|
Stajnia Centralna Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
MissDestroy
Mały wolontariusz
Dołączył: 01 Wrz 2008
Posty: 166
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łowicz
|
Wysłany: Sob 14:53, 13 Wrz 2008 Temat postu: Duet - Treningi |
|
|
Miejsce na treningi konia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Blacky
Bywalec
Dołączył: 11 Sty 2009
Posty: 613
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Sob 19:02, 07 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Po kuciu Magic Arabiana zerknęłam na tą kartkę, na której jest lista rzeczy do zrobienia w Stajni Centralnej. Hm, sporo treningów. No to na chybił-trafił. Co mi tam wyszło…? O, skoki luzem Dueta. Przynajmniej się tak bardzo nie zmęczę. XD
Poszłam do stajni i podeszłam do boksu hucuła. Był to jeden z niewielu ogierów SC, troszkę dziwnie się z tym czułam. Zacmokałam, więc odwrócił się przodem i wyjrzał ciekawie wystawiając łeb. Wzięłam kantar, otworzyłam drzwi boksu i na chama wepchnęłam się do środka, stając po jego lewej stronie i szybko nakładając mu kantar, żeby przypadkiem nie przyszło mu do głowy zwiewać stąd. Potem poklepałam go po tej karo-srokatej szyi i zaprowadziłam na stanowisko. Z pośpiechem pobiegłam po szczotki i zabrałam się do pracy. Najpierw starłam miękka szczotką kurz z jego ciała, potem wyczyściłam zlepki, wyczesałam porządnie grzywę i ogon żeby się nie wstydzić za niego XD (żarcik oczywiście). Poszłam do siodlarni po ogłowie, które bez problemów mu założyłam. Kiedy wychodziłam razem z nim ze stajni chwyciłam przelotnie lonżę i bata do lonżowania. Skierowałam się na parkur.
Na początku puściłam konia luzem i kazałam mu stępować wokół siebie, jak podczas najnormalniejszej na świecie lonży. Przyjrzałam się przeszkodą – mimo wieku są ładne i zadbane, prawie żadna nie ma obtarcia, złamań. Tu są ustawione od 40 centymetrów do metra.
Nim się spostrzegłam minęło aż 10 minut. Zmieniłam z koniem stronę, przeszedł mnie dookoła około pięciu razy i zacmokałam, mówiąc jednocześnie „kłus” żywszym tonem i ustawiłam się minimalnie za koniem. Nic. O, nie, chłoptasiu, nie dam sobą pomiatać! Podniosłam bat do góry. Koń zaczął wydłużyłam chód tak bardzo, jak tylko mógł. Zaczęłam go uspakajać, bo w końcu to tylko bacik!
Potem znów zmiana kierunku i galop. Obyło się bez problemów, a ku mojemu zdziwieniu ogierek zareagował już na samą komendę głosową. ;> Galopował sobie trochę, a ja w razie potrzeby go popędzałam bez jakiegoś tam specjalnego wysiłku. W końcu uznałam, że srokacz jest dostatecznie rozgrzany na małą porcję skoków. ; )) Małą, bo to jego pierwsze od długiego czasu.
Nakierowałam go na stacjonata 40cm. Było ok., choć widać, że wyszedł z wprawy – oddzielnie nogi, wylądował trochę za blisko. Potem druga przeszkoda, 50-centymetrowa koperta. Było ładnie, mogę nawet powiedzieć, że bardzo ładnie. No to 60-centymetrowy okserek. Zawahał się przed przeszkodą, ale ważne, ze jednak skoczył. No i znów 50cm, ta sama koperta – wyłamanie. =/ Podejście kolejne – ślicznie. 75-centymetrowa stacjonata poszła cudnie, to do tej pory najładniejszy tego skok! I potem metr. Niestety, bryknął przed skokiem i jeszcze w ostatniej chwili wyłamał. ;/ Jeszcze dwa razy z różnych stron – było ładnie, choć bez rewelacji.
Ogier spocił się bez żartów, dlatego postanowiłam przestać do „męczyć”. ;] Kazałam mu zrobić ze 4 kółka kłusem po czym zwolniłam do stępa, który utrzymywał przez 10 minut – musiał naprawdę ochłonąć i odpocząć. Dawno nie miał takiego poważniejszego treningu… Potem zaprowadziłam go do stajni, w której zdjęłam ogłowie. Poczekałam tam chwilę, aż wyschnie całki wice, dałam mu pić, przysmak i odprowadziłam do boksu, po czym przyszedł czas na pożegnanie.
Słowa: równo 500
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karuchna
Mały wolontariusz
Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: WSR Bałtycka Zatoka
|
Wysłany: Wto 17:11, 24 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Poszłam po Dueta na pastwisko, mając w zanadrzu marchewkę na wypadek gdyby nie chciał do mnie podjeść. Stał w dość dużej odległości ode mnie, zaczęłam powoli iść w jego stronę zachęcając go jednocześnie do podejścia –Chodź Duecik zobacz, co mam!-. Odwrócił się w moją stronę i patrzył uważnie, ale nie chciał do mnie podejść. Myślałam, że gdy się do niego zbliżę to zacznie uciekać, ale on nic takiego nie zrobił, po prostu stał i patrzył. Pozwolił założyć sobie kantar, za co dostał marchewkę. Nieco się ociągał przy wyprowadzaniu z pastwiska, ale napomniałam go stanowczym „Dalej!”. Uwiązałam go na placu z dala od innych koni i rozpoczęłam czyszczenie. Przy okazji sprawdziłam czy nic sobie nie zrobił na pastwisku w trakcie szaleńczych zabaw z kolegami. Dzisiaj był wyjątkowo brudny, chyba się wytarzał - czyszczenie zajęło mi odpowiednio więcej czasu. Najpierw za pomocą plastikowego zgrzebła usunęłam zaklejki po obu stronach, a następnie wyczyściłam go dokładnie szczotką włosianą, co jakiś czas czyszcząc ją o zgrzebło. Srokatemu chyba spodobał się ten „masaż”, bo zaczął sobie drzemać. Delikatnie rozczesałam mu grzywę, większy problem miałam z grzywką, bo Duet zaczął gwałtownie zadzierać głowę i nie pozwalał jej dotknąć. Delikatnie nakłoniłam go do opuszczenia głowy za pomocą metody zwalniania nacisku i pochwaliłam go natychmiast po tym jak się uspokoił. Następnie głaskałam go ręką po nosie powoli przesuwając się coraz wyżej, by dojść do grzywki. Hucek nie był tym zachwycony, musiałam całą operacje powtarzać jeszcze trzy razy zanim pozwolił mi rozczesać sobie grzywkę. Myślę, że to sprawa braku zaufania, jako że znamy się dopiero kilka dni. Ogona nie czesałam, przebrałam go za to starannie palcami i wyciągnęłam z niego słomę. Duecik odwrócił się i obserwował mnie uważnie podczas wykonywania tych czynności. Na koniec zabrałam się za kopyta. Nie sprawiał żadnych problemów przy ich czyszczeniu. Gdy skończyłam przypięłam mu do kantara linkę i zabrałam na ujeżdżalnię. Dzisiaj postanowiłam oswoić go z folią. Zatrzymałam go na środku placu i pokazałam dużą (złożoną) torebkę foliową, trochę nią poszeleściłam- tak by mógł mnie cały czas widzieć. Z początku uskakiwał, ale pozwalałam mu na to - gdy przekonał się, że w razie potrzeby będzie w stanie oddalić się od tego dziwnego „czegoś” nabrał pewności siebie. Pozwoliłam mu dokładnie obwąchać reklamówkę, a nawet złapać ją zębami. Teraz był już zupełnie pewny, że nie jest to nic niebezpiecznego, ale na wszelki wypadek zachowywał jeszcze czujność. Zaczęłam powoli gładzić reklamówką jego łopatkę, później przesunęłam ją na grzbiet. Akceptował to dopóki nie dotarłam do jego brzucha. Nie kopnął mnie i nie odskoczył, ale dał mi wyraźnie do zrozumienia, że nie ma ochoty bym go tam dotykała. Dlatego chwilowo porzuciłam ten zamiar i zabrałam się za zad i tylne nogi. Następnie powróciłam do brzucha, ale najpierw głaskałam go tam dłonią i gdy to zaakceptował ponownie spróbowałam z folią. Tym razem dał się dotknąć, choć niechętnie- w nagrodę zostawiłam go na chwilkę w spokoju. Po ok. 3 minutach wznowiłam trening i tym razem starałam się go oswoić z dotykaniem głowy i uszu, przy czym spodziewałam się dużych trudności pamiętając dzisiejsze czyszczenie. Przy szyi nie protestował, o dziwo zignorował również dotykanie folią uszu, ale ostro zareagował przy kości nosowej próbując się wyrwać. Upewniłam się, że nie było to spowodowane dotknięciem folii do oczu i ponowiłam próbę delikatnie do niego przemawiając. Musiałam to robić pięć razy zanim w końcu pozwolił się dotknąć. Byłam z niego bardzo dumna, dlatego w nagrodę zafundowałam mu krótki masaż rozluźniający metodą TTouch, a potem odprowadziłam na pastwisko.
