Forum Stajnia Centralna Strona Główna Stajnia Centralna
Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Odwiedziny

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Deidre
Duży wolontariusz



Dołączył: 24 Sty 2010
Posty: 344
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 10:15, 19 Lut 2011    Temat postu: Odwiedziny

Tutaj odwiedzamy Buma.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Metka




Dołączył: 17 Lip 2009
Posty: 59
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:45, 20 Lut 2011    Temat postu: Zapoznawszy z nowym miejscem. W poprzedniej stajni.

Nowe padoki, nowy towarzysz do zabaw, troche inna karma niz zawsze, zapachy jakies takie nie znajome, kilku dziwnie wygladajacych ludzi, no i przede wszystkim stajnia nie majaca nic wspolnego z poprzednią, gdzie jest tyle wolnych boks, a tylko do jednego mozna wchodzic. Wszestko dla Bumeranga jest tu nie znane, i gdyby nie Cati mogloby byc wrecz strasznie, przynajmniej przez pierwsze chwile obcowania w nowym miejscu.
Postanowilam wiec wziac Buma na uwiaz i przespacerowac sie kawalek po okolicy aby zapoznac z atrakcjami. Dzien po przyjezdzie spedzilam sporo czasu stojac obok jego boksu, nastepnie patrzac naj biega po wybiegu, starajac sie jakos zrozumiec jego zachowania i charakter. Pozniej sporo glaskania w stajni, ale dotychczas nie spedzalismy czasu bardziej konkretnie.
Cati nie bylo, konie konczyly przezywac pasze ktora gdzies tam zostala po podanym godzine wczesniej sniadaniu. Wchodzac do stajni uslyszalam rzenie Livciaka, ktory byl bardzo oburzony, ze moja wizyta nie jest skierowana w jego strone. Bumerangg specjalnie nei przejal sie moja wizyta, nadal stal z glowa w zlobie liczac na to, ze moze nie wszystko jeszcze zjedzone. Gdy do kantara dopielam linke i otworzylam drzwi nie byl zachwycony perspektywa wyjscia. Troche sie ode mnie odsunal, chyba nie jest jeszcze do mnie przekonany. Podrapalam go po szyi, pozwolilam opuscic glowe do dolu by cos tam wywachac. Wachanie nie wiedziec czemu wtdalo sie ogierowi bardzo interesujace, przez co jeszcze bardziej nie chcial wyjsc. Usiadlam w żlobie i tak nie szkodzac sobie wzajemnie siedzielismy z 20 minut wzajemnie pukajac sie od czasu do czasu, troche przekomarzajac. Bum chyba troche sie do mnie przekonal bo zaczal zadziornie lapac wargami moja kurtke - moze szukajac jakiegos smakolyka? Podjelam probe ponownego wyprowadzenia - poszlo bez zadnego problemu. Deresz chcial skierowac sie do wyjscia prowadzacego na wybieg, jak to zazwyczaj dzialo sie po wyjsciu z boksu po skonczeniu rannego karmienia. Udalismy sie jednak w inna strone. Livero bardzo chcial isc z nami, ale niestety nie mam jeszcze do Bumka takiego zaufania by brac ich obu na dwie rece. Wyszlismy ze stajni gdzie dosc mocno wialo. nie bedzie to jednak tak dlugi spacer jak planowalam. Przed wyjsciem znajdowal sie lonzownik gdzie podeszlismy. Bumerang zainteresowal sie drewnianymi deseczkami z ktorego zostal zrobiony, sprawdzajac, czy czegos tam nie da sie zjesc Poszlismy wiec dalej. Kon zachowywal sie dosc neipewnie, nei byl specjalnie chetny do wycieczek, chociaz z biegiem czasu ciekawosc brala gore i bardzo chetnie podarzal za mna, czasem nawet sam odchodzac gdzies w bok. Jedna z rzeczy ktora zwrocila jego uwage po odejsciu od lonzownika byly drzwi od przebieralni, ktore to akurat okazaly sie uchylone. Nie, tam nie wchodzimy! Pospacerowalismy chwile po placyku przed stajnia. Bumerang bardzo ladnie chodzi w reku! nie czulam sie niepewnei w jego towarzystwie, bylam w pelni spokojna, ze mnie nie nadepnie, nie zechce zerwac itp. kon tez wydawal sie byc spokojny i opanowany, chyba najbardziej meczacy byl dla niego wiatr Step przyjemny, bardzo delikatny, niski, troche kolyszacy, przy czym elastyczny i pewnie stapajacy po podlozu. Na parkingu stal samochod w zywo wisniowym kolorze, do antenki przywiazana jakas wstazeczka - to sie nie spodobalo. Bum wyraznie sie zaniepokoil, nie ccial isc w tamta strone, szczegolnie gdy zrywal sie wiatr i wstazka znow podnosila szybko klekoczac. Stanelam na chwile, zaczelam odwracac jego uwage. Odeszlismy kawalek, ogier caly czas byl bardzo czujny i sprawdzal, czy wszystko jest w pozadku. W koncu przestalo wiac. Usiadlam na lawce przed paszarnia, Bumerang zaczal skubac jakies szczatki trawy spod niej. Malo tam bylo do jedzenia, a z paszarni jakie zapachy! Po lekkim pociagnieciu za uwiaz grzecznie przestal nalegac na odwiedzenie tego miejsca W nagrode i na lekie pocieszenie wyciagnelam z kieszeni chrupke i poczestowalam przystojniaka Zjadl w mgnieniu oka i stal grzecznie. Znow zrywalo sie wiatrzysko wiec zdecydowalam sie na powrot do stajni. Bumerang wszedl do boksu chetnie, chociaz widac bylo, ze spacer raczej mu sie podobal i chetnie przeszedl by sie jeszcze gdzies. Odwiesilam linkę, zamknelam drzwi. Poglaskalam po ganaszu Buma i udalam sie w swoja strone. Nie pozegnal sie ze mna, ale co sie dziwic, nie jest wyjakowo przyjaznym pieszczochem, chociaz wydaje mi sie, ze coraz bardziejzaczyna mi ufac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Metka




