Deidre
Duży wolontariusz
Dołączył: 24 Sty 2010
Posty: 344
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 18:27, 04 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
29.05.2012r. Oswajanie z drągami i wędzidłem by Cappy
-Cheshire, ty trolu! Gdzie są moje oficerki?!- wydarłam się, chodząc po domu jak opętana, w poszukiwaniu moich ulubionych butów do jazdy konnej.
-Nie wiem, przecież one są twoje, nie moje- wzruszyła ramionami, przeszukując kupkę swoich rzeczy, szukając jakiejś tam mangi. Po chwili dodała- Nie widziałaś może One Piece, tom…
-Nie, ja nie czytam mang.
Gdy spojrzała na mnie morderczym wzrokiem, chwyciłam szybko moje adidasy i wyszłam na zewnątrz. Delikatny, już letni wiaterek owiał moją twarz. Pogoda była straszna- przynajmniej według mnie. Słońce, praktycznie żadnych chmur na niebie. Brrr. Wyszłam z domu i ruszyłam ku naszej stajni, w której mieszkał jeden koń- póki co. Przyjechała do nas jakiś czas temu, i od tego czasu jedynym ruchem ,który miała, było jej samotne cwałowanie na pastwisku. Postanowiłam nadrobić zaległości i z nią popracować. Weszłam do budynku, gdzie było ciemno- w porównaniu ze światłem na świeżym powietrzu. Musiałam odczekać chwilę, zanim mój wzrok przyzwyczaił się do ciemności. Podeszłam do boksu mojej klaczki, po czym musiałam znów chwilkę postać przy drzwiach, zanim moje oczy wychwyciły jej karą sylwetkę. Była prawie niewidoczna. Gdy usłyszała moje mocowanie się z zasuwą, odwróciła się i podeszła do drzwi, przewieszając nad nimi łeb i dmuchając mi powietrzem w twarz. Uśmiechnęłam się i pogładziłam ją po chrapach. Mimo tego, że prawie mnie nie znała, traktowała mnie jak najlepszą przyjaciółkę. Odnosiła się tak do każdego. Cóż, przynajmniej nie była jakimś strasznym dzikusem. Cieszyło mnie jej nastawienie do ludzi. W końcu udało mi się otworzyć boks i wejść do środka, zamykając za sobą drzwi. Kara spojrzała na mnie z zainteresowaniem, stawiając pionowo uszy, jednak odsunęła się, by zrobić mi miejsce. Pogładziłam ją po szyi, w nagrodę. Niesamowite było dla mnie to, że mimo młodego wieku, była tak dobrze ułożona. No i w dodatku była przecież arabką, przedstawicielką bardzo energicznej rasy. Doszłam do wniosku, że mam wyjątkowego konia. Spędziłyśmy tak kolejne kilka minut, po czym wyszłam z boksu, zamykając go za sobą. Do moich uszu dotarło rżenie z głębi pierwszego boksu. Zatrzymałam się w pół kroku i spojrzałam na klacz. Patrzyła na mnie i strzygła uszami. Pierwszy raz tak zareagowała.
W siodlarni wzięłam jej kantar, owijki i lonżę, po czym zdecydowałam się też na bat. Wzięłam też marchewki oraz wędzidło. Chwilę potem , obładowana weszłam do stajni. Położyłam wszystko przed boksem, a Fantazja zbliżyła się do drzwi. Weszłam do srodka, zakładając jej na szlachetną głowę kantar. Nie miała nic przeciwko. Dopięłam do niego lonżę i wyprowadziłam klacz przed stajnię. Szła luźno, jednak była podekscytowana. Zaraz po wyjściu był zgrzyt, bo ona chciała iść na pastwisko. Nie dając za wygraną przywiązałam ją do kółka. Zaczęła ciągnąć i trochę się próbowała kręcić. Co jakiś czas wydawała z siebie głośne parsknięcie niezadowolenia. Stałam obok i przyglądałam się jej poczynaniom. Dopiero gdy się widocznie uspokoiła i opuściła łeb, pogładziłam ją po szyi. Spojrzała na mnie trochę gniewnym wzrokiem, ale z jej oczu biła ufność. Wzięłam owijki i zaczęłam jej zakładać je na nogi. Stała spokojnie, uginając tylną nogę. Nawet jej się zdrzemnęło. Gdy wstałam, poklepałam ją po szyi, a ona obudziła się.
Zaprowadziłam ją na maneż. Była naprawdę zawiedziona, ze to nie pastwisko z soczystą trwawą. Wkroczyła na piasek, wąchając go. Spuściłam ją z lonży, zamykając padok. Ruszyła kłusem przy ogrodzeniu, mając ciągle opuszczoną głowę. Patrzyłam na jej zwinne i lekki ruchy oraz pięknie uniesiony ogon. Cała jej postawa swiadczyła o jej rozluźnieniu. Gdy zwolniła, strzeliłam w jej kierunku lonżą, a ona przyspieszyła. Nie był to żaden join-up, ale coś na jego podstawie. Niemal natychmiast odwróciła ku mnie ucho i zrobiła jeden ruch, jakby coś przeżuwała. Zwinęłam lonżę na mniejszą długość, po czym pozwoliłam jej zwolnić. Miałam nadzieję, że będzie chciała więcej pobiegać. Widocznie też miała lenia w taką pogodę. W dodatku była kara, co oznaczało, że słońce „kocha ją” szczególnie. Gdy do mnie podeszła, pochwaliłam ją po czym zapięłam jej lonżę do kantara. Szła bardzo spokojnie, z opuszczoną głową. Świadczyło to o jej zaufaniu. Widać było, że nie spotkało jej w życiu nic złego. Ufała ludziom, ale nie była rozpieszczona. Idealny charakter, przynajmniej dla mnie.
