|
Stajnia Centralna Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Pią 14:00, 28 Maj 2010 Temat postu: Lipka - Treningi |
|
|
Wszystkie treningi klaczy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Nie 7:55, 30 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Kolejny dzień i kolejny telefon. Tym razem od niejakiej Av. Trening rajdowy, miło, szczególnie, że pogoda nie śmiała się chyba dzisiaj w jakikolwiek sposób psuć. Szybko zajechałam do stajni. Przy boksie klaczy czekał już sprzęt rajdowy i szczotki. Wyciągnęłam rękę w kierunku Lipki. Przyłożyła niepewnie chrapy do mojej dłoni, pogłaskałam ją powoli i weszłam do boksu ze szczotkami. Była zaciekawiona. Obserwowała uważnie moje ruchy. Zapięłam ją na uwiąż i przyprowadziłam na stanowisko. Zaczęłam ją czyścić dokładnie, aby się nie obtarła. Po wyczyszczeniu jej z wierzchu zajęłam się kopytami. Klaczka podawała je z początku opornie, ale to przecież konik polski, należałoby jej wybaczyć, chyba, że zręcznie robiła mnie w jajo z tym swoim oporem. Po kilku próbach jednak udało mi się wyczyścić jej wszystkie kopyta. Chwyciłam za czaprak i narzuciłam na jej grzbiet lekko. Potem wrzuciłam na nią siodło i zapięłam popręg. Odpięłam kantar i ściągnęłam go, założyłam klaczce ogłowie, wędzidło przyjęła bardzo grzecznie. Poprawiłam strzemiona na odpowiednią długość i wskoczyłam na klaczkę. Skróciłam jej delikatnie wodze i dodałam łydki do przodu. Klacz ruszyła i strzeliła z ogona. Jechaliśmy na razie powolutku. Kierowałyśmy się w stronę wyjazdu z ośrodka. Klacz nieco przyspieszyła i zaczęła próbować się cofać. Dodałam jednak łydki i przycisnęłam ją dosiadem i opornie poszła dalej. Kawałek jechałyśmy drogą utwardzoną, ale zaraz zauważyłam ścieżkę w las, którą postanowiłam pojechać już w domu gdy przeglądałam mapę, tego regionu, z pewnością był malowniczy. Zebrałam ją jeszcze mocniej by mieć lepszy kontakt, nieco się szarpała ale po upomnieniu łydkami uspokoiła się. Próbowała też skubać liście, które wyrastały z dłuższych gałęzi, ale to także jej się nie udało ponieważ starałam się ją pilnować. Ciszę w lesie przerywało tylko ćwierkanie ptaków i odgłos łamanych gałęzi pod naszym ciężarem. Dodałam łydki do kłusa. Była żwawa i drobiła. Anglezowała, ale nie było to dla mnie za wygodny, nigdy nie przepadał za końmi tego pokroju. Co jakiś czas strzelała z ogona oganiając się od komarów, które już powoli się budziły. Na połowie ścieżki leżała zwalona kłoda, która nie była jakiś wielkich rozmiarów. Najechałam na nią świadomie i klaczka zgrabnie ją przeskoczyła. Po kłodzie nadal kłusowała. Zmieniłam nogę i jechałam dalej. Klaczka była żywo zainteresowana terenem, strzygła uszyma. Nagle z lasu wyskoczył zając i przeciął na drogę. Klacz zatrzymała się miejscu i cofnęła kilka kroków. Dodałam łydki, ale ona zaczęła drobić w miejscu i iść bokiem. Zacmokałam i uderzyłam ją mocniej nogami. Ruszyła spięta. Mówiłam do niej po cichu i spokojnie, gdy przejechaliśmy obok strasznego miejsce rozluźniła się. Pogłaskałam ją i pochwaliłam słownie. Zwolniłam do stępa. Jechaliśmy powoli. Skręciłam w prawo w ścieżkę leśną. Rozpięłam trochę kamizelkę, gdyż zrobiło mi się nadto gorąco. Po chwili wyjechaliśmy na plażę. Było na niej pusto. Podjechałyśmy do wody. Wjechałyśmy do niej trochę. Lipka zaczęła kopać w nią