|
Stajnia Centralna Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Blacky
Bywalec
Dołączył: 11 Sty 2009
Posty: 613
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Pią 12:47, 31 Lip 2009 Temat postu: Erniles - Treningi |
|
|
Miejsce na pisanie treningów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Evov
Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 20:39, 14 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Wyjrzałam przez okno i co zobaczyłam? Przepięknie oświetlone blaskiem słońca podwórko. Eh…trudno mieszkać samemu w jakiejś ciasnej kawalerce, ale mam nadzieję, że niedługo to się zmieni Nie czekając ani chwili szybko wciągnęłam na siebie jakiejś pierwsze lepsze bryczesy, różową(no co, nie można?) koszulkę z krótkim rękawem, na odczepnego rozczesałam niesforne włosy plotąc niezgrabnie warkocza i wybiegłam z domu. Uznałam, że na śniadanie będę miała czas w stajni. Zresztą, i tak jedzenie nie zawsze przechodzi mi przez gardło. Zwłaszcza, kiedy nad czymś mocno myślę. A wtedy rozmyślałam nad tym co ja właściwie będę robić w tej Stajni Centralnej. Szczerze mówiąc jechałam tam skuszona darmowymi jazdami ;P (no tak, nie ma to jak myślenie Polaka, nie?) A to, że nie znam koni, ani nie wiem o co w tym wszystkim chodzi to już inny problem. Otóż moje wyobrażenie o tym „schronisku” było takie jak o biednych, zaniedbanych, śmierdzących, ciasnych itp. Przytułkach dla psów i innych bezdomnych zwierząt szwędających się po okolicy. Podczas jazdy zaczęłam się martwić, czy oby na pewno na tych koniach da się jeździć…
Jakież było moje zdziwienie kiedy już z drogi zobaczyłam ogromne, zielone pastwiska zapełnione końmi. Wjechałam na duży parking. Z daleka budynek stajni wcale nie przypominał rudery, którą widziałam w wyobraźni. Ciekawe zwierzaki podbiegły do ogrodzenia wyciągając w moją stronę łby. Jak to miałam w zwyczaju oczywiście każdego z nich pogłaskałam z uśmiechem. Byłam bardzo ciekawa co też dostanę do roboty. Sprzątanie boksów jak w każdej stajni, w której miałam przywilej darmowych jazd? Przygotowywanie koni do jazdy w ciągu dnia?(zazwyczaj jeździłam wieczorem, po pracy) A może dostanę ten zaszczyt i będę mogła rozprężać konie albo prowadzić rozgrzewki?(wierzcie mi, ale 20 rozgrzewek dziennie jest męczące)
Nawet nie zauważyłam kiedy podbiegła do mnie…Nojka! Jeju nie spodziewałam jej się tutaj. Przecież kobita ma wielki ośrodek i po co miałaby jeszcze pracować tutaj? No, ale ok. Bardzo mi się zrobiło miło widząc znajomą twarz. „Może nie będzie kazała mi się babrać w starej ściółce” => to była pierwsza myśl, która przeleciała mi przez głowę.
- Witaj kochana! – uśmiechnęła się i podała mi jakieś kartki.
Spojrzałam na nie zdziwiona. Po co mi stos makulatury? \
- Co to jest? – spytałam.
- Jak to co? – zaśmiała się – Twój grafik!
- Eee…że co?
- Eh…grafik. Nie wiesz co to jest?
- No wiem, ale po co mi?
- Tu masz rozpiskę koni. Wybierasz sobie jakiegoś do jazdy, czy treningu. Wiem, że uwielbiasz rajdy, więc… - pokazała palcem w środek listy – Erniles dawno nie jeździł, a jestem pewna, że jeżeli trochę popracujecie to dacie radę odnieść sukces – uśmiechnęła się i pokazała i przepięknego, gniadego arabka.
Powiedziała jeszcze gdzie mogę znaleźć potrzebny sprzęt i poszła. Zostawiła mnie samą z nieprzewidzialnym zwierzem, który usiłował wepchać nos do mojej kieszeni.
- No tak…To co robimy piękny? – spytałam przeskakując przez płot. Tak, to tylko ja potrafię. Zamiast szukać jakiego normalnego wejścia na pastwisko, to idę na łatwiznę przenosząc swoje szanowne cztery litery przez belki w ogrodzeniu. Inteligencja.
