|
Stajnia Centralna Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Nojec
Pracownik
Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Star Horses
|
Wysłany: Śro 20:27, 21 Wrz 2011 Temat postu: Magnat - Treningi |
|
|
Miejsce do trenowania
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nojec dnia Sob 20:31, 01 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Rustler
Mały wolontariusz
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 100
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 22:25, 23 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
23.09.2011 - Spacerek po terenie SC wieczorową porą, krótka lonża w stępo-kłusie.
Kiedy w piątek zajrzałam do Centralki, stajnia świeciła pustkami. Konie spokojnie kończyły wieczorną porcję siana, a ludzi nie było widać nigdzie. Co poradzę, że w dzień zajmuję się swoimi końmi i czas mam tylko wieczorami?
Magnat ucieszył się na mój widok, co wymazało wszelkie wątpliwości. Wylewnie się z nim przywitałam, nie szczędząc przyniesionych dla niego jabłek. Kiedy nawzajem upewniliśmy się co do naszych relacji, wróciłam do samochodu i przytargałam nowy sprzęt. Wszystko schludnie rozwiesiłam w części siodlarni przeznaczonej dla gniadosza. Pod boks wróciłam ze skórzanym kantarem, uwiązem, szczotkami i ogłowiem. Ogier nie był ani trochę zdziwiony, że jak gdyby nigdy nic wpakowałam się mu do boksu i założyłam na łeb kantar. Boksu jednak opuścić nie chciał. Próbowałam zachęcić go jabłkiem, ale nic, uszy w tył i cofamy się. Uwiąz przełożyłam przez pysk tworząc prowizoryczne kiełzno. Ogier był nieco zaniepokojony, ale wiedziałam, że nie mogę mu ustąpić, ucząc go w ten sposób złych zachowań. Obeszłam z nim kółko po boksie, pochwaliłam. Potem odwróciłam się do niego tyłem, popuściłam uwiąz i nie patrząc na niego wyszłam. Chwilę się zastanowił, lecz po kilku sekundach dołączył do mnie. Nic na siłę, rozumiem. Pogłaskałam go po chrapach i zaprowadziłam na myjkę. Teoretycznie był czysty, postarałam się więc zająć końskim spa. Zapięłam go na dwa uwiązy, przednie nogi wstawiłam do znanego mu już masażera z roztworem mannusanu. Ciało szybko przeczyściłam miękką szczotką, potem dokładnie wtarłam odżywkę do sierści. Grzywę przycięłam na długość 5-6cm. Potem zabrałam wiadro, osuszyłam nogi. Magnat stał spokojnie obserwując moje poczynania. Kantar zamieniłam na ogłowie. Gniadosz położył po sobie uszy, ale dość szybko zajął się memłaniem wędzidła. Pochwaliłam go, przypięłam lonżę i wyszłam ze stajni.
Ogier dziarsko szedł u mego boku pofukując na wszystkie rzeczy. Chwilę pokręciliśmy się na placu przed stajnią, potem także spróbowałam nakłonić go do wejścia w ciemność, za stajnią. Po kilku próbach wszedł, ale szedł jak na szpilkach, gotów w każdej chwili zwiać ciągnąc mnie za sobą. Dzielnie wytrwał do końca i mogliśmy przejść do badania nieoświetlonego trawiastego padoku. Trawa okazała się ciekawszą opcją, w mig zaczął ją równo przycinać. Kilka minut poświęciliśmy na pasienie, potem zaprowadziłam go na halę.
Zapaliłam światło, dokładnie zamknęłam drzwi i poszłam z ogierem w jeden z rogów. Najpierw przejrzeliśmy się w lustrach, na co Magnat ugiął tylne nogi i zaczął się ogierzyć. Po kilku próbach i kilku klapsach w łopatkę pojął, że nie warto podniecać się własnym odbiciem. W końcu skierowałam go na koło, poganiając końcówką lonży. Najpierw gniadosz ociągał się, właził do środka. Kiedy w końcu odpędziłam go od siebie, wystrzelił galopem na przód. Od razu zaczęłam go hamować, aż przeszedł do energicznego kłusa. Wyglądał pięknie. Poruszał się z kadencją, zagarniał dużo ziemi. Dopiero po 6-7 kołach mózgownica zaczęła pracować i mogłam się z nim porozumieć. Na moje wydłużone "hooou" zaczął zwalniać, w końcu przeszedł do stępa. Zmieniliśmy kierunek, koło stępem w drugą stronę i cmoknięcie do kłusa. Zerwał się do biegu w ułamku sekundy. Przejście jednak wykonał płynnie i starannie. Ta strona była jego gorszą (lewa), można było zauważyć drobne mankamenty jego ruchu. Po kilku kołach kontrolowanego kłusa zarządziłam stęp. Zrobiliśmy w stępie jedno pełne koło po śladzie pod ścianą, potem zatrzymałam go na środku.