nogą. Zawróciłam i jechałam wzdłuż brzegu. Usiadłam w siodło i dodałam łydki. Klacz ruszyła galopem. Miała szybki galop. Jechałam półsiadem. Co jakiś czas zalewała nas woda. Słychać było rytmicznie chlupanie. Wiatr wiał nam na przekór. Zwolniłam po jakimś czasie do kłusa. Klacz parsknęła i poruszyła uszyma w moja stronę. Chyba dopiero teraz się zgrałyśmy. Zauważyłam wysoką piaskową górkę. Ruszyłam w jej kierunku. Kilka kroków przed dodała łydki aby klacz zakłusowała. Pochyliłam się do przodu, klacz podjeżdżała do góry a pod koniec zagalopowała. Zatrzymała się na górze i pogłaskała ją po boku. Na dole była rzeczka i coś na wzór zeskoku do niej. Postanowiłam to wykorzystać. Odchyliłam się do tyłu a klacz powoli zjeżdżała z górki. Gdy zbliżałyśmy się do zeskoku dodała łydki. Klacz wyciągnęła szyję i zeskoczyła w dół w rzeczkę. Pochwaliłam ją. Dodała łydki do kłusa. Zakłusowała tym swoim szybki krokiem. Jechałyśmy po wąskiej ścieżce. Wyjechałyśmy z lasu na pole, na którym była wysoka trawa. Cały czas jechałyśmy kłusem. Klaczy prawie nie było widać w tej trawie. Zaśmiałam się cicho do siebie na ten widok. Klaczy chyba coś się nie spodobało bo bryknęła sobie dwa razy. Skarciłam ją krótkim i groźnym „Ej”. Usiadłam w siodło i dałam łydki, zacmokałam aby zagalopowała. Jechała szybki galopem. Szybciej niż przedtem. W półsiadzie było mi wygodnie. Przed nami pojawiła się góra, nie była stroma, więc podjechałyśmy pod nią bardzo szybkim galopem. I zjazd, zwolniłam do wolnego kłusa i odchyliłam się do tyłu. Zjechała powoli, nie było to jednak strome zejście, bardzo łagodne. Pogłaskałam ją i zwolniła do stępa. Przed nami widać już było stajnię. Zamierzałam ją rozstępować. Oddałam jej wodze, ale zauważyłam, że sobie próbuje podjeść, zebrałam je szybko gdy wjechałyśmy do lasu. Ścieżka była szeroko i wyjeżdżona przez konie. Wjechałyśmy na stanowisko. Zeszłam z niej i rozebrałam. Zaczęłam ją czyścić. Klacz była bardzo spocona. Nogi podała bardzo ładnie. Dałam jej marchewkę i wprowadziłam do boksu. Wyszłam ze stajni i wsiadłam do auta. Odjechałam.
by Mrs. Capitain Slow
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Skrzydlata dnia Nie 7:56, 30 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Nie 7:56, 30 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
14 lipiec
Dzisiaj zabrałam Lipkę na round-pen i wraz z Gośką uczyłyśmy ją chodzić po kołach. Na początek trochę dotykania. Potem koła. Na razie na kantarku, zaakceptowała już owijki oraz czaprak pełny jak i wycięty. Pod koniec pracy nawet już sama szła po kołach bez pomocy Gośki. Na koniec trochę Porcupine Game oraz wprowadzenie paru elementów Driving Game.
15 lipiec
Dzisiaj Gośka stała w środku koło mnie, a Młoda chodziła stępem na obie strony sama. Fakt, że trzeba było ją pilnować bo czasami zbaczała z kursu, ale szło jej całkiem nieźle. Na koniec jeszcze zakłusowanie z Gośką na obie strony (Gośka trzymała ją za kantar, a ja w środku z lonżą).
16 lipca
Perfekcyjnie chodziła na lonży. Na początku pełen zestaw Friendly Game + nowe przedmioty: prócz rąk, bacika, bata i czapraka użyłam starą piłkę plażową, parasol, puszkę z grochem, spray z wodą w środku, płaszcz przeciw deszczowy oraz pas do lonżowania. Potem lonżowanie. Sama ładnie chodziła stępem i kłusem! Nauka reagowania na głos oraz mowę mojego ciała.
17 lipca
Dla odmiany lonżę sobie odpuściliśmy. Najpierw Friendly Game (same dotykanie rękami). Później Porcupine Game (cofanie, przeplatanka). Na koniec nieco rozbudowane Driving Game (chodzenie przy mnie na luźnej lince, kłusowanie przy mnie na luźnej lince, przychodzenie do mnie na luźnej lince, cofanie się ode mnie na luźnej lince, przeplatanka na luźnej lince na obie strony).
18 lipca
Zabrałam ją na maneż. Na początku jak zwykle dotykanie całego ciała Klaczki. Potem trochę cofania za pomocą ucisku i przeplatanek. Za pomocą Gośki założyłyśmy jej czaprak wycięty i pas do lonżowania. Pierwszy raz dzisiaj zapięłyśmy jej bardzo delikatnie popręg tak aby go tylko czuła. Na początku się denerwowała, potem się uspokoiła. Chodziła na lonży z pasem stępem i kłusem. W kłusie trochę jej pas przeszkadzał i co jakiś czas strzelała baranki.
19 lipca
Praca na maneżu. Dotykanie całego ciała + bieganie za mną po całym placu luzem. Byłam pod wrażeniem jak mi klacz ufa. Później lonża z pasem teraz już nieco mocniej zapiętym. Stęp i kłus normalnie, na koniec krótkie kilku kułkowe zagalopowanka. Jestem z niej dumna!
20 lipca
Dzisiaj Lipka poznała samochód i przyczepę. Czyli wchodzenie do przyczepy, okrążanie włączonego auta. Chwila gry w jeża na maneżu też było. Mała reaguje już na najdelikatniejszy nacisk. Na koniec gra w prowadzenie nieco rozbudowana.
21 lipca
Dzisiaj sobie darowałam trening na placu i zabrałam Klaczkę na długi spacer do lasu i na pola. Świetnie się bawiła poznając ptaki, wiewiórki i różne odgłosy. Nie bała się, była odważna nawet weszła do jeziorka w naszym lesie.
22 lipca
Zapoznałam tego dnia Lipkę z wypinaczami. Świetnie sobie dawała radę na lonży we wszystkich trzech chodach na obie ręce. Na koniec zrobiłyśmy sobie krótki spacer na łąkę gdzie spotkaliśmy stadko saren.
23 lipca
Dziś dotykanie na początku, później Porcupine Game, następnie Driving Game oraz w niewielkim stopniu zapoznanie z Jo-Jo Game. Przy ostatniej zabawie klaczka bardzo szybko pojęła, że kiedy potrząsam linką ma się cofać, a kiedy jest daleko ode mnie i przyciągam do siebie luźną linkę to ma do mnie przyjść. Po zabawach wykąpałam ją gdyż było niezwykle gorąco.
24 lipca
Jeszcze bardziej gorąco niż wczoraj. Zabrałam Lipkę na dwugodzinny spacer. "Urządziłam" wcześniej teren i po krótkiej rozgrzewce na lonży z pasem już zapinanym normalnie i wypinaczami biegła za mną pokonując domowy tor. Kilka gałęzi do przeskoczenia i kamieni, slalom z małych drzew, rozwieszone pranie i tym podobne.
25 lipca
Driving Game oraz Jo-Jo Game. W zabawie w prowadzenie było wszystko po staremu jednak w grze jo-jo dodałam drążki, po których musiała się cofać i przychodzić do mnie. Najpierw jeden, potem coraz więcej, aż wreszcie jeden i kilka drągów do przekłusowania. Najpierw cofała się obok nich. Podchodziłam do niej, przeplatanka na linię z drążkami. Wracałam do dawnej pozycji i cmokając poprosiłam ją do siebie. Świetnie wykonywała polecenia i kłusując nawet nie pukała drągów.
26 lipca
Ogłowie nie jest straszne ? Na początku na placu zakładałam jej ogłowie bez wędzidła aby wiedziała, że to tylko inny rodzaj kantarka. Z "takim czymś" na głowie chodziła spokojne we wszystkich chodach na lonży i również z wypinaczami. Naturalnie nie miało ogłowie nachrapnika. Pod koniec w stajni za pomocą Gośki i stajennego włożyłyśmy jej samo wędzidło do pyska i nakarmiłyśmy garstką owsa z ręki.
27 lipca
Małe doszlifowania Jo-Jo Game i wprowadzenie Circling Game. Pewną część gry w okrążanie ona zna dlatego będzie nam łatwiej. Na początku ja stałam w środku koła a ona chodziła dookoła mnie na lince, miała kantar. W obie strony, a potem kłusem. Ciągle miałam opuszczoną głowę i nie patrzyłam na nią.
28 lipca
Na początku masaż na rozluźnienie. Potem założyłam jej ogłowie z wędzidłem gumowym za pomocą Gośki. Na początku było trochę problemów jednak później przyjęła je. Ciągle mieliła wędzidło i starała się je wypluć, ale bez większych rezultatów. Zwykła lonża z pasem i bez wypinaczy na round-penie we wszystkich trzech chodach. Po galopie dodałam drąg na kole. Radziła sobie świetnie więc dodałam jeszcze jeden. Genialnie!
29 lipca
Na początku znów masaż. Następnie założyłam jej ogłowie teraz już z nachrapnikiem bez paska krzyżowego + pas i wypinacze. Chodziła idealnie! W stępie i kłusie po trzech drągach na kole. Wypróbowałam też jeden drąg na kole w galopie. Kilka puknięć, ale nie było tak źle! Po lonży "rozsiodłałam" ją i poszłam na kantarku na spacer do lasu gdzie w stawku się razem wykąpałyśmy.
30 lipca
Postanowiłam przed każdym treningiem robić jej masaż. Jo-Jo Game na początek, później Circling Game (na początku na lince, a potem luzem). Kiedy chodziła luzem okrążała mnie sama z siebie we wszystkich trzech chodach, a kiedy robiłam krok ku jej przodowi zmieniała kierunek. Po treningu wykąpałam ją.
31 lipca
Dzisiaj założyłam jej ogłowie po masażu i na lince poszłam na maneż. Chwilę na luzie postępowała i pokłusowała, a następnie zaczęłam razem z nią przechodzić w stępie i kłusie pojedyncze drągi, a potem pełne zestawy. Następnie użyłam koziołków, które na początku skakała, a potem na lonży była zmuszona je przechodzić w kłusie. Radziła sobie świetnie jak na pierwszy raz.
by Av
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Nie 7:56, 30 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Przed popołudniowym odpasem i jeszcze przed dawaniem koniom siana ruszyłam na pastwisko z kantarkiem szunrowym i Savvy linką. A w drugiej ręce trzymałam skrzynkę ze szczotkami. Kiedy doszłam na pastwisko do moich uszu dobiegł dźwięk rżenia dwóch klaczek. Przy drewnianej furtce stała Light i mniejsza trochę od niej Lipka. Otworzyłam bramkę i założyłam kantarek Lipce, a następnie wyprowadziłam ją i zamknęłam za sobą aby Light nie uciekła co mi się czasami zdarzało. Zaprowadziłam młodą na round-pen. Zamknęłam za sobą a kiedy doprowadziłam ją na środek zatrzymałam ją i zaczęłam dotykanie jej ciała od głowy po ogon. Kiedy zakończyłam rytuał, który zawsze powtarzam na początku każdego treningu z klaczką zabrałam się za czyszczenie jej. Najpierw gumowym zgrzebłem rozczyściłam zaklejki, a potem szczotką z miękkiego włosia do końca wyczyściłam sierść. Później kopyta, które Lipka podaje bez problemu. Następnie rozczesałam jej grzywę grzebieniem oraz palcami z grubsza ogon. Kiedy była już gotowa wzięłam do ręki krótki bacik i zaczęłam jej całe ciało nim dotykać - czyli to co zwykle. Później to samo z długim bacikiem jednak dziś wprowadziłam coś nowego. Na początku przewiesiłam długą końcówkę bata przez jej grzbiet. Spojrzała się na mnie jednak nie ruszyła się z miejsca. Powtórzyłam to kilka razy. Później zrobiłam tak, że delikatnie smagałam z obydwu stron jej przednie i zadnie nogi łącznie z ogonem. Bez zamachu, było to bardziej coś a la głaskanie długim batem. Następnie zabrałam się za machanie długim batem. Teraz nie już daleko jednak nadal nie za blisko niej. Stopniowo coraz bliżej aż w końcu machałam batem obok niej z obydwu stron. Była spokojna dlatego przeszłam do kolejnego etapu. Zaczęłam powoli zarzucać bat na jej grzbiet. Przy pierwszych dwóch razach najzwyczajniej się wzdrygała. Później zarzucałam jej bat na zad. Było lepiej. Na samym końcu zarzucałam bat na jej szyje. Po kilku razach zjeżdżałam batem po jej głowie. Klacz była niezwykle spokojna co mnie niezmiernie cieszyło. Na zakończenie zabawy z batem do lonżowania brałam mały zamach i smagałam jej przednie i zadnie nogi z obydwu stron. Zdała celująco.