Słów: 570
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karuchna
Mały wolontariusz
Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: WSR Bałtycka Zatoka
|
Wysłany: Śro 8:36, 25 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Gdy dzisiaj przyszłam do Dueta był nieco senny- zapewne z powodu pogody, więc dałam mu jeszcze pół godzinki na pastwisku. Tym razem zrobił kilka kroków w moją stronę, gdy szłam go złapać, za co pochwaliłam go głosem. Dzisiaj nie dostał marchewki, bo nie chcę doprowadzić do sytuacji, gdy bez smakołyku nie będzie się go dało sprowadzić z pastwiska. W zamian podrapałam go po kłębie, ponieważ idąc do niego widziałam, że próbował się tam dosięgnąć zębami. Był z tego wyraźnie zadowolony, śmiesznie wyciągnął szyję i „westchnął”. Ale pieszczoty musiały się kiedyś skończyć, więc założyłam mu kantar i przypięłam linkę. Gdy sprowadzałam go z pastwiska zaczął kropić deszcz, więc zamiast na placu przed stajnią uwiązałam go w korytarzu gdzie na szczęście jest wystarczająco dużo miejsca. Był tam wyraźnie bardziej niespokojny, nerwowo się rozglądał i wiercił. Uspokoiłam go głaszcząc i przemawiając do niego, po czym zabrałam się za czyszczenie. Dzisiaj był w miarę czysty, tylko nogi miał ubłocone, ale i tak dokładnie wyczyściłam go najpierw zgrzebłem, a potem szczotką włosianą. Miałam też dla niego prezent - rękawicę do masażu (wczoraj splatałam ją do późna z sizalu). Obwąchał ją nieufnie, ale szybko polubił tą „drapaczkę” i już zupełnie się rozluźnił. Na koniec rozczesałam mu grzywę i grzywkę (za drugim podejściem) oraz wyczyściłam kopyta, które tym razem nieco wyszarpywał, zapewne dlatego, że nie czuł się zbyt pewnie na korytarzu. Akurat gdy skończyłam go czyścić deszcz przestał padać i mogłam zabrać go na ujeżdżalnię. Miałam tam już wcześniej przygotowane: derkę w krzykliwym kolorze zawieszoną na płocie, powiewające na wietrze flagi, wielką kolorową piłkę oraz imitację reklamy (podobnej do tych na zawodach). Najpierw puściłam go luzem po ujeżdżalni by zobaczyć, co zrobi. Stanął na niepewnie na środku, aż w końcu zdecydował się podejść ostrożnie do piłki. Obwąchał ją delikatnie, trącił kilka razy nosem i uskakiwał, gdy tylko się poruszyła- wyglądał przy tym bardzo zabawnie. W końcu znudził się piłką i podszedł do flag, które w tym momencie akurat się nie poruszały. Gdy zawiał wiatr Duet szybciutko odbiegł od nich na bezpieczną odległość. Postanowiłam go w tym momencie złapać. Później po kolei podprowadzałam go do każdego przedmiotu, zostawiając mu jednak luźną linkę by czuł się bezpiecznie. Najwięcej czasu zajęło mi przekonanie go do flag- uskakiwał za każdym razem, gdy załopotały. Cierpliwością jednak udało mi się pokonać jego strach i wkrótce przechodził obok nich bez obaw. W nagrodę dałam mu chwilkę przerwy, a na koniec zapoznałam go z moim owczarkiem belgijskim Aris, którą zabrałam dzisiaj ze sobą. Oczywiście byłam pewna, że suczka potrafi zachowywać się przy koniach, w końcu jest stróżem w mojej stajni - gdzie jest niezwykle „taktowna” w stosunku do moich rumaków. Hucek był początkowo bardzo nieufny - instynkt kazał mu uciekać przed wilkiem, ale w końcu przekonał się, że Aris nie chce zrobić mu krzywdy. Na koniec treningu poprosiłam moją NojNojkę by zachęciła Aris do biegu (była na długiej smyczy) w pobliżu srokatego (którego trzymałam ja na luźnej lince) by zobaczyć jak zareaguje koń. W sumie Duecik zachował się dość spokojnie, może miał już podobne doświadczenia ze innymi psami, ponieważ tylko cofnął się o kilka kroków i nastawił uszy. Byłam z niego bardzo zadowolona i dałam mu w nagrodę jabłko, a następnie zabrałam go do boksu by mógł odpocząć, a trochę później osobiście podałam mu jego obiad tak dla zbudowania lepszych relacji i by dobrze mu się kojarzyć.