Pogłaskałam go trochę po czole, potem chwilę pobawiłam się z nim w Friendly Game. Nie ma to jak gałsku głasku…normalnie to co tygryski lubią najbardziej;)
Miałam szczęście, że miał założony kantar i nie musiałam robić żadnych wygibasów aby wyprowadzić go na drogę(no a jak to mam inaczej nazwać? Nie jeżdżą tam samochody, ale konie z ludami łażą, nie?) Miałam szczęście, że na stanowisku jest przypięty na stałe jakiś uwiąz. Upiełam Erniego i pobiegłam po szczoty. Szybko się z nim uporałam. Nie był aż taki brudny. Chyba rano ktoś go już czyścił, więc moim zadaniem było jedynie otrzepanie go z kurzu(pewnie się gdzieś wytarzał) i rozczesanie czarnej grzywy. Potem już tylko siodłanie i gotowe.
Na rozgrzewkę zrobiliśmy rundkę w ręku naokoło stajni. Jak znalazłam taki bardzo przydatny przyrząd, nazywający się chyba podest, to miałam ułatwione zadanie wejścia w siodło Ruszyliśmy stępem w stronę polnej drogi biegnącej pomiędzy pastwiskami. Z tego co zauważyłam na planie, prowadziła ona do lasu. Po dobrych 15 minutach stępowania zrobiłam zwrot tak aby wejść w woltę(droga bardzo szeroka, tak, że bez problemu można koniem zawrócić). Po kilku minutach zobaczyłam łąkę. Uznałam, że jest to świetne miejsce, aby trochę się rozruszać. Zrobiliśmy duże koło stepem. Tak, abym i ja mogła trochę rozgrzać zastałe miejsce. Nogi wywalone ze strzemion,( bo po co mi te metalowe cosia?) ręce rozłożone po bokach i skłony – do jednej łopatki, to drugiej, naciąganie do uszu(no, ale co ja poradzę na to, że ręce mam i tak długie, to nawet mogę między uszami bez trudu konia pogłaskać). Potem kilka młynków. Złapanie strzemion(a raczej strzemiona) i siad po damsku. Łydka i zakłusowanie. Dziwnie się tak jeździ bez damskiego siodła. Sprawnym ruchem przerzuciłam nogę nad przednim łękiem i siedziałam już w normalnej pozycji. Jednak po co anglezować? Wiecie jaki ma się wymodelowany tyłek od kłusu ćwiczebnego? Ano taki jak Jagienka z Krzyżaków, że aż orzechy można łupać XD No dobra, koniec wygłupów. Zaczęłam anglezować. Sprawdziłam jeszcze czy na dobrą nogę, zebranie wody i łydka. Szkoda, że nie było natychmiastowej reakcji. Ze trzy takty kłusa i zagalopowanie. Ślicznie! Widać, że koń wyścigowy, jednak nie pozwoliłam nabrać szybkości. Ale po krótkim przytrzymaniu już się uspokoił i galop mieliśmy płynny i spokojny. Przejście do kłusa. Kilka taktów i wolta. Potem coś na wzór serpentyny. Wyprostowanie i przejścia kłus-stęp. Wychodziło nawet ładnie. Nie za płynnie, ale też nie zbyt ospale. Ładnie i już.
Wróciliśmy na naszą dróżkę i wjechaliśmy do lasu. Już na samym początku zauważyłam, że to chyba nie będzie zwykły lasek. Ruszyłam kłusem. Znowu tyłek sobie przykleiłam superglutem do siodła i nie miałam zamiaru anglezować. Za to bacznie obserwowałam okolicę. Erniles szedł gładko i w dobrym tempie. Najbardziej śmiałam się z niego kiedy ruszył galopem na widok przebiegającego nam przed nosem zającem(czy królikiem, jeden kit). Uspokoiłam go i znowu wróciłam do kłusa. Jednak uznałam, ze może lepiej zostawię ten galop…dobrze zrobiłam! Za zakrętem czekała nas niespodzianka. Jakieś drzewo zagrodziło nam drogę. Nie wysokie, ale jednak zawsze coś. Skoczył ślicznie. Nie no, ktoś musiał na nim niedawno jeździć…Ale nie wnikam. Potem musiałam zwolnić. Na moje nieszczęście dzień wcześniej padało i na skarpie było błoto…
- To co teraz robimy? – spytałam zawracając – chyba nici z tego naszego treningu – powiedziałam ze smutkiem i ruszyłam wolnym galopem.
Znowu pokonaliśmy kłodę i smutnym kłusem wróciliśmy do stajni.
