|
Stajnia Centralna Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Pią 20:12, 10 Cze 2011 Temat postu: Odwiedziny [TLS] |
|
|
Tutaj odwiedzacie ogiera.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Kana
Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 12:17, 21 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Weszłam do stajni i rozglądnęłam się po boksach. Dojrzałam ogiera o ciekawym umaszczeniu i podeszłam do jego boksu. - The Last Song.. - mruknęłam i spojrzałam na taranta który stał z tyłu boksu. Obserwował mnie. - No hej malutki - powiedziałam spokojnie i oparłam się o bok. Koń ruszył się nerwowo cały czas obserwując mnie. - No no, spokojnie, nic ci nie zrobię - mówiłam do niego spokojnie. Po pewnym czasie już nie obserwował mnie tak uważnie i zajął się odpędzaniem much. Wyciągnęłam do niego ostrożnie rękę. Spojrzał na nią i zastrzygł uszami. Po chwili zbliżył trochę pysk, ale nie dotknął ręki. Powąchał tylko z daleka i wrócił z łebkiem na swoje miejsce. - No chodź malutki, daj się pogłaskać - dalej mówiłam. Kiedy nie podchodził, wzięłam do ręki kawałek marchewki dla zachęty. Last znów zastrzygł uszami i już odważniej zbliżył się do mnie. Powąchał marchewkę i ostrożnie zdjął ją wargami z mojej ręki. Przez chwilę jadł bez ruchu, a ja w tym czasie pomiziałam go troche po chrapach. Przez chwilę nic nie robił, ale potem odsunął delikatnie łeb, tak że nie mogłam go sięgnąć. - No nic, dzisiaj chyba nic nie wskóramy, przyjdę jeszcze do ciebie - uśmiechnęłam się i wrzuciłam mu do żłobu kolejny kawałek marchewki, a niech ma chłop Chwilę jeszcze postałam przy jego boksie, a potem odeszłam.
pow. 200 słów wezmę 50 h ;p
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kana
Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 8:16, 01 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Znów zawitałam do SC. Skierowałam sie od razu do boksu The Last Song. Ogier stał z przodu boksu, ale nie wychylał łebka. Gdy podeszłam, cofnął się kawałek.
- Co tam piękny? - powiedziałam spokojnie - ładny mamy dzisiaj dzień, hę ? - mówiłam do niego przez jakiś czas. Nie był już tak spięty jak za pierwszym razem, stał i wpatrywał się we mnie. Po kilku minutach wzięłam kantar i weszłam do jego boksu. Cofnął się kawałek i dalej patrzył na mnie. Wyciągnęłam rękę do niego, jak poprzednim razem. Ogier podszedł krok i powąchał ją, lecz nie uciekł tak jak poprzednio, został z łbem przy mojej dłoni - Dobryy konik - pochwaliłam go. Pogłaskałam go delikatnie po szyi. Stał spokojnie. Zaczęłam robić mu T-touch i po chwili się zrelaksował. Znów go pochwaliłam i dałam kawałek marchewki. Last zjadł ją migiem. Chciałam mu założyć kantar ale odchylił łeb. Poczekałam chwilę i pogłaskałam go - no chodź malutki, wyczyszczę cię i potem pójdziemy na mały spacerek, hę ? - poklepałam go delikatnie. Gdy znów się uspokoił, spróbowałam jeszcze raz. Ogier spiął się, ale dał sobie założyć. Pochwaliłam go i dałam kolejny kawałek marchewki. Chwilę z nim postałam, a gdy się trochę uspokoił, dopięłam uwiąz i wyprowadziłam go z boksu. Last szedł spokojnie za mną i nie wyprzedzał. Wyszliśmy na zewnątrz i przywiązałam go. Pobiegłam szybciutko po szczotki i zaraz byłam z powrotem. Wzięłam kopystkę i postanowiłam zacząć od kopyt. Podeszłam do pierwszej nogi - noga! - zawołałam i spróbowałam podnieść kopyto. Last ładnie podniósł nogę i nie robił problemów. Szybko wyczyściłam kopyta, bez wielkich problemów. Pochwaliłam go i chwilę go pogłaskałam, a potem wzięłam szczotki. Zaczęłam go energicznie szczotkować. Ogier na początku trochę się wiercił, ale potem już stał spokojnie. Gdy sierść była już czysta, zaczęłam rozczesywać powoli grzywę i potem ogon. Po kilku minutach grzywa i ogon były już ładnie rozczesane, pochwaliłam go i dałam kolejny kawałek marchewki. Chwilę z nim postałam, a potem odwiązałam go i poszliśmy na mały spacer. The Last Song szedł powoli za mną. Nie śpieszyło mu się za bardzo. Zrobiliśmy rundkę wokół podwórka i pozwoliłam mu pojeść trochę trawy. Last był rozluźniony. Po 10 minutach ruszyliśmy z powrotem do stajni.