Słów: 553
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karuchna
Mały wolontariusz
Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: WSR Bałtycka Zatoka
|
Wysłany: Sob 16:24, 28 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Przyszłam dzisiaj do stajni nieco wcześniej by pomóc przy karmieniu Dueta, a potem poobserwować go na pastwisku. Gdy nadszedł czas treningu poszłam po niego i tym razem wyszedł mi na spotkanie. Pogłaskałam go delikatnie i założyłam mu sidepull – bardziej odpowiedni do pracy niż kantar. Oczywiście hucek zauważył, że to samo straszne „coś” ostatnio nie pozwoliło mu stanąć dęba i obwąchał sidepull dokładnie zanim dał go sobie założyć. Poprowadziłam go na plac przed stajnią, uwiązałam i poszłam po szczotki. Gdy wróciłam od razu zabrałam się do czyszczenia, podobnie jak ostatnio używając zgrzebła, szczotki włosianej i rękawicy do masażu. Na koniec, już tradycyjnie grzywa, ogon i kopytka tym razem bez problemów. Poklepałam Dueta po szyi w nagrodę za dobre zachowanie, po czym zabrałam go na ujeżdżalnię. Miałam tam już przygotowane dla niego drągi, ułożone w odpowiedniej odległości by mógł przejść przez nie stępem i kłusem. Najpierw jednak podprowadziłam go do nich i pozwoliłam mu dokładnie je obwąchać. Nie wydawał się nimi zaniepokojony, spojrzał się nawet na mnie jakby chciał powiedzieć, „Po co każesz oglądać mi jakiś kawałek drewna? Zróbmy coś ciekawego!”- jak widać trafił mi się dosyć pewny siebie koń. Następnie naprowadziłam go w stępie na drągi pilnując by szedł w dobrym tempie i zostawiłam mu trochę miejsca na wypadek gdyby źle zrozumiał zadanie i chciał przez nie skakać. Pokazałam mu sama jak przechodzi się przez drągi, a on wiernie mnie naśladował : ). Oczywiście nie wyszło nam to idealnie, Duet długo się zastanawiał jak postawić nogi i ciągle się zatrzymywał, ale i tak byłam zadowolona, że zrozumiał ćwiczenie już przy pierwszej próbie. Pokonaliśmy drągi jeszcze cztery razy, po dwa w każdą stronę, po czym przeszłam do kolejnego ćwiczenia by się nie znudził. Następnym zadaniem srokatego było zrozumienie znaczenia komendy „na bok” w połączeniu z delikatnym naciskiem ręki w miejscu gdzie podczas jazdy przykłada się łydkę. Pomogłam sobie przy tym mową ciała - ale uważałam by nie przyjąć zbyt agresywnej postawy, bo nie chciałam by odskakiwał tylko by przesunął się o jeden, dwa kroki. Mimo tej całej uwagi i tak zrobiłam to za gwałtownie, bo odsuwał się za szybko i za daleko. Pochwaliłam go za starania, po czym spróbowałam od początku, nieco łagodniej. Tym razem zareagował dokładnie tak jak chciałam - pochwaliłam go wylewnie i spróbowałam tego samego z drugiej strony, po czym powróciłam do drągów. Przeprowadziłam go przez nie stępem kilka razy w obie strony, co szło mu znacznie płynniej i pewniej niż wcześniej. W nagrodę dałam mu pięć minut świętego spokoju, po czym powróciłam do ćwiczenia. Po kolejnych dwóch powtórzeniach wykonał je już całkiem dobrze, więc dałam mu z nim spokój i wróciłam do odsuwania się. Reagował już dobrze, na samą komendę, więc to ćwiczenie również powtórzyłam tylko dwa razy i zakończyłam trening.