Po odłożeniu bata zajęłam się głaskaniem jej głowy. Później zaczęłam głaskać jej pierś. Na końcu skupiłam się na punkcie a dokładniej na środku jej piersi. Zaczęłam ten punkt głaskać dwoma palcami. Kiedy minęło parę minut nacisnęłam w ten punkt dwoma palcami ale delikatnie zwalniając ucisk. Jednak Lipka sobie nic z tego nie zrobiła. Przycisnęłam mocniej i zwolniłam ucisk. Tym razem posłuchała i cofnęła nogę do tyłu i zaraz za nią drugą. Poklepałam ją i dałam jej bananowego cukierka. I ponowiłam te ćwiczenia. Z miarą upływu czasu klacz zaczęła cofać nie dwie nogi lecz o kilka kroków nawet za delikatniejszym naciskiem. Później próbowałam ją "przepychać" dotykając inne miejsca np. brzuch. Wtedy Lipka bardzo ładnie robiła przekładankę - półkole. Ładnie jej szło i nawet kiedy dotykałam jej nosa delikatnie cofała się do tyłu. W nagrodę już jej nie męczyłam.
Wychodząc z round-pena zauważyłam, że na padoku nie ma już koni dlatego skierowałam się do stajni. Klacze wcinały siano. Wpuściłam Małą do jej boksu aby najadła się przed odpasem.
by Av
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Nie 7:57, 30 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Stała na piaszczystym padoku, a kiedy usłyszała, że ktoś a konkretniej ja woła jej imię postawiła uszy i ruszyła żywym stępem do ogrodzenia. Cichutko zarżała. Towarzyskie stworzonko. W ręce miałam skrzynkę ze szczotkami, kantarem, uwiązem, lonżą, batem skokowym i do lonżowania. Wszystko postawiłam przed bramką i wziełam kantar. Klacz nie uciekała z czego się cieszyłam. Od razu do mnie podeszła i zaczęła szperać mi w kieszeniach. Dałam jej cukierka bananowego, którego w jednej sekundzie wessała i już go nie było. Założyłam jej delikatnie kantar i poprowadziłam do bramki, a następnie przywiązałam. Zaczełam od dotykania palcami jej czoła, potem chrapk i ganaszów. Na koniec uszy. Potem zaczełam od dotykania jej szyi, potem łopatka, bok, grzbiet, brzuch, zad, przednia noga, zadnia noga i ogon. To samo zrobiłam z drugą stroną jej ciała. Wszystko było dobrze dlatego postanowiłam zabrać się za czyszczenie jej. Najpierw gumowym zgrzebłem rozczyściłam wszelkie zaklejki. Później zmiotłam kurz i piach bardzo miękką szczotką, którą później wyczyściłam mu łeb. Grzebieniem rozczesałam jej grzywę oraz grzywkę, a palcami przeczesałam splątany ogon. Na koniec zostawiłam sobie kopyta, które podawała bez problemu.
