|
Stajnia Centralna Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Nojec
Pracownik
Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Star Horses
|
Wysłany: Wto 15:22, 15 Wrz 2009 Temat postu: Esej - Treningi |
|
|
6 czerwca 2008
Około 12 zadzwoniła do mnie jakaś kobieta chcąca umówić swoją córkę na trening na którymś z moich koni. Wydała mi się bardzo sympatyczna. O 15 ona i dziewczynka były już w SC.
- Dzień dobry, nazywam się Małgorzata, a to moja córka, Julka. - Przedstawiła siebie i dziewczynkę wspomniana już wcześniej kobieta. Przywitałam się i poszłyśmy we trzy do stajni.
- Ile masz lat?
- 13 - odpowiedziała Julka. - Na którym koniu będę dziś jeździć?
- Hmm.. właśnie się nad tym zastanawiam.. Wolisz duże konie czy kuce?
- Duże.
- W takim razie masz do wyboru Dianę i Eseja Smile - powiedziałam, a następnie pokazałam młodej amazonce oba konie, zastanawiając się cały czas, który będzie dla niej odpowiedniejszy. Obie wybrałyśmy Eseja.
- Wolisz trening w siodle ujeżdżeniowym czy rajdowym?
- Ujeżdżeniowym Smile
Zostawiłam Julkę w stajni, aby zapoznała się trochę ze swoim nowym rumakiem, a sama poszłam do siodlarni. Po chwili wróciłam z całym sprzętem i wyprowadziłam konia z boksu. Wręczyłam dziewczynce szczotki i zleciłam jej wyczyszczenie wałacha. Nie sprawiło jej to większego problemu. Następnie osiodłałam go, ponieważ Julka jest dość niska i nie mogła dosięgnąć jego grzbietu Wink Gdy koń był już gotowy, zapięła kask, założyła rękawiczki, złapała za wodze i we czwórkę opuściliśmy stajnię.
- Jest śliczna pogoda, pójdziemy na duży padok Smile A właśnie, zapomniałam zapytać! Jak jeździsz?
- Galopuję i zaczynam skakać, ale zdecydowanie bardziej wolę ujeżdżenie Smile
Otworzyłam furtkę, Julka i Esej weszli na maneż, a ja za nimi. Dziewczynka wyregulowała sobie strzemiona, podciągnęłam nieco popręg i pomogłam jej usadowić się na grzbiecie Eseja. Julka poprawiła dosiad, złapała wodze, powiedziałam, żeby ruszyła. Oczywiście nie stanowiło to dla niej żadnego problemu Wink
- Popuść mu trochę wodze, niech wiszą luźno!
- A nie będzie chciał ponieść?
- To mój najspokojniejszy koń, nic Ci nie zrobi! Ok, tak dobrze! Julia! Pięty w dół, palce do konia, co to ma być?! - krzyczałam do dziewczynki tak, że cała stajnia mnie słyszała Wink Przyznam, że to moja pierwsza taka jazda i jeszcze nie umiem kontrolować głosu Wink Minęło 5 minut chodzenia w kółko...
- Dobra, zbierz wodze na kontakt! Nie tak mocno, popuść trochę. Ok, dobrze! Podjedź do mnie.
Po chwili Julka i Esej stali już koło mnie. Podciągnęłam popręg jeszcze o jedną dziurkę.
- Teraz tak: na krótkiej ścianie jedziecie stępem, STĘPEM! a nie żółwim marszem! i wolta, a na długiej kłusem anglezowanym na razie. Jasne? Smile
- Tak jest, pani trener! Smile
- No to ruszać!
Wyszłam z maneżu i usiadłam na ławeczce obok matki dziewczynki. Napiłam się łyka wody, porozmawiałam chwilę z p. Małgorzatą, cały czas obserwując Julkę. Radziła sobie świetnie Smile Wstałam.
- Dobra, słońce! Przejdź na chwilę do stępa.. Ok. Teraz to samo, tylko jedziesz kłusem ćwiczebnym
- Nieee...
- Co nie?!
- Nie lubię kłusa ćwiczebnego...
- On jest bardzo miękki, nie narzekaj! Dalej. W kłusie poproszę serpentyny do połowy szerokości ujeżdżalni. Powiedzmy.. 3 łuki. Wszystko jasne, cieszę się, ruszaj.
Julka miała minę, jakby nie do końca podobał się jej mój pomysł, ale i tak musiała go wykonać. Po pierwszym okrążeniu była jednak zachwycona Smile
- Esej jest cudowny! - powiedziała rozradowana przejeżdżając koło mnie
- Mówiłam..? KOLANA DO SIODŁA!
Co chwilę wymyślałam dziewczynce nowe ćwiczenia, większość wychodziła jej niesamowicie ^^. Z każdą minutą coraz lepiej dogadywała się z koniem. Ustawiłam jej cavaletti. Najpierw 3 na poziomie ziemi, na rozgrzewkę. Przejeżdżała przez nie ćwiczebnym kłusem roboczym, aby poprawić nieco dosiad Smile Po kilku przejazdach odstępy między drągami rozszerzyłam na kłus pośrednio-wyciągnięty.
- Ok, Julka. Teraz jedziesz przez drągi w półsiadzie. Pilnuj konia łydkami, wyciągnij kłus jak najbardziej. Jasne? No to jedziecie!
Na początku Esej potknął się o drugi i trzeci drąg, później jednak szło mu coraz lepiej. Dostawiłam jeszcze 2 drągi. Julka i Esej przejechali przez nie najpierw w półsiadzie, później powiedziałam dziewczynce, aby spróbowała kłusem ćwiczebnym. Mocno ją wytrzęsło, ale ćwiczenie wychodziło jej świetnie Smile Nadszedł czas na pierwsze zagalopowanie.
