|
Stajnia Centralna Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Joanne
Stały bywalec
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 15:36, 25 Sie 2010 Temat postu: Plotkara - Treningi |
|
|
Miejsce na pisanie treningów.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Wto 13:48, 15 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Śro 17:38, 25 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Jeździec: SHG
Data: 28.04.2009r
Opis: Dziś postanowiłam po raz pierwszy zrobić sobie małą przebieżkę z Plotkarą. Znam ją już trochę czasu, więc jesteśmy dość zżyte. Poszłam więc do stajni (uznałam, że koniecznie muszę zarobić - remont jest potrzebny na gwałt...), gdzie znalazłam Plotkarę. Stała grzecznie z głową wystawioną przed drzwiczki boksu, a kiedy mnie zobaczyła, zarżała radośnie.
-Cześć maleńka. Jak się masz? - zapytałam kobyłkę, kiedy już do niej podeszłam. W odpowiedzi zostałam obwąchana, po czym Plotkara zaczęła rżeć z oburzenia, gdy wyczuła miętówkę w kieszeni mojej koszuli. Dałam jej ją więc, po czym poszłam do siodlarni. Wzięłam wszystkie potrzebne rzeczy i udałam się z powrotem do boksu Plotkary. Zaczęłam klaczkę szczotkować, co ona zawsze bardzo lubiła. Odprężyła się, a ja po jakichś 7 minutach skończyłam ją czyścić. Założyłam jej siodło i ogłowie, nogi owinęłam owijkami i wyprowadziłam Plotkarę ze stajni. Na widok siedzącego na murku przed stajnią ptaka kobyłka okazała swój entuzjazm, wyrywając do niego.
-Hej, Plot, nie wolno! - skarciłam ją przytrzymując mocno wodze. Klaczka wróciła do mnie niechętnie, ale posłusznie. W końcu dopięłam popręg i ustawiłam strzemiona. Dosiadłam Plotkarę i ją poklepałam. 'No to ruszamy spenetrować las', pomyślałam. Plot najchętniej od razu puściłaby się biegiem, uwielbiała bowiem jeździć przez las. Ale, zła ja, skróciłam jej wodze i 'kazałam' iść stępa przez chwilę. W końcu, po przejechaniu może kilometra ścieżką leśną stępa, popędziłam wyraźnie już znudzoną Plotkarę do wolnego galopu. Ścieżka była dość szeroka, więc nie było z tym problemu. Klaczka ochoczo podążała przed siebie. W końcu dotarłyśmy do strumyka, czyli jeszcze została nam jakaś 1/5 drogi do jeziora. Strumyk nie był zbyt szeroki, ale była kładka. Nie przejechałyśmy po niej - Plotkara po prostu przez niego skoczyła. W końcu ścieżka zaczęła iść ostro pod górę. Nie przystosowana jeszcze Plotkara powoli zaczynała się męczyć. Zwolniłam więc do stępa, pochyliłam się do przodu i ruszyłam z Plot pod ostry podjazd. Po jakichś 200 metrach górka nieco złagodniała, resztę drogi na polankę postanowiłam więc przejechać kłusa. Docisnęłam łydki do boków Plotkary, a po jakichś 2-3 minutach znalazłyśmy się na polance. Ku mojemu zaskoczeniu, nie byłyśmy tam same. Na drugim jej końcu zobaczyłam, jak ktoś do mnie macha. Wytężyłam wzrok, ale nie mogłam rozpoznać, kto to. W końcu, gdy podjechałam bliżej, zdałam sobie sprawę, że to był nikt inny, jak moja przyjaciółka Bella.
-Cześć, Bells! - zawołałam i odmachałam. Gdy dzieliła nas odległość mniej więcej stu metrów, jednym susem zeskoczyłam z Plotkary, wzięłam wodze w rękę i podeszłam do Belli.
-Co ty tu robisz? - zapytałam zdziwiona.
-Pojechałam na przejażdżkę. Jak widzę, ty też?
-No. A gdzie Chienne?
-Chienne? Tam stoi - wskazała palcem na trawnik obok strumyka.
-Mogę do niej odprowadzić Plotkarę?
-Jasne. - Odprowadziłam klacz do Chienne, zdejmując jej siodło. Powiesiłam je na jakimś drzewie, po czym poszłam wdać się w rozmowę z Bellą. Rozmawiałyśmy dobre pół godziny, po czym uznałam, że w sumie mogłybyśmy wejść do jeziorka. Widziałam, jak Chienne z Plotkarą patrzą tęsknie w jego stronę, i postanowiłam wyrazić na ten pomysł zgodę. Bells uznała to również za dobry pomysł, i po chwili już pluskałyśmy się na koniach w jeziorku. Klaczki miały dużo radości, tak samo jak my. Zabawy było dużo, a byłoby więcej, gdyby nie to, że powoli zaczynało się robić późno. Popatrzyłam na zegarek. 17:00. Za chwilę będzie zimno.
-Bells, piąta! Zbieram się!
-Ja też! - Odkrzyknęła mi. Po wysuszeniu koni, czyli kolejnych 20 minutach, zebrałyśmy się, osiodłałyśmy klaczki i ruszyłyśmy w drogę powrotną. Bella przez jakieś 20 minut jechała razem ze mną, a potem odłączyła się by pojechać w kierunku swojego domu. Tryskająca energią Plotkara energicznie przebrała nogami – znów chciała biec. Chwyciłam mocno wodze, przypominając sobie, że przecież za chwilę stromy zjazd. Przechyliłam się na siodle nieco w tył i zjechałam po stromym wzgórzu. Później było jedynie delikatnie w dół, więc pozwoliłam Plotkarze na wolny galop. Po chwili znów dojechałyśmy do strumyka, przez który mała ochoczo skoczyła.
-Dobry konik – powiedziałam, klepiąc Plotkarę po szyi. Zwolniłam nieco spoconą klaczkę do kłusa. Do stajni miałyśmy niecałe 10 minut drogi stępem. Jeszcze chwilę pokłusowałyśmy, a gdy zobaczyłam z oddali budynki stadniny zwolniłam do stępa. Klaczka nie okazała zbytniego entuzjazmu- mimo zmęczenia zawsze miała ochotę biegać. Popatrzyłam na nią karcącym wzrokiem.
-No, przecież byś się przeziębiła!- po jakichś 4 minutach dotarłyśmy do stajni. Zeszłam z Plotkary i zdjęłam jej siodło. W stajni jak najprędzej wymieniłam ogłowie na kantarek i poszłam do myjki. Nie mogłam pozwolić, by klacz się przeziębiła, ani żeby stała cała w
pocie. Po myciu, zaprowadziłam klacz do boksu, gdzie dokładnie ją wyczyściłam i wyczesałam, dała sobie też bez większych problemów wyczyścić kopyta. Dumna z czystej Plot zdjęłam jej kantar i zostawiłam ją w boksie. Zaraz, gdy wyszłam z boksu, Plotkara zarżała niepocieszona.
-Przyjdę jutro. –obiecałam, po czym dałam jej marchewkę, pogłaskałam ją i udałam się na drugie piętro żeby zrobić ze sobą porządek. To była zdecydowanie udana jazda.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Śro 17:38, 25 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Trener: SHG
Dzień: 1.05.2009
Opis: Weekend majowy to dla większości ludzi czas odpoczynku, ale dla mnie i Plotkary to raczej czas ciężkiej pracy. Zebrałam się więc z rana i zrobiłam ze sobą porządek, po czym udałam się na dół do Plotkary. Kopiąc w drzwiczki boksu dała mi do zrozumienia, że chciałaby w końcu wyjść. Podeszłam więc do niej uprzednio biorąc szczotki.
-Cześć, Plot – powiedziałam przymilnie do klaczki, po czym weszłam do jej boksu żeby móc ją wyczyścić. Ta wiedząc, że musi to zrobić żeby wyjść, niechętnie podała mi pierwsze kopyto, co było już dla mnie i dla niej sukcesem.
-Dobra klaczka – pochwaliłam ją po czym zabrałam się za kopystkę i czyszczenie pierwszego kopyta. Niedługo potem miała wszystkie kopyta czyste, co pozwalało mi brać się za jej sierść. Wzięłam więc szczotkę i przeczyściłam jej sierść. Nie była zbyt brudna. W końcu, wzięłam grzebyk i wyczesałam Plotkarze grzywę. Praktycznie nigdy nie ma kołtunów – jest czesana dość często i ma stosunkowo krótką grzywę. W końcu, gdy klaczka była gotowa, osiodłałam ją i założyłam ochraniacze skokowe. Potem wzięłam ją za wodze i udałam się najpierw na round-pen (mała ma bardzo dużo energii – żeby móc z nią spokojnie trenować trzeba ją najpierw nieco zmęczyć). Tam odpięłam jej wodze od ogłowia a zapięłam lonżę. Z siodłem pogoniłam klaczkę do ogrodzenia, a waląc batem w ziemię dałam jej znać, że ma ruszyć. Posłusznie to zrobiła i przeszła kilka okrążeń stępem. Kolejne uderzenie bata – klacz już kłusuje. Opuściła głowę nieco niżej i już chciała zacząć galopować, ale zahamowałam ją. Jeszcze trochę kłusu. Po chwili jednak znów uderzyłam batem o ziemię. Młoda ochoczo poderwała się do galopu i zrobiła w tym tempie kilkanaście okrążeń, patrząc na mnie. W końcu zwolniłam klacz do stępa i kazałam jej do siebie podejść.
-Dobry konik – powiedziałam, po czym przepięłam lonżę na drugą stronę ogłowia. Czas pobiegać w lewo. Pogłaskałam klacz jeszcze raz, po czym oddaliłam ją od siebie do ogrodzenia. Powtórzyłam praktycznie to samo, co wcześniej, tyle, że oczywiście w drugą stronę. W końcu, gdy klacz powoli zaczynała się męczyć, zatrzymałam ją. Czas na skoki. Odpięłam więc klaczy lonżę i na powrót zapięłam wodze. Parkur był już ustawiony na półhali. Dobrze, że jest zakryta, pomyślałam. Strasznie dziś gorąco. Po przejściu na miejsce treningu wskoczyłam na Plotkarę, po czym ruszyłam energicznym stępem wzdłuż dłuższej ściany. Pod koniec ścianki popędziłam małą do kłusa. Przejechałyśmy anglizowanym jakieś 3 kółka, po czym wjechałyśmy stępem na drągi. Bez problemu pokonałyśmy je. Klacz robiła to z wielką gracją i podnosiła wysoko nogi. Poklepałam ją, po czym przejechałam przez drągi jeszcze dwa razy. W końcu postanowiłam popędzić klacz do kłusa, później do galopu i poskakać przez 30-centymetrowe cavaletti. Klacz i z tym nie miała problemu, ochoczo skakał przez przeszkódki.
-Dobry konik – pochwaliłam Plotkarę przed najazdem na kolejną cavaletti. To szło jej również bezbłędnie. W końcu jednak przyszedł czas na nieco wyższe skoki. Pierwsza była przeszkódki licząca sobie 50 cm, mianowicie stacjonata. Popędziłam więc klacz i ruszyłam na przeszkodę. Wypchnęłam klacz i skoczyłyśmy. Tylne kopyta mała uniosła nieco zbyt nisko, ale poprzeczki nie strąciła. W końcu, po kilku próbach już z pomocą Belli
(akurat przyszła, to ją wykorzystałam) dotykającej klacz po tylnych nogach, udało nam się to skorygować. Trzeba to będzie jednak dość często powtarzać. Klacz zapamiętała jednak to na dzisiaj. Czas więc na nieco wyższą, 60 centymetrową przeszkodę. Czyli taką z rekordu skoku małej pod jeźdźcem. Pod czujnym okiem Belli skoczyłyśmy kilka razy. Raz zrzuciła, resztę razy potrąciła belkę. Bella stwierdziła, że to cały czas przez te tylne nogi, więc trzeba powtórzyć to z batem. No więc powtórzyłyśmy, powtórzyłyśmy za którymś z kolei razem w końcu nam się udało bezbłędnie skoczyć. Postanowiłam tym samym nie męczyć więcej klaczy. Jeszcze tylko na zakończenie parkur LL, ze stacjonat, kopert i cavaletti. Ustawiłam więc szybko przeszkody w jakiejś tam kolejności. Najpierw stacjonata, potem koperta, potem znów stacjonata ze strasznym drągiem od Sary, potem koperta, rząd cavaletti 40 cm i koperta. Przejechałam znów kilka kółek kłusem wkoło półhali, po czym ścisnęłam klacz łydkami. Ta ochoczo pobiegła, najeżdżając na nie tę przeszkodę, co trzeba. Przed skokiem skręciłam, by nakierować ją na właściwą. Skoczyłyśmy bez problemów. Przeszkoda ta nie była wysoka, podobnie jak reszta. Większość parkuru Plotkara pokonała bezbłędnie, z czego byłam bardzo dumna. Zdarzyło się tylko jedno małe „potknięcie” – zahaczenie kopytem przy czwartym cavaletti. Nie było to jednak AŻ takie przewinienie. Po zakończonym treningu poklepałam klacz, po czym żeby się nie przeziębiła pokłusowałam trochę i postępowałam. Wyschnięta już prawie że poszła ze mną do stajni. Bells czekała w domu. Klaczkę więc umyłam – była dość brudna – po czym szybko wysuszyłam wyczesałam. Znów żeby się nie przeziębiła, założyłam jej derkę. Potem wzięłam się za czyszczenie kopyt – i tym razem grzecznie je podała – a później czesanie grzywy. Czystą klacz poczęstowałam marchewką. Pożegnałam się z Plotkarą całusem w chrapy po czym udałam się do Belli. To był zdecydowanie udany trening.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Śro 17:38, 25 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Trener: SHG
Data: 3.05.2009r
Opis: Dziś kolej na dresaż z małą. Oczywiście, w klasie L. No więc udałam się do boksu Plotkary, żeby ją wyczyścić. Po jakichś 15 minutach ta była gotowa, więc zabrałam się za jej siodłanie i potem wyprowadziłam przed stajnię. Jak zwykle pełną energii musiałam najpierw wziąć na round-pen i wykonać tam podstawowy „program”, na który składały się kółka w obie strony tak, by mała była nieco mniej nabuzowana. Najpierw w prawo, potem w lewo wszystkimi chodami. Klacz była już w końcu nieco spocona, więc mogłam się zająć prawdziwym treningiem – takim, żeby cokolwiek nowego wniósł w jej jazdę. Postanowiłam, że zdecydowanie musimy się zająć regularnością ruchów klaczki – jest to ważny element oceniania w dresażu, a my mamy małe problemy. Odpięłam więc lonżę, zapięłam wodzę i weszłam na grzbiet Plotkary. Zadowolona z takiego obrotu sytuacji, Plot już chciała pobiec w kierunku ścieżki wiodącej do lasu.
-Nie tym razem, malutka – powiedziałam hamując klacz i zawracając w kierunku półhali. W końcu pod okiem Belli (zazwyczaj proszę ją by była obecna przy treningu – mówi, co jest źle lub co jest dobrze) mogłyśmy rozpocząć nasz trening. Zaczęłam od jednego z prostszych elementów. Ruszyłam kłusem anglezowanym wokół półhali. Zwracałam uwagę na swój dosiad i starałam się żeby był jak najlepszy.
-Esz, Plotkara za nisko podnosi nogi – usłyszałam głos Bells. Okej, w takim razie dam jej to znać. Ścisnęłam klacz łydkami, co miało mi pomóc w doprowadzeniu jej do lepszego chodu.
-Teraz jest Okej – znów usłyszałam Bellę. W końcu, po jakichś dwóch kółkach wokół półhali, zwolniłam do stępa, ciągle jadąc na krótkiej wodzy i zebranym koniu. Bella ciągle nas obserwowała. Nie odzywała się, co znaczyło, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Przejście do stępa było płynne. Plotkara nie była zbyt zadowolona ze zwolnienia chodu i chciała z powrotem przyspieszyć, trzymałam jednak wodze – to właśnie miałyśmy poprawić. Żeby w końcu dała radę przejechać spokojnym, równym chodem kawałek trasy. Jak na razie, szło średnio. W końcu Plotkara przestała rwać do przodu i bardziej się skupiła. Wjechałyśmy na środek ujeżdżalni już na luźnej wodzy (raz chciała przyspieszyć – nie dałam jej), po czym ukłoniłam się.
-I jak? – spytałam Bellę.
-No, nie jest tak źle, ale zawsze może być lepiej, nieprawdaż – usłyszałam w odpowiedzi. W końcu, gdy Plotkara przestała się już wyrywać, udało nam się zrobić ten element bezbłędnie. ‘Świetnie nam idzie’, pomyślałam z sarkazmem ‘przez pół godziny wyćwiczyłyśmy jeden element’. No ale w końcu przeszłyśmy do kolejnego – postanowiłam poćwiczyć nad woltami i półwoltami. A więc popędziłam klacz do kłusa, i skierowałam się na dłuższą ściankę półhali. Klacz robiła wszystko jak należy, była maksymalnie skupiona. W końcu, gdy byłyśmy przy końcu zaczęłam robić ładne kółeczko. Wyszło prawie całkiem równe, co oceniłam po śladach zostawionych na podłożu. Poklepałam klacz po szyi. Pojechałam na drugi koniec półhali, zrobiłam takie samo koło. To też wyszło dobrze. Uznałam, że czas poćwiczyć koła w galopie. Po próbach wolt w galopie stwierdziłam, że za szybko skręcam. Więc jeszcze raz. Lepiej, ale jednak nie dobrze. Kolejny raz – no, w końcu może być. Popatrzyłam na zegarek. Minęła godzina i piętnaście minut. Chyba czas się zbierać, pomyślałam.