Wprowadziłam go spokojnie do boksu i dałam całą marchewkę. Pogłaskałam go jeszcze, zdjęłam mu kantar i poszłam.
ok. 380 słów. wezmę 100 h
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lysandra
Dołączył: 17 Lip 2011
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 11:32, 30 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Przechadzając się po stajni, postanowiłam zajrzeć do Last Songa, który dawno nie był na żadnym treningu, czy choćby spacerze. Dlatego też skierowałam swoje kroki w stronę jego boksu. Gdy zbliżałam się do drzwi boksu, ogier spokojnie skubał siano, lecz kiedy wyczuł moją obecność, podniósł głowę i zaczął mnie obserwować. Gdy wyciągnęłam do niego rękę, cofnął się o krok. Zaczęłam przemawiać do niego uspokajająco, a po chwili wyjęłam z kieszeni kawałek jabłka i podałam Songowi na dłoni. Koń początkowo był nieufny, ale kilka łagodnie wypowiedzianych zdań później przemógł się, podszedł do mnie i wziął smakołyk z mojej dłoni. Podczas gdy Song przeżuwał jabłko, pogładziłam go po szyi. Ogier nie odsunął się. Uznałam, że mogę wejść do jego boksu, więc otworzyłam drzwi i podeszłam do konia. Song nie oddalał się ode mnie, jednak był chyba trochę poddenerwowany. Dlatego rozpoczęłam masaż t-touch. Po chwili poczułam, że Song zrelaksował się, a jego mięśnie stały się bardziej rozluźnione. Dopiero wtedy zabrałam się do czyszczenia konia. Rozpoczęłam od kopyt. Tarant ładnie podnosił nogi, więc bez żadnych problemów mogłam wygrzebać z jego kopyt kilka drobnych kamyków, które się tam dostały. Następnie zaczęłam szczotkować ogiera. Gdy pozbyłam się już z jego sierści brudu i kurzu, szybko rozczesałam grzywę i ogon, które były nieco splątane.
Zanim przyszłam do Last Songa, skombinowałam dla niego na te odwiedziny kantarek sznurkowy i krótką linę. Ogier bez problemu pozwolił założyć sobie kantar. Następnie dopięłam do niego krótką linę, złapałam ją około metr od połączenia z kantarem i powoli wyprowadziłam Songa z boksu i zaprowadziłam na round pen. Tam rozpoczęłam friendly game. Dotykałam go dłońmi po całym ciele, starając się nie przeoczyć żadnej części. Gdy jednak zauważałam, że Last Song jest zaniepokojony, oddalałam dłonie od tego miejsca i zbliżałam się do niego znowu, przesuwając ręce w jednostajnym rytmie. W takich miejscach starałam się być delikatna i przyjazna. Wykonując te czynności byłam rozluźniona i uśmiechnięta, by Song mógł czuć się przy mnie bezpiecznie. Na końcu tej sesji koń nie pozwalał mi się głaskać wszędzie, ale udało mi się dotrzeć z głaskaniem do kilku miejsc, które wcześniej sprawiały problem. Cieszyło mnie to, ponieważ oznaczało, że Last Song w pewnym stopniu mi zaufał.
Pomyślałam, że mogłabym zabrać dzisiaj Songa jeszcze na krótki spacer. Wyprowadziłam go z round penu i ruszyliśmy w stronę wyjścia ze stajni. Ogier szedł energicznym stępem, słyszałam rytmiczne uderzenia jego kopyt o betonowy podjazd. Ciepły, łagodny wiatr rozwiewał moje włosy i grzywę Songa. Wyszliśmy przez bramę. Teraz już nie słyszałam kroków Songa, zagłuszała je miękka ziemia na piaszczystej ścieżce, po której szliśmy. Jego kopyta i moje buty zostawiały na niej ślady. Dróżka ta prowadziła między polem, a lasem. Mieliśmy kawałek przespacerować się nią i wrócić. Szliśmy powoli, rozkoszując się zapachem lasu. Last Song niemal cały czas bacznie się rozglądał. Po około dziesięciu minutach spaceru zawróciliśmy do Stajni Centralnej. Tam jeszcze przez jakiś czas głaskałam Songa, a później odprowadziłam go na padok.
ok. 450 słów
80hrs+120hrs=200 hrs
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Stały bywalec
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 9:42, 18 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
Przyjechałam do SC w złym humorze. Trzasnęłam drzwiami auta i pomaszerowałam do biura. Dziewczyny zajęte były swoimi sprawami, więc przywitałam je krótkim "cześć" rzuconym przez ramię i poszłam po swoją czapkę, która przyda się przy takim wietrze jak dziś. Rzuciłam kluczyki na blat szafki i wyszłam kierując się do stajni. Songa nie było w boksie. No tak, w końcu cieplej to konie siedzą na padokach ile mogą. Wzięłam uwiąz i ruszyłam na dwór, poszukać ciapka. Nie było go nigdzie widać, więc z głębokim westchnieniem zaczęłam iść wgłąb największego z nich. Po jakiś 5 minutach obchodzenia placu znalazłam Lastka tarzającego się w pięknej kupie mokrej ziemi.
-....No pięknie - Powiedziałam do siebie zrezygnowana, ale do konia podeszłam już pełna radości i ogromnej potrzeby przytulenia go. Wstrzymałam się jednak chwilę, dając mu do obwąchania swoją dłoń, kurtkę, uwiąz, a na koniec twarz, którą elegancko umazał swoimi brązowymi od błota chrapami. Objęłam jego szczupłą szyjkę i nie zważając na tony mokrej ziemi przytuliłam się do jego cielska. Song stał spokojnie, po chwili zaczął bawić się moją kurtką. Poklepałam go po szyi, podpięłam uwiąz do kantara i ruszyliśmy w stronę bramki, następnie do słupka, by wyczyścić się na słonku, które może osuszy trochę tarantowatego.
Zostawiłam konia pod okiem stajennego i poleciałam po szczotki i lonżę. Nic więcej nie było mi dziś do szczęścia potrzebne. Przyleciałam z tym sprzętem, podziękowałam stajennemu i zabrałam się za doczyszczanie ogra. Nie było to łatwe, szczególnie przy mokrym koniu z mokrą ziemią na sobie. Dłuugo sczesywałam z niego błocko, co chwila czyszcząc szczotkę, grzebień aż w końcu nie wyglądał on aż tak źle. Szczególnie, że słońce mocno grzało i po paru minutach kolejnych parę cm skóry było suche i gotowe do wyczyszczenia. Song wiercił się, nie mogliśmy się zanadto dogadać po tak długiej przerwie. W końcu jednak na spokojnie doszliśmy do ładu i składu, kopyta też zostały wyczyszczone jak należy, ostatecznie zostały nam mokre, lekko piaszczyste plamy na brzuchu, łokciach i niższych partiach zadu. Skapitulowałam i zamieniłam uwiąz na lonżę, następnie obróciłam Lastka i ruszyliśmy w las.
Chciałam przespacerować się z nim, odpocząć chwilę, pozbierać myśli. Przy okazji był to dobry dzień na pierwszy popas w sezonie. Widziałam już całkiem ładnie zazielenione łąki, a Songowi, któremu z nieznanych przyczyn zaczęły wystawać żeberka na pewno to nie zaszkodzi. Wędrowaliśmy sobie spokojnym krokiem po drodze, podziwiając naturę budzącą się ze snu. Słychać było niezliczone ilości ptasich treli, słońce prześwitywało złocistymi promieniami przez gałęzie drzew, grzejąc przyjemnie. Powietrze było rześkie, świeże, lekko wilgotne po ostatnich deszczach. Song rozglądał się z zaciekawieniem dookoła, jednak nie wyglądał na takiego, co by miał się spłoszyć. Poklepałam go po szyi, na co zareagował zaczepianiem mnie. Podskubywał rękaw, wylizywał, ocierał się, szukał kontaktu. Przewiesiłam rękę przez jego szyję i idąc tak gładziłam mięciutkie, długie futerko przyjaciela. W pewnym momencie koń stanął i podniósł łeb do góry, wpatrując się gdzieś w dal. Spojrzałam za nim, starając się też go uspokoić. W oddali zauważyłam sarnę. Dość sporą, również wpatrującą się w nas.
-Chodź Lastek, nie denerwuj tego maleństwa, ma słabsze serduszko od ciebie - Powiedziałam zachęcając taranta do pójścia w przód. Szybko dało się go namówić i już dreptaliśmy sobie dalej. Ruszyłam truchtem, czując ogromną potrzebę ruchu. TLS zdziwiony przyspieszył kroku aż w końcu zakłusował i zrównał się ze mną. Głowę niósł wysoko, uszy miał postawione, spojrzenie pełne jakiś ogników, błysków. Pobiegłam trochę szybciej, by i on nie musiał tuptać w miejscu. Zaczął ładnie kłusować, z zaokrąglonym grzbietem i zadem wkraczającym w ślady przodu. Poklepałam go, gdy już nie miałam siły i zwolniliśmy do stępa. Ogier parsknął i trącił mnie w ramię. Obiliśmy w prawo i jesteśmy na łące. Popuściłam lonży i dałam ciapkowi jeść trawę ile wlezie. Sama przycupnęłam na jakimś kamieniu i rozmyślałam, obserwując przy okazji świat dookoła. Po 20 minutach popasu Last podszedł bliżej mnie, poskubał trochę trawy i stwierdził, że moje nogi są już bardziej interesujące i że się najadł. Wstałam i stwierdziłam, że czas wracać. Wtedy wpadłam na szalony pomysł.
Przeprowadziłam lonżę przez kółka kantara niczym wodze, podprowadziłam taranta do jakiejś ładnej, zwalonej kłody i z jej pomocą wgramoliłam się na jego grzbiet. Obejrzał się na mnie lekko zdziwiony, ale dostał smakołyka, więc bez pretensji ruszył od delikatnego sygnału łydkami. Wyjechaliśmy na główną drogę. Znowu delikatny sygnał łydkami i kłus. Ach, jak ja dawno się tak nie bawiłam! Dążąc ciągle ku sukcesom sportowym zapomniałam, ile radości potrafi dać chwila kłusa na oklep i na kantarze, tak spontanicznie, w terenie. Song szedł równo, ale energicznie, parskając co jakiś czas z zadowolenia. Był rozluźniony i spokojny. W pewnym momencie niepotrzebnie przyłożyłam łydki, bo ogier zagalopował i poszedł energicznym, obszernym galopem przed siebie. Zaczęłam go zwalniać, ale zajęło mi to trochę czasu, bo potrzeba biegania była dla tarancika bardzo duża, co rozumiałam i miałam sobie za złe. W końcu jednak udało się przejść do kłusa, a potem do stępa. Poklepałam ogra po szyi i tak doczłapaliśmy do stajni. Zatrzymałam go przy słupku, spod którego ruszyliśmy, zeskoczyłam na ziemię, wyklepałam, wytuliłam i doczyściłam do końca, bo wreszcie dosechł, przynajmniej w większości miejsc. Zostawiłam go na chwilę samego i poleciałam po płócienną derkę. Założyłam mu i zaprowadziłam z powrotem na padok. Szkoda było trzymać konia w boksie jak dzień jest taki piękny
Na pożegnanie dałam mu całusa w chrapy, poczochrałam karą grzywkę i w końcu ruszyłam ku wyjściu, będąc w naprawdę dużo lepszym humorze
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
marys
Dołączył: 06 Lip 2012
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Pyrzany
|
Wysłany: Pią 10:28, 06 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|