Odprowadziłam Dueta na pastwisko. I tutaj wydarzyła się historia nieprawdopodobna ;D
Otóż hucek, który dotąd bardzo grzecznie dawał się wprowadzać i wyprowadzać z pastwiska nagle stwierdził, że pokłusuje sobie od razu od bramy i pobryka. Przyznam, że byłam zaskoczona jego zachowaniem, na szczęście nie udało mu się mi wyrwać (bardziej odruchowo niż w sposób przemyślany krzyknęłam „nie!” co podziałało wystarczająco dobrze). Odwróciłam go głową w stronę bramy, poczekałam aż się uspokoi, po czym zdjęłam mu kantar i poszłam do stajni pamiętając by dokładnie zamknąć za sobą bramę.
Słów: 540
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karuchna
Mały wolontariusz
Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: WSR Bałtycka Zatoka
|
Wysłany: Czw 14:11, 09 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Dzisiaj odrobinkę się spóźniłam, ponieważ po drodze do stajni byłam w sklepie jeździeckim by zamówić sprzęt dla Dueta (zapomniałam o tym napisać, ale ostatnio dokładnie sprawdziłam jego wymiary). Gdy poszłam na pastwisko hucek czekał już przy bramie. Podrapałam go na powitanie po szyi (podczas czyszczenia odkryłam, że bardzo to lubi). Bez problemów założyłam mu kantar i zaprowadziłam go na mały padok, gdzie miałam już przygotowane szczotki. Dzisiaj spróbowałam nie przywiązywać go przy czyszczeniu, byłam ciekawa jak zareaguje. Oczywiście wcześniej upewniłam się, że nie zrobi sobie krzywdy gdyby się czegoś przestraszył i uprzedziłam innych o swoich zamiarach. Oczywiście poszedł sobie w kącik i zaczął skubać trawę. Zawołałam go, ale tylko nastawił uszy w moją stronę. Zawołałam jeszcze raz „Duecik chodź do mnie miśku” i wtedy powoli się odwróciwszy leniwym krokiem podszedł. Gdy zaczęłam go czyścić stał już w miarę spokojnie, chociaż drobnymi kroczkami przesuwał się w stronę trawy (chociaż robił to dość dyskretnie). Mimo to kontynuowałam czyszczenie, a jak tylko wyciągnęłam ze skrzynki rękawicę do masażu srokaty okazał o wiele większe zainteresowanie i przestał myśleć tylko o trawie. Na koniec przyszła pora na kopyta. Nimi zajęłam się szczególnie starannie i zwróciłam szczególną uwagę na to by nic nie zostało się w strzałce i na podeszwie. Później założyłam mu sidepull i przypięłam do niego linkę i zabrałam go na ujeżdżalnie. Trening rozpoczęłam od powtórzenia wczorajszych ćwiczeń z drągami. Duet wykonał je dobrze, choć oczywiście nie tak jak doświadczone konie, ale uznałam, że jest gotowy na kolejne ćwiczenie. Ułożyłam z drągów gwiazdę i podjęłam pierwszą próbę przeprowadzenia przez nią hucuła. Chciał on pokonać drągi w sposób konwencjonalny, czyli na wprost, więc delikatnie nim pokierowałam. To ćwiczenie również wykonał zadowalająco w obie strony, więc w nagrodę dałam mu marchewkę. Później powtórzyłam ćwiczenie z przechodzeniem na bok by lepiej je zapamiętał i wróciłam do drągów. Przy tym ćwiczeniu inteligencja ogierka nie była moim sprzymierzeńcem, ponieważ szybko go to nudziło, a tylko za pomocą wielu prób może nauczyć się dobrze przechodzić przez drągi. Dlatego w przerwach między tym ćwiczeniem zaproponowałam mu kłus w ręku, co jest świetnym wstępem do przygotowań wystawowych. Zauważyłam przy tym, że próbuje mnie wyprzedzać i przyspieszać. Musimy jeszcze trochę popracować nad hierarchią. Zaczęłam już dziś - za każdą niesubordynację karałam go krótkim, stanowczym „nie!”, na które do tej pory reagował bardzo dobrze. Raz musiałam go jednak lekko szarpnąć, ponieważ przestał reagować na moje reprymendy. W ten sposób na drągach i kłusie spędziliśmy czas przewidziany dzisiaj na trening. Nie chciałam przemęczać Dueta więc na koniec poprosiłam go tylko o przejście przez drągi i zabrałam go z powrotem na pastwisko. Dzisiaj uważałam by nie zrobił tego, co ostatnio i zatrzymałam go tuż po wejściu na pastwisko. Później zdjęłam mu kantar i srokacz spokojnie oddał się skubaniu trawy.