- Pamiętaj. Zewnętrzna łydka za popręgiem, wewnętrzna na popręgu. I popuść mu trochę wodze. O, tak dobrze. Gotowa?
- Gotowa Smile
- Zakłusuj, anglezuj.. ok, wjedź na ścianę. Ćwiczebny, nie rozpędzaj się tak! Dobrze. I w rogu galop!
Dziewczynka wyglądała prześlicznie Smile Zastosowała się do wszystkich moich wskazówek. Esej od razu poszedł z dobrej nogi, właściwie nie miałam się do czego przyczepić Smile
- Dżulia! Teraz zbierz trochę wodze! Dobrze! Zamknij go w łydkach! O tak, świetnie! Jedź tak!
Po jednej ścianie galopu, Esej sam z siebie się zebrał ^^. Zwolnili trochę, a ja ustawiłam im jednego drąga jakieś 10 cm nad ziemią przy ścianie.
- Julka! Teraz jedź takim tempem, przejedź przez drąga, ale nie pozwól mu przeskoczyć! Niech przegalopuje! I po drągu od razu wjedź na woltę, jeszcze raz drąg, 2-3 foulle galopu i do kłusa!
Dziewczynka zastosowała się do mojego polecenia. Przejechali przez drąga, zrobili śliczną woltę, znów drąg i do kłusa.
- Świetnie! Pochwal go! ale nie przechodź do stępa! Jedziecie kłusem! Dobra, zmieńcie sobie jakoś kierunek, może być po przekątnej przez te cavaletti i jeszcze raz tylko z drugiej strony!
Esej próbował przejść do galopu, zwłaszcza przy wyciąganiu kłusa, ale Julka świetnie sobie z nim poradziła. W galopie na lewą tym razem nogę, to samo ćwiczenie wyszło im jeszcze lepiej Smile Później zrobili jeszcze dwie ósemki w galopie roboczo-zebranym i przeszli do kłusa. Minęła już mniej więcej godzina, i dziewczynka i koń byli cali mokrzy. Nie dość, że trening męczący, to jeszcze na słońco-cieniu przy 27 stopniach Wink Poprosiłam Julkę, aby do mnie podjechała i zsiadła na chwilę. Zdjęłam Esejowi siodło, a następnie pomogłam młodej amazonce wsiąść z powrotem na jego grzbiet. Postępowali jakieś 15 minut na całkiem długiej wodzy, a ja w tym czasie porozmawiałam z matką dziewczynki.
- Myślę, że Julka ma duży potencjał.. Szkoda by było, gdyby miała się marnować w rekreacji.. Mam propozycję. Mogłabym być jej trenerką. Jeździłaby na Eseju, później jeździłaby na nim na zawody.. Co pani na to?
- Hm.. Prawdę mówiąc, to sama chciałam to Pani zaproponować! Smile Ależ oczywiście, że się zgadzam, tylko ile by mnie to kosztowało..? Wink
- Myślę, że jakieś 60 hrs za trening. Koszty wszelkich wpisowych, startowych i transportu pokrywam ja.
- O, świetnie! To kiedy zaczyna..? Wink
- JULKA! - wydarłam się na całą stajnię - Kończymy, jedź już do stajni!
Dziewczynka podjechała do bramy, otworzyłam jej i poszłam z nią w stronę stajni.
- I jak Ci się podobało?
- Było genialnie! Uwielbiam tego konia! Very Happy
- Ustaliłyśmy z Twoją mamą, że będziesz na nim trenować...
- NAPRAWDĘ?! - dziewczynka aż podskoczyła z wrażenia - Fantastycznie! Very Happy
Później ustaliłyśmy jeszcze szczegóły, wstawiłyśmy Eseja do boksu. Julia przebrała się, jej matka zapłaciła mi ustalone 60 hrs, pożegnały się ze mną i pojechały do domu Wink
by Asia
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nojec dnia Wto 15:27, 15 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nojec
Pracownik
Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Star Horses
|
Wysłany: Wto 15:23, 15 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Streszczenia treningów z całego tygodnia
8.06.2008
Trening pod Julką
Tego dnia pojechaliśmy w teren, na znaną mi wcześniej polankę. Stwierdziłam, że to świetne miejsce na popracowanie nad harmonią ruchu jeźdźca i konia. Cały trening odbył się na zupełnie długiej wodzy i bez siodła. Podczas dwóch godzin poćwiczyliśmy zatrzymania i przejścia z jednego chodu do drugiego. Na początku nie było najlepiej, Esej nie chciał zwalniać, a zatrzymania wychodziły całkiem krzywe, ale mniej więcej w połowie treningu dało się zauważyć znaczną poprawę. Julka nauczyła się lepiej panować nad swoim ciałem, więc wszelkie sygnały dawane przez nią były dużo dokładniejsze, a w efekcie - skuteczniejsze.
Za trening otrzymałam 70 hrs (jako że dwie godziny, ale na oklep)
9.06.2008
Trening pod Julką
Tym razem jazda na maneżu, w siodle, ale na kantarku sznurkowym. Kontynuacja pracy nad dosiadem Julki i sygnałami dawanymi przez nią, a także nad pracą nóg Eseja. Dużo ćwiczyliśmy na kawaletkach, i drągach położonych wzdłuż ścieżki. Koń zaczął ładnie wyciągać kłus. Julka za to powoli przestaje kłapać w siodło w galopie.