Nie bać zaby! Popytam Nojki i jutro na pewno wybierzemy taką trasę, aby móc sobie pojeździć. A przecież jazda nie była stracona! Poćwiczyliśmy trochę więzi, dresażu i posłuszeństwa. Skoki też były. Błoto i zajace też
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Evov
Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 19:34, 15 Sie 2009 Temat postu: Trening przed zawodami "wakacyjny rajd" |
|
|
Nie ma to jak dostać od Nojca mapki tras nadających się na rajdy i wyjazdy w terenDo tego z zaznaczonymi skalami trudności i opisami…Normalnie to co tygryski lubią najbardziej^^Nie chciało mi się dzisiaj męczyć(ale ze mnie leń). Zakreśliłam na osobnej mapce(no co, na normalnej mogłabym się pogubićXD ) zielonym kolorem dzisiejszą trasę. Nie długą. W przewodniku napisali, ze nie powinno to zająć więcej niż 2 godziny. Droga dość łatwa, tak przynajmniej napisali…
Wpadłam do stajni obładowana sprzętem. Mam szczęscie, że przy boksach wiszą woreczki(czy siateczki, jeden kit) ze szczotkami, inaczej musiałabym je chyba na uszach powiesić(bo zęby już miałam zajęte). Przewiesiłam siodło przez bramkę pustego boksu Dueta, wyplułam palcat( no w zębach trzymałam), powiesiłam na haku ogłowie i odetchnęłam z ulgą czując wolność(pozbyłam się znacznego ciężaru;) i mogłam się wreszcie przywitać z Ernim. Ogier wesoło zarżał.
- Też masz ochotę na krótką jazdę? – spytałam przypinając uwiąz do kantarka(no tak, psu pokazuje się smycz przed wyjściem na spacer, ale to nie pies:D)
Wyprowadziłam go z boksu i nie tracąc sił i czasu na spacerowanie i przenoszenie wszystkiego na stanowisko, po prostu postawiłam Ernilesa na korytarzu.
- Stój spokojnie, bo nie mam ochoty dzisiaj na walki ze zwierzakami – mruknęłam głaszcząc go po kłębie.
Wyczyściłam go tak „na odczepnego”. Nie wiem nawet czemu. Miałam widocznie potwornego lenia.
Po wyczyszczeniu kopyt spojrzałam z niesmakiem na ogłowie. Nie lubię jeździć na wędzidle, ale mus to mus. Bardzo szybko uporałam się z siodłaniem. Erni stał bardzo grzecznie.
Wyslismy przed stajnię. Eee tam, nie jestem az taka ciężka, więc uznałam, że nic mu się nie stanie, jeżeli wdrapię się na grzbiet po normalnemu. Puściłam strzemiona na maxa(ja geniusz jestem, wiem) i odbiłam się z prawej nogi. Nie lubię robić dziwnych wygibasów z wysoko podniesioną nogą nad zadem(no jak to wygląda) a opieranie się na siodle…eeee…coś nie tak -.- No, ale poradziłam sobie. Ustawiłam dokładnie paski strzemion, złapałam wodze i usadowiłam się „wygodnie” w siodle(bo na tym skórzanym czymś nigdy nie jest wygodnie mojemu kościstemu tyłkowi) i dosiadem dałam znak do ruszenia. Skierowaliśmy się na drogę, którą poznaliśmy już wczoraj. Rozgrzewka tak jak zawsze. Na polance za o…środkiem. Parę minut(no dobra, 15) stępa. Następnie pokręciliśmy się trochę w kółko wykonując podstawowe cwiczenia czyli kilka wolt, węzyków, zmian kierunków i oczywiście przejścia między chodami. Stęp-kłus i kłus-step idzie nam bardzo dobrze, ale kłus-galop i galop-kłus już gorzej. Musimy nad tym popracować. Potem kilka wolt w kłusie i uznałam, że ruszamy dalej.
