyjazd na linię środkową, zatrzymanie, rollback i galop w drugą stronę. Znów zatrzymanie, rollback i galop w drugą. Zwolniłyśmy galop, potem do kłusa i chwilę pracujemy nad dodaniami i skróceniami (tak, w westernie też są ;p). Deva nieco zmęczona posłusznie wykonywała każde polecenie, chociaż chody wyciągnięte wyraźnie przychodziły jej z pewnym oporem. W końcu postanowiłam dać jej spokój i do stępa.
-Super mała, naprawdę super - Powiedziałam klepiąc bułankę po szyi i dając jej kolejnego cuksa. Zarzuciłam na grzbiet derkę, siebie przy okazji tez nieco przykryłam i stępujemy sobie przez 10 minut. Diablica zdążyła ochłonąć, więc wracamy do stajni. Na miejscu zsiadłam, rozsiodłałam klacz, ubrałam w cieplejszą derkę i marsz na myjkę. Schłodziłam nieco nogi, potem przed boksem wytarłam, klacz wymasowałam, wypieściłam i w końcu wstawiłam do domku. Tam dostała buraka, kolejną serię pieszczot i w końcu pozwoliłam jej zostać samej z swoimi myślami. Sama odniosłam i podczyściłam sprzęt, zajęłam się resztą koni, stajnią przed nocą, aby w końcu samej pójść odpocząć i nieco się ogrzać.

by Jo


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin