|
Stajnia Centralna Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Nojec
Pracownik
Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Star Horses
|
Wysłany: Czw 12:19, 26 Lis 2009 Temat postu: Gandalf - Treningi |
|
|
Miejsce do trenowania z koniem
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nojec dnia Wto 14:31, 05 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Joanne
Stały bywalec
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 9:44, 25 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Przyszłam dziś do Gandalfa, by z nim się zakolegować i przy okazji trochę pomęczyć, bo jeszcze chwila a rozsadziłby boks. Z samego rana przybyłam i zobaczyłam bułanego malucha galopującego po padoku strzelając co chwila baranki. Westchnęłam tylko na widok jego eleganckiego tarzania się i poszłam po potrzebny mi sprzęt. Wzięłam ogłowie dla kucyka, jego ochraniacze, szczotki oraz linę. Na lonżowniku już czekał na mnie bat do lonżowania. Poukładałam wszystko przy stoisku i z uwiązem w ręce poszłam po łobuza. Na mój widok Gandalf podszedł, by domagać się smakołyków, jednak zamiast tego został wyprowadzony z padoku. Niezadowolony stanął i odmówił pójścia. Ostatecznie dostał lekko uwiązem i poszedł żwawym stępem obok mnie, wydając z siebie rżenie w stronę koni. W końcu dotarliśmy na stanowisko, gdzie go uwiązałam, a Gandi natychmiast zabrał się za obwąchiwanie wszystkiego do czego miał dostęp. Ja zaś otworzyłam pudełko ze szczotkami i zabrałam się za szorowanie jego brudnej sierści. Derki jeszcze nie miał założonej, bo dziś ją dowiozłam. Nim rozczesałam wszystkie zlepki minęło ponad 15 minut, jednak dalej poszło już z górki. Szybko miękką szczotką, potem grzywę i ogon (gęste i długie, to było mordęgą bo tak się włosy poplątały, że z pół godziny minęło, nim doprowadziłam je do ładu Oo) i w końcu kopyta. Z początku Gandalf nie chciał ich podać, jednak szybko zrezygnował z opierania się, gdy dostał delikatnie po łopatce. Dalej poszło jak z płatka, nóżki miał w dobrym stanie. gdy skończyłam wzięłam ochraniacze i pozakładałam na nóżki szetlanda. Następnie wzięłam ogłowie, odpięłam z niego wodze i założyłam ogierkowi na pyszczek. Przy wędzidle były niewielkie problemy, jednak Gandalf po wsadzeniu w buzię mojego kciuka zrobił się tak grzeczny, że nawet nie śmiał się sprzeciwiać wszystkim zabiegom. Ściągnęłam kantar i odłożyłam do skrzynki, do wędzidła dopięłam lonżę i idziemy na lonżownik.
Tam od razu puściłam Gandiego po kole i nakazałam żwawy stęp. Bułanek początkowo miał mnie gdzieś, jednak gdy świsnęłam batem tuż koło jego zadu od razu się poprawił. Zrobiliśmy 5 minut stępa i zmiana kierunku. Następnie znów 5 minut i zacmokałam by ruszyć kłusem. Wpierw zero reakcji, więc powiedziałam wyraźnie 'kłus' ale i to nie poskutkowało. Ostatecznie powiedziałam "Gandalf kłus" razem z pyknięciem patem tuż przy zadzie kucyka i od razu żwawy kłusik. Gandalf zaczął się końcu słuchać i skupił na pracy, a nie klaczach chodzących obok, choć i teraz zdarzało mu się ruszyć galopem bądź unieść wysoko główkę i rżeć. Po 5 minutach kłusa zmieniliśmy kierunek i w drugą stronę. Następnie po 5 minutach kłusa zacmokałam i uniosłam bat, na co bułanek automatycznie ruszył żwawym galopem, urządzając niemałe rodeo. Po 2 okrążeniach praktycznie ciągłego brykania uspokoił się i zaczął ładnie galopować. Kilka minut szaleńczego galopu i gdy już ogier się uspokoił to kłus, stęp i zmiana kierunku. Chwilka odpoczynku dla kucyka i kłus. Tym razem Gandi ładnie zareagował już na samo słowo kłus, a potem na uniesienie bata w górę zagalopował. Znów było kilka dość mocnych bryknięć i w końcu spokojny, lecz bardzo szybki galop. Gdy po 5 minutach zauważyłam u bułanka zmęczenie zasygnalizowałam zwolnienie do kłusa. Ładnie wyszło, więc pochwała. Zwolniliśmy na chwilę do stępa i stój. Ustawiłam położone przy ścianie drągi tak, by szetland mógł przez nie przegalopować kilka razy po czym pogoniłam Gandalfa do galopu. Jedno kółko bez po czym nakierowanie na przeszkodę. Ogierek przejechał je bardzo ładnie, nie stracił rytmu i tak samo pokonał przeszkodę za drugim i trzecim razem. Zwolnienie do stępa i zmiana kierunku, po czym galop i z drugiej strony na drągi. Pierwszy raz kiepski, kucyk zgubił rytm i mało się nie wywalił, jednak chwilę później poprawił wszystko super przechodząc wszystkie drążki. przejechał je jeszcze 2 razy i stęp, po chwili zatrzymanie, bym mogła zwęzić rozstaw na kłus. Zacmokałam na malucha i kłusikiem nakierowałam na drążki. Gandi ładnie przeszedł więc pochwała i jeszcze 2 razy. Potem zmiana kierunku i z drugiej strony. Tam samo ładnie, a może i lepiej, więc do stępa, podprowadzenie do mnie i marchewka. Odłożyłam drągi na miejsce i puściłam bułanka kłusem po kole. Kilka kółek w jedną, potem w drugą i stęp. Występowanie przez 5 minut i podprowadzenie kucyka do mnie.