Odpięłam lonżę od ogłowia, położyłam na ziemi. Zaczęłam masować go po szyi, stopniowo przechodząc na łopatki, grzbiet i zad. Gdy manewrowałam przy rzepie ogonowym wyraźnie się spiął. Wróciłam więc na neutralne miejsce i kontynuowałam dopóki się nie rozluźnił. Potem ponownie wróciłam do rzepa, pochwaliłam najmniejszą współpracę z jego strony. Potem zaczęłam dotykać jego zadu wzdłuż ogona, na co położył uszy i machnął tylną nogą. Karcąco klepnęłam go w zad. Przestał machać nogami, ale fochnął się, uszy przyklejając na stałe do potylicy. Spokojnie do niego przemawiałam stopniowo zbliżając się do ogona. Kiedy w końcu nastąpił ten punkt kulminacyjny i posmyrałam go po ogonku ogier poszedł do przodu. Uspokoiłam go moim "hooa" i wróciłam do ćwiczeń. Nerwowo, spięty, ale nie kopiący i nie gryzący. Ujęłam ogon w ręce, nagrodziłam wielkim jabłkiem. Potem poczekałam aż się wytarza, złapałam na lonżę i zaprowadziłam z powrotem do stajni.
Tam wyczyściłam go z piasku, sprykałam sprayem odżywającym szatę. Mimo niezadowolenia gniadosza skróciłam ogon do połowy pęcin. Nie dałam rady porządnie go wyczesać, ogier chyba by mnie zamordował. Z jabłkiem w zębach, wybieganego, wstawiłam do boksu i opuściłam Centralkę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
SHG
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wisła
|
Wysłany: Sob 15:01, 24 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
24.09.2011 - spacerek w lesie z małą niespodzianką
Dzisiaj postanowiłam zintegrować się nieco z Magnatem, nowym oldenburskim ogierem z S.C. Gdy weszłam do Centralki kilka koni popatrzyło na mnie, po czym wróciło do normalnych zajęć. Magnat za to patrzył nieprzerwanie, wyczuwając chyba instynktownie że coś mam. Podeszłam do jego boksu i stanęłam przed nim. Długo nie zajęło mu odnalezienie gdzie miałam schowane małe conieco dla niego, trącał kieszeń mojej kurtki i próbował ją nawet ssać, ale w tym momencie odsunęłam się nieco dalej. Tupnął nogą i parsknął.
-Dobra dobra, masz wariacie – powiedziałam i wręczyłam Magnatowi wygrzebane z kurtki jabłko. Marchewkę zostawiłam na powrót. Szłam do Centralki z zamiarem wzięcia go na krótkiego stępa pod siodło, ale stwierdziłam że na pierwszy raz może spacerek wystarczy. Wzięłam z siodlarni szczotki, najpierw oczywiście robiąc *.* takie oczy na widok jego nowego sprzętu. Zawinęłam też kantar i jakiś mocniejszy uwiąz, po czym udałam się już do boksu Oldenburga. Nie chciał dać się zbyć, gdy odsuwałam mu łeb od mojej kieszeni. Wywaliłam marchewkę więc przed boks i czyściłam go sobie dalej. Początkowo stał cały spięty, ale zaczęło z niego to napięcie po chwili uchodzić. Oczywiście dopóty, aż nie próbowałam wyjąć mu słomy z ogona. Położył uszy po sobie i kłapnął mi zębami koło kurtki.
-Spokojnie, Magnat! – skarciłam konia. – Nie ładnie to tak.
Drugi raz spróbowałam ostrożniej i bardziej delikatnie. Pozwolił mi koniec końców na zabieg, ale nie był chyba za szczęśliwy jeżeli sugerować się położonymi uszami i oczami jak pięciozłotówki. W końcu, czystemu i gotowemu do wyjścia ogierowi założyłam kantar i podpięłam do niego uwiąz. Dopiero wtedy otworzyłam drzwi boksu i dobrze, bo wywalił z niego jak szalony, rżąc i rozglądając się.