Dołączył: 17 Lip 2009
Posty: 59
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:48, 20 Lut 2011    Temat postu:

nie wiem gdzie to dodac. Relacja z przyjazdu do poprzedniej stajni

Z samego rana miałam zawał roboty, ponieważ przyszedł czas przeprowadzić się do nowej stajni "Vanilla" własności jakże ukochanej Meci (: . Niedawno pożegnałam się z dużo znaczącą dla mnie Deltic Silver i niekoniecznie miałam głowę do przeprowadzki. Jednak Bumerang od zawsze był związany ze swoimi towarzyszami i nigdy nie doznał samotności, a tym bardziej potrzebował kompana, gdy zmarła wspaniała klacz Nevada. Jego przyjaciółka a zarazem ukochana w jednym. Widziałam po nim, że od tego czasu się zmienił.... Na gorsze. Nieznajomych traktował z dystansem i kipiał wręcz nieufnością i ostrożnością.Kłapał na każdego zębami i straszył, że kopnie, kogo popadnie. Tylko do mnie miał jakieś zaufanie. Wiedział, że go nie opuszczę choćby nie wiem, co. Siedząc tak w stajennym biurze, wspominałam te wzloty i upadki uśmiechając się sama do siebie. Przypomniała mi się moja pierwsza dzielna i najukochańsza pociecha Livia , śnieżnobiała mieszanka hanovera z holsztynem o błękitnych oczach i kruczo czarnej grzywie i ogonie. O jej czasem zbyt wrednych żarcikach i wzroku niczym kota ze Shreka, kiedy coś nabroiła. O tym jak ferajna wesoło hasała po naszych zielonych padokach, jak zawsze musiała zaczepić Caruso i o ich źrebaku Livaro. I o tym strasznym wypadku, w, którym straciłam ich oboje... i na tym moje wspomnienia zakończyłam .. Z westchnięciem zamknęłam pudła z wyposażeniem mojego biura i wyniosłam je na hol zamykając drzwi od biura z rozżaleniem. Popatrzyłam jeszcze przez chwilką na złota tabliczkę z napisem: Biuro Stajenne i poszłam w stronę stajni. Przechadzając się po korytarzu między boksami pamięciowo rozpoznawałam, który był czyj. Pierwszy, który ominęłam należał do Nevady, tak dobrze to pamiętam po tym jak dziabnęła ją mucha końca i gdy bryknęła nogą uderzyła w karmidło. Do tej pory, gdy sie lepiej przyjrzeć widać uszczerbek tynku z karmidła. Naprzeciw stał Caruso, wiem to po tym, że nad jego boksem jaskółki zrobiły gniazdo, które do tej pory wisi. Dwa boksy dalej stała Livia, ahh to widać, że był jej boks chociażby po tym, że sa minimalnie wypukłe miejsca, które były łatane w ścianie i ponownie malowane. Następnie koło niej stał Livaro , jej pierwszy potomek syn Carusa. Wystarczy mi tylko to żeby ten boks, pamiętac. Po przeciwnej stronie 1 boks dalej stał Efekt II, a koło niego Deltic . Łatwo rozpoznać. Na końcu boksów kraty były lekko podpiłowane. To ich robota, zawsze je piłowali, kiedy chcieli się razem pobawić lub poskubać trawkę. Gdy doszłam już w końcu do boksu Buma, który teraz zmarnowanie wyglądał przez otwarta kratę w drzwiach boksu rozpoznałam boks White Fox'a . Był najczystszy no cóz Fox zawsze był czyściuchem no i w sumie był biały. Bum wiedział, co się kroi, bo gdy już weszłam do jego boksu i podpięłam uwiąz do kantara za nic nie chciał wyjść. Szarpał się, rzucał, brykał stawał dęba i ani nie chciał drgnąć.Krzyczałam, prosiłam żeby ruszył i na nic. Stał jak wbity. Poprosiłam o pomoc stajennych, którzy jeszcze mi pomagali w przeprowadzce. Stanęli z tyłu i zaczęli go pchać i cmokać, ja z przodu zachęcałam go jego ulubionymi cukierkami i ciągnęłam do przodu za uwiąz . W końcu nie miał już siły dalej się stawiać i zły wyszedł zza boks i ruszyłam z nim ociężale przed wyjście ze stajni. Poprosiłam stajennych żeby w tym czasie przynieśli mi transportową derkę, kantar, ochraniacze na nogi i