Po odłożeniu szczotek wzięłam krótki bacik i ponowiłam "głaskanie" nim ją po całym ciele zaczynając od zadu w górę. Po skończeniu tej kuracji wzięłam bat do lonżowania i zaczęłam nim dotykać jej ciała jednak mniej dokładnie. Ominęłam głowę. Następnie pomachałam tym batem z dala od niej, ale tak aby widziała. Potem bliżej i bliżej, a w końcu po obu jej bokach. Trochę sie wierciła i patrzyła dużymi oczami kiedy podeszłam do niej i machałam tym batem, ale po kilku próbach i powąchaniu go uspokoiła się chodź nadal wzdrygała.
Później zadzwoniłam po koleżankę Ulkę, która była dopiero w stajni kiedy wychodziłam. Przypięłam Lipce lonżę do kantarka a następnie zaczęłam kreślić z nią koło. Kiedy Ulka przyszła ona prowadziła ją po kole, a ja wzięłam lonżę i stanęłam na środku. Kilkanaście kółek w jedną stronę i kilkanaście w drugą. Potem nawet zakłusowałyśmy na obie strony. Po krótkim "występowaniu" zdjęłam jej kantar, a sama zaniosłam jej skrzynkę do siodlarni.
by Av
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Stały bywalec
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 13:32, 22 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Nieco jeszcze nie ogarnięta po ostatnich wydarzeniach przyszłam do SC. Chciałam się oderwać tej okrutnej rzeczywistości i popracować z niektórymi końmi. Spojrzałam w grafik i po chwili miałam już zaplanowany dzień. Zacząć go miałam od treningu ujeżdżeniowego na Lipce. Kobyłce przydałby się porządny trening, po którym mogłaby zacząć skakać i startować w zawodach. Gdy przyszłam mała stała w boksie nieco przysypiając. Zawołałam ją po imieniu, z haczyka zdjęłam kantar i uwiąz, następnie podeszłam do myszatej.
-Cześć piękności - Powiedziałam gładząc Lipkę po szyi, po chwili założyłam jej kantar i wyprowadziłam na korytarz. Mała posłusznie wyszła z boksu i zatrzymała się na mój znak. Przywiązałam z obu stron do kółek w ścianach i zaczęłam czyścić. Z sierścią poradziłam sobie szybko, bo kobyłka miała zaledwie kilka zlepek na zadzie i prawym boku. Kopyta podawała w miarę ładnie, choć musiała raz dostać nieco mocniej w łopatkę, by zrozumieć, że to ja tu trzymam pałeczkę i nie może robić co chce. Na koniec zostawiłam sobie grzywę i ogon, które dokładnie rozczesałam specjalną szczotką. Gdy skończyłam na przody założyłam jej ochraniacze, na grzbiet czaprak i siodło wszechstronne a na główkę ogłowie z nachrapnikiem polskim i skośnikiem. Lipka wyglądała uroczo, jednak zniecierpliwiona zaczęła stąpać w miejscu i wyraźnie się denerwować. Ja wsadziłam na głowę kask, w rękę wzięłam bata, dociągnęłam w prawej strony nieco popręg i ruszamy na maneż. Lipi szła żwawo, była wyraźnie zainteresowana otoczeniem. W końcu dotarłyśmy na miejsce, gdzie dociągnęłam popręg, ustawiłam sobie strzemiona i wsiadłam. Nie zdążyłam się jeszcze dobrze usadowić, a mała ruszyła stępem.