-Uspokój się, wariacie – powiedziałam i trzymałam mocno sapiącego ogierka. – Idziemy na spacer. Po przemyśleniu jednakowoż wszystkiego, zamieniłam uwiąz na lonżę i wzięłam Magnata do lasku. Ciekawsko rozglądał się na wszystkie strony, wąchał grunt i drzewka i truchtał sobie od czasu do czasu. Galopować nie pozwalałam, bo po pierwsze to nie chciało mi się wcale za nim latać, a po drugie to jeszcze zbytnio nie powinien. Dotarliśmy po jakimś czasie nad strumyk, gdzie było sporo ładnej trawy. Zdecydowałam, że rozsiądę się tam na chwilę, a Magnatowi dam zjeść zielonki. Mój plan spełzł jednak na niczym, ogiera bardziej pasjonowało rozchlapywanie wody na wszystkie strony. Podeszłam do niego, stwierdziwszy, że może lepiej będę go trzymać zdala od rzeczki żeby mi się nie położył. Zrobiłam to jednak za późno i ogier już leżał w zimnej wodzie.
-Wstawaj młody! – powiedziałam, ciągnąc za uwiąz. – Nie czas i miejsce na kąpiel!
Magnat wstał, choć nie od razu, po czym uznał za stosowne strzepać z siebie wodę prosto na mnie. Wracając, obaj byliśmy bardzo mokrzy i bardzo zimni. Wiatr dotkliwie oziębiał mnie jeszcze bardziej, a słońce akurat schowało się za chmurkami. Oldenburg wydawał się być jednak bardzo zadowolony ze swego haniebnego czynu. Przynajmniej komuś się podobało. Gdy dotarliśmy do stajni, a pracownicy zobaczyli entuzjazm ogiera i moją kwaśną minę przy mokrym ubraniu, zaczęli się śmiać, ale zaraz powstrzymali się od wyśmiewania mnie i nieco mi pomogli. Jeden wziął Magnata do ręki i poszedł z nim się suszyć w solarium, mi natomiast stajenna pożyczyła starą bluzkę i spodnie, które miała w stajni na wszelki wypadek. Gdy jej kolega wrócił z suchym już Magnatem, na mój widok uśmiechnął się pod nosem i próbował tłumić salwy radości. Wzięłam od niego konia, zburczawszy coś pod nosem, i poszłam wypuścić go na pastwisko. Wyleciał jak z procy, ale na widok marchewki w mojej ręce wrócił cwałem do ogrodzenia. Zabrał ją i dokłusował sobie na środek wybiegu, a ja udałam się do domu, gdzie wyśmiały mój strój również Rust, hipokrytka i Cochise.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
SHG
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wisła
|
Wysłany: Czw 18:31, 29 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
29.09.2011 - pierwsze wsiadanie w SC, stępo-kłus i trochę galopu
Po wyczerpujących treningach wyścigowych z moimi końmi postanowiłam przywieźć swój tyłek do Magnata. Tęskniłam za tym ciemnym oldenburgiem, no ale cóż, wcześniej nie było kiedy przyjechać. Dzisiaj już mogłam go brać spokojnie pod siodło, więc uznałam to za stosowne i przytargałam jego rzeczy pod boks. Wszystkie zakupy Rust ważyły dość mało, ale były bardzo nieporęczne i nosiłam na dwa razy. Po prędku zabrałam się za czyszczenie ogierasa. Łasił się przy tym, obracał się i trącał mnie chrapami. Dzielnie go za to za każdym razem głaskałam, co go chyba cieszylo bo obracał się jeszcze częściej. W koncu jednak udało mi się, szybko go osiodłałam i mogliśmy iść na ujeżdżalnie. Tam poprawiłam strzemiona, dociągnęłam popręg, wsiadłam i zaczęłam stępować. Dobre 10 minut sobie spacerowaliśmy, najpierw był trochę spięty, ale wkrótce szedł zrelaksowany. W końcu ściągnęłam wodze, złapałam lekki kontakt. Zaakceptował to, więc dałam łydką delikatny sygnał do kłusa, brak reakcji, więc mocniejszy. Dopiero teraz, choć i teraz z ociąganiem, przeszedł do wyższego chodu. Anglezowałam sobie przez jakiś czas w tę i we wtę, szło całkiem nieźle, więc skróciłam wodze na porządniejszy kontakt. Z niezadowoleniem machnął głową, ale po chwili i ten foch mu przeszedł i harmonijnie dość, choć nieogarnięcie – szło to takie rozciągnięte jak rekreant. W końcu zaczęłam próbować kręcić jakieś tam duże koła, żaby zobaczyć jak mu idzie. Szedł trochę jak koń w dyszlu, bez wygięcia na początku. Potem, przy którymś już z kolei kole w jedną stronę, coś powoli zaczął łapać i nieco jakby wyginał się w łuk na zakrętach. Pogłaskałam go i pozwoliłam mu na chwilę przejść do stępa, po czym próbowaliśmy to samo w drugą stronę. Trochę mu wychodziło lepiej, minimalny łuk dało się zaobserwować. Poklepałam i skierowałam go na dwa drągi leżące sobie na środku hali. Na początku nie chciał przejść, uciekł w lewo. Za drugim razem już posłusznie przeszedł po środeczku, choć puknął oba. Dołożyłam łydki mocniej i najechałam także trzeci raz. Tym razem przejechał ładnie, poklepałam go. Przeszłam do stępa, nabrałam wodze mocniej, obróciłam ogiera w lewo i zebrałam lewą wodzę przełożywszy prawą łydkę za popręg. Nic. Jeszcze raz, tylko mocniej, nic, ale uszy nastawione do mnie. Za trzecim razem docisnęłam tak, że łyda mnie rozbolała, ale w galop wszedł. Dość ładnie, tylko ryjek strasznie zadzierał do góry i wyrywał wodze. Przegalopowałam tak kółko i spróbowałam w drugą stronę. Od razu łydki dołożyłam mocniej i dobrze, bo ledwo zrozumiał i zmienił chód. Koło i dość. Stwierdziłam, że dzisiaj go bardziej męczyć nie będę i przeszłam do stępa. Popuściłam koniowatemu popręg o dwie dziurki i chodziliśmy sobie w tę i we wtę jakiś czas, po czym udaliśmy się do stajni. Pod nią zsiadłam, a już w boksie rozebrałam ogiera. Ledwo ściągnęłam siodło z jego grzbietu i wyciągnęłam mu wędzidło z pyska, już leżał na słomie i się tarzał.
Hm, kolejny koń którego będzie trzeba dużo czyścić – pomyślałam ze śmiechem i udałam się odłożyć sprzęt i zabrać marchewę dla Magnata. Ucieszony, wziął ją i dał się pogłaskać po pyszczku. Potem dzielnie patrzył za mną gdy odchodziłam <3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hipcia
Dołączył: 29 Wrz 2011
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 20:16, 29 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Podjechałam swoim wysłużonym autem pod stajnię z samego rana, gdy tylko ogarnęłam się i ruszyłam dupę z Different'a. Grzecznie przywitałam się z jedyną żywą duszą, która pojawiła się w placówce. Nieśmiało spacerowałam po stajni, zaglądając do boksów i witając się z każdym koniem. Na sam koniec zostawiłam sobie rosłego, dumnego ogiera Magnata. Ten, już od paru minut, wychylając się z boksu, obserwował mnie, jak kręcę się po stajni i głaszcze inne konie. Kiedy podeszłam do niego zaczął mnie dokładnie obwąchiwać. Głośno parsknął i mymlał kieszeć w bluzce-kangurce, gdzie ukryte były łakocie dla gniadosza.
-To na później – powiedziałam stanowczo, machając palcem przed dużym łbem konia.
Ogierek zarżał cicho, gdy oddaliłam się do siodlarni po skrzynkę ze szczotkami, ogłowie, kantarek i uwiąz. Wracając zauważyłam wiszącą obok myjki lonżę, którą również wzięłam ze sobą. Taki zestawik rozwiesiłam na wieszaku przed boksem Magnata. Weszłam do boksu ogiera. Ten obrócił się w moją stronę. Nieudolnie próbowałam założyć kantar olbrzymowi, któremu wielką radość sprawiało podnoszenie głowy do samych chmur.