Słów: 453
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karuchna
Mały wolontariusz
Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: WSR Bałtycka Zatoka
|
Wysłany: Nie 9:55, 19 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Gdy dzisiaj przyszłam do Dueta był zamknięty w boksie, co trochę mnie zaniepokoiło, ponieważ zwykle o tej porze był na pastwisku. Zapytałam stajennego czy coś mu się stało, ale na szczęście okazało się, że huculasty miał tego dnia rutynową kontrolę weterynaryjną. Poszłam do niego do boksu i od razu zauważyłam, że jest w złym humorze- trochę smutny. Zaprowadziłam go przed stajnię i uwiązałam, potem poszłam po szczotki. Czyszczono go przed badaniem, więc nie był brudny, mogłam od razu przejść do szczotki włosianej. Następnie wzięłam jego ulubioną rękawicę do masażu, na poprawę humoru masowałam hucułka nieco dużej niż zwykle. Kopyta były oblepione gnojem i słomą z boksu, musiałam je dokładnie wyczyścić i osuszyć. Na koniec wyszczotkowałam mu grzywę- nie mam z tym już najmniejszych problemów, Duet chyba nabrał już do mnie zaufania. Zabrałam go na ujeżdżalnię i już tradycyjnie zaczęłam od powtórzenia poprzednich ćwiczeń- dzisiaj zaczęłam od ustępowania, później były drągi w stępie (na wprost i przez „gwiazdę”). Wykonał te ćwiczenia poprawnie, więc uznałam, że możemy przejść do dalszej części treningu. Wzięłam go na lonżę, najpierw dwa koła stępem w obie strony, a później spróbowałam z kłusem. Wiedział mniej więcej o co chodzi i nie próbował często wchodzić do środka, ale pierwszy kłus to była masakra. Uznał, że teraz może się wybiegać i ruszył dzikim galopem urozmaiconym wierzganiem. Dopiero po chwili udało mi się go opanować i skłonić do kłusowania. Jak tylko zaczął kłusować pochwaliłam go głosem, a gdy przebiegł dwa kółka pozwoliłam mu się zatrzymać i dałam chwilkę odpoczynku. Później zmieniłam kierunek i poprosiłam go o następne dwa kółka. Stwierdziłam, że na dzisiaj starczy lonży, ale postanowiłam jeszcze sprawdzić jak sobie da radę w kłusie przez drągi (na wprost). Przeszedł całkiem ładnie jak na pierwszy raz, nawet nie wypadł bardzo z rytmu. Po tym sukcesie poprosiłam go tylko o pokonanie drągów w drugą stronę Na koniec wzięłam go na krótki spacer w stępie by mógł ochłonąć, a później wypuściłam srokatego na pastwisko.
Słów: 322
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karuchna
Mały wolontariusz
Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: WSR Bałtycka Zatoka
|
Wysłany: Wto 22:27, 09 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Dzisiaj postanowiłam rozpocząć ujeżdżanie Dueta. Długo zastanawiałam się nad metodą, aż w końcu stwierdziłam, że na początek najlepszy będzie Join-up, jako że Duet ma do mnie zaufanie i jest dosyć wrażliwy na mowę ciała, a przy tym bardzo kontaktowy.
