|
Stajnia Centralna Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Joanne
Stały bywalec
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 12:47, 07 Lut 2010 Temat postu: Mocca - Treningi |
|
|
Miejsce na pisanie treningów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Wto 17:44, 23 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Miałam zamiar zapoznać się z klaczą, którą wzięłam pod opiekę w ramach akcji „Przygarnij Przyjaciela”. Wiem, że jest bardzo zaniedbana, że nikt nie prowadził z nią regularnego treningu. Dlatego właśnie ją wybrałam z pośród wszystkich koni SC.
Kiedy weszłam do stajni powitały mnie radosne rżenia wszystkich koni w stajni. Trochę się tego tutaj zebrało.
W każdym razie bez owijania w bawełnę wzięłam się za czyszczenie klaczki. Mocca była naprawdę przyjaznym konikiem, który nie sprawiał problemów, oprócz podawania kopyt. Z tym był duży kłopot, gdyż mała nie miała ochoty nawet podnosić nóg i trochę się z nią siłowałam, ale gdy udało mi się z jedną nogą to z pozostałymi szło coraz lepiej.
Postanowiłam, że na początek wezmę ją na luźną lonżę.
Jak pomyślałam tak zrobiłam. Klaczce założyłam ogłowie i nie spodziewałam się, że bez problemu przyjmie wędzidło. Nawet nie wiem, czy kiedykolwiek miała wędzidło w pysku.
Wyprowadziłam ją na lonżownik. Tam zaczęłyśmy pracę pełną parą.
Na początek musiałam trochę powalczyć z klaczą, która nie wiedziała o co mi chodzi. Lecz kiedy zobaczyła zad w końcu za swoim zadem skoczyła do przody i, brykając, pokułsowała przed siebie. Pochwaliłam ją, ale głosem jakimś cudem udało mi się ją zwolnić do stępa.
Na rozgrzewkę goniłam ją do aktywnego stępa. Mała szła bardzo chętnie. Zmieniłam jej kilka razy kierunek.
Po rozgrzewce pogoniłam konia do kłusa. Mocca drygnęła zadkiem i poszła roboczym kłusem. Nie goniłam jej specjalnie, szła jak chciała.
Zwolniłam ją do stępa, chwilę postępowała i znów kłus. Tym razem nie zarzuciła zadem.
Przekłusowałam ją po tym trochę szybciej. Mocca nie bardzo pracowała zadem i nie podnosiła mocno nóg przednich, ale kiedy ją pogoniłam trochę się postarała. Następnym razem pas i wypinacze się kłaniają.
Z kolei galop poprzedziła pięknym wysokim barankiem. Strzeliłam za to ją batem w zadek lekko, ale jednak. Przyśpieszyła, ale uznała, że nie ma co się spieszyć i zwolniła.
Po galopie wykłusowałam ją i występowałam.
Na dzisiaj wystarczy. Poklepałam ją po szyi i zaprowadziłam do boksu.
Tam sprawdziłam jej kopyta i przeczesałam sierść. Nałożyłam derkę na wilgotne futro konika i pożegnałam się z nią cukierkiem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Nie 16:40, 07 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Przyszłam do stajni, gdyż miałam do zrobienia kilka rzeczy.
Na początek przywitałam moje kochane kunie, które z radości prawie przez okienka powychodziły. Najbardziej energicznie zareagowała oczywiście Aries, chodź Kesa też była zachwycona widząc człowieka. Niestety na teraz miałam dla nich nieprzyjemną nowinę - biorę Moccę na lonżę.
Wzięłam z siodlarni szybko sprzęt czyli szczotki, ogłowie, lonżę i owijki.
Weszłam do jej boksu, a ta przylepa do mnie podeszła i chciała, żebym ją głaskała. Przez kilka chwil było to całkiem fajne, ale po dłuższym czasie musiałam zacząć ją czyścić, więc wzięłam uwiąz i wyprowadziłam konika na korytarz. To tu zaczęłam czyścić zwierzaczka.
Na początek wzięłam zgrzebło gumowe i zaczęłam dość mocno wyciągać kurz z sierści Mocci. Okazało się, że zaczynała solidnie linieć i trochę tego włosia wzburzyło się pod sufit stajni, a po tym zaczęło osiadać na mnie. Kolejną czynnością było głębsze i intensywniejsze wyciąganie wypadających włosów z sierści klaczki. Tu trochę poddenerwowałam konia, lecz uspokoiła się, gdy podrapałam ją po uszach. Następnie wzięłam do lewej ręki zgrzebło gumowe, natomiast do prawej włosiane. Tymi szczotkami starałam się dokładnie oczyścić Moccę, która grzecznie stała i przyglądała się kątem oka co robię. Trochę się kurzyło na wszystkie strony, ale cudem udało mi się nie udusić. Poklepałam gniadoszkę i zaczęłam czesać jej grzywę oraz ogon. Mocca miała je bardzo splątane. Tym samym pozbyła się około połowy grzywy, która stała się o wiele ładniejsza, oraz ćwierci ogona, który także zrobił się lśniący i puszysty. Na zakończenie wyczyściłam kopyta, z wierzchu i wewnątrz - stały się bardziej czarne niż szare.
Założyłam kobyłce delikatnie ogłowie, którego wędzidło bardzo łatwo przyjęła. Po raz kolejny zastanawiam się, czy ten koń na pewno był zaniedbany i doprowadzony do życia przez SC. Bo jakoś kiedy z nią pracowałam śmiałam w to wątpić.
Przypięłam do ogłowia lonżę z mostkiem i zaprowadziłam klaczkę na lonżownik.
Zaczęłam od stępa. Mocca szła energicznie i nie potrzebowała poganiania, dlatego też bat wylądował szybko na ziemi.
Nakazałam zrobić jej kilka kół w jedną i tyle samo w drugą stronę. Po tym uznałam, że jest rozgrzana do kłusa i popędziłam ją do tego chodu. Mocca z radości wystartowała ostro do przodu, zarzuciła łbem i bryknęła wysoko, ale po tym poszła tylko kilka kroków galopem i zwolniła do kłusa.
- Dalej Mocca! - pogoniłam ją, gdy zaczęła zwalniać w kłusie. Mała walnęła na mnie barana, lecz szarpnęłam ją i zmieniła front, kuląc uszy i próbując mnie atakować.
- MOCCA! - krzyknęłam na nią, gdy trochę przesadziła. Podeszła do mnie blisko, a gdy wracała na koniec lonży bryknęła o centymetry mijając moją głowę.
Pognałam ją najszybszym kłusem jaki miała w zanadrzu wspomagając się batem. Jakimś cudem unikałam zagalopowania.
Po pewnym czasie zwolniłam klacz do stępa. Była zdyszana, ale dalej szła chętnie do przodu. Zmieniłam jej kierunek. Złośnica chciała mnie postraszyć zębami, ale...
- Pójdziesz ty?! - powiedziałam do niej podniesionym głosem, gdy się na mnie szczerzyła przy zmianie kierunku. Mocca postawiła uszy, a ja ją pogłaskałam po tym niegrzecznym łebku. Klacz grzecznie poszła stępem w drugą stronę.
Poczekałam, aż unormuje jej się oddech i znowu pogoniłam ją do kłusa. Również teraz mocno ją popędzałam, aby się porządnie rozciągnęła przed galopem. Znów dziwiło mnie, że nie przechodziła do galopu.
Nadszedł czas na galop. Zwolniłam trochę Moccę i strzelając delikatnie batem pogoniłam ją do galopu. Klacz zagalopowała, przy okazji wywalając kopyta w powietrze kilka razy, ale potem poszła grzecznie. Nadmiar energii po prostu.
- Dalej, dalej mała. - zachęcałam ją.
Kiedy trochę pogalopowałyśmy w jedną stronę zmieniłam jej kierunek i pognałam w drugą stronę. Również teraz bryknęła sobie kilka razy, lecz nie było to ze złości tylko z radości.
W tę stronę dałam jej luźną prawie całą lonżę, a to dlatego, że pognałam ją do wyciągniętego galopu. Mocca szła rozluźniona, mocno wyciągnięta z szyją i daleko stawiała nogi. Zrobiłam z nią tak kilka kół i zwolniłam do kłusa, choć klaczka była niechętna. Wykłusowałam konika i założyłam derkę na parujące cielsko.
Wyszłyśmy z lonżownika na ciepły, choć wietrzysty dwór.
- No to idziemy się przejść. - powiedziałam do towarzyszki.
Mocca postawiła uszy i rozdęła chrapy, kiedy tylko wyszłyśmy z terenu, który znała. Tchórzliwa bestyjka bała się trochę nowych bodźców z zewnątrz.
Przeszłyśmy się powoli, ja byłam spory kawałek od klaczy, ale szłam też nie co przed nią, aby swoją osobą dodawać jej otuchy w razie gdyby zobaczyła coś, z czym nie miała styczności. A trochę tego było. Mocca obwąchiwała każdy inaczej wyglądający skrawek ziemi, każde drzewo i każdy kamień, który pojawiał się na naszej drodze. Ogólnie się nie płoszyła, więc miałam już jako takie wprowadzenie w to, jak jest odważna i na ile będę mogła sobie pozwolić na niej w terenie.
Wróciłyśmy do stajni, a tam w boksie, sprawdziłam kopyta klaczy. Wszystko było ok, chodź w dwóch kopytach utkwiły drobne kamyki. Szybko je wyjęłam ze strzałek i zostawiłam Moccę w derce.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Wto 19:00, 16 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Przyszłam do stajni z zamiarem przyzwyczajania Mocci do pasa i czapraka. Wiem, że nie powinno być problemów, ale na wszelki wypadek postanowiłam, że ktoś musi być ze mną...
- Cześć! - usłyszałam, kiedy tylko pojawiłam się w korytarzu stajni. Okazało się, że Dawid już jest w boksie gniadoszki, którą dzisiaj miałam brać, a obok jej boksu stoi skrzynka ze szczotkami, leży ogłowie i lonża z pasem i czaprakiem. W skrzynce były tez owijki.
- Cześć! - odpowiedziałam i przeglądnęłam wszystkie konie. Na początku stała Aries, której nic nie dolegało, ale oczywiście była znowu pełna energii. Wygłaskałam ją, puki się nie cofnęła i nie dała mi wyjść z boksu. Kolejna była Kesa. Ona miała kilka śladów lekkiego ugryzienia. Zadziorna baba jak zwykle obrywała. Oczywiście pokazała mi swoje piękne żółte ząbki i kopyta od spodu, ale udało mi się uniknąć z nią bliższego kontaktu. Gdy tylko wyszłam z boksu uspokoiła się. Dalej Approvn. Ten to dopiero ma życie. Najpierw go do SC wysłali, gdzie koni od groma, potem trafił do stajni z samymi ogierami, a na koniec trafił do stadniny, gdzie było sporo koni, ale nie tylko ogierów, ale i klaczy, które go trochę drażniły. Jemu nic nie było, chodź wychodził na podwórko z Mysticiem, który nie jest jakoś specjalnie spokojny. Poklepałam go po szyi, kiedy wychodziłam z boksu. Przedostatni był Mystic. Srokacz stał wyczekującą i bardzo się niecierpliwił, kiedy przechodziłam koło jego boksu. Nosiło go i to stanowczo za mocno.
- Trzeba wyprowadzić Mystica na karuzelę. - powiedziałam do Dawida. - Zajmę się tym. - dodałam.
- Ok. Ja skończę z Moccą i zabiorę się za... - nie dokończył, bo... - No właśnie, co wziąć? - zapytał po krótkiej chwili.
- Weź może Wafla wyczyść, potem wezmę go na trening. No i jeszcze Mystic jak wróci z karuzeli będzie do wzięcia, ale na nim to raczej w ostry teren pojadę. - powiedziałam i weszłam do trakena. Miałam w ręku kopystkę.
- A mogę jechać z wami? - zapytał Dawid.
- Jasne. Weźmiesz Kesę, niech się wylata i może uda mi się ją zmusić do crossu... Ale w to szerze wątpię. Ten dzikus się nie nadaje. - zaśmiałam się.
Wyczyściłam Mysticowi kopyta i przyjrzałam się otarciu na zadzie. Otarcie okazało się lekkim ugryzieniem, które na tle białej sierści było bardzo widoczne, ale to nie groźna ranka. Wyprowadziłam ogiera na karuzelę i przyczepiłam karabińczyk do jego kantarka. Ustawiłam sprzęt na 20 minut stępa i 15 kłusa razy trzy. To znaczy trzy takie sesyjki.
Wróciłam do stajni, gdzie okazało się, że Dawid znajduje się już w boksie Wafla. Czyścił ogiera, więc ja zabrałam się za Moccę. Klaczka przyjaźnie mnie przywitała, pogłaskałam ją po głowie. Przytuliła się do mnie, ale ja ją wykręciłam i zaczęłam zakładać ogłowie. Nie stawiała oporu, a nawet z przyjemnością przyjęła wędzidło. Dalej przyszedł czas na czaprak. Mocca popatrzyła na niego obojętnie, powąchała materiał i dała mi wolną rękę. Kiedy położyłam czaprak na jej grzbiecie po raz kolejny na mnie spoglądnęła, ale zaraz potem odwróciła głowę. Jakby już ją kiedyś ktoś siodłał. Poklepałam ją delikatnie po łopatce.
- Dobry konik. - pochwaliłam ją.
- Dobrze wam idzie.
O mały włos nie wyskoczyłam z krzykiem. Ale na całe szczęście tylko z szybkością światła się obróciłam bez powietrza w płucach.
- Przepraszam, ale czy ty byś mógł ostrzegać, kiedy chcesz coś powiedzieć, albo głośniej chodzić? - zapytałam, kiedy udało mi się odetchnąć.
- Znowu to zrobiłem? Nie chciałem - uśmiechnął się niewinnie.
- A no idzie nam dobrze. - odpowiedziałam na jego pytanie. Byłam na niego trochę zła, że mnie tak straszył. - A ty Mocca, mogłabyś mnie ostrzegać. - powiedziałam do klaczy, która postawiła uszy przyjaźnie w naszą stronę.
- Ona jest po mojej stronie. Przekupiłem ją marchewką. - zaśmiał się.
Sięgnęłam po pas ignorując złośliwy śmieszek chłopaka. Podeszłam do gniadoszki, która po raz kolejny powąchiwała mnie i przedmiot w moich rękach. Dałam się jej mu przyglądnąć, a gdy straciła zainteresowanie nim położyłam go delikatnie na jej grzbiecie. I teraz spojrzała na mnie z zainteresowaniem. Popatrzyła, ale bez strachu dała mi ułożyć pas. Natomiats gdy go zaczęłam zapinać Mocca skuliła lekko uszy, ale zaraz, kiedy przestałam go dopinać postawiła je na powrót. Podciągnęłam go zaledwie o trzy dziurki, ale to pozwalało na niezsuwanie się pasa z grzbietu. Poklepałam klaczkę i dałam cukierka. Przypięłam lonżę do ogłowia i dopiero teraz zauważyłam promienisty uśmiech na twarzy Dawida.
- No no. Czy ktoś ci kiedyś mówił, że jesteś niesamowita? - zapytał.
Chyba się zarumieniłam, bo nagle zrobiło mi się gorąco.
Wyszłam z Moccą ze stajni idąc na lonżownik zupełnie nic nie mówiąc do chłopaka. Czułam, że na mnie patrzy i że cały czas się uśmiecha.
Zaczęłam z klaczą od stępa. Nie sprawiała problemów, więc szybko ją rozgrzałam w tym chodzie na jedną i drugą stronę. Kolejny był kłus. Klaczka bryknęła lekko zadem, ale poszła później grzecznie. Co jakiś czas zatrzymywałam ją, aby zmienić kierunek. Mocca dawała się bez problemu manipulować. Bardzo szybko dostosowała się do pasa. Po pierwszym kłusie podpięłam jej go o dziurkę. Tu nie reagowała z taką złością, gdyż czuła się mniej pewnie niż boksie, ale i tak jej uszy wylądowały na szyi. Poklepałam ją, kiedy ruszała dalej. Teraz dałam jej chwilę odpoczynku w stępie. Mocca trochę szurała nogami. Zapaliło mi się światełko "O! Trzeba będzie wziąć wypinacze. Może się bardziej postara". Pogoniłam ją trochę i podniosła łeb przy okazji trochę starając się podnosić nogi. Po dłuższym czasie pogoniłam ją do kłusa. Klaczka ładnie do niego przeszła i ruszyłam ją tak porządniej. Mocca ładnie wyciągała nóżki, które ślicznie jej się układały, a przy okazji wysyłały ją wysoko ponad ziemię. Po kilkunastu kołach w jedną i w druga stronę pognałam ją jeszcze bardziej, aby zagalopowała.
- GALOP Mocca! - powiedziałam podnosząc głos. Klacz zagalopowała brykając ostrzej niż w kłusie. Strzeliłam za nią batem i ta przyspieszyła, ale za chwilę zwolniła do miarowego, lekkiego galopu i nawet nie jeździła tymi kopytami po piasku. Pochwaliłam ją głosem. Przegalopowała kilka kół, a po tym zmieniłam jej kierunek i znowu galop. Po raz kolejny bryknęła i po raz kolejny strzeliłam za jej tylnymi odnóżami batem, aby dała spokój. Znów przyspieszyła i tak jak wcześniej zwolniła do miarowego chodu. Znowu ją pochwaliłam.
Po pewnym czasie przeszłam do kłusa i dałam jej trochę luzu, aby się rozluźniła i dała odpocząć mięśniom. Po długim czasie przeszłyśmy do stępa. Zmeniając jej kierunek poklepałam ją po szyi.