-Dobrze się spisałeś mały - Powiedziałam i pogłaskam go, dając przy okazji marchewkę. Postępowaliśmy jeszcze chwilę po lonżowniku i wracamy na stanowisko. Zmieniłam ogierkowi ogłowie na kantar i uwiązałam mocno, wyczesałam gdzie trzeba było, wyczyściłam kopyta po czym poleciałam po derkę. Przyniosłam ją i założyłam na Gandalfa, dopasowując jak należy i zdejmując ochraniacze. Potem wypuściłam malucha z powrotem na padok, gdzie od razu był tarzanie się i wesoły galop do reszty koni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Stały bywalec
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 15:01, 31 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Dziś po raz kolejny wpadłam do SC, by się zająć podopiecznymi. Na pierwszy ogień wybrałam sobie Gandalfa. Szetlandzik wesoło galopował brykając w półmetrowym śniegu, gdy ja z uwiązem w ręce ciułałam przez te zaspy odmrażając sobie wszystko co możliwe. Gdy w końcu dotarłam wypowiedziałam jego imie a gdy bułanek przylazł szybko złapałam za kantar i wyprowadziłam z padoku. Buntów było niemało, jednak w końcu dotarliśmy do tej stajni, gdzie ciepełko zaraz sprawiło, że moje stopy zaczęły odmarzać, co było bardzo bolesne. Szczotki na szczęście miałam gotowe, więc uwiązałam kucyka, usiadłam na ziemi i kiwając się jak sierota (chcąc złagodzić ból) zabrałam się za czyszczenie ogierka. Był czysty, w końcu dostał dereczkę, która wyglądała jak po I Wojnie Światowej, ale ok. Szybko uporałam się z zlepkami na jego sierści oraz innymi brudami nie tylko na niej, po czym na siedzącą wyczyściłam małemu kopytka. Kilka wierzgnięć było, raz mało nie oberwałam, ale jako głupia, miałam szczęście. W końcu gdy stopy przestały boleć wstałam i zaczęłam normalnie szorować szetlanda. Poszło szybko, musiałam tylko dokończyć dzieła na grzbiecie miękką szczotką, po czym rozczesać jego elegancki i wręcz zabójczy busz by kucyk wyglądał przyzwoicie. Następnym krokiem było wzięcie siodła z podogoniem i założenie na grzbiet bułanka. Grubasek ledwo się mieścił w tym popręgu. Otrzepałam ręce, założyłam na malutkie nóżki szetlanda ochraniacze, na grzbiet derkę a kantarek zamieniłam na ogłowie z oliwką. Następnie opatuliłam się mocno, na stopy założyłam jeszcze jedną parę skarpet (tak tak, przy koniu x]) i ruszamy na halę. Było dość tłoczno, jednak da się żyć. Dociągnęłam popręg o 3 dziurki (wow!), ustawiłam sobie strzemiona i wsiadłam na giganta.
Ruszyliśmy żwawym stępikiem. Próbowałam jakoś się wczuć w kucyka, jednak i po 10 minutach ciężko mi było za nim nadążać. Mimo to nabrałam wodze i pokręciłam z ogierkiem kilka wolt oraz powyginałam na delikatnych slalomach. W drugą stronę to samo i kłus. Czując mocniejszą łydkę kucyk wystrzelił ze mnie jak z procy strzelając baranki, a gdy poczuł nacisk wędzidła (na dosiad reakcji nie było) stanął, cofnął się kilka kroków, czując kolejną łydkę znów wystrzelił, a przy użyciu pomocy hamujących wspiął się kilka razy, na lekkiego bata oddając kilka wysokich, eleganckich baranów przeplatanych z wyskokami, kapriolami, kurpadami i lewadami. W końcu stanął spokojnie, a ja dałam mu sygnał do kłusa. Tym razem już grzecznie ruszył żwawym kłusem. Zapylał jak nie powiem, nawet ja bym nie potrafiła tak szybko wywijać nogami nawet tupiąc ze złości. Gdy wzmocniłam kontakt chcąc go jako-tako ogarnąć zaczął z wściekłością gryźć wędzidło.
-Gandalf... - Powiedziałam ostrzegawczo. ogierek zwalniał, ale aż za bardzo. Był tak wściekły, że zignorował moje łydki, wodze, albo jechał zabójczym kłusem niczym taran a raz prawie stał w miejscu. W końcu mając dosyć szarpnęłam lekko za wodze, za co zostałam ukarana piękną świecą, a gdy posłałam bułanka w przód za pomocą bacika dostałam propozycję nie do odrzucenia - posmakować ziemi. Gdy ja siedziałam plując piaskiem Gandalf wesoło galopował po hali. Szybko został złapany przez Nojkę, która podała mi chusteczkę.
-I jak? Smaczny piasek? - Spytała
-Trochę mdły, ale da się przeżyć - Odparłam żartobliwie i wycierając dokładnie twarz zapięłam wodze o podgardle, do wędzidła przypięłam lonżę i po chwili strzelając batem pogoniłam szetlanda do galopu. Bułanek ruszył pędem przed siebie, brykał jak opętany, a potem próbował mnie przeciągnąć, co dwa razy mu się udało. Następnie próbował na mnie wjechać, za co kilka razy oberwał baciorem i przestał. Przegalopowałam go ostro w obie strony i zatrzymałam.
-Będziesz już grzeczny? - Powiedziałam do sapiącego stworka. Ten tylko łypnął na mnie groźnie okiem gdy wskakiwałam w siodło. Złapałam strzemiona i z miejsca kłus od lekkiej łydki. Noo...od razu lepiej. W kłusie już na spokojnie, na lekkim i poprawnym kontakcie powyginałam mocno Gandalfa, jeżdżąc w obie strony. Po jakiś 10 minutach pracy w kłusie przejście do stępa i chwila odpoczynku. Pozwoliłam małemu na to, bo przy tym galopie mocno się zgrzał. Po ponad 5 minutach nabieramy wodze i kłus. Kilka kółek w kłusie i galop. Czułam, że bułanek jest zmęczony, jednak wciąż ma sporo energii, tylko jego mięśnie wysiadają. Zrobiliśmy jakieś 2 okrążenia w galopie po czym 2 duże koła pośrodku (średnica ok.20 m) po czym 4 mniejsze wolty w narożnikach. Przejście do kłusa - ładne, płynne, choć z lekka chaotyczne, ale u szetlandów to częste, pochwała małego i zmiana kierunku przez ujeżdżalnię. Następnie w narożniku zagalopowanie. Kucyk jak nie ruszył z serią baranów, tak mało się mnie nie pozbył. Jakimś cudem się utrzymałam i już bez skrupułów dość mocno odniosłam się do ogierka dając mocną łydkę wraz z wstrzymaniem na wodzy, bata za łydką wraz z komendą prr i hamującym działaniem dosiadu. Zdezorientowany szetland zwolnił, na co wypchnęłam go mocno do przodu. Żwawym galopem zrobiliśmy karnych 5 okrążeń, po czym 2 duże koła pośrodku (śr.20 m) i 4 mniejsze wolty w narożnikach. Mały w miarę dobrze się wyginał, jednak jeszcze trochę nam brakowało. Czując jednak jego zmęczenie zwolniłam do kłusa i tam pojeździliśmy po ósemce, po owalu i dużym kole przez 10 minut, wykonując pod koniec żucie z ręki i chwila jazdy po prostej następnie zwolnienie do stępa. Bułanek był cały mokry, szedł ledwo ledwo, ale przynajmniej juro już nie będzie tak szalał. Po 5 minutach zsiadłam z niego, poluźniłam popręg, podpięłam strzemiona, założyłam derkę i pooprowadzałam konika w ręku, chcąc rozruszać obolałe mięśnie i skostniałe nogi. Po 10 minutach zatrzymałam się, wzięłam od Nojca łyk herbaty i wracamy z małym do stajni.
Poklepałam go, bo głupio mi było nie chwalić konia, jak pod koniec dobrze chodził. Na miejscu zatrzymaliśmy się przed boksem malucha. Rozsiodłałam go, ogłowie zamieniłam na jakże uroczy kantarek, następnie na myjkę idziut. Wytarłam ogierka z potu, którym cały był zlany następnie schłodziłam nogi i umyłam kopyta, mało za to nie obrywając, ale za to złośnikowi się dostało za prowokację i straszenie. Gdy już na myjce skończyłam zabiegi pielęgnacyjne, konisko podeschło wróciliśmy pod boks. Wpierw czując napięcie w jego mięśniach i widząc, że już ma jako-takie zakwasy poklepałam i pomasowałam go po nóżkach, grzbiecie, brzuszku, łopatce, zadku i szyjce, co bardzo pomogło panu malutkowi, który rozluźnił się, odprężył i z zadowolenia przymknął oczęta i lekko opuścił uszy. Gdy już stwierdziłam, że wystarczy i ogierros nie powinien mieć zbytnich zakwasów przestałam masować a lekko pstryknęłam budząc go z drzemki. Założyłam na szetlanda jego piękną, "czystą" derkę i wprowadziłam do domku. Tam dostał jedną, maleńką marchewkę i został sam, ja jedynie przyglądałam się jego poczynaniom. Maluch schrupał marchew, napił się wody w poidła następnie ułożył na sianku i zasnął. Ja stwierdziłam, że jestem okrutna męcząc tak takiego bezbronnego kucyka i jednocześnie śmiejąc się z tych odstawianych scenek odniosłam cały sprzęt, wyczyściłam go i odłożyłam na miejsce. Po chwili dopadła mnie Nojka wpychając w łapy jakąś karteczkę z napisem "dyżury + zadania" wraz z kubkiem herbaty i kazała iść ze sobą na halę. Potem okazało się, że tu są wypisane moje zadania na najbliższe dni. Ohh...super x]
Słów 1136 (+1100 hrs)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Nie 15:03, 31 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
chocky
Mały wolontariusz
Dołączył: 26 Sty 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 20:55, 13 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Z wymalowanymi rumieńcami na policzkach weszłam do przytulnego budynku Stajni Centralnej. Potarłam dłonią, o dłoń by jako tako ogrzać zmarznięte palce. Zaczęłam błądzić wzrokiem po boksach, przechadzając się wolno. Zerknęłam na małego szetlandzkiego ogierka-przykuł moją uwagę. Uśmiechnęłam się pod nosem i podeszłam do Gandalfa. Cmoknęłam w jego stronę, chcąc zobaczyć jego rekację. Schował swoje małe uszka w gęstej grzywie, łypiąc na mnie wzrokiem. No tak, nie ma jedzenia, nie ma przepustki. Zaczęłam się siłować z zasuwką, tą walkę oczywiście wygrałam i z cichym zgrzytem otworzyłam drzwi boksu. Wzięłam kantar do ręki i podeszłam do szetlanda. Mały uszczypnął mnie w udo i odskoczył do tyłu. Zacisnęłam zęby i potarłam ugryźnięte miejsce dłonią.
-O nie, tak się nie bawimy. - powiedziałam, jednym zwinnym ruchem zakładając kantar na łebek ogiera i dopinając do niego uwiąz. No tak, przecież słyszałam że z tego Kurdupla jest niezłe ziółko. Wyprowadziłam go z boksu, a ten niemalże mnie poturbował.Klepnęłam go lekko w łopatkę, za co odwzięczył się zadarciem wysoko łebka. No tak, "miłe" rozpoczęcie współpracy. Przywiązałam bułanka dokładnie, poczym sięgnęłam po szczotki. Zgrzebłem zaczęłam rozczyszczać zaklejoną sierść, a maluch chciał za wszelką cenę mi to utrudnić... jednak, dałam sobie radę i po zaklejkach nie było śladu. Przejechałam kilkakrotnie szczotką włosianą po jego grzbiecie, szyji, nogach i bokach i odłożyłam do kuferka. Rozczesałam kołtuny na grzywie ogiera i zabrałam się za kopyta. Do ręki wzięłam kopystkę i westchnęłam. Gandalf kilkakrotnie wierzgną tylnimi nogami, wyrwał, czy też próbował ugryść mnie w tyłek. Oberwał w łopatkę kilkakrotnie z głośnym "nie wolno!" i w końcu udało mi się rozczyścić jego kopyta. Na grzbiet położyłam czaprak, żel, siodło. Do siodła przypięłam podogonie, abym się nie zsunęła wraz z nim. Podpięłam popręg i sięgnęłam po ochraniacze. Na koniec ogłowie, z czym oczywiście był niemały problem. Gdy zdjęłam już kantar z jego łebka, on podrzucił nim wysoko i zaczął się cofać w tył. Złapałam go za kość nosową i zwinnie założyłam ogłowie. Do jednej ręki wzięłam toczek, bat i rękawiczki, zaś do drugiej wodze i zaprowadziłam ogierasa na halę. Jako że było już późno, to ominęłam spotkanie się z wielkim tłumem. Kilka koni ćwiczyło, aczkolwiek to da się przeżyć. Podpięłam jeszcze popręg, założyłam sprzęt na siebie i siadłam w siodło lekko. Poprawiłam sobie strzemiona i wysłałam ogiera na "ścianę". Gdy Kurdupel zauważył zbliżającego się konia, zaczął się cofać, tuląc uszy do potylicy. Zadziałałam dosiadem, lecz gdy to nie skutkowało strzeliłam mu lekko z bata w tył. Ogier odwdzięczył mi się lekkim baranem i ruszył kłusem do przodu.
-Nie.- skarciłam go podniesionym tonem i zatrzymałam do stępa, na co ogier przeżuł wkurzony wędzidło. Gdy po kilku kółkach nieco się uspokoił, zaczęłam wyginać go na przeróżnych woltach i półwoltach. Zebrałam wodze na kontakt, co małemu oczywiście się nie spodobało, więc znów zaczął się cofać. Dosiad i łydka nie pomogły, więc zdzieliłam go lekko batem. Oczywiście, a jak inaczej, oddał mi porządnym strzeleniem z zadu, a cofać się nie przestał. Znów bat na tyły, tym razem kucyk się wkurzył. Wierzgnął kilkakrotnie i odskoczył w bok. Nogi wypadły mi z strzemion, straciłam równowagę więc podparłam ręce na szyji. Gandalf to wykorzystał i opuścił łeb na dół. W ostatniej chwili pociągnęłam za wodze, włożyłam stopy do strzemion i ponownie wysłałam go do przodu. Wkurzony uniósł przednie kopytka nad ziemią, złapałam się jego grzywki, by nie spaść. Jestem pewna, że dziś zaliczę glebę! Po kilku minutach jednak udało mi się dojść z nim do porozumienia i ruszyliśmy żwawo do przodu. Po 3 kółkach zakłusowanie. Kucyk wyrwał do przodu, robiąc niemal capriollę, podtrzymałam go i zaczęłam anglezować w rytm jego kroków. Jako iż woziłam się na swojej Damonce, nie byłam przyzwyczajona do zapindżalania szetlandów jednak po chwili się przyzwyczaiłam i siedziało mi się w miarę. Wolta w ćwiczebnym, zaśmiałam się pod nosem, jak to śmiesznie pewnie podskakiwałam w siodełku. Kilka kółek w swobodnym kłusie i zaczęłam nakierowywać go na pojjedynczego drąga. Przycisnęłam łydkę i zrobiłam półsiad, aby mu ułatwić to zadanie. Zdezorientowany bułanek zatrzymał się w połowie i przysiadł na zadzie, złapałam się grzywy i przycisnęłam lekko łydki do jego boków. Następne najazdy przeskakiwał, aczkolwiek starałam się by robił tak, jak należy. Udało mu się za 5 razem. Pochwaliłam go, kółko w kłusie i zmiana kierunku. Wolta w każdym narożniku. Gdy wyjeżdzałam z wolty ogier zagalopował gwałtownie, sprzedając mi 2 barany. Przysiadłam mocniej w siodło i zatrzymałam go. Kilka kółek by go uspokoić i w narożniku zagalopowanie. Ruszył wyciągniętym galopem, po chwili zatrzymał się gwałtownie i ni z tego, ni z owego stanął wysoką świecę tuląc uszy do potylicy. Poleciałam na bok, łapiąc za wodze, by ogier nie mógł mi uciec. Pokręciłam głową, otrzepując się z piasku. Gandalf rozglądał się dookoła, coś go przestraszyło? Czy zaciekawiło? Siadłam ponownie w siodło, lekko wkurzona. Od razu łydka do kłusa, zaraz pogoniłam go do galopu. Gdy ten ruszył przed siebie wyciągniętym galopem, przycisnęłam łydki do jego boków, by dodał tepa. Wyraźnie go to zdziwiło. Nie powiem, aby łatwo siedziało mi się w siodle, lecz pilnowałam go jak mogłam. Nie chciałam, aby zwalniał. Miał się porządnie wygalopować. Po 4 kółku zmiana kierunku i zagalopowanie. Kucyk był już wyraźnie zmęczony, nie "świrował". Ruszył płynnie do przodu, trochę nawet się obijając.
-Dobry z Ciebie koń. - pochwaliłam go po którymś kółku, ja także byłam zmęczona. Rozkłusowanie i do stępa. Na dziś starczy. Zeszłam z niego, zdjęłam siodełko, odpięłam podogonie i położyłam na stołeczku. Wsiadłam na oklep i stęp na luźnej wodzy. Dobrze pracowało mi się z tym złośnikiem. Doszłam do wniosku, że poświęcę kilka godzin dziennie by móc przyjechać do niego i potrenować. Kto wie, może nawet czegoś się nauczymy. Po chwili zeszłam, do jednej ręki wzięłam siodło i podogonie, do drugiej wodze i wyprowadziłam go. Siodełko zostawiłam przed boksem, Gandalfa wprowadziłam do środka. Ogłowie zdjęłam, ochraniacze z nóżek także. Na grzbiecik założyłam derkę i zasłużony kawałek marchewki wrzuciłam mu do żłobu. Pochwaliłam go i wyszłam z boksu, by posprzątać sprzęt. Porozmawiałam jeszcze chwilę z Carrot i pojechałam do Unique.
983 słów- czyli zabieram 900hrs
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez chocky dnia Sob 20:58, 13 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Stały bywalec
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 11:40, 18 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Chcąc popracować w SC na pierwszy cel obrałam sobie Gandalfa. Dawno na nim nie siedziałam, a on akurat powinien często chodzić. Weszłam więc do stajni, pogładziłam kilka końskich łebków następnie skierowałam się do siodlarni. Wzięłam szczotki, ochraniacze, ogłowie i siodło kuca, następnie ruszyłam pod jego boks. Bułanek jak to on wystawił ciekawsko łeb, a gdy tylko spostrzegł sprzęt, natychmiast schował się w najgłębszy kąt boksu, zadem do mnie.
-Hej mały - Powiedziałam otwierając drzwi i wchodząc do pomieszczenia z uwiązem w ręku. Przymknęłam drzwi i pewnym krokiem podeszłam do kuca nieco z boku. Ten odwrócił się zadem, no to korzystając z uwiązu lekko go puknęłam po zadzie, na co kopytka poleciały w moją stronę, aczkolwiek nie trafiły, a sam ogier stał naburmuszony gdy ja dopinałam do jego kantara uwiąz. Wyprowadziłam na korytarz i zaczęłam czyścić. Gandalf wyjątkowo się nie ubabrał, więc szybko twardą szczotką, potem miękką, kopytka, grzywa i ogon i gotowe!. Uporałam się w niecałe 15 minut, w czym pomógł mi sam koń nie stawiając żadnych oporów. Pochwaliłam malucha i wzięłam siodło. Założyłam na niego, zapięłam popręg na pierwszą dziurkę i z zadowoleniem stwierdziłam, że Gandi schudł. Pogłaskałam wyjątkowo potulnego już ogierka i założyłam mu ochraniacze, następnie ogłowie. Tu był problem z wędzidłem, jednak metoda z kciukiem doskonale się spisała. Tak więc byliśmy gotowi. Złapałam wodze i wyprowadziłam bułanka na plac. Mieliśmy dziś szorować po maneżu, który już był w miarę zdatny do jazdy, nie powinno się tylko skakać z galopu, czego i tak nie planowaliśmy. Dociągnęłam popręg małemu, ustawiłam sobie strzemiona i wsiadłam. Chwila stania i ruszamy. Przy okazji mieliśmy pewien element trailu - otwieranie i zamykanie bramki. Z takiej wysokości było to w miarę łatwe, więc szybko znaleźliśmy się na pustym placu.
Ruszyliśmy stępem na lekkim kontakcie. Musiałam pilnować malucha, bo to jego pierwsza jazda na dworze. Mimo wszystko Gandalf szedł pewnie do przodu, czasem tylko się rozglądając. Raz się wzdrygnął na jakiś dziwny odgłos, jednak szybko się uspokoił i szedł dalej. Po pewnym czasie zaczęłam go zbierać, jednocześnie wyginając i nakłaniając do większego wysiłku. Szetland był wyjątkowo usłuchany, bez zgrzytów wykonywał moje polecenia, był elastyczny i luźny, pozbierany. Często go chwaliłam, urozmaicałam figury. Często zmienialiśmy tempo, kierunek jazdy, doszły też drągi, aż w końcu próba ustępowania od łydki. Podświadomie czułam, że dziś nam może się udać. I...udało się. Gandalf początkowo nie mógł mnie zrozumieć jednak po daniu dokładniejszych pomocy wykonał jako-takie ustępowanie w lewo. Pochwaliłam go i jeszcze raz. Bardzo ładnie jak na początek, więc w drugą stronę. Tu trochę gorzej, bo mały ma sztywniejszą prawą stronę, jednak wykonał kilka w miarę ładnych kroczków zarówno za pierwszym jak i drugim razem. Potem mu odpuściłam. Wykonaliśmy sobie 2 żucia z ręki i w końcu mogliśmy zakłusować. Przyłożyłam mocniej łydki i wypchnęłam ogiera dosiadem, na co ładnie ruszył kłusikiem. Z początku anglezujemy.
soon
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
chocky
Mały wolontariusz
Dołączył: 26 Sty 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 18:11, 22 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Przechadzając się po korytarzu Stajni Centralnej na chwilę przystanęłam przy boksie małego złośnika, ogierka szetlandzkiego Gandalfa. Owy kucyk stulił uszy na mój widok i parsknął z niezadowoleniem. Co chwila obrążał boks, machając łebkiem. Był naładowany niczym karabin maszynowy.
-Hm, może byśmy się poruszali troszkę?- uśmiechnęłam się pod nosem, obserwując bułanego. Już po chwili wracałam z siodlarni obładowana jego sprzętem. Zatrzymałam się pod boksem, skrzynkę z szczotami położyłam na ziemi, ogłowie zawiesiłam na haczyku. Pośmigamy sobie troszkę na oklep, bez stresowo . Wyciągnęłam z kieszeni malinowego smaczka w kształcie serduszka i podałam maluszkowi- przepustka do jego boksu. Zabrał go z mojej dłoni i z chrupaniem wszamał. Złapałam za zasuwkę i otworzyłam drzwiczki. Ogier ukazał ząbki tuląc małe uszka w gęstej grzywce, efekt: kuc bez uszu. Westchnęłam na jego zachowanie, nie dając się zdominować. Zgrzebłem rozczesałam 'derkę' z zaklejek. Mały co chwila próbował mnie zaatakować, raz uszczypnąć, raz nadepnąć mi na nogę, a jeśli mu się to nie udawało, to uciekał od szczotki. Jednak po wspólnym wysiłku wszystkie zaklejki zostały wyeliminowane! Omiotłam sierść włosianką, rozczesałam gęstą grzywkę i ogonek. Nadszedł czas na kopytka, o zgrozo! Wzięłam do ręki kopystkę podeszłam do lewej, przedniej nóżki malucha i poprosiłam o podanie. Bez efektu. Naparłam na nią mocniej, ogierzy podniósł ją, aczkolwiek po upływie trzech sekund postawił ją spowrotem. No tak, kolejna próba ale zakończona powodzeniem. Pochwaliłam go wylewnie nagradzając smakołykiem. Po dłuższym siłowaniu wyczyściłam wszystkie malutkie kopytka Gandalfa. Zdjęłam zielony kantarek z jego pysia, założyłam wodze na szyję i próba otworzenia pyska. Ale niee, skądże! Dlaczego on miałby być grzecznym, bezproblemowym koniem i przyjmować wędzidło bez "walk". Przecież to Gandalf, złośliwe stworzenie. Jednak palec w mordce dobrze działa i wędzidło znalazło się tam, gdzie powinno. Poprawiłam wszystkie paseczki i grzywkę, pozbierałam szczotki i wyprowadziłam go z boksu. Na korytarzu założyłam na jego nóżki ochraniacze, zabrałam bat kask i rękawiczki. Powoli weszliśmy na halę. Rozejrzałam się, brak klaczy- same ogierki i wałachy. To Ci się nazywa szczęście. Wsiadłam na niego, usadowiłam się wygodnie, złapałam wodze na kontakt, zamknięcie w pomocach i na ścianę. Kucynia ruszyła żywym stępem a ja zaśmiałam się. Tak dawno nie siedziałam na kucyku, że jego chody były dla mnie...poprostu śmieszne. Postanowiłam, że od razu zaczniemy pracę bez zbędnych kilometrów (czyt. robienia kółek :p) W narożniku naprowadziła go na obszerną woltkę, pilnując by w miarę swoich możliwości wyginał się, nie zostawiał zadka w tyle i nie zwalniał. W każdym narożniku powtórzenie, tak przez trzy kółka. Następnie inne ćwiczenia- sempertyny i ósemki. Wszystko, by ogier skupił się na jeźdzcu i był zawsze zwarty i gotowy. Gdy przejeżdżaliśmy koło ściany, koło literki B bułany spłoszył się. Odskoczył w bok z kwikiem wbijając wzrok w jeden punkt. Nieco wywaliło mnie z jego grzbieciku, jako że nie byłam na takie akcje kompletnie przygotowana.
-Hooola, spokojnie głuptasie.
Powiedziała, rozglądając się, co mogło małego spłoszyć. Nic. Ah, jego wymysły. Koło ów ściany zaczęła kręcić woltki. Coraz mniejsze, coraz mniejsze aż Gandalf przestał kombinować. Kilka przejść stęp-stój, 5' nieruchomości. Ja 'cofnęłam się', starając używać jak najmniej wodzy. Nie szło mu najgorzej, jednak na początku stawał nierówno, lub siłował się ze mną. Gdy porządnie go rozstępowałam pomoce do kłusa. Wystrzelił do przodu niczym oparzony, wyrzucając nogi przed siebie z prędkościom światła. Tya, i ja nie zabrałam siodła! Widać, słychać i czuć było, że nie chodził dawno. Nakierowałam go na woltkę uspokajając oraz trzymając troszkę na pyszczku.Gdy uspokoił się popuściłam wodze i dałam mu spokojnie pokłusować. Najpierw anglezowałam, śmiejąc się cicho, tak jak na początku jazdy. Chody kucyków były takie zabawne! Troszkę podskakiwałam, próbując dostosować się do jego płytkich, szybkich i szczerze mówiąc niewygodnych chodów. Po kilku kółkach wjazd na wolty, 'linie środkową', przekątne etc. Usiadłam sobie wygodnie i zatrzymania do stępa, znów do kłusa. Zmiana kierunku, znów zatrzymania i woltki. Gdy ogier chodził już wmiarę podstawiony na moje pomoce można było pokombinować z dodawaniami i zebraniami w kłusie. Gdy chciałam wydłużyć troszkę chód on zagalopował.
-Nieee, nie tak!
Skarciłam go głosem, ponownie powtarzając ćwiczenie. Tym razem dobrze. Gdy przemknął przez długą ścianę w miarę, poćwiczyłyśmy zwolnienia. Szło o niebo lepiej. Znów zmiana kierunku i zagalopowanie w lewo. Szetland podrzucił kilkakrotnie tylnimi nogami, poparskując. Wyrzuciło mnie na szyję, a młody zatrzymał się do stępa. Złapałam się mocniej grzywy, starając się nie spadać. Usłyszałam głos Joanne, wołający 'nie spadaj, Chocky nie spadaj'. Posłuchałam się jej i wczołgałam na grzbiet. Kłus, pomoce do zagalopowania. Tym razem udało się bez rodeo. Szedł przez siebie niczym burza więc zablokowałam jego łopatki kolanami, nie pozwalając na szybsze tępo. Po kilku kółkach galopu wolta. Przy wyjściu zatrzymanie do kłusa i zmiana kierunku. W drugą stronę to samo. Gdy kucynia zaczynała się męczyć przeszłam do kłusa. Rozkłusowanie na dłuższych wodzach i przejście do stępa. Pochwaliłam go i położyłam na jego krótkiej szyjce.
-Faaajny jesteś, złośniku.
Gdy jego oddech się uspokoił, nieco wysechł zatrzymanie i zeszłam z niego. Zdjęłam wodze z szyji i zaprowadziłam do stajni. Na myjce schłodziłam jego krótkie nóżki, pomasowałam chwilę kłąb i wstawiłam do boksu. Do żłobu wrzuciłam dwa pokrojone jabłka i wyszłam sprzątnąć sprzęt oraz pozamiatać stajnię.
883 słowa tak więc zarabiam 900 hrs
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez chocky dnia Sob 18:17, 22 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Pią 9:09, 20 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Koń: Gandalf
Jeździec: dziecko znajomej Skrzydlatej xD
Do czego: reining
Miejsce: hala
Dziewczyna postanowiła dzisiaj potrenować trochę ogiera, ale nie pod sobą tylko pod córką znajomej, przez którą zrodziła się w niej pasja westernowa. Miała ona zaledwie 11 lat, za to świetnie radziła sobie w tej dziedzinie sportu na koniu. Skrzydlata jednak przyszła wcześniej i chciała przygotować kucyka. Weszła do jego boksu i pogłaskała go po głowie. Gandalf zaczął od razu poszukiwać cukierka. Wyciągnął go z ręki dziewczyny i schrupał z cichym trzaskiem. Poklepała go po szyi i wyszła na chwilę po sprzęt. Wzięła jego siodło westernowe rozmiaru mini, ogłowie z czankami i owijki. Oczywiście owijki były długością dostosowane do nóg kucyka. Wszystko to położyła sobie obok boksu i weszła do środka z uwiązem i zgrzebłem gumowym. Wymasowała go, a potem cały kurz strzepnęła miękką szczotką. Wyczesała mu również długą, gęstą grzywę oraz ogon, ogon przycięła do równego przy pęcinach i zabrała się za kopytka. Już wcześniej dobrze jej się je czyściło, a teraz naprawdę poczuła, że są lżejsze. Szybko się z nimi uporała i zaczęła siodłać. Najpierw zawinęła owijki wokół nóg konika. Gandalf był nie co zdziwiony i podnosił nogi do góry, ale prośba Skrzydlatej, aby postawił działała zaskakująco dobrze. Potem ubrała mu małe ogłowie koloru czarnego. Ogłowie to nie miało nachrapnika, za to miało ozdobny naczółek. Gandalf bez problemu otworzył pyszczek i wziął wędzidło. Wodze dziewczyna umieściła na prętach boksu, aby ani koń, ani ona nie zaplątali się w nie. Kucyk chyba wyczuł co się kroi, gdyż był bardzo nie spokojny – kręcił się po boksie, wyglądał za drzwi, był pobudzony. Skrzydlata skończyła go siodłać podpinając popręgi. Ogierek nie miał nic przeciwko dwóm paskom. Gdy był już gotowy do stajni weszła mała. Była bez mamy. Przywitała się i zapytała czy to ten konik. Skrzydlata odpowiedziała jej że tak i przywiązała lewą wodzę do rogu, drugą wręczając dziewczynce. Ta założyła szybko swój mały toczek i wyprowadziła kucyka. Cała trójka skierowała się do hali. Gdy już tam była, Skrzydlata pomogła dziewczynce podpiąć popręgi, potem mała wskoczyła i ruszyła stępem. Jak typowy jeździec westernowy trzymała wodzę w prawej ręce i miała je totalnie rozluźnione. Poprosiłam ją, aby kręciła z Gandalfem jakieś wolty i serpentyny, aby się rozgrzał. Dziecko z precyzją wykonywało każde polecenie, za to kucyk był bardzo posłuszny, rozluźniony, jakby z własnej woli wykonywał małe wolty i ciasne serpentyny. Po kilkunastu ćwiczeniach Skrzydlata poprosiła, aby przeszła do kłusa. Dziewczynka ładnie wykonała zadanie, koń jakby sam przeszedł do wyższego chodu. Tu również robili różne figury, dużo wolt, trochę mniej serpentyn. Gandalf w kłusie nie co uniósł łeb i był bardzo zainteresowany otoczeniem, choć dalej miało się wrażenie, że ćwiczenia wykonuje, bo tak mu się podoba. Po dłuższym czasie nakazałam obojgu przejść do stępa. Kucyk z chęcią obniżył powtórnie łepek i człapał powoli po hali. Gdy oddech konika się uspokoił poprosiła, aby przeszli do szybkiego kłusa. Nie był on jakiś chyba specjalnie wygodny, gdyż mała trochę odbijała się od siodła, ale dzielnie wytrzymywała. Za chwilę kazała im zwolnić i zagalopować. Kucyk z chęcią przeszedł do wyższego chodu. Powiedziała, aby dziewczynka pochyliła się do przodu i dała mu się przebiec. Gandalf czując trochę wolności ruszył szybkim galopem. Po dwóch kołach nakazała przejść do kłusa i wjechać na linię środkową z zagalopowaniem na zakręcie. Tak też zrobili. Zagalopowali i wjechali na środek. Konik wyczuł o co chodzi i już przygotował się do stopu. Mała cofnęła się i przestała dodawać łydki, a konik zatrzymał się wzburzając wszędzie kurz. Ruszyli kłusem. Kazała im powtórzyć, gdyż miała wrażenie, że nie zareagował od razu. Za kolejnym razem było lepiej. Dziecko poklepało kucyka i ruszyło powoli stępem. Pozwoliłam im chwilę odpocząć. Teraz zaczęliśmy od roll backa. Dziewczynka galopem wjechała na środkową, zatrzymała kuca i obróciła o 360 stopni ruszając pełnym galopem. Wyszło bardzo ładnie. Poklepała go i zatrzymała w dalszej od wejścia części hali. Tam dała sygnał konikowi do spina. Gandalf szybko trzy razy obrócił się w prawo, potem w lewo. Niesamowicie wyglądał taki mały kuc w takiej figurze. Poklepała go i ruszyła stępem. Skrzydlata uznała, że wystarczy i konikowi i dziewczynce. Nakazała małej rozstępować konika. Gdy Gandalf już się uspokoił i zaczynał przysypiać mała zeszła z niego i zaprowadziła do stajni. Tam już zajęła się nim Skrzydlata. Zdjęła mu siodło, ogłowie i owijki, sprawdziła nogi i kopyta, roztarła mokre miejsca słomą. Na koniec dala mu cukierka, którego schrupał ze smakiem, pogłaskała go po głowie i zostawiła zabierając sprzęt.