Hucek wiedział, że coś się święci jak tylko po czyszczeniu założyłam mu sznurkowy kantarek. Dopięłam do niego linkę i zabrałam go na round pen. Ustawiłam go mniej więcej na środku, odpięłam linkę i pogłaskałam go po czole. Potem nieco się odsunęłam i chwilkę poczekałam, ciekawa co zrobi koń. Spojrzał na mnie kątem oka, ale nic nie robił. W końcu stwierdziłam, że możemy zaczynać i machnęłam w jego stronę linką, przyjmując groźną postawę. Duecik rzucił się jak szalony do galopu i zaczął biegać dookoła mnie, czyli zrobił dokładnie to czego oczekiwałam. Kilka razy machnęłam linką by hucek utrzymał tempo a potem zmusiłam go do zmiany kierunku. Wyczekiwałam na sygnały, o których uczyli mnie na kursie i dalej popędzałam srokacza linką. W końcu nieznacznie zwrócił w moją stronę wewnętrzne ucho i zaczął delikatnie przeżuwać. Po następnym kółku opuścił głowę i trzymał ją nisko nad ziemią, na co odwróciłam się do niego i opuściłam ramiona. Dosyć długo czekałam aż do mnie podejdzie, ale w końcu poczułam jego oddech na ramieniu. Pogłaskałam go delikatnie po głowie, po czym odeszłam od niego po łuku, zgodnie z prawidłami metody. Po nieznacznym wahaniu Duet ruszył za mną. Wędrowaliśmy tak przez chwilę, po czym zatrzymałam go na środku wybiegu i zaczęłam go głaskać po całym ciele. Stał spokojnie, można powiedzieć, że był całkiem zadowolony. Potem uniosłam delikatnie każdą z jego nóg. Przyszedł czas na zapoznanie z rzędem jeździeckim. Nojec złożyła siodło, czaprak i ogłowie na środku round-penu i wyszła. Duet nie za bardzo się tym przejął, w końcu widział taki sprzęt wiele razy w życiu, jednak dałam mu chwilkę czasu by zdążył się zastanowić nad celem jego przyniesienia. Potem przyczepiłam mu linkę do kantara i delikatnie założyłam mu czaprak - hucek zwrócił uszy do tyłu i skupił uwagę na swoim grzbiecie, ale nie protestował. Po chwili to samo zrobiłam z siodłem, po czym delikatnie dopięłam popręg. Trochę się zaniepokoił, ale udało mi się udobruchać go spokojnym przemawianiem. Dociągnęłam popręg na tyle mocno by siodło się nie przesuwało. Odczepiłam linkę i powtórzyłam proces odganiając srokatego na koło. Młody zaczął wierzgać i brykać, ale po pewnym czasie przestał i szedł całkiem spokojnie. Zachęciłam go do zmiany kierunku i poczekałam, aż będzie swobodnie poruszał się z siodłem na grzbiecie. Ponownie się z nim połączyłam i delikatnie założyłam mu ogłowie. Wodze były odpięte żeby nie przeszkadzały, miałam je pod ręką na wszelki wypadek. Przyczepiłam za to długie wodze i odesłałam go z powrotem na koło. Pracowaliśmy przez chwilę nad zatrzymaniami i zwrotami, poprosiłam go też o jeden krok wstecz. Poprawiłam siodło i zamiast wodzy przyczepiłam lonżę oraz poprosiłam Nojca by ponownie weszła na round pen. Duet uważnie ją obwąchał, dał się jej pogłaskać, po czym Nojec delikatnie przewiesiła się przez siodło. Wszystko było ok, przeprowadziłam więc tak hucka kawałek w obie strony. Szło gładko, więc Nojka mogła klasycznie usiąść w siodle a ja ostrożnie odesłałam Dueta na koło i poprosiłam o kłus. Przebiegł po dwa kółka w obu kierunkach w stępie i kłusie, po czym stwierdziłam, że na dziś starczy. Nojka zsiadła, po czym zdjęłyśmy ogierowi siodło i ogłowie, ponownie zakładając kantar sznurkowy. Następnie razem oprowadzałyśmy go stępem po terenie stajni. Potem wyczyściłam go (strasznie się zakurzył) i Noj wypuściła go na pastwisko, a ja poszłam by odnieść na miejsce sprzęt. Uważam ten trening za niezwykle udany, wręcz przełomowy. Teraz będziemy pracować nad nauką reagowania na pomoce, by w końcu dojść do skoków klasy L i ujeżdżenia P.
Słów: 604
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Karuchna dnia Śro 9:47, 10 Cze 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|