Za trening otrzymałam 50 hrs
10.06.2008
Trening pode mną
Założyłam Esejowi rząd rajdowy i pojechaliśmy w teren, utrwalić i poćwiczyć wszystko, czego się nauczyliśmy. Po drodze mijaliśmy też kilka naturalnych przeszkód, jak np. strumyczek czy pnie drzew, więc korzystając z okazji, wykonaliśmy kilka niskich skoków. Natrafiliśmy też na drewniany mostek nad wąską rzeczką, przez który, z drobnymi problemami, przeszliśmy. Ćwiczyliśmy głównie przejścia z jednego chodu do drugiego. Pod koniec udało nam się przejść z galopu do stój, jednak trochę krzywego stój. Ale jak na początek - super! Zatrzymania ze stępa i kłusa wychodziły nam za to idealnie.
11.06.2008
Trening pod Julką
Tego dnia odbył się trening w pełnym rzędzie ujeżdżeniowym, w lesie (na wcześniej wspomnianej polance), jako że słońce grzało niemiłosiernie, a w cieniu drzew było całkiem sympatycznie. Znowu praca nad przejściami, ale też ćwiczenia na łukach. Esej ogólnie nie ma problemów z wyginaniem kłody, więc takie ćwiczenia były dla nas czystą przyjemnością. Julce za to nareszcie nie musiałam przypominać o pięcie w dole Smile Pod koniec pozwoliłam jej skoczyć przez pień drzewa.
za trening otrzymałam 60 hrs
12.06.2008
Trening pode mną
Trening przeprowadziłam na maneżu. Był taki.. na luzie. Bez siodła, na kantarku. Praca głównie nad przejściami z chodu do chodu, z dodatkiem kawaletek. Trochę wolt i serpentyn, aby rozluźnić głowę. W połowie treningu Esej sam zaczął podstawiać zad i ganaszować się. Pod koniec na maneż wjechała Kutasicek na Luxusie, więc Esej trochę się rozkojarzył, ale po kilkunastu minutach znów skupił się na mnie Smile
13.06.2008
Trening pode mną
Tym razem drugi już w tym tygodniu teren, w rzędzie rajdowym. Oczywiście mimo braku jako-takiego czworoboku, kształciliśmy się w kierunku ujeżdżeniowym. Skupiliśmy się głównie na zmianach tempa i długości kroku w poszczególnych chodach, przede wszystkim w kłusie, a także poćwiczyliśmy nieco "stęp swobodny - żucie z ręki, stopniowe zebranie wodzy". Jak na jedne z pierwszych tego typu ćwiczenia, wychodziło nam to dość dobrze. Kilka razy przeskoczyliśmy przez jakieś drzewa. Przeszliśmy też przez płytką rzeczkę (woda sięgała Esejowi najwyżej do stawów skokowych) aby się ochłodzić.
14.06.2008
wolne
by Asia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nojec
Pracownik
Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Star Horses
|
Wysłany: Wto 15:24, 15 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Data: 29 marca 2008
Godzina: 15.00 - 16.30
Pogoda: temp. 13,5 stopni C, brak wiatru, zachmurzenie duże chmurami wysokimi, brak deszczu
Miejsce: polanka w lesie
Szybko wyczyściłam i osiodłałam Eseja (założyłam mu siodło i kantar sznurkowy, do którego podpięłam czerwoną linkę), koń od początku był spokojny i zainteresowany mną. Założyłam kask i rękawiczki, złapałam go za linkę i wyprowadziłam ze stajni. Podprowadziłam do najbliższej barierki, tam podciągnęłam popręg, spuściłam strzemiona i wsiadłam na jego grzbiet. Poprawiłam dosiad, złapałam lepiej linkę (jednak nadal pozostała luźna), stajenny otworzył nam bramę stajni i wyjechaliśmy na mało uczęszczaną drogę z ubitej ziemi, piachu i żwiru. Esej szedł bardzo żywo. Głowę trzymał wysoko, uszy miał postawione pionowo. Nowy teren bardzo go zainteresował.
Na polankę jechaliśmy około 15 minut, mimo to nie kłusowaliśmy wcale, choć moglibyśmy. Po drodze mijaliśmy kilka "straszydeł", jak na przykład foliową torebkę, dętkę od roweru i wiewiórkę Wink Esej mijał je wyginając kłodę i odchylając głowę jak najdalej, ale nie płoszył się.
Gdy dojechaliśmy na miejsce poklepałam go po szyi i podciągnęłam jeszcze o jedną dziurkę popręg. Zebrałam nieco e... linkę, ale nadal pozostała luźna, a po objechaniu całej polanki stępem dookoła, dla zapoznania się z terenem, ruszyliśmy kłusem. Esej szedł niesamowicie szybko, z anglezowanego przeszłam więc do kłusa ćwiczebnego, a po kilku krokach koń zwolnił i obniżył nieco głowę. Pochwaliłam go. Zaczęliśmy ćwiczenia. Na początek wolty, dla utrwalenia materiału z poprzedniego treningu. Pierwsza wyszła trochę krzywa, ale to dlatego, że teren był nierówny. Przejechaliśmy więc trochę dalej i wykonaliśmy kolejną woltę, tym razem perfekcyjnie. Esej znowu został pochwalony. Po kilku okrążeniach i zmianach kierunku, przeszliśmy do stępa. Popręg był już podciągnięty najbardziej jak się dało. Chwila na odsapnięcie i znów zakłusowanie. Tym razem od razu w dobrym tempie. Nagle przez polankę przebiegł dzik. Esej oczywiście panika i szalony galop, jednak udało mi się go uspokoić. Przegalopowaliśmy sobie przez całą polankę, po czym przeszliśmy do stępa. Mówiłam do niego. Po mniej więcej minucie był już zupełnie spokojny. Ponownie ruszyliśmy więc kłusem i w ramach rozgrzewki ćwiczyliśmy wszystko, co mi tylko przyszło do głowy: wolty, półwolty, przekątne, serpentyny, wężyki, a także zatrzymania, które dziś wychodziły nam o wiele lepiej niż poprzednio. Ćwiczenia przeplatałam też zagalopowaniami. Krótkimi - zagalopowanie, 5-6 foule'i galopu i do kłusa, ale to też miało swój cel Wink Esej z każdym zagalopowaniem stawał się coraz bardziej czuły na wszelkie pomoce i każdy mój ruch. Po kilkunastu takich króciutkich galopach zaczęliśmy robić wolty, a także wykorzystywać porozrzucane po polanie pnie do małych skoków Smile Te jednak nie wychodziły nam za dobrze, więc powróciliśmy jednak do podstaw ujeżdżenia.