Po rozstępowaniu zaprowadziłam Moccę do boksu. Tam zdjęłam z niej sprzęt, założyłam derkę i wyczyściłam kopyta. Okazały sie czyste, ale na wszelki wypadek...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Czw 13:43, 08 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Teraz miałam zamiar popracować z Moccą. Klacz stała na energetyzowana, ale i tak wyjątkowo spokojna jak na młodego konia. Weszłam do jej boksu i wyprowadziłam klacz na korytarz. Ją szybko obczyściłam, gdyż była dość czysta. Wyszłyśmy na lonżownik.
Tu puściłam ją wolno i pognałam do kłusa, co nie było trudnym zadaniem, gdyż klacz ruszyła natychmiast, ale nie bryknęła. Szła szybko, a ja jej nie zwalniałam. Dała mi bardzo szybko sygnały porozumienia. Aż się zdziwiłam, gdyż nie zbyt długo stała u mnie ta klacz. Gdy była koło mnie poklepałam ją po szyi, potem po łopatce z lewej strony, grzbiecie i zadzie. Mocca przypatrywała się kątem oka moim poczynaniom. Oparłam się o jej grzbiet - nic. Poskoczyłam mocniej się opierając w ten sposób - nic. No to zawiesiłam się na niej na brzuchu. Mocca spojrzała na mnie podejrzliwie, ale pozwoliła mi na taką pozycję. Klepnęłam ją w zad, aby ruszyła. Posłuchała mnie, więc ją poklepałam. Klacz ruszyła szybciej. Nie puszczałam. Mocca kręciła się po lonżowniku dość długo. Nie puszczałam jej, ale ona się nie buntowała.Klepałam ją za to. Po długim czasie zeskoczyłam, a klacz zatrzymała się i odwróciła do mnie. Pogłaskałam ją po pyszczku i poczęstowałam cukeierkiem. Poszłyśmy do stajni z uwiązem na szyi. W boksie wyczyściłam jej kopyta i zostawiłam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Nie 10:07, 11 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Dzisiaj znowu wzięłam Moccę na lonżownik.
Najpierw poszłam do stajni i z siodlarni wzięłam skrzynkę klaczy. Przyniosłam ją pod boks i wyprowadziłam Moccę za szyję i przywiązałam ją do pierścienia. Klaczka stała zupełnie bez ruchu, spokojna, rozluźniona. Wyczyściłam ją szybko, gdyż była czysta w miarę. Wyszłyśmy szybko na lonżownik. W pomieszczeniu odpięłam uwiąz i pogoniłam Moccę do kłusa. Klacz trochę się zbuntowała rzucając łbem, ale grzecznie pokłusowała. Szybko udało nam się nawiązać porozumienie i szybko znalazła się obok mnie. Teraz postanowiłam sprawdzić, czy naprawdę mi ufa. Utawiłam się z jej lewej strony i naparłam na klatkę piersiową.Mocca zaczęła się cofać, aż zatrzymała się z zadem przy ścianie. Tzn. nie zatrzymała się, tylko wystrzeliła jak z procy, kiedy tylko zorientowała się, że jest koło ściany. Wysłałam ją kłusem wokół siebie, gdyż nie powinna tak zrobić. Teraz spróbowałam przejśc za zadem. Udało się bez żadnych problemów - poklepałam ją. Po tym przeszłam jej pod brzuchem, ryzykując troszkę, ale też się udało, tylko Mocca spojrzała na mnie ze zdziwieniem, kiedy byłam pod brzuchem. Poklepałam ją po szyi. Teraz znowu cofnęłam ją na ścianę. TYm razem wzdrygnęła się, ale nie wyskoczyła do przodu. Poklepałam ją i dałam cukierka. Teraz spróbowałam na nią wskoczyć w całości. Nie ma siodła, a ja tak dużo nie ważę, więc mogę chyba już na niej posiedzieć. Wskoczyłam, a Mocca spojrzała na mnie. Poklepałam ją i usadowiłam się wygodnie. Teraz trzeba było ruszyć. Chociaż nie - najpierw porobię coś na jej grzbiecie. Na początek usiadłam bokiem - nic. Po tym przesiadłam się do tyłu - znowu nic. Skończyłam młynek. Teraz położyłam się jej na zadzie plecami. Nie zareagowała. Poklepałam ją po zadzie dalej leżąc. Po tym znowu usiadłam tyłem do głowy konia i położyłam się przodem na zadzie. Znowu nic. Poklepałam ją po szyi, kiedy wróciłam do odpowiedniej pozycji. Teraz spróbowałam przejść do stępa. Klaczka nie wiedziała co zrobić, ale silniejsza zachęta z mojej strony dała jej do zrozumienia, aby ruszyć. Poklepałam ją, kiedy ruszyła stępem. Próbowałam nią kierować, ale szczerze niewiele z tego wychodziło. I tak klepałam ją za każdym razem, kiedy robiła coś dobrze. Chwilę próbowałam się pokręcić. Po tym zeskoczyłam z klaczy i bez pomocy uwiązu poszła za mną do stajni. Tam sprawdziłam jej kopyta i poczęstowałam cukierkiem w nagrodę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Sob 16:29, 17 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Przyszłam do stajni z zamiarem treningu z Moccą. Ostatnio robiłyśmy trochę naturala i dzisiaj chciałam go kontynuować. Na początek klacz wyszła za mną i stanęła, a ja zaczęłam ją czyścić przyniesionymi szczotkami. Do stajni zawitał ktoś jeszcze...
- Hej! - usłyszałam wesoły głos Dawida.
- Cześć! - ucieszyłam się szczerze. Chłopak był chory (załapał jakieś wiosenne choróbsko) i zakazałam mu zbliżać się do stajni, bo go końmi poszczuję. No i posłuchał. A teraz już wyglądał zdrowo i przyszedł mi pomóc.
- Daj mi szybko robotę, bo myślałem, że się zapłaczę bez tych koni... - jakby nie dokończył, ale ja tego nie bardzo zauważyłam.
- No dobra. Jest nowa klacz - Deewana. Przyjechała z SC, ale jest zadbana, tylko ma okrutny charakter.
- Ta. Do pary z Kesą. - zaśmiał się.
- A no. Dobrały się. - uśmiechnęłam się. - Jeśli chcesz to możesz się z nią zaprzyjaźnić - zaproponowałam.