-No nie rób tak – rzuciłam nieco podłamanym głosem – nie bądź Łoś. Po chwili droczenia się ze mną opuścił łeb i nareszcie mogłam wcisnąc mu kantar. Grzecznie wyszedł z boksu i przeszliśmy do następnego punktu programu.
Sięgłam szczotkę, zgrzebło i zaczęłam czyścić wielkoluda od szyji w dół. Chłopak stał spokojnie skubiąc co chwila resztę sprzetu ze skrzynki. Przynajmniej się nie wiercił. Gdy dochodziłam do okolic zadu nieco się spiął i tulił uszy. Nie chciałam go zbyt denerwować, wiec przeszłam do czyszczenia kopyt, co poszło nam bardzo szybko i sprawnie, gdyż ogier nie miał żadnych oporów z podawaniem nóg. Wzięłam jeszcze miekką i wyszczotkowałam mu łebek. Magnat głośno wypuścił powietrze, wprawiając w kosmiczny chaos drobinki kurzu, unoszące się w powietrzu. Jeszcze tylko ogłowie i wierzchowiec gotowy. Na wszelki wypadek zsunęłam kantar na szyję. Ogierek grzecznie wziął wędzidło i zaczął się nim bawić. W tym czasie pozapinałam wszystkie paski. Idąc przez stajnię strasznie się ogierzył i odszczekiwał na zaczepki innych panów zamieszkujących SC.
Wyszliśmy przed budynek, gdzie przywitały nas jedne z ostatnich ciepłych promieni słońca w tym roku. Kilka wpletło się w moje włosy oraz w grzywę Magnata. Wyglądał prześlicznie, skąpany w złocistym świetle. Podążyliśmy ścieżką, wzdłuż zaoranych pól, do lekko złocącego się juz lasu. Ogier węszył a to przy ziemi, by zaraz podnieść nos ku górze. Rozglądał się wkoło zmieniającemu się krajobrazowi. Szedł dość energicznie, często wyprzedzając mnie, co skutkowało ciągnięciem za wodze i nieudolnemu spowolnieniu konia. Po pewnym kawałku drogi od stajni, gniadosza aż rozpierało od środka. Nie było sensu biegać koło niego, więc przełożyłam wodze przez szyję. Sama wskoczyłam na grzbiet wierzchowca, przewieszając się. Przerzuciłam noge i powoli doprowadziłam się do pionu. Gniadosz nieco spiął się.
-Spokojnie Misiaku – pogłaskałam go po łopatce – będzie dobrze. Dałam dość mocny sygnał do ruszenia stępem. Koń posłuchał się i żwawo ruszył. Siedziałam rozluźniona i oddałam wodze, jednak trzymałam kolana w gotowości. Wjeżdżaliśmy do lasu. Ogier rozglądał się uważnie na boki, co rusz strzygąc uszami. Po jakimś czasie, gdy przyzwyczaił się do mojej obecności na górze siebie, ruszyliśmy kłusem. Chód był względnie przyjemny, jednak brak umięśnienia na grzbiecie dawało się we znaki mojemu kroczu. Mknęliśmy przez las dość szybkim tempem, aby spuścić z niego nieco energii. Wyjeżdżając z lasu naszym oczom ukazała się niewielka, urodza łączką, która tylko zachęcała do zagalopowania. Nie musiałam wkładać dużo siły. Gniadosz jednak ruszył niebezpiecznie szybko. Odchyliłam się do tyłu i nieco go przytrzymałam, starając się zmniejszyć pęd. Teraz było idealnie. Po niewielkim odcinku, pokrytym skąpanej w skońcu trawy, przeszliśmy do stępa i skierowaliśmy się w stronę stajni.
Przejeżdżając obok pastwisk, Magnat głośno zarżał i zaczął wolniutko i sprężyście kłusować, aby popisać się przed swoją koleżanką, która jednak nie zwracała na niego większej uwagi. Przedstawienie trwało jeszcze pare minut, gdy dojeżdżając do stajni ogier poczuł zapach świeżego siana, które właśnie wrzucano do boksów. Zsiadłam z wierzchowca przed stajnią i wprowadziłam go do boksu. Zdjęłam ogłowie. Poklepałam po szyji i dałam łakocie, które ukryłam w kieszeni. Pożegnałam się z ludźmi kręcącymi się po stajni i wpakowałam do czerwonego auta. Odpaliłam silnik i wróciłam do Different'a.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|