Po mniej więcej godzinie treningu Esej był już cały zlany potem, a żyły z daleka można było zobaczyć przez skórę. Postanowiłam więc postępować chwilę i wrócić do stajni. Tam rozsiodłałam go, przetarłam słomą i wstawiłam do boksu.
by Asia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nojec
Pracownik
Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Star Horses
|
Wysłany: Wto 15:24, 15 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Wróciłam z wycieczki i nie mogłam doczekać się kiedy przyjdę w końcu do Eseja. Udało się ! Dzisiaj postanowiłam, że go trochę ruszę. Ta gruba parówka już wystarczająco długo stała w boksie ^^
Zaczęło się od czyszczenia. Od uszu do kopyt jedna wielka kupa błota. Uwiązałam go sobie i przez pół godziny szorowałam SAMYM zgrzebłem ._. Dobrze, że mi chociaż tego nie utrudniał i stał grzecznie. Potem twarda szczotka i na koniec miękka. Kopyta to ma juz takie okropne, że szok. Będę musiała mu kowala załatwić... Gdy w końcu jako tako wyglądał jak koń wzięłam ogłowie. I tu zaczęła się męczarnia. Za cholere nie chciał wziąść wędzidła do pyska. W końcu sie wkurzyłam i założyłam mu kantar na szyję który dalej był przywiązany do bramki. Przyłożyłam jeszcze raz wędzidło do pyska, nacisnęłam porządnie na dziąsła. Oczywiście koń zamiast otworzyć pysk to zaczał się cofać. Gdy w końcu zatrzymał go kantar i zauważył, że nic nie można zrobić w końcu przyjął to wędzidło. Ale tego jeszcze nie koniec. Żeby było śmieszniej to gdy próbowałam jak najdelikatniej przełożyć mu pasek potyliczny za uszy to wariował. Przecież to go bolało ._.! Po tej walce udało mi się zapiąć podgardle i nachrapnik. Będziemy musieli sporo nad tym popracować.
Przypięłam mu mostek i lonżę. Poszłam na roud pen. Za roud penem położyłam sobie wcześniej drągi i małą kawaletkę. Wziełam do ręki bat i leciem. Szybko okazało się, że bat nie potrzebny. Przecież Asia przez długi czas trenowała z nim PNH. Tak samo odrzuciłam mostek i lonżę. Ale ogłowia mu nie popuszczę. Przecież nie będziemy przez całe życie przyjemnie stąpać na kantarze. Popracować trochę głową i zadem też musi. Wracając do treningu. Ruszył ładnym żwawym stępem. Cały czas żuł wędzidło co oznaczało, że jest chętny do pracy. Rozstępowałam go w jedną i drugą stronę potem machnęłam ręką do kłusa. Szedł dość szybkim tempem. Po kilku kółkach zmieniłam mu kierunek. Po ćwiczeniach ułożyłam trzy drągi i za nimi kazałam mu znowu zakłusować. Poszedł ładnie do przodu. Przed drągami popędziłam go klaskaniem i głosem. Ku mojemu zdziwieniu całkiem wysoko podniósł nogi i nie puknął w żaden z trzech dragów. Po kilku przejściach zmianiłam kierunek. Następnie postawiłam po przeciwnej stronie kawaletkę. Na początku był zdezorientowany, ale skoczył. Jego technika jest dość słaba, ale co się dziwić. Większość życia chodził w ujeżdżeniu. Także powtórzyłam to kilka razy i znowu zmieniłam kierunek. Gdy przeszedł wszystko przeszedł do stępa. Wałach nie ma ani trochę kondycji. Już był zlany potem a nawet nie trenowaliśmy porządnie. Postanowiłam, że przyjmę trochę inną taktykę. Postawiłam mu kawaletkę, drągi zabrałam i kazałam powolnie zagalopowac. W spokojnym galopie pokonał tą przeszkodę kilka razy. Potem zabrałam go na maneż a do ręki wzięłam uwiąz. Ma się wyszaleć. Machnęłam pare razy batem. Wyraźnie był zadowolony, że w końcu się wybiega jednak szybko się męczył. Już po 5 kółkach galopu z brykaniem ciężej oddychał i widać było mu żyły. Przegoniłam go jeszcze parę razy w drugą stronę. Kilka razy także bryknął. Ale na tym koniec. Zatrzymał się i dalej nie miał zamiaru iść. Także wróciliśmy do stajni. Natarłam go słomą i rozstępowałam porządnie na pastwisku. Potem, żeby mu ulżyć zlałam go chłodną wodą. Na pożegnanie kilka marchewek i do domu.
by Kucio
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nojec
Pracownik
Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Star Horses
|
Wysłany: Wto 15:26, 15 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Przyjazd
Pewnego dnia weszłam do stajni. Nojec właśnie skończyła wizytę u Star Moona. Biedak ma kontuzję.I tu nagle do mnie taki tekst:'Kut! Esej jest twój ! Postaraj się zabrać go do końca tego tygodnia!'. Moja reakcja była oczywista. Cała uszczęśliwiona Pobiegłam do domu. Wyciągnęłam z szafy świeżo wypucowany sprzęt czekający na przyjazd wałacha. Zarzuciłam ogłowie na bark a siodło położyłam na biodrze. Poszłam to wszystko zanieść do siodlarni a następnie nad wieszakiem przykleiłam tabliczkę 'Esej'. Przez pewien czas patrzyłam się na moje dzieło a potem na zakupy. Przecież on nie miał żadnego czapraka!
Na drugi dzień obudziłam się. Szybki prysznic, wypucowałam ząbki. Spakowałam do torby kantar i uwiąz oraz dodatkowo kilka smakołyków. Nojec razem ze mną chciała jechać do SC. Może to i nawet lepiej bo od razu załatwiła mi transport razem z koniowozem Wink Na miejsce dojechałyśmy po pół godziny. Wałach tak jak mi obiecali stał w boksie. Na mój widok przyjaźnie zarżał. Już nie patrzył na mnie obojętnie, wiedział, że kogoś ma. Poklepałam go czule po szyi i podrapałam po ganaszu. O tyle lepiej, że ktoś go wyczyścił. Zobaczymy czy w nowej stajni też będzie się tak syfił. Uregulowałam nowiuśki kantar i przypięłam uwiąz. Świetnie mu w zielonym. Ale jeszcze lepiej będzie w błękitnym czapraczku ! Pociągnęłam wałacha za sobą. Nadal wygląda jak pulpet. Teraz dopiero weźmiemy się ostro do pracy nad jego brzuszkiem. Skierowaliśmy się na chodnik. Tam pan Maciej otworzył już rampę. i wysypał słomą. Wszystko było przygotowane i wydawałoby się, że dopracowane. Oczywiście nikt się nie pomyślał o koniu i o tym ile się trzeba namęczyć, żeby wlazł... Zaczęła się zabawa. Z racji na to, że Esej bardziej mi ufał i było mniejsze ryzyko, że mnie kopnie pchałam go za zad. A Nojec weszła do koniowozu i wciągała go do środka. Oczywiście - dupa. Misiek się zaparł i spadł nam chyba z 10 razy z rampy. Nojec pobiegła szybko po lonżę. Tym razem ja wzięłam uwiąz i weszłam do środka. Oni rozwinęli lonżę przełożyli mu za zadem i trzymali po dwóch stronach wpychając go za zad do środka. Ja zachęcałam go smakołykiem, a głosem uspokajałam. Mysza wszedł po chwili. Dałam mu tego cukierka do zjedzenia i bezpiecznie uwiązałam. Pochwaliłam go i pozamykaliśmy wszystko. Ruszyliśmy do Star Horses.
Szybko wróciliśmy. Pan Maciej zaparkował tyłem do piachu, żeby koń wyszedł na miękkie. Otworzyliśmy rampę. Ja weszłam do środka i odwiązałam go. Naciskając na piersi zachęcałam aby się wycofał. Sprawnie poszło. wałach wyszedł i od razu zastrzygł uszami. Zarżał tak jakbyśmy przynajmniej krzywdę mu robili. Po chwili odpowiedziały mu inne konie co go uspokoiło. Głaskałam go pieszczotliwie po grzywce i uspokajałam. Podziękowałam panu Maciejowi a Nojec poszła do domu. Powiedziała, żebym waliła do niej jakby co. Ja wzięłam konia i poszłam na trawę koło myjki. Przeżuwał ją bardzo wolną obserwując wszystko co dzieje się wokół niego. Przecież tyle rzeczy go zje ! Niebieska folia nie była chyba dzisiaj głodna więc nie zjadła mi konia. Gdy młody już trochę pomyślał i przeanalizował gdzie jest poszłam w kierunku stajni. Wszedł nie pewnie. Szliśmy koło koni. Wszystkie bacznie mu się przyglądały. W końcu jego boks. Magic Siwa podbiegła do krat i zastrzygła na niego uszami. Nie będzie sam przynajmniej, Siwa jest sympatyczna w stosunku do koni. Postawiłam go w boksie i chwile z nim postałam do póki nie oglądnął wszystkiego wokół niego. Zostawiłam mu kilka marchewek i cukierków a następnie opuściłam boks. Zostawię go niech się chłopak przyzwyczai...
by Kucio
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nojec
Pracownik
Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Star Horses
|
Wysłany: Wto 15:26, 15 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
●Data: 19.05.09r
●Miejsce treningu: maneż
●Temperatura:20°C
●Rodzaj treningu: podstawowe ćwiczenia
ujeżdżeniowe, zbieranie,praca nad zadem, małe skoki
Esej stał już w SH kilka dni. Wystarczająco przywykł do tego miejsca abyśmy mogli zacząć trenować. Zaprzyjaźnił się także z Magic Siwą i podporządkowął się hierarchii na pastwisku.