- Spróbuję. - westchnął i poszedł do siodlarni. Ja w tym czasie skończyłam czyścić Mocce. Dawid z siodlarni wziął lonżę, bat i szczotki.
- To ty uważaj na siebie, a ja idę z Moccą na lonżownik. - powiedziałam.
- Dobra. Ja będę na hali. Zbierz moje resztki jakby co. - zażartował ponuro.
Poszłam z gniadą na lonżownik bez kantara i uwiązu. Tam pognałam ją ręką do kłusa. Posłusznie ruszyła wskazanym chodem. Krótko szła, dała szybko znaki porozumienia i znalazła się obok mnie. Cofnęłam ją więc zadem do ściany i obserwowałam reakcję. Nic. No dobra. Teraz wskoczyłam jej na grzbiet i dałam łydkę do stępa. Szła posłusznie, lecz miała problemy ze skręcaniem. Dawałam jej silne znaki do skręcania, co dawało dośc dobre rezultaty i było coraz lepiej. Poklepałam ją i wzmacjając pomoce przyspieszające, ruszyłyśmy kłusem. Tu Mocca prawie wogóle nie chciała skręcać, ale pracowałam nad tym. Miałam mało miejsca, więc uznałam, że pójdziemu na dwór. Zwolniłam klaczkę mocno siadając na jej grzbiecie. Powędrowałyśmy na padok. Tam w siadłam bez początkowych ceregieli i zakłusowałam. Było mi łatwiej z nia pracować nad skręcaniem na większej przestrzeni i już po piętnastu minutach wychodziło nam to nie najgorzej. Poklepywałam ją, kiedy wykonywała ładny zakręt, taki jak chciałam. W pewnym momencie ze stajni wyszedł Dawid z Deewaną i Mocca się spłoszyła, zagalopowała, ale nie bryknęła.
- Hej! Spokojnie! - powiedziałam podniesionym tonem. Mocca uciekła w róg maneżu i stanęła zadem w rogu, patrząc w stronę wychodzącej klaczy. Kiedy zobaczyła czym jest niebezpieczeństwo, udało mi sie ją zmusić do zakłusowania. Podjechałyśmy do barierek, blisko kasztanki i patrzyliśmy jak wchodzą na lonżownik. Po tym incydencie kłusowałam porzez pewien czas, a później na chwilę chciałam zagalopować. Ustawiłam klaczkę na ścianie i pogoniłam do żwawego kłusa. Kiedy byłam w narożniku, dałam jej sygnał do galopu. Mocca zagalopowała na dobrą nogę, ale nie szło jej zupełnie kierować. Trochę nad tym pracowałam, ale tylko potrafiła się lekko wygiąć w stronę, gdzie ja chciałam. I tak było to osiągnięciem, więc poklepałam ją za każdy ruch. Po jednym kole przeszłam do kłusa, co nie było zbyt przyjemne, zmieniłam kierunek i zrobiłam koło w drugą stronę w galope, również wymagając od niej skręcenia. Tu prawie się udało, więc mogłam ją nagrodzić dłuższym poklepaniem. Przeszłam do kłusa i przekłusowałam ją na obie strony. W stępie opuściła łeb i wąchała sobie piasek. Ja położyłam się na zadzie i badałam jej reakcje. Normalnie jakby mnie nie było. Poklepałam ją i w stępie lekko zjechałam z grzbietu. Mocca natychmiast odwróciła się i zatrzymała patrząc na mnie. Poklepałam ją uspokajająco po szyi i poszłyśmy do stajni. Tam wyczyściłam jej kopyta i zostawiłam gryzącą cukierka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Pon 15:28, 19 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Przyszłam dzisiaj do stajni, aby popracować z Moccą. Zaczęłam oczywiście od czyszczenia. Klaczka stała spokojnie w boskie. Bez problemu ją wyprowadziłam i ustawiłam sobie na korytarz. Wyczyściłam ją i założyłam uwiąz na szyję. Wybyłyśmy na maneż. Na nim lekko wsiadłam na konika i dałam łydkę do ruszenia. Mocca całkiem dobrze już skręcała w tym chodzie, więc mogłam sobie pozwolić na kilka drobnych ćwiczeń na rozgrzewkę. Zrobiłam więc kilka ósemek i sporych rozmiarów wolt. Po tym zakłusowałam lekko i ćwiczyłam skręcanie. Mocca i tu radziła sobie całkiem nieźle, więc mogłam ją poklepać. Zadowoloną zwolniłam do stępa. Teraz zaczęłam jej się cofać na zad. Niby nie reagowała, ale kątem oka patrzyła na mnie. Poklepałam ją po zadzie, kiedy już na nim siedziałam. Wróciłam do dawnej pozycji i znowu zakłusowałam. Teraz trochę jeszcze chciałam ją wyczulić na pomoce i zmieniałam tempo z kłusa do stępa, ze stój do kłusa i stępa i takie podobne. Mocca miała z tym problemy, ale przy tym ćwiczeniu wspomagałam się dodatkowo uwiązem na szyi. Kiedy już wychodziło nam to całkiem dobrze, zostałam w kłusie i zaczęłam ją bardziej wypychać w nim. Nie było to zbyt przyjemne dla mnie, ale dobre dla klaczki. W pewnym momencie, bez żadnych ceregieli dodałam jej łydki do galopu. Mała zareagowała, ale też bryknęła. Miałam szczęście, że tylko lekko. Nie ukarałam jej za to, gdyż broniła się przed ciężarem na grzbiecie. Po tym małym wyskoku poszła ładnie galopem. Tym razem zrobiłam dwa kółka w galopie. Mocca posłusznie szła, choć czasami ją popędzałam, aby trzymała tempo. Zwolniłam do kłusa i poklepałam. Poprzez eskę zmieniłam kierunek i zagalopowałam na drugą nogę. Nie bryknęła, ale wystrzeliła trochę mocniej do przodu. Zwolniłam ją lekko dosiadem i pilnowałam, aby utrzymywała dobre tempo. Po dwóch kołach mogłam poklepać i przejść do stępa. Postanowiłam, że przejedziemy się stępem i może lekkim kłusem po okolicy. Jak wymyśliłam, tak też zrobiłam. Wyjechałyśmy z terenu stajni. Mocca była zaciekawiona otaczającymi ją nowymi bodźcami. Poczuła wolność i zaczęła przyspieszać. Pozwoliłam jej podkłusowywać, ale też nie dawałam pędzić przed siebie. Gniadoszka nie była nie posłuszna i szła tam, gdzie ją kierowałam. Po przejeździe przez niewielki las była bardziej nerwowa, więc poklepałam ją uspokajająco i delikatnym głosem zwróciłam się do niej z kilkoma słowami. Mocca rozluźniła się odrobinę. Zwróciłam ją w stronę stajni i w spokojnym stępie dojechałyśmy do jej terenu. Poklepałam ją i zeskoczyłam. Klaczy sprawdziłam kopyta i zaprowadziłam na pastwisko.