Jechaliśmy kłusem. Ot tak, spokojnie, bez żadnych szarpnięć. Nie chcę aby Erni się zraził. Słyszałam, że już kiedyś ktoś planował zacząć jego karierę rajdową. Podobno nawet brał już udział w takich imprezach. Dlatego uznałam, że mogę go zgłosić do letniego rajdu o którym słyszałam
Wjechaliśmy do lasku. Szeroka, wygodna droga. Pozbawiona żwiru i trawy. Bita glina. Fakt, po deszczu nie jest tu pewnie zbyt przyjemnie, ale mam szczęście, że pogoda dopisuje. Zbliżaliśmy się do pierwszej przeszkody. Przynajmniej moja „umiejętność” czytania mapy na to wskazywała. Albowiem zobaczyłam(o ile dobrze obliczyłam i zrozumiałam), że zbliżamy się do małego, suchego rowu. Przyśpieszyłam więc do galopu. Ha! I faktycznie rów był. Widać nie jestem aż taka głupia Trochę zarośnięty krzakami, więc małe utrudnienie, bo z początku nie było widać dziury, jednak udało się ogierowi dobrze odbić i pokonaliśmy go bez problemu. Nie wiedziałam tylko, że kolejnym etapem jest półgodzinna jazda w chaszczach, chaszczach których kryją się prowizoryczne stacjonaty (ooo) zrobiona z jakiś belekoO(nie wiem komu chciało się to układać). Kiedy tak jechałam dumna z faktu, że udało nam się przeskoczyć rów, nagle zorientowałam się, że siedzę na ziemi kurczowo trzymając wodze.
- O ty skubańcu! – zaśmiałam się.
Okazało się, że szok mnie też złapał i nie zauważyłam faktu, kiedy przelatywałam przez szyję arabka. Nie zauważyliśmy „przeszkody” i Erni się wyłamał a ja przeleciałam przez łeb. No, ale na szczęście nic się nie stało. Pozbierałam się do kupy, cofnęłam się trochę z koniem, wzięłam rozpęd i udało się przeskoczyć. Reszta poszła gładko. Spodziewałam się już, że te krzaki, to nie tylko krzaki XD Kolejnym zaskoczeniem było, że Er się zatrzymał.
- No co jest stary? –powiedziałam z wyrzutem i zrobiłam chyba największy błąd…dałam łydkę.
Nie zauważyłam, że tam jest zjazd. No ale poradziliśmy sobie. Może nie perfekcyjnie, ale zawsze coś Po prostu Erni zjechał po suchym piachu. Myślałam, że zaraz gruchniemy, ale jednak wyszliśmy z tego cało.
Droga znowu skręcała. Teraz jechaliśmy wolnym kłusem. Nie wiedziałam, czy jeszcze czekają na nas jakieś niespodzianki…Okazało się, że zatrzymała nas woda. No tak, woda. Przy wyjściu z lasu strumyczek odgradza łąki od lasu. Widać, zawsze był mostek, jednak deszcze, które padały przez ostatnie dwa tygodnie, go zniosły…
- to co robimy? – spytałam.
Nie wyglądało to na rwącą rzekę, ani na jakieś głębokie koryto. Zachęciłam trochę Ernilesa aby wszedł do wody. Pierwsze próby dawały efekty odwrotne. Koń cofał się rzucając łbem. Jednak za którym razem z kolei podszedł do wody i zaczął się jej przyglądać. Potem wsadził jedną nogę…Woda okazała się niegroźna, więc już bez oporów do niej wszedł. Udało nam się przeprawić na drugą stroną. Stamtąd było już niedaleko do Stajni Centralnej.
Stempem wjechaliśmy na podwórko. Tam rozsiodłałam konia i odprowadziłam go do boksu i się pożegnałam. Jak na jeden dzień zrobiliśmy bardzo dużo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Evov
Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 8:00, 31 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Dzisiaj postanowiłam trochę poskakać. Mam szczęście, że z Ernim nie ma zbytnich kłopotów w tym zakresie, jeżeli chodzi o niskie przeszkody crossowe, ale nie wiem jak zachowuje się na parkurze. Zanim poszłam do stajni ustawiłam trochę przeszkód. Kilka niskich stacjonat, kopertkę i okser. Tyle nam na początek wystarczy. Chciałam aby dzisiejszy trening był bardziej zabawą nić pracą. Jakoś tak…koniec wakacji, ja będę miała coraz mniej czasu, więc tak dla odmiany. Potem zabierzemy się ostro do pracy.
W siodlarni znalazłam jakieś siodło rekreacyjne i uznałam, że sobie je pożyczę. Wzięłam jeszcze ogłowie i ochraniacze. Zaniosłam to wszystko na stanowisko, a następnie poszłam do Ernilesa. Ogier jak zawsze przywitał mnie wesołym rżeniem. Pogłaskałam go po chrapkach, a dzikus jak zawsze domagał się czegoś słodkiego.
- A idź ty – zaśmiałam się i wyciągnęłam z kieszeni cukierka jabłkowego.