Przyszłam do niego z rana. Słońce lekko świeciło, było ciepło. Dzień zapowiadał się świetnie. Przywitałam się z miśkiem i dałam mu cukierka. Potem poszłam po cały sprzęt. Siodło i ogłowie powiesiłam na wieszaku a następnie wyprowadziłam Eseja z boksu. Uwiązalam go i zabrałam się do czyszczenia. Nie był jakoś specjalnie brudny. Głównie starłam z niego zaklejki z potu i kurz. Przemyłam mu oczy i chrapy wilgotną gąbeczką a potem zajęłam się grzywą. Wzięłam nożyczki i podciełam sianowate końcówki. Potem przerzuciłam grzywę na drugą stronę i poprzerywałam 'od dołu'. Gdy wróciła na swoje miejsce ponownie ją rozczesałam i poprzerywałam. Wyszło świetnie. Grzywkę podcięłam a ogon wycieniowałam i skróciłam. Razem z tymi wypiłowanymi kopytkami i nowiuśkimi podkowami zaczyna wyglądać jak koń! Do ogłowia wypięłam oliwkę i wpięłam wielokrążek. Pożyczyłam także od Blacky drugie wodze, jednak po chwili stwierdziłam, że są zbyteczne. Siodło już wcześniej poskładałam. Założyłam białe futerko pod siodło i nowiuśki błękitny czaprak. Futerko na popręg i nachrapnik na razie nie będzie potrzebne. Zabrałam się do siodłania. Delikatnie przyłożyłam mu wędzidło do pyska. Opierał się jednak najwyraźniej przypomniał sobie to, co zrobiłam z nim w SC. Gdy przejechałam palcem po dziąśle automatycznie otworzył paszczę. W nagrodę dałam mu cukierka. Pozapinałam wszystkie paski i nie paski i przeszłam do siodła. Ulżyło mi gdy zobaczyłam, że idealnie układa się na jego grzbiecie. Przyznam szczerze, że kupowałam je na oko. Uregulowałam mu napierśnik i zabrałam się do regulowania popręgu. Jakżeby inaczej mój Esej wygląda jak pulpet więc popręg po drugiej stronie był zapięty na ostatnią dziurkę. Z lewej zapięłam mu luźno i założyłam ochraniacze skokowe na same przody. Przywdziałam seksiastą czapeczkę z napisem 'Star Horses' i na maneż.
Pierwsze co to dociągnęłam popręg. Na początku wodze miałam przypięte tak jak na normalnym wędzidle. Podeszłam pod schodki i wsiadłam. Odjechałam kawałek i uregulowałam sobie strzemiona. Zrobiłam je nieco dłuższe niż zwykle. Z płotu zgarnęłam palcat i dałam mu sygnał do stępa. Ruszył leniwie więc dźgnęłam go ostrogą. Narzuciłam mu szybkie tempo. Wyraźnie widać, że jak na razie to koń do pchania. Zobaczymy później jak się trochę wyrobi. Szedł energicznie. Na początku z głową w chmurach. Pozwoliłam mu na to bo był wyraźnie zainteresowany otoczeniem. Potem wzięłam go na woltę i cykałam go łydką oraz wewnętrzną wodzę opuściłam w dół aby zniżył łeb. Jak był w formie Asia trenowała go na ujeżdżeniowego konia więc o tyle lepiej, że trochę pamiętał. Opuścił głowę jednak nie potrafił utrzymać jej w ciągłym położeniu. Co chwile musiałam mu dawać coraz ostrzejsze sygnały raz wodzą, raz łydką. Znacznie opuściłam ręce w dół (wręcz położyłam je na udach) aby miał trudności z zadzieraniem łba. Gdy sprawa się trochę polepszyła przeszłam do rozluźnień potylicy i cofania. Rozluźnienia wychodziły nam świetnie. Gorzej z cofaniem. Wałach wyraźnie mi nie ufał i uciekał zadem na zewnątrz. Aby temu zapobiec wjechałam pomiędzy dwa drągi i zaczęłam cofać. Miękkim głosem i wyraźnym sygnałem zachęcałam go do ruchu w tył. Powoli, powoli zaczął się cofać. Cofnął się o dwa kroczki. Pochwaliłam go za to. Powtarzałam to samo po kilkanaście razy. W końcu cofnął te 6 kroczków. Na spokojnie zaczął cofać na długiej ścianie. Gdy był trochę rozgrzany i popracował trochę zadem - zakłusowałam. I tu zaczęła się zabawa. Automatycznie się rozwleczył, głowa w górę. Przez kilka minut próbowałam opuścić mu ten łeb na siłę ale po chwili zrezygnowałam. Stwierdziłam, że nie będę się z nim bawiła jak mam wielokrążek więc kulturalnie zsiadłam i przepięłam wodze na najniższe kółeczko. Sprawdziłam czy wszystko się trzyma i wsiadłam na niego z ziemi. Dźgnęłam go ostrogami za nieposłuszeństwo i wzięłam go na lekki kontakt. Gdy nabraliśmy tempa i zaczął pracować zadem dawałam mu impulsy wodzą. Krótkie, co chwile. Wielokrążek działał jak czanka i koń po chwili obniżył łeb i zaokrąglił szyję. Trzymałam go na martwej wodzy - sam musiał się dostosować. Zrobiłam dwa zwykłe koła kłusa anglezowanego, aby przytrzymać go na zebraniu. Było o tyle lepiej, że Esej oparł się na wędzidle i nie potrzebował szukać jakiegokolwiek kontaktu. Także przeszłam do ćwiczeń. Zaczęliśmy od prostych wężyków, spiral i serpentyn. Na początku trudno mi było nim kierować, bo gdy ciągnęłam za jedną z dwóch wódz szedł z łbem do góry. Skorygowałam to ostrogą i obniżyłam obie wodze w dół, tak jak w stępie. Tym razem było lepiej. Mogłam spokojnie kręcić kółka bez obawy, że podniesie głowę. Powiem szczerze, że Esej mnie zdziwił. Bardzo ładnie reagował na moje pomoce. Chętnie szedł do przodu i nie musiałam się z nim męczyć. Następnie spróbowałam ustępowania od łydki w kłusie. Pamiętał to ćwiczenie więc wykonał je chętnie i szybko. Potem przeszłam do stępa i dałam mu trochę luzu. Pieszczotliwie pogłaskałam go po szyi i pozwoliłam mu przejść dwa kółka na luźnej wodzy.
Następnie je pozbierałam. Przed galopem chciałam przećwiczyć jeszcze żucie z ręki. Wzięłam go znowu na kontakt, impulsami i łydką opuściłam mu łeb oraz podciągnęłam do góry zad. Dałam mu łydkę do kłusa i od razu wjechałam na woltę. Usiadłam miękko w siodle, nabrałam wodze i dałam mu łydeczkę do galopu. I znowu się zaczęło ! Jakżeby inaczej zła noga. Cyknęłam go ostrogą i najechałam jeszcze raz dodatkowo przenosząc ciężar na wewnętrzną stronę, a zewnętrzną łydkę cofnęłam wyraźnie do tyłu. Tym razem dobra noga jednak koń kompletnie mi się rozwleczył. Poleciał za szybko do tyłu. Jako bonus dostałam jeszcze to, że na wodze reagował zatrzymywaniem się. A nie o to chodziło ! Zagalopowałam po raz enty i dodałam sporo łydy. Miał iść do przodu i być pozbierany! Impulsami ściągałam mu łeb w dół. Łydą porządnie kazałam mu podciągnąć zad. Nie wychodziło nam to więc wzięłam go nie na woltę, a na ciasne kółeczko i popędzałam go. Wygiął się w łuk i w końcu stworzył ten pieprzony most pomiędzy szyją a zadem. Wyjechałam na długą ścianę i trzymałam mocno na kontakcie. Młody się spluł. Najechałam na małą kawaletkę 30 cm. Najeżdżałam w półsiadzie i potrzymywałam tempo łydkami. 3 fule przed przeszkodą dałam mu sygnał do przyśpieszenia. Najechał całkiem ładnie. Skoczył płynnie i spokojnie. Jednak po przeszkodzie gdy usiadłam w siodło znowu musiałam podciągać go wodzą. A to nie jest ani trochę fajnie. Potem była 70 cm stacjonata. Oczywiście Esej jak to Esej popatrzył się przerażony i chciał uciekać. Uniemożliwiłam mu to łydkami. Przed przeszkodą zamiast przyśpieszyć zwolnił i w efekcie skoczył jak kot. Najechałam jeszcze 3 razy na to samo. Za kolejnym razem skakał coraz lepiej. W końcu stęp i luźny galop na drugą nogę.
Rozstępowałam go w ręku. Nie trzymałam go, chodził za mną jak pies. W końcu rozsiodłałam go na maneżu a rząd położyłam na płocie. Koń był na maksa spocony. Kompletny brak jakiejkolwiek kondycji. Nic! Wzięłam go na halę i przegoniłam jeszcze parę razy batem. Nawet siły na brykanie nie miał... Zabrałam go do boksu i natarłam słomą. Dałam mu tylko jednego cukierka - jest wystarczająco gruby. Odniosłam sprzęt do siodlarni a potem poszłam do Nojca, żeby zmniejszyć mu dzienną dawkę owsa...
by Kucio
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nojec
Pracownik
Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Star Horses
|
Wysłany: Wto 15:26, 15 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Teren
●Data: 20.05.09r
●Miejsce treningu: teren
●Temperatura:27°C
●Rodzaj treningu: trening kondycyjny
W końcu słońce. Jak ja się nie mogłam tego doczekać ! Rano pojechałam do sklepu. Kupiłam jakieś tam ciuchy dla siebie, żarcie i takie tam duperele. Te 'pierdoły' zajęły mi kilka godzin. Do domu wróciłam około 12:00 z Nojcem wypiłam kawę, pogadałyśmy trochę aż w końcu rozeszłyśmy się do swoich koni. Star Moon dalej kuleje. Biedaczysko. Ja zaś podeszłam do boksu Eseja i wzięłam kantar z uwiązem. Leniwie podreptałam na pastwisko.
Oczywiście (bo jakżeby inaczej...) konie pensjonatowe były na ostatnim pastwisku. Dodatkowo Esej stał na końcu. Lazłam do niego pod górę. Szłam, szłam, szłam. W końcu doszłam. Przywitałam się z Misiem. W nocy padało więc było błoto. Wałach zrobił mi niespodziankę i się w nim wytarzał. Zajebisty jest ._. Planowałam na nim zjechać ale raczej nie chcę się cała uwalić. Także wzięłam konia i znowu musiałam przejść te kilka kilometrów żeby dojść do tej stajni. Do tego wszystkiego jeszcze się musiałam z nim użerać. Wolał do koni. Jego problem. Ja chcę inaczej!
Uwiązałam go na dworze i poszłam po sprzęt. Dzisiaj śliczniutkie owijeczki założymy *__* Zastanawiałam się chwile czy futerko zostawić... zostawiłam. Do ogłowia wpięłam tym razem normalną oliwkę. W terenie nie będę męczyła go na wielokrążku. Chociaż jest twardy na pysku. Trudno. Wziełam zgrzebło i zabrałam się do szorowania. Oczywiście Esej musiał mi pokazać jak on bardzo nienawidzi czyszczenia, i jak bardzo mu się to nie podoba i w ogóle, w ogóle ! Nie zwróciłam jednak na to większej uwagi tylko dalej go czyściłam. Potem twardą szczotką i na końcu miękką. Oczy i chrapy przemyłam mu wodą. Potem całego spryskałam sprayem przeciw owadom. I siodłanie. W pewnym momencie przypomniałam sobie o nausznikach. Te muchy go zjedzą... Pobiegłam szybko po nie do siodlarni. Gdy wróciłam zastałam go na szczęście w tym samym miejscu. Zabrałam się do siodłania. Wędzidło dzisiaj przyjął lepiej. Następnie założyłam mu nauszniki. Jaki on delikatny jeśli chodzi o uszy WoOt? Na początku dotknąć mi się nie dał WoOt? W końcu zawiązalam mu luźno pod ganaszami i zarzuciłam siodło. Poprawiłam czaprak i zapięłam popręg. Misiek powoli chudnie. Zabrałam się do owijania nóg. Śmiesznie wyglądał cały na błękitno xd Poszłam na maneż.
Rozgrzewkę przeprowadziłam na maneżu. Skróciłam sobie strzemiona i wsiadłam. Z siodła dociągnęłam popręg (Esej opanował sztukę nadymania się). Usiadłam głęboko w siodle i dałam łydkę aby ruszył. Od razu szybkie tempo. I od razu zaczęłam go zbierać. Nie ma tak dobrze. Poszło łatwiej niż ostatnio. Opuścił łeb, zaczął pracować dupką. Całkiem całkiem. Może niedługo w końcu skakać coś porządnego zaczniemy. Potem żucie z ręki. Energicznie szedł do przodu a ja oddawałam mu wodzę. Otworzyłam rękę. Po chwili zaczął opuszczać łeb i na końcu przeżuwał wędzidło. Pochwaliłam go i powtórzyłam ćwiczenie. W końcu woltki, serpentyny i kółeczka. Jak najwięcej kręcenia. Gdy Misiek był wystarczająco rozgrzany zakłusowałam i wyjechałam do lasu.
Kłusowałam na nim spokojnie polną dróżką. Tam dalej widać było pastwiska. Esej spojrzał na nie tęsknie. Postanowiłam zostać chwilę na tej polanie. Kłusowałam w koło. Wałach jednak olał te konie więc wróciłam na drogę. Nie była ona długa. Po kilkunastu metrach wjeżdżało się do lasu. Obok było sztuczne jezioro do pławienia koni. Esej ominął je łukiem bo tam była ta okropna niebieska folia która w pierwszy dzień chciała go zjeść! Odwróciłam mu łeb i pojechałam dalej. W końcu zatrzymałam się. Miałam dwie drogi. Jechać w lewo albo w prawo. Na lewo z tego co pamiętałam były pastwiska i widać było stajnię. Pojechałam więc w prawo. Przegalopowałam kawałek pod górę - było to dobre ćwiczenie na jego kondycję i przeszłam do kłusa. Skręciłam do góry i znowu galopik. Była tam długa prosta więc trochę przyśpieszyłam tempo. Znowu wjechałam na polanę. Przed nosem przeleciały nam sarny. Esej zestresował się, jednak nie spłoszył. Pochwaliłam go za to i ruszyłam kłusem. Kłusowaliśmy pod górę. Droga się skończyła. Zobaczyłam napis 'teren prywatny' i wróciłam na dół. Zjechałam sobie kłusem, a potem galopem w dół. Gdy zobaczyłam to pierwsze rozwidlenie ściągnęłam go na lewo i wjechaliśmy na polane. Pamiętam - to tutaj zawsze pędziłam na De Primie. Dźgnęłam go ostrogą i mocno poluzowałam wodze. Wałach wystrzelił do przodu. Poszedł naprawdę szybko. Ja zrobiłam tylko półsiad i pozwoliłam mu gnać. Wyraźnie mu się to spodobało. Co chwilę parskał. W pewnym momencie zwolnił i strzelił baranka z radości. Nie był to jakiś straszny baran więc bez problemu utrzymałam się w siodle. Niestety nagle przed nami pojawiły się kłody więc trzeba było zwolnić. Zwolniłam tempo i najechałam. Powiem szczerze, że była ona dość wysoka. Miała aż metr. Na początku chciałam się zatrzymać bo nie skakaliśmy takich wysokości jednak Esej nawet przed nią nie uciekał. Szedł szybkim tempem. Przed kłodą bez mojej inwencji sam przyśpieszył i się wybił. Oddał naprawdę świetny skok. Wtedy już zwolniłam do kłusa a potem do stępa. Podrapałam go pieszczotliwie przed kłębem. Bardzo to lubił. On zarżał radośnie. Dałam mu luźną wodzę i pojechaliśmy przed siebie. Co chwile parskał. Chyba naprawdę mu się podobało. Dobrze, że zabrałam go ze Stajni Centralnej. W końcu przyszedł czas na powrót. Ruszyłam spokojnym kłusikiem. Siedziałam sobie spokojnie w siodle. Wróciłam tą samą drogą jednak tym razem ominęłam kłodę. Przy jeziorku z folią zatrzymałam się. Postałam chwilę aż ruszyłam na tą folię. Esej wyraźnie się bał. Uspokajałam go głosem i zachęcałam do ruchu naprzód. Podjechałam na jakieś 3 metry od jeziorka. Głaskałam go i miziałam. Był spięty jednak po kilku chwilach rozluźnił się. Poklepałam go i zagalopowałam. Na maneż przyjechałam galopem. Zrobiłam normalnie takie zatrzymanie z galopu i takiego bryka, że aż Blacky na Lithumie zaczęła się śmiać. Chwilę z nią pogadałam i pośmiałam się. W końcu rozsiodłałam go. Rozstępowałam go na karuzeli. Potem zlałam chłodną wodą i na pastwisko. Było całkiem, całkiem fajnie Wink
by Kucio
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|