Prowadziłam ją po śladzie, by ją najpierw rozstępować. Szła spokojnie, ale tęsknie spoglądała w stronę pastwiska. Po kilku nużących kółkach wjechałyśmy na środek. Zatrzymałam się przy drągach i wypuściłam z dłoni więcej liny, by mogła swobodnie opuścić łeb i obwąchać drągi. Tak też zrobiła. Patrzyła podejrzliwym okiem na nie, pierwszy raz mając z nimi styczność. Skorzystałam z okazji, że jeden drąg leżał oddzielnie i zrobiłyśmy na niego „najazd” w stępie. Zwolniłam przed nim, a arabka ostrożnie go przeszła, wysoko podnosząc nogi, jakby drąg miał zęby i gryzł do samych kości. Zaśmiałam się, ale pochwaliłam kobyłkę. Ponownie najechałymy na drąg. Kara przeszła go uważnie, jednak trocę swobodniej. Przechodziłśmy tak jeszcze cztery razy, w czasie których nauczyła się ładnie przez nie przechodzić. W ramach nagrody odpięłam lonżę i puściłam ją luzem.
Ruszyła z miejsca luźnym kłusem, biegnąc najpierw po śladzie, a potem w różnych kierunkach. Jej kłus zawsze mnie hipnotyzował. Z fazą „lotu”. Cała wyglądała, jakby unosiła się ponad ziemią, a kopytami tylko muskała piach ujeżdżalni. Po pewnym czasie zwolniła i zatrzymała się. Podeszłam do niej powoli, nie patrząc na nią, by się nie spłoszyła. Nie odeszła, więc ją ponownie zapięłam. Postanowiłam iść krok dalej. Przejdziemy przez rząd drągów. Podeszłyśmy do nich stępem, po czym zatrzymałam się, by pozwolić Fantazji obwąchać przedmioty. Zajęło jej to dosłownie kilka sekund, szybko straciła zainteresowanie. Zrobiłyśmy najazd i ruszyłyśmy na czołowe. Szła uważając na kroki. Patrzyła ,gdzie stawia kończyny. Po przejściu zatrzymałam ją i przytuliłam ją, prawie wieszając się na jej szyi. Za drugim razem trochę straciła koncentracji, bo niechcący uderzyła kopytem o drąg. Wystraszyła się i wypadła z rytmu, wychodząc z szeregu i wyrywając mnie za sobą. Stanęłam w miejscu i pozwoliłam jej się uspokoić, nie patrząc i nie reagując na nią, gdy wierzgała w miejscu. Gdy w końcu stanęła, poprawiłam jej przekrzywiony kantar, po czym ruszyłyśmy ponownie. Szła bardzo uważnie, a gdy przeszkodę miałyśmy za sobą, parsknęła z ulgą. Przeszłyśmy jeszcze kilkakrotnie, do czasu, aż robiła to z rozluźnieniem. Po ostatnim przejechaniu puściłam ją. Niechętnie pokłusowała kilka taktów, po czym zajęła się stępowaniem. Błyskawicznie przyszła na zawołanie. Widać upał robi swoje.
Wzięłam jej nowe wędzidło, po czym podałam jej na wyciągniętej dłoni. Spojrzała uważnie, i-traktując to jako smakołyk- skubnęła je chrapami. Zarzuciła delikatnie głową, czując, że jest to coś niejadalnego. Zaśmiałam się, bo wyglądało to komicznie. Nacisnęłam jej kąciki warg, by otworzyła pysk. Musiałam trochę z nią to poćwiczyć, bo od razu nie załapała o co chodzi. Jednak gdy już zrozumiała, otwierała pysk przy najmniejszym naciśnięciu. Pochwaliłam ją, dając na dłoni tym razem kawałek marchewki. Teraz w jednej dłoni trzymałam kiełzno, drugą otworzyłam jje pysk. Powoli wsunęłam jej do pyska wędzidło, w odpowiednie miejsce. Trzymałam je w pysku sekundę, po czym natychmiast wyciągnęłam. Robiłam tak kilka razy, ale by nie straciła zainteresowania. Za ostatnim razem trzymałamje trochę dłużej. Fantazja wzdrygnęła się stukając zębami w metal, jednak czekałam na coś innego. Aż przeżuje. Gdy to zrobiła, wyciągnęłam je, dając jej marchewkę.
Był to koniec treningu, który uważam za wzrorowy. Wyprowadziłam ją na pastwisko, spuszczając z lonży. Ruszyła z kopyta cwałem, po chwili zabierając się za jedzenie soczystej trawy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|