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Wto 13:22, 11 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Przyszłam do stajni ,aby pojeździć na Mocce.Klacz przywitała mnie radosnym rżeniem.Ja dałam jej cukierka i przyniosłam szczotki pod jej stanowisko.Weszłam do boksu zapatrzona w zgrzebło gumowe i iglaste,którymi wyciągnęłam z klaczy kurz i wypadającą sierść.Potem miękką szczotką zebrałam brud.Kolejną czynnością było wyczyszczenie grzywy i ogona.Mocca stała w tym czasie i przymykała oczy.Na zakończenie zabiegów pielęgnacyjnych wyczyściłam kopyta.Wyszłyśmy na maneż ,gdzie przygotowałam dwa drągi na kłus.Wsiadłam na gniadoszkę bez ogłowi i siodła i ruszyłam stępem.W tym chodzie męczyłam ją różnymi ćwiczeniami ,czyli:woltami,półwoltami,ósemkami i serpentynami.Mocca oraz lepiej reagowała na pomoce.Zakłusowałam po dwudziestu minutach.Również kłus nie obszedł się be ćwiczeń.Wolty,półwolty,serpentyny i ósemki były na porządku dziennym.Dodatkowo pracowałam z gniadą na drągach.Mocca kilka razy zahaczyła kopytkiem o belkę,ale po kilkunastu przejazdach załapała o co chodzi.Gdy obie się trochę zmęczyłyśmy,przeszłam do stępa.Cały czas męczyłam Moccę zwrotami.Kolejne zakłusowanie,gdy nasze oddechy się uspokoiły.Teraz gnębiłam klaczkę o przyspieszenie tempa.W lekko wyciągniętym kłusie wycelowałam na drągi.Poszło lepiej niż wcześniej - gniadoszka wyżej unosiła nogi,była bardziej skupiona na pracy.Przed zagalopowaniem zwolniłam odrobinę.Na jednym z zakrętów dałam jej silną łydkę i przeszłam do galopu.W tym chodzie, pilnując żeby nie zwolniła zrobiłyśmy dwa pełne koła i przeszłyśmy do kłusa.Zmieniłam kierunek przez półwoltę i na najbliższym zakręcie znowu zagalopowałam.Musiałam pilnować konika,aby nie zwolnił i w dość nierównym tempie przegalopowałam dwa koła.Po przejściu do kłusa luźnym chodem przeszłyśmy kilka razy przez drążki.Było coraz lepiej:poklepałam klacz i zwolniłam do stępa.Kręcąc się jeszcze występowałam ją,zeszłam i odprowadziłam do stanowiska.W boksie wyczyściłam jej kopyta i dałam smaczka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Pon 19:17, 17 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Dzisiaj postanowiłam pojeździć na Mocce.
Dziś chciałam z nią zacząć skoki, dlatego też wykombinowałam sobie pas ze strzemionami.
Na początek jednak wyczyściłam gniadoszkę. Stała jak zwykle spokojnie i szybko sobie dałam radę. Założyłam pas klaczy, która dość nie chętnie na niego zareagowała, ale dała sobie zapiąć pas.
Wyszłyśmy na maneż, gdzie gotowe stały cztery drągi na kłus oraz koziołek. Wsiadłam na Mocce i ruszyłyśmy stępem. Na początek rozciągałam ją na woltach, półwoltach, serpentynach i ósemkach. Mocca dawała już radę jeśli chodzi o skręcanie, choć dalej chwaliłam ją za dobrze wykonane zadania.
Zakłusowałam po rozgrzewce. Tu mogłam trochę poanglezować, co przyjęłam z otwartymi ramionami. Również w tym chodzie ćwiczyłyśmy zakręty, oraz zmiany tempa. Również tu szło coraz lepiej.
Poklepałam klaczkę i przeszłam do stąpa. Tu krótki odpoczynek i zaraz znowu do kłusa. Przejechałam przez drążki. Klacz nie była niechętna na zabawę na drążkach - wręcz przeciwnie - leciała na nie jak wariatka. Poklepałam ją po ładnym przejeździe i w tym samym stylu zrobiłam z nią to jeszcze kilka razy. Za każdym razem było tak samo dobrze. W lekko wydłużonym kłusie skierowałam gniadą na koziołka. Niestety nie udało mi się jej powstrzymać i zagalopowała przed skokiem, wykonała jedno pełne foulee i skoczyła. Fakt, zrobiła to naprawdę ładnie jak na pierwszy raz, ale miało być z kłusika. Jeszcze raz, tym razem wysiadywałam przed skokiem. Udało się. Klacz nie zagalopowała, ale skoczyła z mizernym skutkiem. Stuknęła tyłem, był to skok po prostu tragiczny. Uznałam, że po prostu się nie przykłada w kłusie i tylko z galopu jej to jako tako idzie. W takim wypadku najpierw zagalopowałam na prawo i lewo na pełnym kole. Potem przeszłam do kłusa i najeżdżając na koziołka, zagalopowałam. Mocca wykonała dwa foulee tym razem i skoczyła bardzo ładnie. Poklepałam ją i najechałam jeszcze dwa razy z drugiej strony. Klacz postarała się tu również i nie mogłam jej nic zarzucić. Poklepałam ją po każdym skoku i przeszłam do stępa. Pokręciłam sie z nią trochę, założyłam derkę i do stajni. Tam zdjęłam pas i wyczyściłam kopyta. Spisała się pięknie, więc dostała w nagrodę cukierka i zostawiłam ją w derce, aby nie zmarzła.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Pon 19:19, 17 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
ten był przed skokiem!!!