717 słów - dla mnie 700h i 24 punkty
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Śro 18:55, 25 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Koń: Gandalf
Jeździec: Skrzydlata
Do czego: skoki luzem
Miejsce: hala
Przyszła dzisiaj do S.C., aby potrenować z Gandalfem. Miała zamiar przeprowadzić z nim bardzo niziutkie skoki luzem w korytarzu. Na początek więc poszła na halę i tam przygotowała krótki korytarzyk dla kuca. Znajdował się w nim krzyżak i trzy stacjonaty. Krzyżak miał dokładnie 20cm, dwie stacjonaty tyle samo, a kolejna trzeci – 30cm. Miało to chociaż w małym calu poprawić elastyczność konika i wzmocnić jego mięśnie oraz poprawić kondycję. Dziewczyna po rozłożeniu mini przeszkód poszła do stajni ogierów. Zobaczyła tam swojego ukochanego Gandalfa i szybko się z nim przywitała. Ogierek poczekał na masaż kłębu, który oczywiście wykonała dla jego przyjemności. Gdy już skończyła, dała mu cukierka i poszła po sprzęt do czyszczenia oraz ogłowie, od którego odpięła wodze. Wszystko to przyniosła sobie pod boks kucyka i weszła do środka, aby go wyczyścić. Na początek wyciągnięcie kurzu, potem strzepnięcie go miękką szczotką, na koniec wyczesanie dłuższych włosów jak grzywa i ogon oraz wyczyszczenie kopyt. Gandalf może i nie lśnił w słońcu, ale widać było, że jest czysty. Skrzydlata ubrała mu ogłowie oraz krótkie owijki, które posiadał w skrzynce i na lonży zaprowadziła go na halę.
Tam zaczęła oczywiście od rozgrzewki. Na początek kilka kółek w stępie. Gandalf bardzo energicznie człapał przed siebie i nie potrzebny był bat na razie. Po stępie pogoniła go do kłusa. Kucyk fantastycznie drobił kopytkami po piasku, który po wbiciu się kopyta sięgał mu do połowy prawie pęciny. Po kłusie zwolniła go do stępa, aby rozluźniły mu się mięśnie. Gdy już odpoczął znów pognała go do kłusa, tym razem trochę szybciej. Gandalf szedł, a jego grzywa zabawnie podskakiwała, obijając się o szyję. Co jakiś czas ogier zarzucał władczo szyją, ale zaraz się uspokajał. Po kilkunastu kołach Skrzydlata dała mu sygnał do zagalopowania. Bułanek bryknął, kwiknął i ruszył dość szybkim galopem. Po jednym kole zrezygnował z szybkiego biegu i szedł spokojnym galopikiem z wyjątkowo długą fazą lotu jak na małego kuca. Po pięciu kołach zmienili kierunek i już teraz bez żadnych ceregieli przegalopowali kolejne pięć kółek. Gdy już to było zrobione, chwila kłusa i stęp. Skrzydlata podprowadziła konika do korytarza, aby zapoznał się z przeszkodami. Po kilku minutach zabrała lonżę i wpuściła kuca w korytarz. Gandalf nie orientował się za bardzo co ma zrobić, więc dziewczyna wzięła bat i pogoniła nim kucyka do galopu. Gdy był już w miejscu, gdzie powinien wyskoczyć, strzeliła batem w powietrzu i ogierek skoczył. Zrobił dość wysoki skok, więc zasłużył na pochwałę. Na kolejną przeszkodę nie potrzebował bata – skoczył ładnie sam, chodź trochę za daleko przeszkody, tak mu wyszło z foulee.. Na kolejnej stacjonacie dodała mu trochę, aby wyskoczył w dobrym miejscu. Tak też zrobił. Wyszło bardzo ładnie, kolejny skok z kolejnym dodaniem również ładnie. Na koniec trochę wyżej, ale również tutaj ogier sobie bardzo ładnie poradził. Po ostatnim skoku Gandalf przegalopował się kawałek i bryknął kilka razy solidnie. Potem pokłusował do Skrzydlatej i powiedział „Koniec treningu. Ja chce masaż” i patrzył jej w oczy. Dziewczyna schyliła się do niego i poklepała go po szyi. Potem przywiązała do lonży i rozkłusowała oraz rozstępowała konika. Gdy było już ok zaprowadziła go do boksu i zrobiła krótki masaż. Dała na pożegnanie cukierka, sprawdziła kopyta oraz stawy. Wszystko było ok, wiec zabrała sprzęt do siodlarni i poszła do domu.
532 słowa - 500h dla mnie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|