Kiedy „obrzędy” powitalne dobiegły końca, założyłam Erniemu kantar i zapięłam uwiąz. Otworzyłam bramkę z boksu i zaprowadziłam konia na stanowisko, gdzie już wszystko przygotowałam. Wyczyściłam dokładnie konisko. Był lekko zakurzony, ale nic poza tym. Rozczesałam wszelkie kołtuny na grzywie i ogonie, nastepnie zaplotłam koreczki. Osiodłam Erniego i byliśmy gotowi do pracy.
No tak, tylko ja, jak mi się nie chce robić rozgrzewki to wciskam konia na lonżę? No, ale mniejsza z tym. Leń mnie ogarnął. Więc popracowałam trochę z lonżą. Zajęło mi to niecałe 30 minut, jednak zależało mi na tym aby porządnie rozruszać ogierzastego.
Potem wdrapałam się na grzbiet i zrobiłam kilka rundek naokoło „parkuru”. Stępem(kilka wolt) potem przejścia stęp-kłus-stęp i zagalopowanie. W tym chodzie poćwiczyliśmy szybkie manewrowanie między przeszkodami. Muszę przyznać, że nawet nam się udawało jednak na ciasnych zakrętach nie potrafiliśmy się zmieścić ;/
Naprowadziłam na pierwszą stacjonatę. Głodko…ale nisko było. Zwrot i okser. Pięknie! Dobre wybicie, wysoki lot, jak dla mnie to perfekt. Zmieniłam kurs i wjechaliśmy na szereg. Poszło szybko jednak zaliczyliśmy jedną zrzutkę. Erniles za późno się wybił i tyle. Jeszcze raz. Teraz już było ładnie. Nawróciłam i przejechaliśmy wszystko od początku. Tym razem okser był wyzwaniem. Nie wiem czemu. Przecież przed chwilą go pokonaliśmy czysto, a teraz Er zahaczył kopytem i mieliśmy zrzutkę. Widać źle wymierzył siłę wybicia.
Po skończonym treningu chwila wytchnienia. Poluźniłam popręg, puściłam wodze, wyciągnęłam nogi ze strzemion i pozwoliłam Ernilesowi swobodnie postępować. Rozprężaliśmy się kilka minut i potem zjechaliśmy do stajni. Tam rozsiodłałam koniowatego, przetarłam mu grzbiet słomą i „wsadziłam” do boksu. Pożegnałam się, dałam mu cukierka i wszystko gites. Troszkę mi było spieszno więc wybiegłam ze stajni i pojechałam do pracy. Jestem bardzo zadowolona z dzisiejszego treningu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Evov
Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 16:22, 13 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Przyjechałam do Stajni dość późno jak na mnie. Bez zbędnych ceregieli poszłam do siodlarni. Tym razem nie wyszłam z niej uzbrojona w siodło itp. Na ramieniu niezdarnie zwisała pożyczona prezenterka, w ręce trzymałam palcat(taaa ja głupia, ale nie umiałam nic innego znaleźć) a w ręce trzymałam kuferek ze szczotkami.
Ładnie przywitałam się z Ernim. Miałam nadzieję, że mnie jeszcze pamięta i nie zdziwiłam się kiedy wesoło zarżał na mój widok(a może bardziej na widok cukierka?).
Czyszczenie zaczęło się od porządnego wyczesania grzywy. Mnóstwo węzełków, jednak poradziłam sobie. W pewnym momencie miałam nawet zamiar zawiązać mu koreczki, jednak na myśl ich rozplątywania ciarki przeszły mi po plecach. Zostawiłam więc grzywę w spokoju i przeszłam do ogona. Tutaj nie było aż tak źle, jednak musiałam się trochę namęczyć aż ujarzmiłam niesforne włosy. Lekko przejechałam zgrzebłem po grzbiecie. Sprawdziłam czy nie ma przypadkiem zaklejek na brzuchu i przeszłam do kopyt. Nie było dużo roboty, a Erni stał grzecznie.
Gdy miałam już konika przygotowanego cofnęłam się kilka kroków, aby objąć go wzrokiem. Był przecudny! Założyłam mu prezenterkę i wyprowadziłam przed stajnie. Pogoda nie była przyjazna żywym zwierzętom. Zimno, ponuro, wietrznie, deszczowo a do tego przez cały dzień wydaje się, że jest wieczór. Szybko więc zrezygnowałam z odwiedzenia padoku. Poszłam sprawdzić czy jest wolna hala. Szczerze, to w to wątpiłam, ale nadzieję zawsze można mieć. O dziwo była chwila przerwy, gdzie nikt nie zajmował tak potrzebnego miejsca w listopadzie. Poszłam wiec z Ernilesem. Pochodziłam z nim trochę w stępie. Poćwiczyliśmy prezentację i dobre ułożenie w „stój”. To było celem naszego treningu. Z początku strasznie się wiercił, ale po przerwaniu PNH zaczął chyba łapać o co biega. Ogólnie jestem zadowolona. Następnym razem jak będzie chwila luzu, to przypomnimy sobie tą pozycję i zajmiemy się ładnym stępem (aby mój arabek nie wyglądał jak krowa na pastwisku).