ogon. Po kolei zakładając mu wszystko dałam mu jego ulubionego cukierka, ale wypluł. Wiedziałam, że ma do mnie żal o to wszystko, że już nic mu nie będzie przypominać o jego kompanach jednak również docierało do niego to, że tam nie będzie sam. Moja przyjaciółka, Marika spytała czy możemy ruszać w drogę, ponieważ to ona prowadziła samochód przez całą trasę. Spoglądając na, siwulca,który miał tak przybity wzrok, że tylko mnie bardziej dobijał, pokiwałam jej głową, że może wsiadać a ja wtuliłam się w jego umięśnioną szyję. Przyczepa podjechała pod same wejście do stajni, więc ruszyłam z Bumem do drugiego wejścia. Skręciłam w drugą połowę stajni, a moim oczom ukazała się już otwarta przyczepa. Byłam pewna, wiedziałam, że on tam nie wejdzie samowolnie. Tylko na niego spoglądając, wiedziałam, że będzie wywijał jakieś numery. Zaczęłam uspokajać go, głaszcząc, chwalić go. Spokojnym, ale napiętym krokiem podeszliśmy do wejścia. Ja zrobiłam trzy kroki na platformę., Pociągnęłam uwiąz do siebie. Postawił jedną nogę na platformę, ale po paru sekundach ją zdjął i zaczęła się szarpanina. W końcu wpadliśmy na pomysł żeby założyć mu maskę wyścigową. I tak zrobiliśmy. Po 10 minutach szarpaniny, jakoś wszedł, a ja wtedy zdjęłam mu maskę. Chłopaki szybko zamknęli klapę. Ja sprawdziłam czy poidło działa i do żłoba nasypałam parę marchewek, do siatki na siano oczywiście sianko. Wychodząc drzwiczkami z boku, przystanęłam na chwilkę spoglądając ostatni raz jak na razie na stajnie. Była teraz taka opustoszała, szara. Nie tętniła życiem, no cóż coś się zaczyna coś się kończy. Stajenny podał mi kłódkę w rękę, a ja spoglądając na nią z zaciśniętymi ustami, przełożyłam ją przez zamknięcie i zatrzasnęłam. Ze łzami w oczach wsiadłam do samochodu i ruszyłyśmy. Wspominałam przez całą drogę jak się zaczęła moja przygoda z końmi, jak wpadłam na pomysł założenia stajni. Po 2 godzinach drogi zatrzymałyśmy się na stacji. Marika poszła zatankować i przy okazji coś ciepłego zjeść a ja otworzyłam klapę i weszłam do siwulca. Stał spokojnie, jak nigdy. Nawet nie zareagował jak szybko otworzyłam klapę. Po prostu stał jak wryty.
Może też wspominał wszystko, może przypomniał sobie o Nevadzie ( [*] ) i o swoich kolegach . Być może. Podeszłam do niego i zaczęłam go głaskać po szyji. Spojrzał na mnie, kątem oka i głośno westchnął. Marika zobaczywszy, iż jest otwarta klapa weszła po chwili do nas z 2 hot dogami i capuccino. Uśmiechnęłam się do niej, i wychodząc poklepałam Buma po zadzie. Zamknęłam klapę, podziękowałam Marii i znów wsiadłyśmy do samochodu. Po jakiś 30 minutach byłyśmy na miejscu a Mecia ze stajennymi już czekała ku bramie stajni. Oczywiście Mecia była z jej ukochanym mężczyzną … jej ogierem arabskim Livero . Wysiadłam z samochodu i przyjaźnie ściskając dziewczynę, zaczęłam opowiadać jej wszystko od początku. Stajenni i Marika zajęli się wypakowywaniem Buma z przyczepy. Przez drogę na szczęście się uspokoił i bez żadnych przeszkód go wyprowadzili. Po chwili podeszłam do ogiera, który zdezorientowany rozglądał się wokół siebie. Mecia ostrożnie podeszła do nas z Liverem, który radośnie rżał na widok nowego kolegi. Chłopaki się kulturalnie obwąchali, poskubali w szyje i gdy wszystko wyglądało na to, że się polubili puściłyśmy ich na padok tylko najpierw zdjęłam Dereszowi sprzęt transportowy. Gdy oni tak beztrosko sobie hasali, ja z Metką poszłam się ulokować , a potem pojechałyśmy do pobliskiej kawiarni na pyszne tiramisu i gorącą czekoladę (:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cati