Przyszłam do stajni ,aby pojeździć naMocce.Klacz przywitała mnie radosnym rżeniem.Ja dałam jej cukierka iprzyniosłam szczotki pod jej stanowisko.Weszłam do boksu zapatrzona wzgrzebło gumowe i iglaste,którymi wyciągnęłam z klaczy kurz iwypadającą sierść.Potem miękką szczotką zebrałam brud.Kolejnączynnością było wyczyszczenie grzywy i ogona.Mocca stała w tym czasie iprzymykała oczy.Na zakończenie zabiegów pielęgnacyjnych wyczyściłamkopyta.Wyszłyśmy na maneż ,gdzie przygotowałam dwa drągi nakłus.Wsiadłam na gniadoszkę bez ogłowi i siodła i ruszyłam stępem.W tymchodzie męczyłam ją różnymi ćwiczeniami,czyli:woltami,półwoltami,ósemkami i serpentynami.Mocca oraz lepiejreagowała na pomoce.Zakłusowałam po dwudziestu minutach.Również kłusnie obszedł się be ćwiczeń.Wolty,półwolty,serpentyny i ósemki były naporządku dziennym.Dodatkowo pracowałam z gniadą na drągach.Mocca kilkarazy zahaczyła kopytkiem o belkę,ale po kilkunastu przejazdach załapałao co chodzi.Gdy obie się trochę zmęczyłyśmy,przeszłam do stępa.Całyczas męczyłam Moccę zwrotami.Kolejne zakłusowanie,gdy nasze oddechy sięuspokoiły.Teraz gnębiłam klaczkę o przyspieszenie tempa.W lekkowyciągniętym kłusie wycelowałam na drągi.Poszło lepiej niż wcześniej -gniadoszka wyżej unosiła nogi,była bardziej skupiona na pracy.Przedzagalopowaniem zwolniłam odrobinę.Na jednym z zakrętów dałam jej silnąłydkę i przeszłam do galopu.W tym chodzie, pilnując żeby nie zwolniłazrobiłyśmy dwa pełne koła i przeszłyśmy do kłusa.Zmieniłam kierunekprzez półwoltę i na najbliższym zakręcie znowu zagalopowałam.Musiałampilnować konika,aby nie zwolnił i w dość nierównym tempieprzegalopowałam dwa koła.Po przejściu do kłusa luźnym chodemprzeszłyśmy kilka razy przez drążki.Było coraz lepiej:poklepałam klaczi zwolniłam do stępa.Kręcąc się jeszcze występowałam ją,zeszłam iodprowadziłam do stanowiska.W boksie wyczyściłam jej kopyta i dałamsmaczka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Pon 20:33, 17 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Dzisiaj po raz kolejny biorę Mocce na skoki.
Klaczka ma dzisiaj skoczyć minimum 40cm z galopu. W tym celu na maneżu ustawiłam trzy przeszkody - koperty o wysokości 20, 30 i 40cm.
Klacz wyczyściłam w boksie, założyłam an nią pas i kantarek sznurkowy, który również skądś wygrzebałam.
Wyszłyśmy na gotowy maneż i zaczęłam rozgrzewkę. Tym razem kontakt ja-koń wzmocniłam poprzez manipulowanie kantarem. Moccę to trochę zdenerwowało, ale poklepałam ja kilka razy po szyi i dała sobie spokój - po prostu zaczęła reagować na polecenia wydawane sznurkiem i tyle.
Gdy byłyśmy rozgrzane po wielu ćwiczeniach już typowych dla mnie (wolty, półwolty, ósemki i serpentyny) zakłusowałam. Oczywiście anglezowałam, przy okazji trochę odciążyłam teraz jej grzbiecik.
W kłusiku dużo łatwiej szły nam zakręty. Poklepałam klaczkę i po kilkunastu ćwiczonkach wróciłam do stępa. Tu dałam jej wyciągnąć szyję. Chwilka stępa i znowu do kłusa. Tym razem popędziłam ją mocniej i zrobiłam półsiad. Mocca skorzystała z okazji i walnęła baranka. Usiadłam w nią błyskawicznie i skarciłam silnym dociśnięciem łydek. Zareagowała na to jak na sygnał do galopu i ruszyła z kopyta. Zatrzymałam ją i dalej kłus. Po raz kolejny półsiad. Tym razem dała spokój z brykaniem. Poklepałam ją i dalej anglezowałam.
Zagalopowałam w rogu i przejechałam jedno pełne koło. Zmieniłam szybciutko kierunek w kłusie i galop na drugą nogę.
W tym oto galopie najechałam na najniższą kopertę. Mocca wizdząc płotek chciała się rozpędzić, lecz wstrzymałam ją i zrobiłam woltę przed przeszkodą. Teraz najechałyśmy wolniej i dokładniej. Przed przeszkodą trzy pełne foulee i skok. Było ładnie. Mogłam poklepać i z satysfakcją skoczyć jeszcze raz. Kolejny ładny skok. Poklepaną, naprowadziłam teraz na wyższą przeszkodę. Teraz dałam mocniejszą łydkę i również łądny skok. Wybicie, choć chyba trzeba będzie wkońcu przejść na wędzidło. Musimy się zaczoć zbierać i bardzie angażować w trening, a nie w zabawę. Ale to następnym razem.
Po drugim skoku przez średnią kopertę, najechałam na ostatnią. Teraz ją mocniej pogoniła i skoczyła dalej, choć dośc wysoko. Poklepałam ją i przeszłam do kłusa. W kłusie dałam luźniejszą wodzę. Przeszłam do stępa, rozstępowanie i do boksu. Tam djęłam pas, kantarek sznurkowy i wyczyściłam kopyta.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Pią 15:25, 21 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Dzisiaj postanowiłam w końcu osiodłać Moccę.
Na początek przyniosłam pod jej stanowisko sprzęt - siodło, ogłowie, szczotki w skrzynce oraz ochraniacze sportowe. Weszłam do boksu uzbrojona w zgrzebło gumowe i iglaste. Na początku tymi dwoma szczotkami wyciągnęłam z klaczki cały kurz i brud zalegający w sierści. Później miękką szczotką zebrałam ten cały syf i wytrzepałam wszystkie szczotki. Mocca w tym czasie skubała trochę siana uważając, aby mi nie przeszkadzać w zabiegach.
Gdy zobaczyłam, że z gniadoszki się jeszcze sypie, uznałam, że wcześniejsze zabiegi powtórzę. Dało to efekt. Mocca przestała się tak mocno kurzyć. Mogłam przejść do wyczesania grzywy i ogona. Wykorzystałam w tym celu szczotkę ryżową oraz grzebyk. Dodatkowo grzywę zapletłam w warkoczyki. Grzywa Mocci była wystarczająco długa, aby sięgnęły one jednej trzeciej szyi konia. Ogon również trzochę zapletłam. Zrobiłam od jego nasady dobierańca do końca rzepu, a później poszłam zwykłym warkoczem.
Poklepałam Moccę, kiedy podniosłam jej łeb, aby założyć klaczce ogłowie. Zrobiłam to bez problemu. Potem przyszedł czas na siodło. Tu spodziewałam się gorszej reakcji. Na początek delikatnie położyłam sprzęt na jej grzbiecie. Mocca patrzyła na mnie, jakbym to ja wsiadała. No dobra. Teraz popręg. Spuściłam go delikatnie i na początek zapięłam na pierwszą dziurkę. Wymagało to dociśnięcia paska. Mocca podrzuciła lekko łbem, ale nie skuliła uszu. Poklepałam ją i założyłam ochraniacze.
Wyszłyśmy na maneż, gdzie przygotowane były dwie przeszkody oraz Cavaletti. Poklepałam klacz po raz kolejny i podciągnęłam popręg. Znów lekko podrzuciła łeb, ale nie skojarzyła, że podpięłam o dwie kolejne dziurki. Na poklepaną wsiadłam. Dopasowałam sobie strzemionka i ruszyłyśmy stępem.
Musiałam wziąć na leniwca palcat, gdyż doatkowy ciężar w postaci siodła ją zniechęcał do energicznego kroku. Na bacik zareagowała od razu i nie przestała reagować. Ruszyła szybciej i energiczniej. Poklepałam ją i spróbowałam zebrać. Mocca narazie wędzidło traktowała jak zło konieczne. Zaczęła próbować je wypluć, lecz nie udawało się. W takim wypadku zaczęła je żuć i obniżać łeb, rozluźniać szyję. Pracowałam również dosiadem. Dodawałam energiczną łydkę i wypychałam klacz na wędzidło. Powoli nasza praca przynosiła efekty.
Podczas zbierania wykonywałam z Moccą różne ćwiczenia. Były to wolty o zmiennych średnicach, półwolty, ósemki wyglądające jak dwa połączone koła, gdzie musiałam wymusić na klaczce zmianę ustawienia na drugą stronę w jednym miejscu, oraz serpentyny, w których robiłam bardzo wąskie zakola, na których łatwiej było pracować nad zebraniem.
Po dłuższym czasie zakłusowałam i cały czas pracowałam nad zebraniem. Klaczka była na to dość oporna, ale czasem poddawała się.
W kłusie również robiłyśmy różne ćwiczenia - takie jak w stępie plus jeszcze zmiany tempa - na krótkiej ścianie wolniej, na długiej szybciej. Jednak kiedy Mocca się rozbujała miałam problem z zahamowaniem jej.
Przeszłyśmy do stępa, kiedy usłyszałam dość szybki oddech klaczki. Nie odpuściłam jej jednak wodzy, lecz cały czas manewrowałam wędzidłem w pysku, aby zmobilizować gniadoszkę do zebrania się.
Teraz już przez tę chwilę nie męczyłam jej ćwiczeniami.
Gdy oddech się jej uspokoił ruszyłam kłusem. Tym razem energicznie najazd na drążki. Hop, hop, hop, hop i ładny przejazd bez puknięć. Jeszcze raz z drugiego najazdu. Tym razem równie dobrze. Poklepałam Moccę i zmieniłam kierunek. Znowu najazdy dwa na drążki. Tym razem się potknęła z pierwszym razem, a za drugim razem mocniej ją popchnęłam i było dobrze. Poklepałam ją i nakierowałam na woltę.
Na sporym kole wsiadłam w siodło i dałam klaczce sygnał do galopu. Poszło i w miarę szło. Cały czas pracowałam nad zebraniem.
W pewnym momencie nakierowałam gniadą na przeszkodę. Była to koperta, która miała 50cm. Dałam łydkę i piękny skok. Poklepałam młodą, która bardzo ładnie skakała. Miała zdolności.
Najechałam na kopertkę jeszcze raz, tyle, że z drugiej strony. Zmieniłam nogę poprzez przejście do kłusa.
Również tym razem skok był ładny. Poklepałam klacz i bez przechodzenia do kłusa nakierowałam na równie wysoką co koperta stacjonatę. Mocca patrzyła na nią z postawionymi uszami i rozdętymi chrapami. Po raz pierwszy spotkała się z czymś takim. Na szczęście wystarczyła mocna łydka i klaczka poszybowała nad drągiem.
Poklepałam konie i wykonałyśmy równie dobry skok z drugiej strony.
Po tym skoku poklepałam i przeszłam do kłusa. Rozkłusowałam Moccę porządnie. Zaraz po rozkłusowaniu przeszłam do stąpa i rzuciłam wodzę. Mocca bez problemu reagowała na łydki. Przy okazji rozluźniłam popręg. Klacz wzięła głęboki, pełen zadowolenia oddech. Poklepałam ją po lekko wizgotnej szyi.
Gdy była już sucha zaprowadziłam ją do boksu i rozsiodłałam. Wyczyściłam kopyta i odniosłam sprzęt.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|