-Może już kończymy, co? – spytała Bella, czytając mi w myślach.
-Okej, tylko jeszcze przejazd klasy L, proszę
-Okej, Okej, dawaj. No więc prawie zjechałam z półhali. Udałam, że mam na głowie cylinder zamiast toczka, i wjechałam stępem na luźnej wodzy na środek półhali, gdzie się zatrzymałam i ukłoniłam. Plotkara ani razu nie rwała do przodu, z czego byłam bardzo dumna. Następnie do końca kłusem anglezowanym, tam koło o średnicy 20 m. Galop roboczy. Potem w prawo, między F i A. Jak na razie klacz jest rozluźniona, ale raczej nieco znudzona. Chyba woli skoki. W każdym razie, dalej wykonywałyśmy program. Kolejne koło w prawo, znowu o średnicy 20 m. Pomiędzy E i H kłusem anglezowanym. Dalej CHX – stęp pośredni. Dalej: K – kłusem anglezowanym, B – koło w lewo o średnicy 20 metrów, B- kłusem ćwiczebnym. Poklepałam klaczkę, po czym na powrót się skupiłam. Pomiędzy M i C ruszyłam galopem roboczym w lewo. Na E kolejne koło, identyczne jak wcześniej. Później do kłusa, pomiędzy E i K kłusem anglezowanym. Dalej, przy A podjechałyśmy na linię środkową. Klacz jak na razie szła bez zarzutu. Byłam dumna. Zatrzymanie. Znowu udawałam, że się kłaniam, po czym opuściłyśmy półhalę stępem, znów na długiej wodzy.
-Koniec na dzisiaj – powiedziałam do Plotkary, która znów popatrzyła tęsknie w stronę lasu.
-Spokojnie, mała – powiedziałam – do lasu przejedziemy się jutro, obiecuję. – klacz jakby zrozumiała popatrzyła w stronę stajni. Nie była rozgrzana, ani spocona. Jedynie miała na sobie trochę kurzu – podłoże półhali. Razem z Bellą wyczyściłyśmy ją, i na długo zatrzymałyśmy się przy szczotkowaniu – chciałyśmy zrelaksować Plotkarę. W końcu, po 20 minutach, klacz była gotowa i stała czyściutka w swoim boksie popijając wodę.
-Do jutra, maleńka – powiedziałam na pożegnanie, po czym razem z Bellą udałyśmy się na kawę do mojego mieszkania. Byłam bardzo zadowolona z Plotkary, a duma wręcz mnie rozpierała.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Śro 17:38, 25 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Trener: SHG
Data: 13.06.2009
Opis: Przyszłam do Plotkary około 10:30. Na dworze było dosyć zimno, więc trening postanowiłam przeprowadzić na półhali. Klaczka tymczasem stała w boksie i wyglądała mojego przyjścia. W końcu się doczekała, a ja na dzień dobry zaczęłam ją czyścić szczotką. Nie była zbyt brudna, jedynie trochę kurzu znajdowało się w okolicach jej zadu. Następnie przeczesałam jej grzywę, która nie była z resztą zbyt długa, ale krótka też nie. W końcu mogłam ją osiodłać. Założyłam jej czaprak skokowy, potem siodło i ogłowie, na końcu zapięłam na nogach ochraniacze skokowe. W końcu wyprowadziłam klacz na zewnątrz, gzie odpuściłam sobie lonżowanie i podeszłam od razu na półhalę. 'Przydałoby się zmienić piasek', pomyślałam. Ale najpierw trzeba zarobić... No nie ważne. Wracając do treningu. Wsiadłam na klacz z nie do końca zapiętym popręgiem, aby zrobić kilka kółek w stępie (przez 10 minut). Zrobiłam parę ćwiczeń, typu siad damski, po czym w końcu, po 10 minutach, zeszłam z klaczki.
dopięłam jej popręg, poklepałam, poprawiłam sobie rękawiczki i weszłam na Plotkarę z powrotem. po zrobieniu kółka w stępie na zebranych wodzach, popędziłąm klacz do kłusa. Ruszyła płynnym, energicznym krokiem. Zebrałam wodze. Kłusowałam w jedną stronę przez około 10 minut, tyle samo w drugą po zmianie strony po przekątnej. W końcu, zebrałam klacz jeszcze bardziej, i popędziłąm do galopu. Posłusznie wykonała polecenie. Przejazdy na półhali miałyśmy nieco utrudnione, bo przeszkody były już rozstawione. Po kilku kółkach, najechałam na pierwszą przeszkodę. Klacz przeskoczyła ją niechętnie, była rozkojarzona. Schwyciłam mocniej wodze, dałam klaczce wyraźny znak łydkami i ruszyłam kolejne kółko w zebranym galopie. Klacz w końcu skoncentrowała swoją uwagę na treningu. Przejechałyśmy przez kilka 60-cm kopert, oczywiście bezbłędnie. Wyliczałam już kroki na kolejną, nieco wyższą już stacjonatę, gdy klacz nagle niespokojnie ruszyła uszami. Popatrzyłam w tę stronę, w którą ona i zobaczyłam przemykającą ukradkiem Aśką. Dałam klaczy znak, by z powrotem skupiła się na przeszkodzie i ruszyłam na tę stacjonatę. Klacz energicznie wyskoczyła, co zaskutkowało wybiciem się jakieś 30 centymetrów na przeszkodę. Niepotrzebna utrata energii. Podjechałam szybko do płotka, do patrzącej na mnie Aśki.
-Aś, błagam, poczekaj na górze, jeszcze maksymalnie pół godziny. Może zrobisz kawę?
-Okej, okej, ale jak będzie więcej niż 40 minut, to spadam - powiedziała, przymykając lewe oko. Tymczasem ja wróciłam wraz z Plotkarą to treningu. Poćwiczyłyśmy jeszcze na rozgrzewkę kilka niewysokich przeszkód, po czym postanowiłam nieco poćwiczyć ostre zakręty, narazie bez skakania. Ruszyłam więc na pierwszy z nich, przy którym Plotkara dosyć niebezpiecznie się poślizgnęła 'Jeżeli chcemy wygrywać, to będzie trzeba poćwiczyć...', pomyślałam. Skręcałam jeszcze kilka razy dosyć ostro, bez przeszkód. Prawdę mówiąc, nie było dobrze, ale tak tregicznie też nie. Plotkara co prawda nie wywróciła się, ale potykała lub nieco traciła równowagę. Jednak - nie było się czym martwić. W końcu postanowiłam zobaczyć, jak wysoko na razie klaczka umie wyskoczyć. Z każdym nowym treningiem pewnie będzie coraz lepiej, ale mam zamiar edukację skokową klaczy zakończyć na klasie P. Na razie jest to LL i nie aspirujemy przez następny <wirtualny> rok wyżej, ale itak zrobię, co zamierzam. Poprosiłam asię (a w sumie wrzeszczałam tak głośno, jak tylko się dąło) żeby przyszła i mi pomogła, co z politowaniem dla mnie zrobiła. Podnosiła przeszkody regularnie co dziesięć centymetrów, aż doszłyśmy do 120. Klacz i tę przeszkodę przeskoczyła, co było dla mnie miłym zaskoczeniem. Potem Asia podnosiła co pięć centymetrów. Klacz z puknięciem i dosyć dużym wysiłkiem przeskoczyła też 125 cm, ale 130 zrzuciła. Poklepałam klacz po szyi i zwolniłam do kłusa.
-Dobrze, maleńka - powiedziałam, po czym wróciłam na brzeg półhali by przejechać kilka kółek łusem. Po jakichś pięciu minutach zwolniłam do stęoa. Klacz była dosyć mocno spocona, co da się wytłumaczyć niezwykle męczącym dzisiaj treningiem. Postępowałam 15 minut wykonując przy tym na klaczy różne, a w tym bardzo dziwne pozycje. W końcu zeszłam z ochłoniętej już nieco klaczy. Zaprowadziłam ją do stajni gdzie przy małej pomocy Asi ją wyczyściłam.
-Dzięki, mała - powiedziałam - byłaś dzisiaj świetna.
Po czym dałam Plotkarze marchewkę i odeszłam razem z Asią na górę, na upragnioną od rana kawę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Śro 17:39, 25 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Trener: SHG
Koń: Plotkara
Data: 29.06.2009
Opis: Była dzisiaj w miarę ładna pogoda, a więc postanowiłam przeprowadzić trening pokazowy Plotkary. Na kilku pokazach byłyśmy, więc jakieś doświadczenie Plotka ma Wink NA początek poszłam do boksu klaczy szybko ją czyszcząc - nie była zbyt brudna. Potem nastąpiło czyszczenie kopyt. W końcu założyłam klaczy prezenterkę, wzięłam bacik i poszłam na półhalę. Było ciepło, więc miałam na sobie T-shirt i rybaczki.
-Dobra, Plotkaro, czas na trening pokazowy! - powiedziałam do klaczy wesoło, na co ona odpowiedziała muśnięciem mnie po policzku chrapami. Schwyciłam za linkę prezenterki, przełożyłam bacik do lewej, a linkę do prawej ręki, i zaczęłam chodzić z Plotkarą wkoło. Jej krok był ładny, długi. Z chodzeniem nigdy nie miała problemów. Jednak problem był. Z trzymaniem głowy. Lekko dotknęłam od dołupysk klaczy bacikiem, żeby uniosła głowę. Żebty pysk był w odpowiedzniej pozycji, musiałam to zrobić jeszcze raz. Teraz klacz miała idealną postawę i prezentowała się jak na prawdziwym, prestiżowym pokazie. Od razu po niej widać, że ma w genach konia arabskiego. Po dwóch kółkach w stępie wokół półhali, postanowiłam przejść do prezentowania się klaczy w kłusie. Plotkara miała w tym chodzie bardzo ładny, sprężysty i energiczny krok, który był zdecydowanie jej mocną stroną. Znów jednak, aż dwa razy, musiałam klaczy przypominać, że pysk powinna trzymać wyżej. Oczywiście, nie tak wysoko, jak podczas prezentacji w stój, ale jednak dość wysoko. Przebiegłyśmy w kłusie dwa kółka, podczas których kolejne dwa razy musiałam stuknąć Plotkarę bacikiem. Postanowiłam, że teraz potrenujemy prezentację w stój. Klacz bardzo dobrze prezentowała się w kłusie i w stępie (mimo małych niedociągnięć), więc pewnie nie najgorzej pójdzie jej podczas prezentacji w stój. Klacz stanęła w idealnej, przykładowej wręcz postawie, ale pysk, jak zwykle zresztą, zbyt nisko. Z czasem pewnie oduczy się trzymania pyska nisko w pokazie w ręku, na razie jednak niezbęny był bacik. Klepnęłam lekko Plotkarę w podbródek, po czym uniosłam bacik na odpowiedzniąwysokość nad głową klaczy. Wpatrzona w niego, trzymała głowę w miarę poprawnie. Po jakichś 5-6 sekundach pozwoliłam jej na powrót opuścić łeb, po czym podeszłam do niej i poklepałam ją po szyi.
-Dobra klaczka! - powiedziałam czule. Plotkara odwzajemniła się cichutkim, ale radosnym rżeniem.
-No mała, jeszcze trochę ćwiczeń w stój, potem kilka kółek w kłusie i stępie, a znów będziesz wolna - powiedziałam, wracając na pozycję. Klacz już chciała ruszyć za mną, zatrzymałam ją jednak gestem i przystanęłam. Znów nakazałam klaczy postawę, po czym uniosłam bacik nad łeb klaczy i podniosłam wyżej rękę z linką. Klacz od razu zrozumiała, o co mi chodziło, i posłusznie uniosła łeb. Po kolejnych 8-10 sekundach pozwoliłam klaczy opuścić łeb. Ponowiłam ten proces jeszcze dwa razy w ten sam sposób, a za trzecim razem spróbowałam już bez bacika. Klacz niepewnie uniosła głowę.
-No, dalej! Dobry konik!
Klacz w końcu uniosła głowę. Byłam z niej dumna. Podeszłam do niej wolno i poklepałam ją, myśląc, że chyba nie mogłam mieć lepszego konia. Zrobiłam z Plotkarą jeszcze trzy kółka w kłusie i dwa w stępie, przy których bacikiem musiałam wspomóc się jedynie raz. W końcu zakończyłam trening. Postanowiłam pobawić się jeszcze chwilę z klaczą, więc dowiązałam drugą część linki do prezenterki i ruszyłam nad rzeczkę na oklep na Plotkarze. Klacz, ucieszona, że może wejść do rzeki, wparowała tam od razu. Bawiłyśmy się jeszcze kilkanaście minut, po czym odprowadziłam klacz do stajni. Dałam jej nagrodę w postaci jabłka - po dzisijeszym treningu zdecydowanie na nią zasługiwała.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Śro 17:39, 25 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Trener: SHG
Data: 3.07.2009
Opis: Postanowiłam przeprowadzić dzisiaj trening skokowy z Plotkarą, specjalnie na konto konkursu. Nie wiedziałam, czego się można spodziewać, więc trzeba było poćwiczyć to, co klaczy zbyt dobrze nie idzie. Postanowiłam zwrócić sporą uwagę na słabość Plotkary – ostre zakręty. Często się na nich potyka lub zdecydowanie zwalnia kroku, co widać na parkurze. Poszłam więc z rana do boksu klaczy. Na zewnątrz było parno i b. ciepło, trening (jak zwykle) przeprowadzałam na półhali. Plotkara przywitała mnie głośnym, radosnym rżeniem.
-Witaj, mała! Gotowa na małe czyszczonko? – zapytałam klaczkę po czym weszłam do jej boksu z zestawem szczotek. Plotkara ochoczo uderzyła mnie chrapami w bok
-Hej! – krzyknęłam ze śmiechem i zabrałam się za czyszczenie klaczy. Za chwilę już była gotowa, trzeba było ją tylko osiodłać. Zrobiłam więc i to, założyłam ochraniacze skokowe i ruszyłam na przygotowaną wcześniej półhalę. Na jej połowie ustawiony był już parkur do przejazdu klasy LL (jak zwykle po treningu przejeżdżamy go), a na drugiej połowie były drągi, kawaletki i niskie stacjonaty (+jedna wysoka), no i kopertówki. Energicznie poprawiłam Plotkarze popręg, spuściłam strzemię i wsiadłam. Poprawiłam je siedząc na klaczy, po czym popędziłam Plotkarę do kłusa i wjechałam na półhalę. Zwolniłam do stępa i przejechałam kilka kółek, wykonując różne ćwiczenia. Plotkara szła wolnym krokiem, ale za to pełnym gracji. W końcu wsadziłam nogi z powrotem do strzemion i popędziłam klacz do kłusa. 10 minut kłusa wokół półhali, po czym najazdy na drągi. Klacz nie puknęła w ani jeden podczas tych kilku przejazdów.
-Dobry konik. No, Plot, teraz jedziemy na przeszkody! – powiedziałam i dałam klaczy znać łydkami, że przyspieszamy. Klacz ruszyła do galopu, ja lekko ją zebrałam i zrobiłam najazd na pierwszą kopertę. Klacz przeskoczyła bezbłędnie, ale przeszkoda nie była też taka wysoka. Skoczyłyśmy jeszcze kilka razy przez kopertę i najechałyśmy na drągi, po czym zwróciłam klacz w stronę stacjonaty, która miała 80cm. Najechałam na przeszkodę i wybiłam się w powietrze razem z Plotkarą. Klacz miękko wylądowała. Powtórzyłyśmy to jeszcze trzy razy. Ze skakaniem nie ma żadnego problemu. Gorzej z zakrętami, do których właśnie przeszłam. Zakręt z koperty do stacjonaty był dosyć ostry, ale ostrzejsze już w swoim życiu widziałam. Najechałam więc znów na kopertę, po czym ostro skręciłam w lewo na stacjonatę. Klacz lekko się zachwiałam. Powtórzyłam to jeszcze osiem razy. Klacz była już lekko spocona. Poklepałam ją po szyi. Osiem najazdów, które zrobiłyśmy, zaowocowały w trzy zwolnienia kroków, dwa zachwiania równowagi, ale także trzy poprawne skręty w lewo. Postanowiłam zrobić to jeszcze kilka razy, z tym ż na odwrót – teraz zakręt miał być w prawo. Klacz znów 3 razy zwolniła kroku i raz zachwiała się, ale za to również trzy razy przejechała zakręt w miarę poprawnie.