Dołączył: 22 Mar 2009
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Danonków .

PostWysłany: Śro 21:27, 02 Mar 2011    Temat postu:

Kiedy już wkońcu zdałam sobię z tego sprawę , że już nigdy nie pobiegnę do stajni i nie przywita mnie wesołym rżeniem przyszedł czas by go odwiedzić i stanąć z nim twarzą w twarz , a może nie chodziło mi wcale o to . Może tu chodziło o to , że bałam się tego spotkania jak zaareagują rysualki kręcące się po stajni centralnej . Pewnie pomyślą : pf po takim czasie przypomniałą sobie o koniu , głupia krowa . Być może i tak myślały kiedy omijałam je przy bramie , kiedy wysiadałam z samochodu przekraczając "bezpieczny próg" wchodząc do stajni jednakże mało mnie to interesowało. Mój mózg wytwarzał teraz milion pytań i odpowiedzi . Idąc przez hall stajenny sama sobie gdzieś głęboko w głowie ubliżałam , że dopuściłam do tak haniebnego zaniedbania konia , któy mi ufał . Który czekał na to aż do niego przyjdę , wyściskam go i poczubię . Jednakże mijały dni , miesiące a on mnie nie ujrzał . Musiał być wtedy zawiedziony i to bardzo , ja w tej chwili też jestem zawiedziona .... za swoje dziecinne i niedojrzałe zachowanie . Mając tak upiorne i masochistyczne myśli szłam z rękoma w kurtce i ze spuszczoną głową . Omijając boksy innych koni , które wyłupiały na mnie wzrok jak na mordercę ( przynajmniej mi sie tak wydawało) doszłam do jego boksu . Westchnełam i zrobiło mi się gorąco . Chwile tak stałam niewiedząc co zrobić . W końcu musiałąm spojrzeć mu w te zawiedzione oczy . Sama myśl przyprawiała mnie o osłabienie , a łzy ciskały się do oczu , ale nie przyszłam to i muszę postawić się swojemu strachowi . Zacisnełam zęby na dolnej wardze , zbyt mocno , za mocno bo posączyła się krew . Wytarłam . Podniosłam głowę . Zrobiło mi się słabo , złapałam się za nią , parę głębokich wdechów . Jeszcze raz . Sunełam swój wzrok na boksowe kraty przez które prześwitywały zarysy konia o raczej ciemnej maści . Spojrzałam na tabliczkę . Wyczytałam JEGO imię . Znowu zakręciło mi się w głowie . Oprzytomniałam , wziełam się w garść . Uchyliłam lekko drzwiczki od boksu . Było ciemno więc wpuściłam trochę światła ze stajennego holu do boksu . Teraz było lepiej widac jego zawsze idealnie szarą maść. Moje serce biło jak szalone , stał w bezruchu więc nie wiedziałam czego się spodziewać . Z jednej strony bałam się , bałam się co zrobi jak zaareaguje gdy mnie zobaczy , usłyszy .. Ah te moje myśli , czasem chciałabym je wyłączyć wcale mi nie pomagały w tej chwili .. x.x'' Zrobiłam krok bliżej . Parsknął , jednak nadal widziałam że pysk trzyma w zacienionym kącie . Może nie był przygotowany na te spotkanie? być może ... ja też niekoniecznie byłam przekonana , ale trzeba w życiu pokonywać lęki . Zrobiłam jeszcze mniejszy jeden kroczek . Czułam się teraz niepewnie , przełknełam ślinę