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Evov
Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:50, 16 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
miejsce: hala
pogoda: n.d
sprzęt: siodło,ogłowie
humor konia: trochę rozleniwiony, brak entuzjazmu
przed treningiem
Jak zawsze wszelkie klamoty poznosiłam wcześniej na stanowisko. Kupiłam nowe siodło(z zego jestem strasznie dumna) i uznałam, że dzisiaj rozruszamy trochę kochanego arabka. Najpierw czaprak(taaa...zaszalałam i też jest nowy). Uznałam, że sprawdzę jak to jest jeździć z izolacją(czyt.z żelem między czaprakiem a siodlem) więc na czapraku wylądował nowy żel. Erni nic sobie nie robił z faktu, że za chwilę będzie zmuszony do wykonywania jakiejkolwiek pracy i w najlepsze bawił się swoim językiem przy okazji obryzając zużyty uwiąz.
rozgrzewka
Poszliśmy na halę. Na dworze pogoda paskudna, więc nie ma sensu się męczyć w błotku. Nie byłoby w tym nic przyjemnego. Mam nadzieję, że już niedługo spadnie śnieg i nie będzie na dworze takiej paskudnej breji.
Na rozgrzewkę trochę stępa. 10 minut wolnego marszu, po czym musiałam się schylić i podciagnąć popręg. Łydką pogoniłam leniuszka do kłusa. Oczywiście nie zareagował, bo jakby inaczej. Więc jeszcze raz. No, teraz już dobrze. Był moment wyrwania do galopu, ale udało mi się przytrzymać ogierzastego. W kłusie zrobiliśmy kilka wolt i wężyków. 5 minut ćwiczebnym i przejście do stępa. Ładnie. Zareagował bardzo szybko i nie musiałam się trudzić aby skapował. Nie pozwoliłam mu rozleźć się jak krowa na pastwisku, ale też nie ganaszowałam. Trzymałam równe tempo, ale do kłusa przeszliśmy spowrotem po następnych 5 minutach. Znowu wolta, najazd na ścianę i ładne duże koło.
praca właściwa
Dzisiaj chciałam poćwiczyć trochę przejścia do galopu. Nie miałam zamiaru trzymać się jakiegoś programu, bo nigdy nie miałam do tego cierpliwości.
Zaczęliśmy od początku. Ze "stój" powinien wyjść kłus. Ach, ten durny stęp! Zawsze musi się wryć gdzie go nie potrzeba. No, ale trudno, może kiedyś się nauczymy. Erni w ogóle jakiś nieprzytomny dzisiaj, jednak muszę się cieszyć, że w ogóle mnie słuchał
najazd kłusem na ścianę i skręt. ładnie i płynnie. Potem koło. Nawet nam wyszło. Nie rozciągnęliśmy się zbytnio i tyłek nie został na zakręcie;)
Potem przejście do galopu. Nawet ładnie. Może kilka sekund na zakapowanie było, ale co tam udało się
Zwolniłam do kłusa. Teraz zmienny wężyk. Kłus-stęp-kłus-stęp i zaszalałam z wolnym galopem Teraz zatrzymanie. Ślicznie. Myślałam, ze z siodła wyskocze, ale tylko lekko mną zarzuciło(tak to już jest z tymi prawami fizyki). Spróbowałam ruszyć. Udało się! Od razu galop. Moze dwa takty kłusa, ale od tego jeszcze nikt nie umarł
potem znowu kilka wolt i serpentynek i uznałam, ze zaczyna mi się nudzić XD erni się nauczył mniej wiecej przejść "stój-kłus i stój-galop", więc co tu jeszcze robić?
rozpręzenie
Postępowaliśmy jakieś piętnaście minut na poluźnionym popręgu, luźnych strzemionach, wodzac przewieszonych przez szyję itp. Po prostu czysty luz Potem go rozsiodłam gdzieś przy boksie i wpuściłam do srodka. Dałam cukierka, buziaka i poszłam. Chyba zaraziłam się od niego jesiennym rozleniwieniem -.-
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|