-Dobry konik – powiedziałam, klepiąc Plotkarę po szyi. Klacz mocno się spociła. Zwolniłam kroku do kłusa i przejechałam dwa okrążenia wokół półhali, po czym znów przyspieszyłam kroku. Teraz już tylko przejazd. Ustawiłam na trasie jeden „rów z wodą” (w rzeczywistości matę wyglądającą jak woda), kilka stacjonat, kopertę oraz dwa oksery, szereg i doublebarre’a. Parkur pokonałyśmy w dosyć dobrym stylu i czasie. Nie było żadnej zrzutki, ale za to dwa puknięcia w belki, które jednak nie spadły. Byłam dzisiaj dzisiaj klaczy zadowolona i miałam nadzieję, że u Nautiki na zawodach dobrze nam pójdzie. Uważam, że klacz jest w miarę dobrz przygotowana, więc całkowitej porażki nie może być, nie? Wink
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Stały bywalec
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 10:57, 22 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Z samego rana przyjechałam do SC. Od razu wręczono mi grafik treningów z ostatnich dni. Czytając go weszłam do siodlarni. Przystanęłam i chwilę rozmyślałam nad tym, kogo i na co wziąć. Postanowiłam ruszyć Plotkarę. Wzięłam sprzęt klaczki i poszłam pod jej boks. Arabohucułka akurat wyglądała na zewnątrz, zaciekawiona moim hałasem. Przywitałam się z nią, dałam krążek marchwi i wyprowadziłam na korytarz. Uwiązałam, zdjęłam derkę i szybko wyczyściłam. Młoda już coraz ładniej podawała nogi, przestała się tak wyrywać. Pochwaliłam ją, dałam kolejny krążek marchwi i sięgnęłam po owijki. Pozakładałam na szczuplutkie nogi karej, potem na grzbiet wsadziłam czaprak, futerko, siodło wszechstronne, na koniec odziałam malutką w ogłowie z zwykłym wędzidłem. Gotowe na trening ruszyłyśmy żwawo w stronę hali. Na miejscu dociągnęłam popręg, ustawiłam sobie strzemiona i lekko wskoczyłam na klaczuchę.
Ruszyłyśmy stępem na luźnej wodzy. Przez 5 minut dałam kobyłce luz, dopiero potem zaczęłam stopniowo nabierać wodze nie zapominając o łydkach i zbierać karuskę. Szło opornie, mała ciągle uciekała od kontaktu i usztywniała się unosząc pyszczek w górę. Postanowiłam wziąć ją na cierpliwość. Nie zaprzestając swoich działań dalej zachęcałam klaczkę do pozbierania się. W końcu zaczęłam przerabiać delikatnie wodzami. Poskutkowało tym, że Plotkara opuściła odrobinkę pyszczek, jednak nadal nie chciała wejść na kontakt i się rozluźnić. Nic nie dawało rezultatów, w końcu zrezygnowana poprosiłam Dei, żeby przyniosła mi z siodlarni gumy. Po chwili już z zapiętymi dość luźno gumkami zaczęłam na nowo pracować z Plotką. Klaczka zmuszona do opuszczenia głowy wpierw nieco walczyła z patentem, potem jednak zaczęła wchodzić na kontakt i się rozluźniać. Jeździłyśmy bardzo dużo po woltach i innych wygięciach, proste włączyłam dopiero wtedy, gdy karuska weszła na jakiś kontakt i zaczęła odpuszczać z głową. Od razu ją pochwaliłam, dałam chwilę luzu, potem skróciłam nieco gumki, by musiała się ustawić w miarę poprawnie. Ruszyłyśmy stępem. Plotkara wpierw stawiała wyraźny opór przed naciskiem gum, potem jednak przyjęła kontakt i zaczęła się rozluźniać, co sprawiło, że ładnie opuściła łepek. Zadowolona poprosiłam Dei o danie arabohucułce smakołyka. Ruszyłyśmy znów stępem i teraz pracujemy nad lepszym zaangażowaniem. Dość długo się z tym męczyłam, nim Plotkara zrozumiała o co chodzi i ładnie się podstawiła tworząc most zad-szyja. Sowicie ją pochwaliłam i sprawdziłam popręg. Wszystko było ok, więc kłus na poluźnionych nieco gumach.
Oczywiście pierwsze co - łeb w górę i papa kontakt z ręką. Westchnęłam i znów kręcimy się po woltkach i pilnując, by mała szła dobrze od zadu. Robiłyśmy dużo przejść w dół, przejeżdżałyśmy przez drążki i stopniowo, powolutku kara zaczęła się rozluźniać, schodzić z główką i wchodzić na lekki kontakt, z moją ręką, której bardzo pilnowałam - musiała być bardzo stabilna, wystarczył by jeden niepożądany ruch i po sprawie. Szła bardzo szybko, wyraźnie miała w sobie dużo energii. Stopniowo mała zaczęła świetnie pracować. Weszła na kontakt, utworzyła most zad-szyja, była luźna i chętna do współpracy. Przejścia wychodziły jej bardzo dobrze, jedynie na początku miała problem z zatrzymaniami. W końcu postanowiłam z nią trochę pogalopować. Musiała spuścić ten nadmiar energii, inaczej jutro rozniosła by boks.
W najbliższym narożniku przyłożyłam łydki i błyskawiczne ruszenie szybkim galopem z lewej nogi. Poklepałam Plotkarę i 3 okrążenia w galopie, potem 2 duże koła i do kłusa. Zmiana kierunku przez półwoltę i galop w narożniku. ładna reakcja na pomoce i energiczny galop z mocną pracą zadu. Potka sama z siebie zaczeła podstawiać mocno nogi pod kłodę, opuszczać główkę i wchodzić na należyty kontakt żując wędzidło. Najwyraźniej galop jest jej ulubionym chodem. Po 3 okrążeniach i 2 dużych kołach przeszłam do półsiadu i mocniejszy galop. Arabohucułka przyspieszyła, raz lekko bryknęła, potem już mocno galopowałyśmy po elipsie. Gdy już spuściłyśmy nieco z pary usiadłam w siodło i spokojniejszy, pozbierany galop. O wiele łatwiejsza praca, klaczka się rozluźniła i skupiła na pracy. Przejechałyśmy sobie kilka razy drążki, następnie do kłusa, zmiana kierunku, chwilka kłusa i zagalopowanie. Znów mocniejszy galop, tym razem 2 lekkie bryknięcia i ładny, okrągły galop do przodu. Znów kilka okrążeń, potem pozbierałam klaczkę i kilka przejazdów przez drążki. Bardzo dobrze nam się pracowało, mała się troszkę zmęczyła, spociła, więc jeszcze poćwiczyłyśmy trochę przejścia galop-kłus-galop oraz spróbowałyśmy zagalopowań ze stępa. O dziwo wychodziły nam bardzo ładnie, więc sowicie pochwaliłam małą i kończymy.
Poprosiłam Dei, by zdjęła gumy, następnie zakłusowałam. Plotkara od razu szła z główką w dole, rozluźniona i zrównoważona. Nieco opornie jeszcze szły jej delikatne wygięcia, np. duże koła ale było o niebo lepiej, niż na początku jazdy. Przejeżdżałyśmy trochę przez drążki, potem przez cavaletti i w końcu żucie z ręki na kole. Bardzo ładne, raczej nie traciłam kontaktu z klaczką. Po tym ćwiczeniu do stępa i stęp swobodny. Rozstępowałam jedynie lekko spoconą Plotkarę przez 10 minut i wracamy do stajni.
Przed boksem zsiadłam, odpięłam popręg, podpięłam strzemiona i zdjęłam z grzbietu klaczki siodło. Następnie owijki i na koniec zamieniłam ogłowie na kantar. Poszłyśmy na myjkę, gdzie schłodziłam karusce nogi i wracamy do boksu. Mała dostała kilka smakołyków, została wypieszczona, wygłaskana, wyściskana i w końcu zostawiłam ją samą, by przemyślała dzisiejszy trening. Sama odniosłam jej sprzęt na miejsce i poszłam zająć się innymi końmi.
słów: 826 (+800)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Sob 11:15, 23 Paź 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Stały bywalec
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 13:02, 23 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Dziś gdy tylko wstałam pojechałam do SC. Chrupiąc jabłko rozmyślałam, co będę robić. Od samego przebudzenia wiedziałam, że wezmę Plotkarę na trening. Musiałam tylko sprawdzić, jak się czuje i obmyślić jakiś plan. Jeśli wszystko będzie dobrze, to wezmę ją na gumy i popracujemy nad główką. Jeśli jeszcze nie będzie czysta, to polonżuję. Na głos kroków kilka łebków wychyliło się zza boksów. Była wśród nich główka Plotkary. Podeszłam do klaczki, pogładziłam po czole i dałam resztę jabłka.
-I jak się czujesz mała? - Powiedziałam wchodząc z kantarem do arabohucułki. Ta tylko popatrzyła na mnie swoimi oczętami i czekała na dalszy bieg zdarzeń. Założyłam jej ten kantar na głowę, zapięłam, przypięłam do uwiązu i wyprowadziłam na korytarz. Przywiązałam karą do kółka w ścianie, rozebrałam z derki i zaczęłam czyścić. Na początek coś prostego - grzywa i ogon do rozczesania. Poszło gładko jak na tak gęste włosie, więc wzięłam włosiankę i likwidujemy zlepki. Tu również szybko i bez problemów, które pojawiły się dopiero przy kopytach. Mała miała opory przed ich podawaniem, natomiast przy tyłach wierzgała. Raz dostała lekko w zadek, bo miałam już dość tej dziecinady. Gdy skończyłam założyłam małej nowiutkie owijki, siodło i czaprak, ogłowie. Do tego zapięłam Plotce gumy - na razie luźne, by mogła sobie główkę wyciągać nieco ale też nie milowe, bo by po skróceniu była istna masakra. Zarzuciłam luźno derkę na grzbiet karej i idziemy na halę.
Na miejscu dociągnęłam popręg, wsiadłam, występowałam przez 10 minut i zaczynamy pracę. Zdjęłam derkę, ściągnęłam gumy tak, by mała nie mogła zadzierać głowy, ale miała nieco luzu. Dociągnęłam popręg i lekka łydka do stępa. Plotkara na początku walczyła i z kontaktem i z gumami, jednak pchana ciągle łydkami, nakłaniana półparadami odpuściła. ładnie ustawiła łepek czując ustąpienie nacisku i zaczęła żuć wędzidło. Powyginałam ją na woltach i różnych slalomach, przejść tez nie zabrakło. Bardzo przyjemna praca, gdy koń się skupia na pracy, a nie bezmyślnie walczy z jeźdźcem. Postanowiłam zakłusować.
Delikatnie smyrnęłam klaczkę łydkami i od razu żwawy, szybki kłusik. Główka oczywiście zadarta do granic możliwości, dopiero po 2 okrążeniach poczułam jak kara wchodzi na kontakt i się rozluźnia. Po kilku woltach z delikatnymi półparadkami się rozgibałyśmy i mała świetnie pracowała grzbietem. Szła od zadu łydkami dopchana do wędzidła na stabilnym i optymalnym kontakcie. Spokojnym kłusem naprowadziłam ją na drążki. Pogubiła nogi i mało się nie wyłożyła przy poślizgu na jednym z drągów. Zestresowane postałyśmy chwilę i dopiero kłus. Przed drążkami usiadłam w siodło i wydłużyłam nieco wykrok małej. Przeszłam do półsiadu i łydka przy każdym drążku. hop-hop-hop-hop-hop, wszystko na czysto.
-Dobrze mała - Powiedziałam klepiąc klacz. Pojeździłyśmy przez te drążki jeszcze trochę, potem cavaletti. Prosty najazd, półparady, łydki i hop-hop-hop. Bardzo ładne przejście, nóżki wysoko w górę, koń skupiony. Pochwaliłam klaczkę i zatrzymanie. Za mocna lewa wodza, więc ruszenie kłusem i znów zatrzymanie. Tym razem udało mi się dać symetryczne pomoce i wykonać bardzo ładne zatrzymanie. Poklepałam kuckę i stęp. Ładne ruszenie, konisko od razu pozbierane i skupione, wędzidełko żute. Postanowiłam już zagalopować.
Jadąc żwawym stępem w narożniku przyłożyłam odpowiednie pomoce do zagalopowania w prawo i ładna reakcja Plotkary. Dość żywym tempem pojeździłyśmy po dużym kole, próbując przełamać barierę usztywnienia w szyi. O dziwo Plotkara już przy drugim okrążeniu odpuściła, zaokrągliła się i rozluźniła. Po 5 okrążeniu poczułam, jak przeżuwa wędzidło. Zadowolona poluźniłam nieco wodze i naprowadziłam karą na drągi. Mała widząc je przyspieszyła kroku, jednak przytrzymana przeze mnie posłusznie zwolniła. Dobrze wyliczone fule i same drągi wzorowo. Pochwała i zatrzymanie z galopu. Uniosła łeb i uciekła od wędzidła, ale posłusznie się zatrzymała. Pochwaliłam ją, pogładziłam po szyje i do stępa, zmieniamy kierunek. Chwila stępa dla uspokojenia oddechu i w narożniku zagalopowanie. ładne, od łydki. Galopik okrągły, swobodny, mała wyraźnie się rozbujała. Nawet głowy nie zadarła. Poklepałam ją i chwila galopu na kole, by skorygować nadmierne wygięcie w potylicy. Po korekcji o wiele lepszy technicznie galop. Przeszłam do półsiadu, poluźniłam nieco wodze i nakierowałam Plotkę na drągi. Postawiła uszy, jednak nie zmieniła tempa. Pasowało nam wszystko, więc bardzo ładny przejazd. Pochwaliłam i jeszcze raz, przy czym po drągach zatrzymanie. Tym razem głowa już mniej zadarta, ogólnie klaczka spokojniejsza. Ruszenie stępem w drugą stronę, zagalopowanie i cavaletti na galop. Pozwoliłam małej nieco wyciągnąć wykrok, dzięki czemu bardzo nam pasowało. Mimo to jedno puknięcie. Jeszcze raz. Za mało impulsu i jeden koziołek przewrócony. Nie zwalniając galopu nakierowałam małą na drągi czekając aż stajenny poprawi kawaletkę. Bardzo ładnie, choć musiała się nieźle skrócić aby się nie wyłożyć. No to jeszcze raz cavaletti. Na każdym "odskoku" przyciskałam łydki, dzięki czemu idealny przejazd. Po nim do stępa. Bardzo ładne przejście, więc pochwała i chwila luźniejszej wodzy dla złapania oddechu. Jakieś 2 minuty później nabrałam wodze na kontakt, Plotkara grzecznie go przyjęła, podstawiła zadek i wyraźnie angażowała się w pracę. Ruszyłyśmy kłusem. Chwilę pokłusowałyśmy i zagalopowanie. Bardzo ładne, płynne i miękkie. Pochwaliłam klacz głosem i jedziemy na cavaletti. Poluźniłam nieco wodze i przeszłam do półsiadu. Przycisnęłam lekko łydki do jej boków i bardzo ładne przegalopowanie koziołków. No to jeszcze raz. "Na dziś nam wystarczy drągów" stwierdziłam i usiadłam w siodło.
Skróciłam maksymalnie galop klaczki. Nieco niechętnie i z oporami, ale wykonała polecenie. Po połowie okrążenia na długiej ścianie dodanie. Mała szczęśliwa z mocnego galopu strzeliła lekkiego baranka i chętnie galopowała dalej. Na krótkiej ścianie skrócenie. Nie dogadałyśmy się i drobna sprzeczka - mała zatrzymała się, machnęła głową, a na łydkę lekko wspięła. Na coś takiego odpowiedziałam jej lekkim bacikiem po zadzie razem z łydką. Uskoczyła w przód a ja ustąpiłam wodzą, by jej nie szarpnąć za pysk. Skróciłyśmy galop i dopiero po ładnym kole w zebraniu wyjazd na długą ścianę i dodanie. Na krótkiej skrócenie. O wiele lepiej. I tak jeszcze 2 okrążenia. W końcu jadąc galopem roboczym wyjechałam na przekątną, w X do stępa, tuż za nim zagalopowanie z drugiej nogi. Jak na początek dobrze. Po kilku okrążeniach skróceń i dodań w tą stronę znów przekątna i zwykła zmiana nogi przez stęp. O wiele lepiej. Ogólnie mała się ogarnęła i w sumie mogłabym zdjąć gumy, bo się tylko majtają. W końcu postanowiłam dać już Plotce spokój.
Przeszłyśmy do kłusa i kilka przejść. Bardzo ładne, w równowadze. W pewnym momencie usiadłam w kłus ćwiczebny i jeździmy po przekątnych ćwicząc dodania. Przyznam, że mimo wszystko kłusik kucki jest bardzo wygodny w porównaniu z niektórymi. W końcu zaczęłam anglezować, odpuściłam małej dodania i wzięłam na koło. Ciągle utrzymując kontakt zaczęłam powoli wypuszczać wodze. Mała ładnie podążała główką do przodu i w dół. Po jednym takim kole zaczęłam nabierać wodze i jedno koło w zebraniu. Właśnie wykonałyśmy żucie z ręki. Pochwaliłam Plotkarę i zmiana kierunku w kole. W tą stronę również żucie z ręki, bardzo stopniowe i powolne, nie chciałam utracić kontaktu z klaczką. Po udanym żuciu z ręki pochwała i do stój. Poluźniłam maksymalnie gumy i dałam luźną wodzę małej na stępa.
Z stojaka zdjęłam derkę i założyłam na grzbiet, sama siadając na jej końcu, który umieściłam na siodle. Przykryłam sobie nogi polarem i stępujemy tak przez 10 minut. Zdążyłam pogadać z Carrot, która akurat zaczynała trening z Bombem. Rozmawiałyśmy o Plotkarze i Bombie, nowych koniach i ogólnych nowinkach w rysie. W końcu pozwoliłam dziewczynie zając się ogierem, sama zatrzymałam karą, zsiadłam z niej, poluźniłam popręg, podpięłam strzemiona i przykryłam dokładniej derką.
Ruszyłyśmy do stajni. Powietrze było rześkie i chłodne, kuło w nos i uszy. Szybko przemaszerowałyśmy do ciepłego domku, gdzie rozsiodłałam małą, wyczyściłam gdzie mogłam, sprawdziłam czy nogi są w porządku i na koniec porozcierałam mięśnie, które najbardziej dziś pracowały. Początek regularnej pracy wcale nie jest taki prosty jak się wydaje. Małej dałam na koniec jabłuszko i poszłam dalej pracować w SC. Zamknęłam boks klaczki, odniosłam sprzęt na miejsce i ruszyłam do kolejnych koni.
słów: 1266 (+1200 hrs)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Stały bywalec
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 17:26, 25 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Tak jak mówiłam, po Bombie przyszłam do Plotkary. Od razu wzięłam z siodlarni jej sprzęt. Klaczka przywitała mnie cichym, wysokim rżeniem, co samo w sobie sprawiło, że mój uśmiech sięgał od ucha do ucha. Weszłam do boksu małej, przywitałam się, dałam obślinić i w końcu odziałam w kantar i wyprowadziłam na korytarz. Zgrabnie uwiązałam, zdjęłam derkę i zaczynamy czyścić. Na początek całego konika włosianką, zlepek w sumie nie było, więc uporałam się raz-dwa i ruszyłam dalej. Grzywa i ogon poplątane, całe w słomie, a jeszcze mała wierciła się niemiłosiernie. W końcu jednak uporałam się z jej fryzurą i kopyta. Prawe przednie - ładnie, podane od razu, wystarczyło przejechać nieco mocniej ręką po nodze, Prawe tylne - lekko wierzgnęła, jednak potem już grzecznie trzymała je lekko oparte o moje kolano. Lewe tylne - zabierała nogę, chowała pod siebie, wierzgała, w końcu jednak odpuściła. Lewe przednie - Musiałam lekko naprzeć na jej łopatkę, ale ogólnie bardzo ładnie. Opuściłam ostatnie kopyto i poklepałam konicę. Ta spojrzała na mnie wyczekująco.
-No dobra...masz. - Powiedziałam wlepiając jej w pyszczek krążek marchewki. Wówczas gdy Plotkara chrupała sobie przysmak ja założyłam jej ochraniacze. Nie miałam z tym żadnych problemów, kobyłka jest do nich przyzwyczajona. Potem wzięłam czaprak, siodło i popręg, ułożyłam na sobie i potem taki komplet wsadziłam na grzbiet klaczki. Zapięłam popręg na pierwszą dziurkę i klaczkę przykryłam do połowy derką. Zostało nam tylko ogłowie. Odpięłam karą, rozebrałam z kantara, wodze i zapięty napierśnik przełożyłam przez szyję, podetknęłam nowe gumowe wędzidło smakowe pod pyszczek i mała bardzo ładnie je przyjęła. Założyłam resztę ogłowia, pozapinałam paski i pochwaliłam kobyłkę. Rozpięłam napierśnik i poprzypinałam kolejno do obu stron siodła i popręgu, który dociągnęłam wpierw z prawej, po chwili z lewej strony. Oprócz napierśnika do popręgu przymocowałam jeszcze gumy - na razie luźniejsze, by kobyłka miała swobodę. Dokładniej przykryłam Plotkę derką i na halę marsz.
Szybko pokonałyśmy ten odcinek, a na miejscu dociągnęłam jeszcze popręg, uregulowałam sobie strzemiona i lekko wskoczyłam w siodło. Przytrzymałam małą, która już ruszała przed siebie. Poprawiłam wszystko, wykonałam kilka półparad by sprawdzić jak z jej reakcją na wędzidło i ruszamy. Luźna wodza, dużo swobody. Plotkara akceptowała powoli kontakt i zaczynała łapać o co chodzi z rozluźnieniem z jednoczesną energią chodu. Postępowałyśmy 10 minut, przy czym stopniowo zaczynałam zbierać karą i gimnastykować. Drążki tez były, tyle, że na kole. Dawało to dobry rezultat, bo klaczka zrobiła się elastyczniejsza i spokojniejsza. W końcu zostawiłyśmy derkę na jednym z stojaków, ja zacieśniłam gumki i jeszcze dociągnęłam popręg. Gotowe do treningu ruszyłyśmy energicznym stępem w zebraniu. No, prawie. Minęło trochę czasu nim młoda połączyła energię z rozluźnieniem, jednak i tak szybko jej to przyszło. Wykonałam lekką półparadę i kłus od łydeczki. Ładna reakcja na pomoce i nawet na moment nie walczyła z kontaktem. Mile mnie to zaskoczyło. W kłusie wykonywałyśmy najróżniejsze figury między przeszkodami, dużo przejść i drążków. Po jakimś czasie tez tych podwyższonych. Plotkara w końcu zaczęła pracować jak na dobrego konia przystało. Skupiona, pozbierana i uważna, gotowa do akcji, słuchająca jeźdźca. Gdy w kłusie byłyśmy rozprężone należycie wzięłam młodą na koło. Tam chwila kłusa ćwiczebnego i zagalopowanie. Ładne ruszenie, chociaż (mimo ręki idącej za ruchem konia) uniosła łeb i uciekła od kontaktu. Połowa okrążenia wystarczyła, by Plotka zaufała kontaktowi i się rozluźniła. Gumki też robiły swoje. Galopowałyśmy dużo na kołach, jedynie mocniejszy galop był na ścianach. No i drągi. Nie oszczędziłam tez małej drągów po kole. Z początku było to dla niej dużym wyzwaniem, jednak dzielnie mu podołała. Cavaletti też było. Arabohucułka bardzo dobrze radziła sobie z stawianymi jej zadaniami. Była uważna, skupiona i zwarta. Rozgrzałyśmy się w galopie na obie nogi i chwila stępa. Przy okazji zdjęłam karej gumy, bo niby małe skoki nie szkodzą, ale po co krępować konia w locie? Gdy odetchnęłyśmy pozbierałam kobyłkę i zagalopowanie z lewej nogi. Jadąc po kole nakierowałam Plotkę na kopertę 40 cm z wskazówką na fule przed. Bardzo ładne odmierzenie odległości do drążka, potem fule i ładny, płynny skok. Poklepałam klaczkę i jeszcze raz. Lekkie przytrzymanie, bo się napaliła, łydka przy drągu, łydka przy kopercie i galopem w drugą stronę. ładna zmiana nogi w skoku, potem równy, spokojny galop. Najechałyśmy na kopertę 2 razy i teraz coś wyższego. Galopując z prawej nogi pojechałam przy bandzie i dużym łukiem naprowadziłam klacz na kopertę 60 cm, tym razem bez wskazówki. Lekkie przytrzymanie w trakcie najazdu, na odskoku łydka i bardzo ładny, baskilowany skok, który wypadł nieco bardziej na prawo, więc wyżej o parę cm. Po lądowaniu pojechałyśmy jeszcze raz. Tym razem bez przytrzymania, bardzo ładne, równe tempo i fule, wyprostowanie, by skok wypadł centralnie pośrodku, łydka i po chwili jesteśmy już za. Pochwaliłam kobyłkę i do kłusa, by zmienić nogę. Zagalopowanie z lewej i koperta od drugiej strony. Lekkie przytrzymanie, na odskoku łydka i hop. Jeszcze raz. Tym razem już ładne, równe tempo lecz sam odskok nieco za daleki, ale się wyratowała dziewczynka. Mimo wszystko pochwaliłam ją za ładne skoki przez środek przeszkody i mamy szereg gimnastyczny składający się z 3 drągów na galop, po których 2 skoki-wyskoki z kopert 50 cm, fule do stacjonaty 60 cm i większe fule do oksera 70 x 70. Jechałyśmy z lewej nogi. Musiałam pchnąć klaczkę lekko łydką, by nie przysnęła. Drążki ładnie, przy kopertach lekko się usztywniła, nie zabrała nóg i zrzuciła ostatnią z nich. Potem fule i stacjonata. Ładnie, chociaż kobyłka nadal spięta. Po wylądowaniu mocno pchnęłam ją do przodu i lekki lot nad okserem. Pochwaliłam Plotkę i jeszcze raz. Chwilę uspokajałam ją na małym kole i dopiero ruszyłyśmy. Drążki ładnie, koperty lepiej, stacjonata dobrze, okser też, choć odskok za daleko. Zmieniłyśmy nogę przez stęp i teraz z prawej. Szereg był bliżej środka hali, więc nieco ostrzejszy zakręt nam nie szkodził. Drążki dobrze, koperty tez, chociaż ściągnęło nas na prawo, stacjonata z przytupem a okser już ładnie. No to jeszcze raz. Na kopertach zadziałałam mocniej lewą wodzą, dzięki czemu utrzymałyśmy linię prostą. Koperta tym razem ładnie, okser świetnie.
-Dobrze mała! - Powiedziałam klepiąc kobyłkę. Na koniec została nam linia koperta 80 cm, okser 90 x 70. Trzeba było albo się skrócić i pojechać na 6 fule, albo wyciągnąć i pojechać na 5. Postanowiłam najpierw pojechać na 5. Po zakręceniu w prawo na pierwsza przeszkodę mocno przyłożyłam łydki i po dwóch fule ładny skok, z wybiciem w odpowiednim punkcie. Po lądowaniu nadal mocnym galopem i lekki, wysoki ale i okrągły skok przez oksera. Pochwaliłam Plotkarę i jeszcze raz, ale skróconym galopem. Był bunt, bo ona chciała jechać mocno, a ja nie. Zatrzymała się, szarpnęła kilka razy głową, lekko wspięła, a potem gdy dostała lekko batem po zadzie konik nagle grzeczny i ułożony. Ach, te jej humorki. Skróconym galopem naprowadziłam ją na krzyżaka. Mimo jego wysokości dobrze skoczyła i ładnie galopowała na oksera. Spłynęła lekko na prawo, jednak skorygowana zewnętrzną wodzą szybko wróciła na środek przeszkody i bardzo ładnie, mocno się odbiła, baskilując nad przeszkodą i składając nóżki jak zawodowiec klasy Grand Prix.
-O to chodzi - Powiedziałam klepiąc ją po szyjce. Zmieniłyśmy nogę przez stęp i 2 razy z lewego najazdu. Najpierw dodanie, potem skrócenie. Znów lekki bunt pod postacią szarpania łbem, jednak mocna łydka i palcat tuż za nią wystarczająco zmotywowały kobyłkę do posłuszeństwa. Bardzo dobrze radziła sobie z odmierzaniem odległości, więc pokusiłam się na dwie większe przeszkody stojące akurat na kole. Stacjonatę 105 cm i oksera 100 x 80 zrobionego tak, że można było skakać z obu stron. Na początek jedziemy na prawo. Po chwili odpoczynku w stępie pozbierałam klaczkę, przyłożyłam łydki i galop. Jechałyśmy dość spokojnym, ale energicznym galopem na oksera. Lekkie wygięcie utrudniło małej skok, jednak pokonała przeszkodę z niewielkim zapasem i bez nerwów. Gorzej było przy stacjonacie. Napaliła się, więc przytrzymanie i ładny, czysty skok. Poklepałam ją i jeszcze jedno koło. Okser o wiele ładniej, z dużym zapasem. Stacjonata tez lepsza, bo kara nie napaliła się tak na nią, nie szarpała się, była zrównoważona i spokojna, więc taki też wypadł skok. Zadowolona poklepałam Plotkarę i zmiana kierunku. teraz jadąc na lewą nogę zaczęłyśmy od stacjonaty. Nieco za mało impulsu i zrzutka, bo skok z przytupu (nie pasowało), natomiast nadrobiłyśmy ją bardzo ładnym pokonaniem oksera. Stajenni zdążyli podnieść drąga na miejsce, więc trochę mocniejszy galop. Dobry punkt odskoku, parabola jak należy, skok nieco z krzyża i klaczka spięta, jednak przy okserze była już rozluźniona. Postanowiłam jeszcze raz pojechać stacjonatę. Równym, roboczym tempem najechałyśmy na jej środek. Dobrze wymierzone fule i bardzo ładny skok. Plotkara się w końcu odprężyła i rozluźniła. Galopowała z główką w dole, spokojna i pewna siebie.
Przeszłyśmy do kłusa. Pochwaliłam sowicie kara, która naprawdę dobrze się spisywała i jeszcze chwilę ją pomęczyłam. Porobiłyśmy dodania i skrócenia w kłusie, przy czym to drugie wzbudzało na początku małe bunty, jednak szybko je wypleniłam. Dogadałyśmy się z Plotkarą i wystarczył lekki sygnał, by wykonywała to, co chciałam. Przeszłam do stępa. Nie odpuszczając klaczce zebrania spróbowałam ustępowania w prawo. Mała nie bardzo wiedziała o co chodzi, jednak wykonała kilka kroczków. Pochwaliłam ją i jeszcze raz, potem jeszcze. W końcu Plotkara wykonywała pewien krótki odcinek w prawo, a po chwili ćwiczeń tez w lewo. Nie była jednak wystarczająco rozluźniona i zrównoważona na dłuższe ustępowanie.
-Będziemy musiały to poćwiczyć - Powiedziałam dając w końcu klaczce luźną wodzę. Plotkara parsknęła i dziarsko (jak na wymęczonego, mokrego konika) maszerowała pomiędzy przeszkodami. Przykryłam ją derką, by nie zmarzła. Po 10 minutach zatrzymałam, zsiadłam, poluźniłam popręg, podpięłam strzemiona, poprawiłam derkę i wychodzimy. Było już ciemno, to jest chyba jedyna wada zimy jak dla mnie.
W stajni rozsiodłałam i wytarłam konicę, odziałam w ciepłą derkę i wypieściłam jak tylko się dało. W końcu jednak dałam jej marchew i zamknęłam boks, by po chwili usłyszeć ciche rżenie. Plotkara patrzyła na mnie swoimi dużymi oczętami, więc nie mogąc się oprzeć podeszłam na chwilę do niej, pogładziłam po pyszczku, ganaszu i szyjce, aż w końcu zabrałam sprzęt i poszłam w dal.
słów: 1622 (+1600)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Stały bywalec
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:51, 06 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
1 Stycznia 2011 - 14 Stycznia 2011: ZGRUPOWANIE SKOKOWE
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Nie 14:52, 06 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Stały bywalec
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:51, 06 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
23 Sty 2011: Ujeżdżenie L + praca na drążkach:
Z rana zaplanowałam sobie przewspaniały dzień. Na początek Plotkara popracuje na drągach i poćwiczymy L-kę w ujeżdżeniu, Potem Punio się polonżuje lekko, w międzyczasie zgrupowanie u Noja, potem Chmura pokazowo, a pod wieczór wszystkie konie przejdą przez gruntowne czyszczenie i masaż. Targając sprzęt klaczki doszłam do jej boksu. Plotkara z cichym rżeniem żwawo podeszła do drzwi.
-Hej niunia, chodź, dziś nie będziemy skakać. - Powiedziałam gładząc karuskę po czole, następnie wyprowadzając ją za kantar z boksu i wiążąc do kółka w ścianie. Poklepałam małą, rozebrałam z derki i zaczęłam czyścić. Szybko rozczesałam zlepki na szyi i nogach, potem całą klaczkę przejechałam włosianką i sięgnęłam po kopystkę. Plotkara ładnie podała wszystkie nogi, tylko lewym tyłem lekko wierzgnęła i chciała go zabrać, ale sobie poradziłam. Poklepałam ją i grzebieniem rozplątałam grzywę, grzywkę i ogon. Od razu koń wyczyszczony wygląda lepiej. Założyłam na nogi ochraniacze (z owijkami za dużo zabawy na dzień dobry), na grzbiet jakiś żółty czapraczek znaleziony w szafie, na niego podkładkę z futerkiem i na koniec siodło wszechstronne. Zapięłam lekko popręg, dociągnęłam z drugiej strony i okryłam małą derką. Na koniec ogłowie z nachrapnikiem polskim i wędzidłem smakowym. Plotkara ładnie przyjęła kiełzno i nie uciekała z łebkiem przy zakładaniu, zapinaniu reszty. Pochwaliłam ją, wzięłam w łapkę bacik, w drugą wodze i idziemy na halę.
soon.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|