-Hej...nie robimy tak - Powiedziałam ściągając wodze i zmuszając klaczkę do zatrzymania się. Lipka niechętnie stanęła, a gdy odpuściłam znów ruszyła. No to ja ponownie ją zatrzymałam. I tak w kółko, póki mała nie zrozumiała, że ma czekać aż dam jej łydkę i wskażę ruch do przodu. W końcu po półtora koła nauki stania w miejscu Lipka zrozumiała o co chodzi. Po zatrzymaniu stała (nieco niecierpliwie, ale stała) i ruszyła dopiero na mój sygnał. Od razu dałam jej luźną wodzę i poklepałam. Chwila stępa i zatrzymanie. Lipcia grzecznie czekała aż pozwolę jej ruszyć, więc znów luźna wodza i pochwała. Postanowiłam dać jej spokój i pozwoliłam stępować na luzie przez 10 minut. Gdy owy czas minął nabrałam wodze, zatrzymałam Lipkę i dociągamy popręg jeszcze o dziurkę. Po chwili ruszenie stępem, następnie kłusem. Myszata zaczęła spływać do środka, więc mocniej zadziałałam wewnętrzną łydką. Niestety ta metoda nie działała, póki Lipka nie dostała lekkiego kopniaczka w bok, Jednak ten tak na nią podziałał, że przy następnym schodzeniu do środka musiałam tylko mocniej przyłożyć łydkę do jej boku, a klaczka natychmiast wracała na ścianę. Za dobre zachowanie dałam jej luźną wodzę i stępem podjeżdżamy do Carrot, która dała myszatej cukierka w nagrodę. Gdy Lipi go schrupała cofnęłyśmy się kilka kroków i kłus w drugą stronę. Przejście było ładne i płynne, więc pochwała i jedziemy dalej. Mała znowu zbaczała na prawo, więc mocniejsza łydka i spokój. Często kręciłyśmy wolty, zmieniałyśmy kierunki i jeździłyśmy po przekątnych, linii środkowej etc. Początkowo zamiast kół wychodziły nam jajowate owale, a zamiast prostych falki, jednak stopniowo mała chodziła coraz lepiej i chętniej współpracowała. Po dłuższym czasie kłusa w nasz program włączyłyśmy też wszelakie przejścia na prostych i na kołach oraz drążki. Lipka w końcu zaczęła się porządnie starać i naprawdę fajnie chodzić. Drążki zawsze na czysto, bardzo ambitnie, nogi podnosiła wysoko. Przejścia początkowo nieco opornie, szczególnie te w dół, jednak stopniowo chodziła coraz ładniej. Owszem, raz się poszarpałyśmy, ale to wpłynęło na nią tylko korzystnie. W końcu zwolnienie do stępa i odpoczywamy przed galopem. Po dwóch kołach w stępie zebrałam klaczkę, ustawiłam i ruszenie kłusem od lekkiej łydeczki. Pochwała i w narożniku zagalopowanie z prawej nogi. Lipka ruszyła do przodu strzelając kilka baranków, jednak szybko ją pozbierałam do kupy następne okrążenia pokonywałyśmy spokojnym i zrównoważonym galopem roboczym. Po 3 okrążeniach zrobiłyśmy sobie w galopie po wolcie w każdym narożniku, następnie płynne przejście do kłusa i zmiana kierunku. Chwila kłusa i zagalopowanie z lewej nogi. Pierwsze przejście wykonałyśmy na złą nogę, więc powrót do niższego chodu i na wolcie, w wygięciu do wewnątrz zagalopowanie już z poprawnej nogi. Pochwaliłam Lipkę i galop roboczy przez 3 okrążenia, potem 2 okrążenia z woltami w narożnikach. Na koniec przeszłam do półsiadu i łydkami zarzuciłam szybki, wyciągnięty galop. Lipcia chętnie przyspieszyła i wydłużyła kroku. Takim galopem wykonałyśmy sporą ilość okrążeń, po których wyjechałyśmy na środek i lotna w typie koni skokowych. Ku mojemu zdumieniu klaczka bardzo ładnie zmieniła nogę i galopowała dalej nie zmieniając tempa. Jakiś czas później szybko galopowałyśmy wzdłuż bandy, by po kilku okrążeniach czując zmęczenie przejść do kłusa. Dałam myszatej luźną wodzę i 2 koła kłusem w obie strony, następnie stęp swobodny. Carrot dała małej cukierka a po 15 minutach wyjechałyśmy z maneżu do stajni. Zatrzymałam Lipkę przed boksem, zsiadłam z niej i rozsiodłałam. Wpuściłam na chwile do boksu, by mogła się napić i odniosłam sprzęt. Gdy wróciłam założyłam jej kantar i na myjkę. Schłodziłam jej nogi, cieplejszą wodą zmyłam z jej ciałka pot a na koniec osuszyłam jako-tako ściągaczką do wody i ręcznikiem. Taką elegancką kobyłkę odstawiłam do boksu, w którym dostała soczystego buraka.
słów: 846 (+800 hrs)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Pon 8:04, 23 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|