i spojrzałam w tył czy drzwiczki mam na tyle blisko by w odpowiedniej chwili się wycofać . Nie było tak źle , pomyśłałam : skoro tu już przyszłaś to walcz o niego i pokaż mu że o nim nie zapomniałaś . Przytaknełam samej sobie , wyjełam ręce z kieszeni i i przygryzłam znów tę nieszczęsną wargę a rana sie odnowiła . Złagodziłam ją trochę śliną , nie chciałam robić paniki poprzez głupie rozgryzienie wargi . Odgarnełam kosmyk włosów z oczu do tyłu i cicho go zawołałam po imieniu . Zacharczał i zarzucił ogonem . Jednak nadal nie zmienił postawy . Powoli podeszłam do niego starając się wyczuć co zaraz zrobi , czy się poruszy , czy mnie nie ztaranuje . Wyciągnełam z nerki przewieszonej przez pas , jego ulubiony przysmak : jabłko w lekkim miodowym syropie . Położyłam je delikatnie na ręku i wyciągnełam ją w jego strone tak aby wreszczie wyciągnął pysk z cienia . Stałam tak przez pare minut jak idiotka , ale opłaciło się . W końcu zza cienia wynurzyły mi się po kolei chrapy , biała odmiana na pysku tak perfekcyjnie wtapiająca się w ciemno -szarą sierć ogiera . W końcu nadszedł czas że zaczełam zauważać kosmyki szarawej zbyt długiej grzywki . Bummerang powąchał jego rarytas , głośno westchnął i strącił je z mojej ręki . Nie poddając się , ukucnełam i podniosłam jabłko . Czułam jego oddech na plecach więc powoli wstałam i nie miałam zamiaru się odwrócić . Szybko oddychałam , kręcąc wzrokiem raz na lewo raz na prawo i nadsłuchując czy nadal za mną stoi . Jednak on stał tak samo wbity w jedno miejsce jak ja . Scisnełam jabłko w dłoni i powoli się odwróciłam . Patrzyłam teraz na słomę w boksie przebierając spojrzenie coraz wyżej omijając jego nogi , kłodę w końcu chrapy i stało się . Nasze spojrzenia się spotkały , tego najbardziej się obawiałam . Podałam mu niepewnie jebłko . Wziął je ufff , jednakże ciągle przy tym przenikał mnie zimnym spojrzeniem . Zrobiło mi się głupio jak nigdy a wyrzuty wróciły . Po chwili zalewałam swoją twarz , podbródek jak i słome słonymi łzami pokory i żalu .Patrzyliśmy sobie w oczy dobre 10 minut . Przez te cholerne 10 minut przeleciały przez moją głowę wszystkie wspomnienia związane z nim . Nie wytrzymałam , rzuciłam mu się na szyje jak głupia i zaczełam ryczeć . Przechodząca dziewczyna wejrzała zaniepokojona do boksu pytając czy wszystko wporządku . Przytaknełam jej , że wszystko okej i dalej zaczełam swoją agonię . Przepraszałam go z całych sił , że go opuściłam , że go zaniedbałam , że go zawiodłam a on tak jakby mnie słuchał i kumulował sobie to wszystko w głowie . Po chwili poczułam jego chrapy na policzku i język , który zlizywał potok łez . Uśmiechnełam się i jeszcze mocniej wtuliłam . Popatrzyłam się w jego oczy , które wcześniej wyglądały na bardzo smutne . Teraz wyglądały nieco lepiej , stwierdziłam że przyda nam się spacer więc złapałam go za kantar