Stajnia Centralna

chocky

Sunęłam przez korytarz Stajni Centralnej niemrawym krokiem, wyraźnie zasmucona. Usta wygięte w podkówkę, spuszczony wzrok. Była to moja reakcja na wiadomość którą przekazała mi Joanne. Cho...Mamy chętnego na Romę... Te słowa nieustannie tętniły mi w głowie, i zupełnie nie przejmowały się tym, iż naprawdę cholernie chciałam wyrzucić je z mojej podświadomości. Doskonale wiedziałam, że powinnam cieszyć się tym, że ktoś godnie zaopiekuje się moją ulubienicą, acz ciężko było mi na sercu. Podeszłam pod czwarty boks, siląc się na smutny uśmiech. Romantyczka stała pod ścianą, wyjadając resztki kolacji z żłobu. W tej swojej zwykłości miała coś, co od razu pobudzało moje serce do życia. Nadzwyczajniej stojąc w boksie, poruszając leniwie ogonem przyciągała moją uwagę. Gdy zorientowała się, że podeszłam pod drzwiczki jej boksu i przyglądałam się jej, skierowała swój filigranowy łebek w moją stronę, stawiając uszyska na sztorc, nasłuchując.
-Chodź, do mnie najpiękniejsza - Mruknęłam, wyciągając dłoń w stronę arabki. Bez wahania, zrobiła kilka kroków w moją stronę, podrzucając gwałtownie głową. Zaśmiałam się cicho, sunąc palcem po jej nosie. Łypnęła na mnie okiem, przyglądając się z zadziwiającym spokojem. Była bardzo ufna. ...Zapewne byśmy się dogadały... Coś w tej mojej głowie podpowiadało mi, że jeśli nie chcę popełnić kolejnego błędu, powinnam o nią zawalczyć. A nie pozwolić odejść, tak jak Daedrze. Odgarnęłam grzywkę z jej mądrych, ciemnych ślepi które błyszczały niczym księżyc w pełni na bezgwiezdnym niebie. Dla mnie też była takim księżycem. Ah, koniec tego użalania się nad sobą. Złożyłam usta w dzióbek, zostawiając całusa na jej aksamitnych chrapkach.
-Wyglądasz jak prosiak, chodź doprowadzę Cię do porządku - Zdjęłam z haczyka kantar i uwiąz, zaraz wsuwając się do boksu klaczki. Posuwistym ruchem nałożyłam tasiemkę na jej łebek. Obchodziłam się z nią z należytą delikatnością. Otworzyłam szerzej drzwiczki, coby wyprowadzić ją na korytarz, gdzie udałyśmy się wprost na myjkę. Mała uwielbiała zabiegi pielęgnacyjne, także postanowiłam ogarnąć nie tylko jej sierść, ale i grzywkę. Wyjęłam z pojemnika zgrzebło i włosiankę, rozpoczęłąm zabieg. Klacz miała inną sierść zimową, jak to arabki więc nie miałam problemu z rozczesaniem zaklejek. Pozbyłam się kurzu, z uśmiechem patrząc na wystrzyżone serduszko na zadzie. Kopystką rozczyściłam strzałki, sprawdzając stan jej kopyt. Niedawno wspominałam Karuchnie, aby zajęła się jej rogiem i sprawdziła stan zdrowia. Będę musiała przypomnieć jej o mojej prośbie. Rozczesałam jej długą grzywę i ogon, nożyczkami podcinając końcówki i cieniując nieco włosie. Skropiłam odzywką, coby lśniła i była wzmocniona. Wyjęłam z kieszeni marchewkę, a klaczka kłapnęła wargami entuzjastycznie. Zaśmiałam się, podając jej pod chrapki smakołyk. Wróciłyśmy do boksu, ja wzdychając ciężko. Będzie mi trudno pogodzić się z myślą, że gdy wejdę do SC może jej nie być... Przytuliłam jej szyjkę, posiedziałam w boksie i udałam się do stajni Joanne, potrenować Hunkiego.