i wyprowadziłam z boksu , łapiąc po drodze uwiąz , który potem doczepiłam . Poszliśmy na polankę , niebo było rozjaśnione i można było poczuć ciepłe promyki słońca . Naszczęście się rozpogodziło bo gdy tu jechałam padało . Gdy byliśmy już na początku lasku niedaleko stajni , jakoś wdrapałam się na jego grzbiet . Cofnął się do tyłu i skulił uszy . Pogładziłam go po szyji uspokajająco i ruszyłam stępem . Szliśmy leśną ściężką powoli , opowiadałam mu przez ten czas co tam u mnie , spytałam się też go jak mu sie wiedzie chociaż wiedziałam , że dostanę tylko odpowiedź w postaci rżenia . Była prosta dróżka , ruszyłam go do galopu . Momentalnie odpowiedział . Jechaliśmy tak dość długo w takiej sielance . Pamiętam , że uwielbiał takie samowolne oklepowe galopowanie . Dotarliśmy na jakąś polanke ze strumykiem . Zeszłam i podeszliśmy do strumienia . Bumerrang zaczął pić a ja przysiadłam na powalonym pniu niedaleko . Co chwilę spoglądał w moję stronę . Gdy sie już napoił samowolnie zaczął iść w moją stronę . Trącił moją dłoń , a ja bezwarunkowo go pogłaskałam po chrapach i odgarnełam grzywkę z oczu . Na mojej twarzy pojawił się uśmiech , byłam szczęśliwa . Szczęśliwa dzięki niemu . Zerwał się wiatr , bum się spłoszył i stanął dęba , ja łapiąc go niepotrzebnie za uwiąz wyolbrzymiłam swój wzrost i poprostu runełam w błotnista kałuże nadal trzymając Buma już stojącego i wpatrującego się we mnie ze zdziwieiem . Cholera ! , ściągnełam błoto z twarzy i spojrzałam na niego . Mimo nieciekawego położenia zaczełam się śmiać , a on podniósł głowe do góry i wesoło zarżał . Wstałam , otrzepałam się . Weszłam na pień , przy czym niejednokrotnie się ślizgałam jakoś ponownie wsiadłam na grzbiet. Ruszyłam stępem , jednak na pierwszy krok z deszcza runeły ospałe krople deszczu . Pogoniłam go do kłusu byśmy , aż tak nie zmokli . Obczaiłam ziemię , czy jest wystarczająco twarda byśmy się nie poślizgneli . Była w całkiem dobrym stanie , więc pogoniłam go do galopu . Wtuliłam się w jego szyje i zacmokałam , a on biegł ile sił w kopytach . Po 20 minutach wróciliśmy cali mokrzy do stajni . Wziełam trochę słomy i zaczełam go wycierać z kropli deszczu . Kiedy wycierałam mu pysk , spojrzałam mu w oczy . Zaczełam się usmiechać być może sama do siebie . On trącił mnie głową a po chwili sie we mnie wtulił . Przytuliłam go odczesując palcami grzywę z oczu i całując w siwe czoło. Przeprosiłam go jeszcze raz i przyżekłam mu , że będę go odwiedzać najczęściuej jak będe mogła , a potem postaram się o jego adopcję . Byłam teraz z siebie w pełni dumna , że doszłam do mojego celu , że odwiedziłam go i że mi wybaczył . Byłam teraz spełnionym i cieszącym się z życia człowiekiem . Mam nadzieje , że dzięki niemu jeszcze nie raz doprowadzi mnie do tego wspaniałego stanu (:

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin