|
Stajnia Centralna Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Carrot
Większy wolontariusz
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 11:18, 02 Paź 2010 Temat postu: Ruthless Antarctic Wind - Treningi |
|
|
Miejsce na trenowanie ogiera.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Carrot
Większy wolontariusz
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 11:19, 02 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Lonża na wypinaczach
Koń: Ruthless Antarctic Wind
Jeździec: Rustler
Pogoda: ciepło (22*C, lekki wiaterek)
Miejsce: hala
Czas: 19:30 (60 minut)
Sprzęt: pas do lonżowania, ogłowie polskie (oliwka podw. łamana), wypinacze
Dodatkowo: czaprak pod pas, ochraniacze skokowe
Stan konia: podekscytowany nowym miejscem, regularnie padokowany
Założenia: utrata nadmiaru energii, praca na wypinaczach, skoki luzem
Próba generalna mojej "nówki". Niezmiernie zacieszona z nowego nabytku przyniosłam jego sprzęt pod boks - pas do lonżowania, niebieski czaprak pikowany w kratę, ogłowie z wpiętą oliwką podwójnie łamaną, wypinacze oraz ochraniacze skokowe pod kolor czapraka, a to wszystko pachnące nowością. Weszłam do boksu z kostką cukru i ogłowiem. Pogłaskałam ogiera po nosie, żeby go uspokoić. Dałam kostkę cukru i delikatnie założyłam ogłowie na pysk. Wyglądał tragicznie - sam trzymał sobie wędzidło w pysku, pasek potyliczny śmigał po szyi etc. Jak ja kocham nowe ogłowia. Ciężko westchnęłam i zabrałam się za dopasowywanie "za dużego ogłowia na dużego konia". Sprawiło mi to niemały problem. Cudowne bydle miało ze 2 metry gdy uniosło głowę. A ja nieszczęsne 1,69m. "Będzie wesoło" pomyślałam i skupiłam się na paskach. Po około 15 minutach wyprowadziłam podekscytowanego Winda na korytarz. Przypięłam na dwa uwiązy za kółka od wędzidła i zabrałam się za czyszczenie. Najpierw pobudziłam krążenie iglakiem, potem grzbiet, szyję, nogi i głowę w miarę możliwości przeczyściłam miękką szczotką. Dokładnie wyczyściłam kopyta a na wszystkich nogach porządnie pozapinałam ochraniacze skokowe. Na grzbiet zarzuciłam czaprak i przypięłam go pasem do lonżowania. Luźno, ale na tyle by nie przesunął się czaprak. W rękę wzięłam bat i wypinacze, uwiązy zamieniłam na lonżę i wyszłam z ogierkiem na halę.
***
Puściłam Antarktycznego luzem a sama zabrałam się za ustawianie korytarza skokowego. Po kilku minutach wyglądało to mniej więcej tak:
Wyegzekwowałam powrót do mnie marchewką i zapięłam Wielkiemu lonżę. Pogoniłam go na koło i pozwoliłam dobrać tempo stępa. Energicznie szedł do przodu, mocno atakując kopytami ziemię. Jednak w tym z pozoru ciężkim ruchu zawierała się niesamowita lekkość i gracja. Nie powiem, olbrzymie zwierze robiło wrażenie nawet jak stało. Dalej - co chwila zadzierało łeb do góry i z zaciekawieniem spoglądało na przeszkody i cavalettki. Na początku pozwalałam na to, z czasem zaczęłam karcić Gniadego szarpnięciami lonży. Po kilku kołach stępa przywołałam go do siebie i podciągnęłam pas na trzecią dziurkę. Zmieniłam kierunek i poprosiłam go o kłus. Lekko uniósł przód opuszczając tył i ruszył kłusem ciągnąc za lonżę. Mocno przerobiłam lonżą i zaczęłam zagarniać batem tuż za tylnymi nogami. Zarzucił łbem i przyganaszował się trochę tylnymi nogami bardziej wkraczając pod zad. Zaczęłam bawić się z lonżą, puszczając i pociągając, ale nie przestając angażować w ćwiczenie zadu. W końcu załapał i wyciągnął szyję na wysokość stawów nadgarstkowych żując wędzidło. Pozostawiając w takim ustawieniu poprosiłam go o przejście do stępa. Na początku pociągnął kilka kroków kłusem ale wreszcie zrezygnował i przeszedł do niższego chodu. "Dobry konik" pochwaliłam Windy'ego. Po chwili zatrzymanie i tym razem to ja przyszłam do niego. Zapięłam wypinacze i zmieniłam kierunek. Pogoniłam do kłusa, pilnując tempa by wygodnie było mu łapać kontakt z wypinaczami. Kilka kółek w tę stronę poprzeplatanych przejściami kłus - stęp - stój - step - kłus. Potem zmiana kierunku i to samo w druga stronę. Po chwili dodałam tez przejścia kłus - stój - kłus. Rets już się rozgrzał i skupił na ćwiczeniach więc nie sprawiały mu one wielkiego problemu. Przy jego umiejętnościach były niczym. Jednak przed wyjazdem do ośrodka treningowego musiałam sprawdzić i sfotografować go we wszystkich trzech chodach luzem, pod jeźdźcem oraz w skokach luzem. Dzisiaj dokonamy ostatniego z wyżej wymienionych wymagań - to jest skoków luzem. Odpięłam wypinacze i w ręku wprowadziłam ogiera w cavalettki na stępa. Wyciągnął szyję i uważnie podnosząc nogi przekroczył cały zestaw. Następnie w kłusie w ręku zabraliśmy się za zestaw do kłusa. Też ładnie to wykonał więc poklepałam go i zaczęliśmy ćwiczenie tego samego ale w drugą stronę. Najpierw cavaletti stępowe, potem kłusowe. Zakończeniem był najazd na cavaletti i na koniec skok przez niską kopertę (40cm). Idealne wybicie, dobry baskil i zrównoważone lądowanie. Jednak po przeszkodzie Retek stwierdził, że on teraz będzie latał i kłusem godnym angielskiego kłusaka ciągnął mnie wzdłuż długiej ściany hali. Mocno szarpnęłam lonżą i ustawiłam się by był w środku zataczanego przez niego koła. Czekałam gdy bieg po dużym okręgu zacznie męczyć młode mięśnie. Trochę mu to zajęło. W końcu wyłapałam moment, gdy zaczął zwalniać. Wtedy pogoniłam jednocześnie ściągając go na normalne koło. Jeszcze kilka sygnałów by w końcu Ret zagalopował. Musiałam utrzymywać tempo batem. Następnie do mnie, zmiana kierunku i już tylko galop w druga stronę. Był wystarczająco rozgrzany do skoków. W korytarzu ustawiłam małą kopertę (45cm). Niby umiał skakać ale nie chciałam zbytnio forsować młodych kości. Na razie przygotujemy się na niskich przeszkódkach do Zakładu Treningowego, później odpoczniemy i poczekam na niego aż skończy 6 lat ze skokach. Między czasie będziemy męczyć dresaż. Wgoniłam go kłusem w korytarz. Ogier najpierw szedł pewnie, przed przeszkodą postawił uszy przyhamował, obrócił się na zadzie i zwiał do wyjścia. Zagrodziłam mu drogę batem i wgoniłam ponownie na przeszkodę. Kilka metrów przed kopertą zaakcentowałam wybicie strzeleniem z bata. Podziałało bo Antek wylądował z drugiej strony i pognał galopem do wyjścia. Opuściłam bat i złapałam Gniadego "na marchewę". Tym razem zaprowadziłam go do korytarza z drugiej strony i pogoniłam stępem. Kilka kroków przed przeszkodą kłus i ładne lądowanie z drugiej strony. Nie rozpędzał się, spokojny skok, dobrze oddany. Złapałam ogierka ponownie i występowałam w ręku.
***
Zabrałam Ruthlessa do stajni gdzie rozebrałam i oczyściłam. Zlałam nogi wodą i zamknęłam w boksie. Sprzęt wyczyściłam i odłożyłam do siodlarni.
Spełnienie założeń: 100%
Wnioski: Ruthless jest dobrze zapowiadającym się skoczkiem jednak jestem skłonna poczekać aż dojrzeje do wieku gdy będę mogła zacząć trenować z nim tą dyscyplinę. Ogólnie okazał się był dobrze wyszkolonym koniem sportowym o cudownym pokroju. Dobrze chodzi na lonży, chociaż czasem nie do końca wie o co chodzi w trudniejszych elementach.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Carrot
Większy wolontariusz
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 11:20, 02 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Dresaż L - równowaga i przepuszczalność
Koń: Ruthless Antarctic Wind
Jeździec: Rustler
Pogoda: słonecznie, acz nie gorąco
Miejsce: odkryty maneż
Czas: 13:00, 60min (bez przygotowań)
Sprzęt: siodło ujeżdżeniowe, ogłowie polskie (oliwka podw. łamana)
Dodatkowo: czaprak, owijki, bat ujeżdżeniowy, ostrogi
Stan konia: wybiegany, pierwszy raz pod siodłem w nowej stajni
Założenia: sprawdzenie ogiera pod kątem dresażu, praca nad równowagą, przepuszczalnością i odpowiedzią na sygnały
Ogier wybiegany no to można wreszcie zacząć bawić się w dresaż. Wyczyściłam, osiodłałam i wsiadłam pod stajnią. Stępem wjechaliśmy na maneż. Z siodła zamknęłam bramkę i stępujemy. Ruthless stąpał z urzekającą lekkością i gibkością, przekazując te uczucia przez siodło do mojego mózgu, za co byłam mu szalenie wdzięczna. Jako, że poczułam się bezpiecznie puściłam wodze do sprzączki i zaczęłam biodrami podążać za ruchem Gniadego. Ten odczytał sygnał jako chwilowy luz i spuścił łeb do ziemi rozluźniając grzbiet. Po chwili zaczął się troszeczkę lenić więc obudziłam go delikatnym szturchnięciem łydką co wystarczyło by wskoczył na dobre tempo i utrzymał je przez następne dwa koła. Uznałam, że jestem na tyle rozgrzana by móc przystąpić do ćwiczeń. Skróciłam wodze na lekki kontakt i trzymając nogi w strzemionach postanowiłam przyzwyczaić Antka do ćwiczeń wykonywanych na nim. Najpierw, trzymając w jednym reku wodze poklepałam go po zadzie prawą ręką. Potem zmiana i drugą ręką. Potem wyjęłam nogi ze strzemion i pomachałam sobie nogi. Gdy już przyjęłam poprawną pozycję poklepałam ogierka za stoicki spokój i poświęcanie uwagi refleksom na piasku ujeżdżalni. Zmiana kierunku przez środek i stęp bez kontaktu w drugą stronę. RAW był koniem przystosowanym do szybkiego rozgrzewania się tudzież maksymalnie korzystał z całej długości oddanych wodzy, bujał szyją. Niewiele pozbierałam wodze i pobudziłam Dużego łydką. Starając się pracować głównie łydkami zaczęliśmy od wężyka po prostej. Na krótkiej ścianie duża wolta o falistej linii okręgu. Po chwili zaczęłam wyjeżdżać go biodrami od tyłu do przodu, by ułatwić i zachęcić go do podstawienia i dociążenia zadu. Na wyjściu z wolty próba zatrzymania od dosiadu. Wind zareagował zwolnieniem stępa i dopiero gdy nieco rozszerzyłam ręce zatrzymał się. Poklepałam i chwilkę stoimy by nie cofał zgadując myśli jeźdźca. Skróciłam wodze i dałam sygnały do cofania. Najpierw ruszył przód, potem kroczek w tył. Szybko dałam łydkę do przodu i kilka półparadek by utrzymać kończyny wkraczające pod kłodą. Po zmianie kierunku przyszła pora na ósemki, wolty i serpentyny. Cały czas mocne pomoce do wygięć na co Gniady poprawnie odpowiadał, chociaż czasem trzeba było obudzić w nim dynamikę szturchnięciem łydką. W czasie rozgrzewki w stępie starałam się utrzymywać tempo, a łydka była raczej skarceniem za lenistwo niż sygnałem ruchu do przodu. Podczas dalszej części rozprężenia, w kłusie, skupimy się na stałym tempie wypracowanym przez delikatne, ciągłe komendy.
Po zakończeniu ćwiczeń w stepie przyszedł czas na rozgrzewkę w kłusie. Najpierw przejechałam całe koło stępem na kontakcie, pilnując jego dynamikę, energiczność i stale wyciągając wykrok. Na prostej dodałam łydek i ostatecznie wypchnęłam ogiera z krzyża od razu przerabiając wewnętrzną wodzą i ustawiając go do środka łydkami. Gniady ruszył kłusem czasem zwalniając, czasem przyśpieszając. Delikatnie popuściłam wodze pozwalając na wyciągnięcie i rozluźnienie szyi. Po dwa koła na stronę, potem pozbierałam wodze na delikatny kontakt i skierowaliśmy się na wężyk przy długiej ścianie. Łagodne, płaskie łuki z czasem stawały się coraz bardziej strome i szybkie. Po rozgrzewce na łatwiejszych zakolach Rutek nie miał problemu i ostrymi zakrętami. Następnie, pilnując równego tempa ćwiczyliśmy jazdę po idealnie prostym kwadracie. Najtrudniejszym elementem były zakręty po kątem prostym. Trzy razy przejechaliśmy taki kwadrat o długości boku 10m. Ostatnim razem wygięcie było prawie idealne, a Gniady pozwolił sobie podstawić zad i nieco wygiąć szyję. Na dłuższej prostej duża wolta (20m), następnie półwolty (zmiana kierunku - 15m) i na zakończenie wolta w tą stronę (10m). Powróciliśmy na miejsce gdzie poprzednio wykonywaliśmy kwadrat, by powtórzyć ćwiczenie z trudnymi zakrętami. Po trzech podejściach zajęliśmy się serpentyną przez całą halę, w czasie której intensywnie pracowałam dosiadem i przerabiałam wodzami, co w efekcie końcowym pozwoliło Dużemu na zebranie się w stopniu zadowalającym. Był młodym koniem, więc pełne zebranie wymagało od niego nie lada wysiłku, ale jednocześnie koniem pojętnym i ambitnym. Na przekątnej mocniej wgoniłam go na wędzidło i delikatnie odpuściłam wodze, aktywizując łydką, na co ten wyciągnął krok i lekko opuścił łeb, żując wędzidło.
W narożniku usiadłam w siodło i zmieniłam ustawienie łydek. Gniady szarpnął do przodu chcąc przejść do wyższego chodu, ale przytrzymałam go kierując na ciasną woltę, w czasie której porządnie wygięłam go do wewnątrz. Na wyjściu przejście do galopu na lewą nogę. Cały czas pilnowałam mocnego tempa. Dwa koła na rozgrzewkę. Wygięcia w galopie: na początek proste - duża wolta (30m). Zaraz po niej zeszliśmy do dużo mniejszego koła (20m). Kilka półparadek i mocniejsza łydka pozwoliła poprawić tempo i utrzymać ustawienie. Na prostej dłuższe wodze. Wyciąganie kroku od dosiadu. Przed narożnikiem skrócenie i wielka serpentyna wolnym galopem. Na kontrgalopowych łukach było ciężej, dwa razy Duży przeszedł do kłusa. Po zakończeniu duże półwolty (35m) i po chwilce kontrgalopu lotna zmiana nogi. Antek zarzucił głową i głośno westchnął opryskując sobie klatkę piersiową pianą. Przypomniałam mu o właściwym tempie dosiadem i powtórzyliśmy ćwiczenia w tą stronę. Lewa była tą gorszą stroną więc w prawo poszło wręcz znakomicie - biorąc pod uwagę młody wiek ogiera i jego małe doświadczenie. Po wszystkim przejście do kłusa.
Pora na trening na cavaletti. Na początek najazd na stęp swobodny. Windy spuścił łeb i uważnie przyjrzał się drągom. Następnie skierowaliśmy się na stęp pośredni przechodzący w coraz bardziej wyciągnięty. Nie chciałam by Młody zgadywał i sam dobierał wykrok, więc pomogłam mu w wyciągnięciu. Po ćwiczeniu poklepałam go po szyi i powrót do zebrania by w końcu najechać na drągi do stępa skróconego. Zmęczyliśmy jeszcze kłus roboczy, skrócony i wyciągnięty by wejść w galop roboczy na lewa nogę. Najazd na drągi z dużej wolty. Tym razem skupiłam się na pracy zadu, podczas ćwiczenia w lewo, po czym podczas powtórki w prawo. Poklepałam, nagrodziłam również chwilą luzu - długie wodze i nic od niego nie chcę. Po chwili pozbierałam wodze wganiając Antka na wędzidło i zatrzymanie. Najpierw krótkie cofanie i kłus do przodu. Wjazd na środek i zatrzymanie z kłusa. Chwila stania i ruszenie stępem zanim Duży się znudził. Ponowne zatrzymanie, krok cofania po czym zmiana ustawienia łydek na zwrot na przodzie. Prawie nie używałam wodzy, ale mimo wszystko Gniady utrzymał nieruchomy przód. Poklepałam i ruszyliśmy stępem.
Puściłam wodze aż do sprzączki i pozwoliłam na dowolny tor ruchu. Po około 15 minutach zabrałam RAW'a do stajni. Opłukałam całego konia z potu, po czym zrobiłam mu 10 minutowy seans na solarium w między czasie dokarmiając go marchewkami i nieustannie klepiąc po szyi. Dobrze się spisał.
Spełnienie założeń: 100%
Wnioski: Ruthless to doskonale ujeżdżony młody koń, którego naturalne zdolności pozwalają na wykorzystanie w wysokich klasach dresażu. Jest cudowny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Carrot
Większy wolontariusz
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 11:20, 02 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Dresaż L - praca na zebraniem, żucie z ręki
Koń: Ruthless Antarctic Wind
Jeździec: Rustler
Pogoda: słonecznie, niezbyt gorąco
Miejsce: odkryty maneż
Czas: 60 minut (12:00)
Sprzęt: ogłowie polskie (podw. łam. oliwka), siodło ujeżdżeniowe
Dodatkowo: Approvn The Blues Wink, czaprak, owijki x4, nauszniki, palcat
Stan konia: wybiegany
Założenia: przypomnienie poprawnego zebrania, praca na żuciem z reki, a co za tym idzie zaufaniem do jeźdźca, rozluźnieniem
Pierwsze co usłyszałam wchodząc do stajni to przeraźliwe rżenie Rudego. No tak, biedactwo samo zostało w stajni. Zdjęłam opatrunek - rana wyglądała o niebo lepiej. Jednak Dei przezornie nie wypuściła go z końmi na pastwisko. Wyczyściłam więc go po łebkach i tak był czysty po ostatnim gruntownym szorowaniu. Nogi owinęłam owijkami, na łeb kantar. Na uwiązie wyprowadziłam go na maneż do jazdy na dworze. Sama poszłam po Ruthlessa - jedynego z moich koni zdatnego do pracy. No cóż. Przypadki chodząc po ludziach. A raczej po koniach. Wielkiego przywiązałam sobie na maneżu i zaczęłam czyszczenie od kopyt. Potem iglak i jesteśmy gotowi. Zabrałam go do stajni, ubrałam w ogłowie z oliwka, siodło z czaprakiem oraz owijki na cztery nogi. Gotowi dołączyliśmy do stęsknionego za towarzyszem z wybiegu Approvna.
***
Stępem na długiej wodzy okrążaliśmy maneż. Gniadego mocno dekoncentrował hasający sobie po środku Bloo, co było plusem. Na przyszłość nauczy się, że atmosfera pracy jest zawsze spokojna i cicha co przyda nam się na zawodach. Trzymając wodze za sprzączkę odprężyłam się nieco. Gdy Gniady schodził do środka by dołączyć do Approvna, karciłam go puknięciem palcata po łopatce i natychmiast łydką kierowałam go na ścieżkę. Po kilku nawrotach stwierdził, że nie wart i obydwoje ostatecznie się rozluźniliśmy. Uznałam to za dostateczny znak, że można rozpocząć trening. Utrzymując wodze na delikatnym kontakcie zaczęliśmy kręcenie wolt wewnątrz śladu. Bloo z zaciekawieniem nas oglądał i raz na jakiś czas dołączał do Wielkiego, co wcale nie ułatwiało koncentracji gniadoszowi. Z każda chwilą coraz bardziej nabierałam wodzy i przypominałam o sobie małymi półparadkami. Niechętnie RAW poskładał wielkie cielsko do kupy i ruszyliśmy przed siebie równym kłusem roboczym. Chwilkę pobawiłam się z pyskiem, by odpuścił i rozciągnął szyję. Pozwoliłam sobie też nieco podgonić go łydkami i sprowokować nieco wydłużony krok. Nie był to wyczyn, ale czułam z siodła zmianę odstępów między krokami. Na krótkiej ścianie ponownie go pozbierałam i kierując głównie łydkami zaczęliśmy kręcenie wszelakich wolt, serpentyn i tego typu cudów. Nim zauważyliśmy minęło dwadzieścia minut, byliśmy rozgrzani, w pełni zwarci i gotowi do pracy. Approvn, znudzony naszym treningiem w najlepsze tarzał się na środku.Porządny trening czas zacząć.
***
Zatrzymanie i chwila stania. Poprawiłam siedzenie w siodle - pora na kłus ćwiczebny. Mocno wypychając Antka biodrami ruszyliśmy kłusem. Kilka razy przerobiłam, a kłus stał się wygodnym i przyjemnym doświadczeniem dla obojga. Najpierw duża wolta gdzie stopniowo wyciągnęliśmy się. Następnie nabranie wodzy i na drugiej prostej ponowny wjazd na olbrzymią woltę (omijając leżącego Approvna, na którego RAW nie zwracał uwagi) i stopniowe, płynne przejście do żucia z ręki. W ten sposób przejechaliśmy całą woltę. Na prostej stopniowo dodawałam łydki po czym powoli pozbierałam wodze. Wyraźnie czułam rozluźnienie grzbietu. Ruthless mocniej się przyganaszował i zamiótł ogonem. To było swoiste zaproszenie - w narożniku przesunęłam łydkę za popręg i wypchnęłam go do galopu roboczego, stopniowo przechodząc w zebrany. Na dużej wolcie spróbowaliśmy żucia w galopie co wyszło nam +/- średnio. Pilnując impulsu zmiana kierunku w kłusie, dwa koła galopu w druga zakończone ponownym żuciem. Lepiej, lepiej. Przygotowując Gniadego do późniejszych ćwiczeń tego typu spróbowałam nakłonić go do kilku kroków w ustępowaniu co wyszło wyśmienicie - najwyraźniej Duży to lubi. Mijając dalej leżącego Approvna spróbowaliśmy ustępowanie od drugiej łydki i pozwoliliśmy sobie na chwile odpoczynku na długich wodzach. Ponowne nabranie wodzy i spróbowaliśmy kilka przejść step - galop, mających uwrażliwić ogiera na pomoce. Na prostej wykonaliśmy kilka żuć z reki na woltach dających efekt maksymalnego rozluźnienia. Potem zmiana kierunku i przejścia do galopu. Potem cofanie ze stój i ruszenie kłusem. Następnie wykonaliśmy prosta sekwencję, która miała być uwieńczeniem treningu: w C wykonaliśmy żucie z reki, potem przekątna i od razu na krótkiej ścianie żucie. Potem do stepa swobodnego i dwa koła tym chodem. Antek wyciągnął szyję, jednocześnie przestawiając się w potylicy. Po tym skupiliśmy się na ćwiczeniu 2 kroki kłusa, 2 kroki galopu, 2 kroki kłusa i do stępa. Na całkiem długich wodzach rozstępowanie i do stajni zabierając ze sobą leżącego na środku kasztanowatego lenia Laughing
Spełnienie założeń: 100%
Wnioski: RAW był maksymalnie rozluźniony, ustawiony na pomoce i niezwykle czuły.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Carrot
Większy wolontariusz
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 11:21, 02 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Dresaż L - rytm, balans, samoniesienie
Koń: Ruthless Antarctic Wind
Jeździec: Rustler
Pogoda: słonecznie, ciepło, zahacza o gorąco
Miejsce: hala
Czas: 30 minut (15:00)
Sprzęt: ogłowie polskie (oliwka podw. łam.), siodło ujeżdżeniowe
Dodatkowo: czaprak, podkładka z futerkiem
Stan konia: wybiegany, chętny do współpracy
Założenia: praca nad rytmem w trzech podstawowych chodach, w konsekwencji poprawa balansu i samoniesienia
Dzisiaj zajmiemy się delikatnym i przyjemnym treningiem. Będzie nim praca nad rytmem, balansem i samoniesieniem. Na maneżu przygotowałam sobie stoliczek z laptopem i głośnikami. Ustawiłam playlistę do ciągłego odtwarzania. Widniały na niej takie pozycje jak:
1. Cheeba - Mammona
2. EWR - Dotknąć Cię
3. EWR - Ile warte jest życie
4. EWR - Kolejny krok
5. EWR - Więcej ognia
6. Grubson - Koniec
7. Pablopavo & Reggaenator - Gyal na medal
8. Aly and Aj - Like whoa
9. Amy McDonald - This is the life
10. Beenie man - King of The Dancehall
Wybierałam głównie te utwory posiadające wyraźny, równy rytm, który ma za zadanie pomóc nam w dzisiejszym treningu. W dodatku Ruthless przyzwyczai się do atmosfery muzyki lecącej na zawodach.
***
Weszłam z gotowym Antkiem na maneż. Szybko podciągnęłam popręg i wsiadłam - wolę opanowywać konia z siodła niż w ręku. Oczywiście oczy na szypułach pt. "O matko to mnie zje". Widać, że się koń na dobrej muzyce nie zna. Zignorowałam objawy muzykofobii i zajęłam się pilnowaniem dynamicznego stepa. Z tym akurat nie mieliśmy problemu, gdyż głośniki wydawały się wystarczającym impulsem do zasuwania. Po krótkim, acz energicznym rozstępowaniu zaczęłam prosić Ruthlessa o coraz to wymyślniejsze ćwiczenia na rozluźnienie. Na rzecz krótkiego treningu zrezygnowałam z ćwiczeń w kłusie. Wraz z rozpoczeciem drugiej pozycji poprosiłam o kłus. W takt utworu dawałam łydkę połączoną z półparadą. Na początku nam nie szło ale po wykonaniu wolty połączonej ze zmuszeniem ogiera by podszedł do straszyciela muzyka stanowiła już tylko pomoc naukową. Powróciliśmy na ślad i zaczęliśmy ćwiczenie z dopasowaniem się do muzyki z powrotem. Chwila wysiłków z mojej strony poskutkowała równy, zebranym kłusem na wprost z wyraźnym rytmem chodu. Poklepałam Wielkiego i pozwoliłam na delikatne wyciągnięcie się w końcowej części piosenki. Widać, że reggae spodobało się Gniademu bo uelastycznił się i chętnie szedł do przodu. W czasie trzeciej ścieżki przeszliśmy do stępa. TU nie miałam większych problemów - Antek załapał o co chodzi w równym, rytmicznym chodzie. Ładnie dopasowywał się do riddimu. Co więcej - dobrze przyjął wędzidło i mocno pracował zadem. Od połowy dałam dłuższe wodze i pozwoliłam na kilka minut odpoczynku. Mimo luzu Gniady szedł przyganaszowany i uważnie stawiał nogi w rytm muzyki. Rób co chcesz. Następna, już rytmiczniejsza piosenka zachęciła nas do zakłusowania i powolnego galopu w narożniku. Z tym chodem nie było problemu. Po dwóch kołach, pilnując rytmu i balansu spróbowaliśmy lotnej na środku. Gniady lekko się rozpędził, nie skapował, ale już na prostej zmienił nogę. Poklepałam i zajęliśmy się szukaniem rytmu w tę stronę. Jako, że Wielki wiedział co i jak było łatwiej. Potem przejście do kłusa, do stępa i do stój. Spokojny step na przód. Podczas utworu "Koniec" pozwoliliśmy sobie na chwilkę zapomnienia. Z rozpoczęciem następnego kawałka dałam łydkę do kłusa i spróbowaliśmy poćwiczyć skrócenia i wydłużenia wykroku. Niewiele bo niewiele ale stawały się coraz bardziej wyraźne, a RAW szybciej reagował na komendy do zmiany wykroku. Oczywiście jak na (pół)folbluta przystało lepiej czuł się w wyciągnięciach, ale z zebraniami tez nie miał większych problemów. Moment rozkojarzenia i kłus bez żadnych komend zaowocował zwaniem z narożnika "bo tam coś jest". Do końca "Gyal na medal" walczyliśmy ze "strasznym niczym" w narożniku. W końcu na siłę wepchnęłam wewnętrzną łydką Wielkiego w ten zakręt i pozwoliłam sobie zatrzymać go tam by dokładnie obejrzał "nic". W czasie następnej piosenki poćwiczyliśmy przejścia między chodami. Najpierw kłusem zebranym, potem energiczny galop, znowu skrócenie galopu i powrót do kłusa roboczego. Mocne wyciągnięcie by stawiać kroki "co dwa". Zmiana kierunku, znowu galop roboczy nieco skrócony. Potem przejście do galopu zebranego i wyraźne obniżenie tempa. Z galopu do stępa, co delikatnie wytrąciło nas z równowagi i wznieciło nieco kurzu. Potem stępem pośrednim i przejście do następnego utworu. Był dobry na galop roboczy więc poskładałam Wielkiego do kupy i zajęliśmy się wyczuciem rytmu i praca zadu. Ostatnia piosenka pozwoliła nam na kilka wolt w kłusie. Trening zakończyliśmy stepem na całkiem luźnych wodzach.
Spełnienie założeń: 100%
Wnioski: Można powiedzieć, że RAW jest koniem stworzonym do Kür'u. Dobrze radził sobie z muzyką i chętnie dopasowywał się do rytmu. Jestem z niego bardzo zadowolona!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Carrot
Większy wolontariusz
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 11:22, 02 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Dresaż L - praca nad przejściami (+kondycja)
Koń: Ruthless Antarctic Wind
Jeździec: Rustler
Pogoda: wieczorna szarówka, chłodno
Miejsce: pastwisko
Czas: 30 minut [bez przygotowań i rozstępowań] (19:00)
Sprzęt: kantarek sznurkowy, żel do jazdy na oklep
Dodatkowo: --
Stan konia: lekko zmęczony, znudzony pracą na maneżu
Założenia: praca nad przejściami pomiędzy trzema chodami
Kulturalnie wpakowałam się do boksu Wielkiego i obezwładniłam go używając kantara i uwiązu. Następnie wywlekłam olbrzymie cielsko na dwór, przykuwając do belki przed stajnią. Głośno westchnęłam ocierając pot z czoła, po czym skierowałam się po resztę paralizatorów do siodlarni.* Dobra, to teraz już poważnie. Przyniosłam sobie kantarek sznurkowy z wodzami ze sznurka oraz żel do jazdy na oklep. Poklepałam Antka po szyi i zabrałam się za czyszczenie. Niezbyt dokładnie, byleby się nie poobcierał, potem kopyta i gotowe. Na grzbiet założyłam mu żel do jazdy na oklep, lekko zapięłam popręg, na wszelki wypadek założyłam toczek. Kantar stajenny zamieniłam na sznurkowy i zaprowadziłam ogiera w ręku na największe pastwisko. Mam nadzieję, że Dei się nie obrazi, że podepczemy trochę trawy?
Podciągnęłam popręg by żelka się nie zsunęła, przytrzymałam za "wodze" i wsiadłam. Korzystając z elementu zaskoczenia pt. "Gdzie jest wędzidło?" podciągnęłam popręg oraz poprawiłam sobie strzemiona. Poprawiłam sobie sznureczek w dłoniach.
- Jestem hardcorem - podtrzymałam się na duchu i dałam lekką łydkę do stępa. Takim tempem ruszyliśmy sobie wzdłuż ogrodzenia. Prawie jak w terenie, pomyślałam sobie. Właśnie, jeszcze nie byłam z Wielkim w terenie, również sobie pomyślałam. Trzeba to zmienić, i tu zaskoczenie - pomyślałam sobie. Po około 15 minutach takiego swobodnego ruchu naprzód dałam łydkę do kłusa. Pora zacząć trening. Gniady postawił uszy i jedziemy. Kilka kroków wysiedziałam po czym zaczęłam anglezować. Rawka zaczęła się przystosowywać i niczym wielka terenówka równym tempem pokonywała wzniesienia i obniżenia terenu. Przyjęłam to z radością, bo nie miałam ochoty siłować się z Dużym na sznureczkach xD Spróbowałam zwolnić do stepa dosiadem, blokując mu łopatki kolanami. Okazało się to skutecznym i szybkim sposobem. Ponowne przejście do kłusa i spróbowałam tym razem od samego dosiadu. Trochę wolniejsza reakcja ale przeszedł do stepa. Ponowne zakłusowanie i próba zejścia do niższego chodu od nacisku na kość nosową (kantarkiem), która zakończyła się największym powodzeniem. Poklepałam i najpierw zajęliśmy się rozgrzaniem w kłusie. Tor ruchu dowolny, czasem sama go skręcałam, żeby nie było monotonnie. Ćwiczenia z przestawianiem głowy na godzinę 10, oraz na 2. Kilka dużych kół, kilka małych. Potem zabawy ze zmianą tempa. Następnie próby skróceń i wyciągnięć głównie od dosiadu. Zresztą kantarek nie pozostawiał dużego pola manewru. W końcu przyszedł czas na... g a l o p. Przełknęłam ślinę i dałam łydki do galopu. A co tam. Jedziemy. Kiedyś się zmęczy i zwolni. Ruszyliśmy z prawej nogi, a zielona trawa kusiła... Mnie też. Podniosłam cztery litery do półsiadu i mocniej pogoniłam Wielkiego. Tylko na to czekał. Poczułam, zobaczyłam, usłyszałam przyśpieszenie. Wiatr świszczał w uszach, rozwiewał mi rzęsy, Ruthless stał się jakby chudszy a jego silne mięśnie mocno pracowały pod żelką. Drzewa mijały nas z zawrotną przeszkodą, a długie nogi co chwila wystrzeliwały przed nas z zabójczą siłą młócąc trawę potężnymi uderzeniami. Po chwili zaczęłam skłaniać Wielkiego do zwolnienia. Ten jednak nieco zwolnił, ale położył uszy. Rozumiem, chcesz biec ale... a leć sobie! Wręcz posłałam olbrzyma wodzami. Ten ponownie postawił uszy i wyciągnął szyję. Delikatnie kierowałam go na wielkie półwolty. Na końcu przytrzymałam go zmuszając do przejścia do kłusa. Nie zdążył postawić drugiego kroku go dałam łydki do galopu na lewa nogę. Przyjął to z zadowoleniem i zaczął gnać do przodu z nie mniejszym entuzjazmem niż wcześniej. Gdy zaczął majaczyć nam płot zwolniłam go do kłusa i poprowadziłam szybkim truchtem na następną prosta pastwiska. Przejście do stępa i teraz bawimy się w tym chodzie. Troszkę stepa po czym zatrzymanie, dwa kroki cofania i stęp do przodu. Ponowne zatrzymanie i stoimy. Stęp na przód i jeszcze trzy zatrzymania w odstępach około 10m. Następnie stój, cofanie i kłus. Powolutku, żeby tym razem się nie zmęczyć po czym przejście do kłusa. Nie zdążył spuścić szyi i przejście do kłusa. W górę wychodziło nam dobrze, w dół było gorzej. Teraz przejście do stępa i pilnuję by cały czas utrzymał rytm. Poklepałam i pozwoliłam na chwilę odpoczynku. stęp - kłus - stój - stęp - kłus - stęp - stój - kłus. Na koniec kłus z cofania i wjazd na woltę. Wiedziałam, że za chwilę skończy nam się ściana więc szybciutkim kłusem wprowadziłam go na następną prostą. Ponownie wolta i galop z lewej nogi. Po kawałeczku przejście do kłusa. Powtórzenie trzy razy by w końcu przejść do stępa. Galop ze stępa, następnie również ze stój oraz z cofania. Przy cofaniu nieco się ślizgnął, ale wyratował sytuację. Ostatnią sekwencją było sprawdzenie wszystkich przejść: galop - stęp - stój - cofanie - kłus - stój - galop - kłus - stęp - stój - cofanie - galop - kłus - galop - kłus - stój. Sowicie poklepałam. Pięknie się spisał. Długa wodza i stępujemy.
Zsiadłam, zdjęłam żelkę i kantar, po czym puściłam Gniadego luzem po pastwisku. Odniosłam sprzęt do siodlarni i zniknęłam wiedziona zapachem ciemności.*
Spełnienie założeń: 100%
Wnioski: Super pomysł na trening. Ogier chętnie współpracował, oraz jak miałam wrażenie - praca sprawiała mu olbrzymią przyjemność. Do tego poćwiczyliśmy przejścia od dosiadu, więc gdy na zawodach dodamy do tego wędzidło, mamy opanowane je do perfekcji.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Carrot
Większy wolontariusz
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 11:24, 02 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Dresaż P - ustępowanie od łydki by Rustler
dzień 1
Rozpoczniemy od nauki z ziemi. Dzisiaj pierwsza sesja z jeżem (PNH), Gniady odchodzi dopiero od mocnego nacisku.
dzień 2
Dzisiaj już lepiej, do zabawy wdrożyłam kawałki jabłka. Poszło nam o niebo lepiej Wink
dzień 3
Lekka jazda - trening równowagi na cavaletti (najazdy ze skosu etc.).
dzień 4
Przypomnienie jeża. Ruthless bez problemu porusza się w przód, do tyłu, w lewo, w prawo.
dzień 5
Dodałam nowe sygnały - ruch po skosie. Na razie słabo na to reaguje.
dzień 6
Z każdym krokiem wychodzi nam lepiej!
dzień 7
Ruhtless opanował zabawę w jeża i potrafi chodzić w cztery strony świata.
dzień 8
Trening z siodła. Rozluźnienie, równowaga. Pod koniec poćwiczyliśmy swobodny ruch w odchyleniu 10* od ścieżki.
dzień 9
Pastwisko.
dzień 10
Trening z ziemi - pierwszy jeż na dwie ręce.
dzień 11
RAW postawił pierwszy krok po skosie!
dzień 12
Na razie wychodzą nam maksymalne cztery kroki. Słabo krzyżuje nogi.
dzień 13
Trening pod siodłem. Zaczyna reagować na pomoce do ustępowania.
dzień 14
Coraz lepiej wychodzą nam ustępowania z ziemi. Na razie pozbawione są rytmu, swobody i rozluźnienia. Ale ogier utrzymuje się w równowadze.
dzień 15
Coraz lepiej wychodzą nam ustepowania z ziemi. Mało do ideału.
dzień 16
Antek wykonuje ustępowania z całkowitą pewnością swoich ruchów, uważa to za coś normalnego (i przyjemnego!).
dzień 17
Pierwszy trening ustępowań z siodła. Topornie, dużo powtórzeń sygnałów.
dzień 18
Lonża - rytm, rozluźnienie.
dzień 19
Trening z ziemi - ustępowania.
dzień 20
Trening z ziemi - pozbywamy się lewostronnego usztywnienia.
dzień 21
Trening z siodła - ćwiczymy odpowiedź na sygnał do ustępowania.
dzień 22
Na sygnały Ruthless reaguje prawidłowo, gorzej jest z stawianiem dalszych kroków.
dzień 23
Ku mojemu zadowoleniu Rutek odpowiada na sygnał w każdym chodzie, w stepie postawił dzisiaj już kilka kroków.
dzień 24
Lonża - kondycja.
dzień 25
Trening z ziemi - ustępowania w kłusie.
dzień 26
trening z siodła - mamy opanowane ustępowania w stępie i kłusie. Potrafi ruszyć ustępowaniem ze stój, oraz zmieniać ustawienie.
dzień 27
Początki ustępowania w galopie. Praca nad rytmem ustępowań.
dzień 28
Pilnujemy rozluźnienia i swobody w ustępowaniach.
dzień 29
Teren.
dzień 30
Mamy opanowane ustępowania we wszystkich trzech chodach, również w zebraniach i wyciągnięciach. Ruthless nie stawia oporu, wykonuje je rytmicznie, w rozluźnieniu oraz swobodnie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Carrot dnia Sob 11:24, 02 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Sob 13:56, 06 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Koń: Ruthles Antarctic Wind
Jeździec: Skrzydlata
Do czego: skoki luzem
Miejsce: hala
Postanowiła zabrać dzisiaj konia, który niedawno przyjechał, na małe skoki w korytarzu. Wierzyła, że Rawciu ma predyspozycje do potęgi nawet, ale chciała najpierw sprawdzić jego umiejętności.
Na początek poszła do jego boksu. Ogier stał spokojnie, wyglądał przez okienko. Był chyba najwyższy w stajni, dużo wyższy niż reszta koni, które kiedykolwiek były SKS GAS. No może oprócz Sugarka. W każdym razie w ogóle tu nie pasował za to Skrzydlata uważała, że Raw jest pięknym koniem o świetnym charakterze.
Podeszła do niego i pogłaskała po głowie dając cukierka. Koń powąchał jej dłonie i zjadł smakołyk.
Dziewczyna poszła po ogłowie, odpięła od niego wodzę, dodała do tego szczotki i ochraniacze. Dla siebie wzięła lonżę i bat.
Do boksu weszła ostrożnie, nie wiedziała jak koń może zareagować. Na szczęście nic złego się nie stało – ogier podszedł do dziewczyny i ta bez problemu uwiązała go do pierścienia.
Wyczyściła go dość szybko, gdyż koń miał krótką sierść prawie zupełnie czystą. Poklepałam ogierka i założyłam mu ogłowie z odpiętymi wodzami. Wyprowadziłam go na halę na lonży – Ruthless podkłusowywał, był pełen energii.
Na hali przygotowany był korytarz. Przeszkody miały od 50 do 100cm. Było ich w sumie pięć, miały odległości na dwa duże foulee i każda była o 10cm wyższa niż poprzedni.
Na początek na środku rozgrzałam konia. Rawciu bez problemu reagował na komendy przejścia do wyższego chodu – do niższego nie miał większej ochoty przechodzić. Jednakowoż rozgrzewka poszła bardzo sprawnie, nie zwracałam większej uwagi na to, czy dużo stępował, chciałam aby porządnie się rozciągnął. Głównie oczywiście w wyciągniętym kłusie, ale też w galopie. Ogier przed zagalopowaniem brykał soczyście i dopiero ruszał pędem.
Zatrzymałam go po jednym z bardziej wymagających galopów i zwolniłam z lonży wprowadzając do korytarz. Rawciu czując wolność, ruszył galopem, a kiedy zobaczył przeszkodę, zatrzymał się i zaczął ją wąchać. Po chwili już galopował z powrotem. Wtedy to ja wzięłam bat i zawróciłam go w miejscu. Zdecydowanym galopem ruszył ku 50cm. Przed wyskokiem otrzymał ode mnie sygnał do wyskoku i przeleciał nad drągami kilkadziesiąt centymetrów wyżej.
Następna przeszkoda miała 60cm. Ogier już nie myślał o odwrotach, ale na wszelki wypadek przed wyskokiem dawałam mu sygnał batem. Poleciał wysoko, po raz kolejny.
Trzecia przeszkoda to 70cm. Tu już musi trochę dodać powera przy wyskoku, bo strąci. Całe szczęście zmieścił się ze swoimi wielkimi kopytami na dwa foulee między jedną przeszkodą a drugą, ale widziałam, że stać go na dłuższy wykrok w galopie.
Przeszybował nad stacjonatą70cm jakby to było dalej 50.
Następnie ruszył na 80cm. Był mało zdecydowany, chyba ni bardzo miał humorek do skoków, ale jednak się tego podjął i wyskoczył w górę, nie ściągając drągów za sobą.
Kiedy lądował albo galopował, cała ziemia aż drżała i dało się słyszeć głośne dudnienie, jakby to nie biegł koń, tylko co najmniej słoń.
Przedostatnia stacjonata miała 90cm. W sumie ten korytarz sprawdzał go również przed tym, czego można od niego wymagać na skokach pod siodłem. Przy tej przeszkodzie było już widać w jego mięśniach lekki wysiłek przy wyskoku, czego nie było widać przy wcześniejszych skokach.
Na koniec najwyższa przeszkoda – 100cm. Niby nie wydaje się tak dużo, ale jednak. Rawciu był zmuszony przeze mnie teraz do szybszego wyskoku. To dało dobry rezultat – przeleciał przodami, lecz delikatnie zawadził tylnym kopytkiem, co nie spowodowało upadku drąga. Za to co ciekawe, koń jeszcze wyżej podciągnął tylne nogi, aby przypadkiem czegoś nie zrzucić i przeleciał dalej bez problemu.
Kiedy już wyszedł z korytarza, nie był taki naenergetyzowany jak przed skokami. Bez większego problemu go złapałam i rozkłusowałam, po czym rozstępowałam dokładnie.
Zaprowadziłam go do boksu po skończonym treningu, gdzie sprawdziła stan jego nóg i kopyt. Wszystko było w porządku, więc zostawiłam go z cukierkiem w pyszczku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Sob 13:56, 06 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Koń: Ruthless Antarctic Wind
Jeździec: Skrzydlata
Do czego: skoki LL
Miejsce: hala
Przyszłam do stajni, gdyż miałam ochotę poskakać na Rawciu. Ogier stał w swoim boksie i schylał się, aby wystawić swój wielki łeb przez okienko. Pogłaskałam go po nim i dałam cukierka, którego szybko schrupał.
Wróciłam do jego boksu wyposażona w siodło, ochraniacze, ogłowie i szczotki. Wszystko ustawiłam sobie na wieszaku i ziemi, a do pomieszczonka weszłam z uwiązem. Przywiązałam ogierka do pierścienia i wyczyściłam całkiem sprawnie.
Za nie długi czas byliśmy gotowi do wyjścia.
Na hali czekały na nas przeszkody od 50 do 80cm, zmieniające się co 10cm i były to stacjonaty.
Na początek wsiadłam na gniadosza, który niecierpliwie przestępował z nogi na nogę. Ustawiłam sobie strzemiona, podciągnęłam popręg i dałam konikowi lekką łydkę do ruszenia. Rawciu ruszył energicznym tempem, nie co podrygując co jakiś czas, kiedy zobaczył coś i ruszał kilka kroków kłusem.
Starałam się, aby rozluźnił grzbiet, szyję i podstawił zad, lecz był dość mocno spięty i miałam z tym problem. Ogierek co raz to wyciągał szyję albo zarzucał łbem podkłusowując. Uznałam, że rozluźni się w roboczym kłusie.
Po rozgrzewce na woltach, tym razem samych woltach, ruszyliśmy kłusem. Ogier wyrwał do przodu, ale ustabilizowałam tempo anglezowaniem.
W kłusie prowadziłam go po ścianie w średnim tempie, na stosunkowo długiej wodzy. Ogier wyciągnął nie co szyję i już nie zarzucał nią nerwowo. Pozwoliłam mu trochę dostosować tempo do siebie i teraz kroczył energicznie, ale spokojnie przed siebie.
Po pewnym czasie zaczęłam bawić się wędzidłem w jego pysku. Zaczął je rzuć i łeb wyginać w lekki łuk. Zebrałam nadmiar wodzy i Rawciu wyglądał już jako tako, szedł również ładnie. Poklepałam go.
Zaczęliśmy wykonywać nieskomplikowane zadania, takie jak wolty o sporej średnicy i serpentyny o szerokich zakolach. Po kilku minutach doszły ósemki i teraz krążyliśmy razem wokół przeszkód, rozgrzewając się.
Przeszła do stępa, aby Raw trochę odpoczął. Oddałam mu nie co wodzę i stępowaliśmy swobodnie po ścianie.
Po kilku minutach zebrałam wodze i ruszyliśmy szybkim kłusem. Ogier postawił uszy i napiął szyję patrząc przed siebie zebranym łebkiem. Poklepałam go i pozwoliłam dowolnie wyciągać nogi w kłusie.
Po pewnym czasie zwolniłam kłusa i wjechałam na woltę. Ruszyliśmy galopem, przy czym ogier walnął sobie baranka, lecz poszedł dalej grzecznie.
Zrobiliśmy galopem trzy kółka i zmieniliśmy nogę przez kłus. Po chwili zwolniłam do kłusa i w tym chodzie zrobiliśmy jedno pełne koło.
Zagalopowałam na odpowiednią nogę i ruszyłam na 50cm.
Ogier, kiedy zobaczył przeszkodę, jak jakiś nienormalny, ruszył na nią pełnym galopem. W ostatnim momencie udało mi się go opanować i skoczyliśmy, lecz oczywiście za daleko znalazł się punkt odbicia i Ruthless przednimi kopytami wyrzucił drąg daleko przed siebie. Nic mu się nie stało, bo uderzył ochraniaczami.
Całe szczęście, że na hali była Merisa, która zauważyła zajście i ustawiła ponownie przeszkodę.
Najechałam po raz kolejny na felerną przeszkodę. Tym razem miałam duży kontakt na wodzy oraz była przygotowana na jakiekolwiek wyczyny ze strony konia. Chyba jednak po uderzeniu uznał, że nie warto się wygłupiać i grzecznie wybił się do skoku w miejscu, kiedy ja dałam mu zdecydowaną łydkę. Poklepałam go, gdyż był to ładny skok.
Kolejny skok oddaliśmy na tej samej przeszkodzie, tyle, że z drugiego najazdu. Był równie grzeczny jak poprzedni.
Poklepałam i ruszyliśmy na kolejną przeszkodę. Tym razem było to 60cm. Ruthless zaciekawiony nastawił uszy i patrzył na przeszkodę. Kiedy mu dałam łydkę do wyskoku uniusł się nad ziemię i lekko obrócił łeb, aby spojrzeć, czy nie zrzuca drąga.
Poklepałam go oczywiście i najechaliśmy na 70cm. Tu już zaczynała się prawdziwa jazda. Ogierek chętnie szedł na front przeszkody, nie miałam problemu z ustawieniem go. Gdy już gotowałam się do wyskoku, Ruthless nagle stanął w miejscu i lekko wyciągnął szyję, a ja wykonałam krótki lot przez jego szyję i stanęłam naprzeciwko niego, tyle że po drugiej stronie przeszkody, z wodzami przełożonymi przez głowę i trzymałam je w rękach. Dla osoby postronnej mogło się to wydawać śmieszne, zresztą dla mnie tez było, zwłaszcza, że ogier stał i wąchał ciekawie przeszkodę patrząc na mnie z niedowierzaniem.
Podeszłam do niego i wskoczyłam z powrotem na grzbiet ogierka. Z bandy hali wzięłam do ręki palcat, na co Rawciu zareagował ruszeniem kłusem. Nie zwalniałam go tylko n zakręcie ruszyliśmy galopem i najechałam po raz drugi na 70cm. Tym jednak razem dałam mu porządną łydkę z palcatem w łopatkę. Z lekko położonymi uszami poszedł przez przeszkodę, za co został poklepany.
Powtórzyliśmy ten skok z takim samym rezultatem. Po poklepaniu go ruszyłam na ostatnią dzisiaj przeszkodę – 80cm.
Miało być pięknie, ale oczywiście nie było. Ja nie wiem co jest z tym koniem, ale nie mam zielonego pojęcia co zrobił, że przewrócił całą przeszkodę do góry nogami, podparł się na nadgarstka i głowie, wstał i pogalopował dalej... a ja klęczałam sobie z boku i patrzyłam jak ogier, lekko utykając idzie sobie dalej, nie co wystraszony.
Podniosłam się z ziemi i złapałam niesforne zwierze, które przeszło do stępa i szło wolnym krokiem wzdłuż ogrodzenia. Poklepałam go dla otuchy i wsiadłam. Już nie kłusowałam, tylko występowałam utykającego konia, poczym zeszłam i zaprowadziłam go do boksu.
Czekała tam na mnie Merisa, która opowiedziała mi o tym, jak to gniade ogierzysko nie podniosło przednich nóg dostatecznie wysoko po dość dalekim wybiciu i zwaliło się na ziemie jak długie uderzając w drągi. Poklepałam jeszcze raz ogierka i rozsiodłałam go. Wysmarowałam mu wszystkie nogi wcierką chłodzącą, bo nie mogło mu się wiele stać, gdyż miał dobre, twarde ochraniacze sportowe. To musiało być lekkie obicie. Do jutra z jakąś robotą ani rusz. Zostawiłam go z cukierkiem i zabrałam sprzęt do siodlarni, czując lekkie skutki upadku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Sob 13:57, 06 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Koń: Ruthless Antarctic Wind
Jeździec: Skrzydlata
Do czego: skoki LL
Miejsce: hala
Po ostatnim, nie co nieudanym treningu z gniadym ogierem, postanowiłam powtórzyć z nim jeszcze raz skoki LL.
Na początek podeszłam do ogierowego boksu, z którego koń przyjaźnie wystawiał swój ogromny łeb. Pogłaskałam go po głowie dałam cukierka. RAWciu szybko go schrupał i zaczął szukać następnego, lecz ja już poszłam w stronę siodlarni i przyniosłam sobie jego sprzęt niezbędny do dzisiejszej jazdy.
Na początek zabrałam się za czyszczenie konia. Ogierek spokojnie stał przywiązany do pierścienia, a ja zajęłam się zabiegami pielęgnacyjnymi.
Gdy to skończyłam, osiodłałam go, a potem wyprowadziłam przed boks i poszliśmy na halę.
Weszliśmy do pomieszczenia, gdzie czekały na nas te same przeszkody co ostatnio, czyli cztery stacjonaty od 50cm do 80cm, jedna wyższa od drugiej o 10cm.
Wsiadłam na gniadosza, który z zainteresowaniem przyglądał się przeszkodom. Oczywiście do jednej ręki wzięłam palcat, żeby nie było takich sytuacji jak ostatnio.
Na początek rozgrzaliśmy się w energicznym stępie. Nie musiałam konia mocno motywować łydkami, szedł równym, trochę szybkim tempem sam. Poklepałam go i po jednym pełnym kole zrobiliśmy kilkanaście wolt w obie strony.
Po rozgrzewce ruszyliśmy zgrabnym kłusem. Ruthless zaczynał się rozluźniać i podstawiać powoli.
W kłusie zamiast wolt robiliśmy serpentyny o różnych stopniach zakręconości, czyli różnej grubości zakoli. Ruthlessiu przy tym rozluźniał się coraz bardziej i żuł wędzidło plując śliną na wszystkie strony.
Przeszłam do stępa po kilkunastu minutach kłusa. Ogier z przyjemnością wyciągnął nie co łeb, kiedy oddałam mu nie co wodzę.
Po krótkim odpoczynku po raz kolejny ruszyliśmy kłusem. Tym razem wymagałam od niego porządnego wyciągania nóg, aby się rozgrzał przed galopem. Gdy już ledwo mogłam go utrzymać w kłusie wjechałam na sporą woltę wokół przeszkody i zwolniłam do kłusa pośredniego, z którego dałam konikowi sygnał do zagalopowania.
RAWciu ruszył spokojnym galopem z lekkim podskokiem podczas zagalopowania. Zrobiliśmy dwa małe kółka i jedno pełne. No prawie pełne. Bo oczywiście gniadosz musiał coś odwalić. No i biegnąc sobie galopem, nagle coś mu się przewidziało i bryknął tyłem tak wysoko, że nie wiem, czy ktoś by to wysiedział. Ja tego nie zrobiłam.
Poleciałam kilka metrów przed konia i wylądowałam na miękkim piasku. Ruthless, jak uśmiechając się ominął mnie i przeszedł do pokazowego kłusa. Ja dźwignęłam się z ziemi i ruszyłam w stronę konia. Już dawno nie latałam w taki sposób, kiedy pracowałam z koniem.
Złapałam niesfornego ogiera i wsiadłam z powrotem na jego grzbiet. Od razu właściwie przeszłam do kłusa i nakazałam mu zagalopować. Tym razem chciał wypróbować swój numer wcześniej, lecz dostam palcatem po zadzie, zarzucił tą tylną częścią ciała i ruszył szybkim galopem z podkulonymi uszami.
Zwolniłam go tylko nie co i dokończyłam kółko. Po tym przeszłam do kłusa, zmieniłam kierunek i na małe kółko. Teraz dwa koła w galopie na wolcie i jedno pełne. Rust już nie kombinował.
Po galopie ruszyliśmy na 50cm. Ogier patrzył na stacjonatę, więc przygotowałam się i kiedy wyskakiwaliśmy dodałam mu powera palcatem. Ruthless wyskoczył wysoko, daleko, a ja tylko modliłam się, żeby się utrzymać na koniu. Udało się, więc poklepałam konia i najechałam stacjonatkę po raz kolejny. Tym razem palcatem się już nie posłużyłam, ale dałam silną łydkę. Ogier ładnie skoczył, bez problemu, wysoko na tyle, żeby nie strącić. Poklepałam go i najechaliśmy na 60cm. Tu Ruthless już zaczął kombinować – miał ochotę wyłamać, ale nie otwarcie, wahał się. Jednak dodałam mu łydki i już szedł pewnie. Wyskoczył dość blisko i wzbił się w powietrze, wyginając łukowato szyję. Ja się ledwo trzymałam, ale chyb ja niewiele go obchodziłam.
Przeskoczyliśmy i go poklepałam kierując na 70cm. Ruthless szedł coraz chętniej, tym razem ja wyznaczyłam mu moment odbicia i skok był dużo lepszy niż poprzedni. Poklepałam i zakończyłam popis 80cm, przed którymi Ruthless wykonał kroczki. Skoczył jednak wysoko nad drąg. Nakierowałam go w takim wypadku po raz kolejny i tym razem nie pozwoliłam na kroczki. Było lepiej.
Poklepałam i puściłam galopem wzdłuż ściany. Konik się przebiegł, potem przeszliśmy do kłusa, rozkłusowałam go, następnie do stępa. Rozstępowałam konika do wyschnięcia na luźnej wodzy.
Zaprowadziłam go do boksu, gdzie rozsiodłałam i sprawdziłam nogi. Wszystko było w porządku, lecz na wszelki wypadek wysmarowałam go wcierką chłodzącą. Zostawiłam go z cukierkiem w pyszczku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Czw 17:01, 11 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Koń: Ruthless Antarctic Wind
Jeździec: Skrzydlata
Do czego: skoki L
Miejsce: hala
Od pewnego czasu wzięłam się porządnie za trening Ruthlessa. Dzisiaj miałam z nim poćwiczyć nie co wyższe skoki.
Ogier stał na padoku, więc najpierw musiałam go złapać, co okazało się nie łatwym zadaniem. Ruthless biegał sobie swobodnie, a kiedy się do niego zbliżałam uciekał brykając. Uznałam, że nie ma sensu za nim biegać i jeszcze kopa dostać, więc poczekałam, aż sam do mnie podszedł. Nastąpiło to po kilku minutach. Złapałam go wtedy i zaprowadziłam do boksu.
W boksie go przywiązałam i zaczęłam czyścić. Na początek wyczyściłam go zgrzebłem gumowym ,którym wyciągnęłam brud. Po tym wyczyściłam jego sierść miękką szczotką. Gdy już lśnił wyczesałam jego grzywę i ogon oraz wyczyściłam kopyta.
Po czyszczeniu zajęłam się jego siodłaniem. Założyłam mu ogłowie, siodło i ochraniacze sportowe.
W pełnym rynsztunku wyszliśmy na halę.
W pomieszczeniu czekały przygotowane wcześniej przeszkody – krzyżak 40cm i trzy stacjonaty – 70, 80 i 90cm. Wszystko znajdowało się na środku hali, więc na ścianie spokojnie mogłam rozgrzać ogierka.
Ruthless był jak zwykle pełen energii, kiedy zobaczył przeszkody. Kiedy na niego wsiadałam kręcił się niemiłosiernie i kazał mi na siebie wskakiwać. Zrobiłam to sprawnie, żeby nie denerwować go bardziej.
Ruszyliśmy energicznym stępem, który od czasu do czasu przechodził w lekki kłus, który szybko neutralizowałam ściągając lekko wodzę. Co jakiś czas w stępie wykonaliśmy jakąś woltę bądź zmianę kierunku przez pół woltę.
Po którejś z kolej zmianie kierunku ruszyliśmy kłusem. Ruthless wyrwał do przodu, ja nie co straciłam równowagę i przysiadłam go na tyle siodła, co spowodowało, że zwolnił. Wróciłam do odpowiedniej pozycji i doprowadziłam konika do stanu używalności, mianowicie zebrałam delikatnie i unormowałam coraz to szybsze tempo.
Po pewnym czasie gniadosz dobrowolnie obniżał łeb, żuł wędziło i podstawiał zad. Poklepałam go i po jednym pełnym kole w tym stylu przeszliśmy do stępa.
W najwolniejszym chodzie zmieniłam kierunek i jedno pełne koło. Po nim ruszyliśmy porządnym kłusem, już nie pilnowałam konia tak dokładnie, żeby nie przyspieszał, raczej przytrzymywałam go na wodzy i dodawałam łydki, aby bardziej się podstawił i zaczął wyrzucać przednie nogi przed siebie, żeby wydłużył wykrok. Po kilku minutach ogier latał więcej nad ziemią niż się od niej odbijał.
Gdy uznałam, że mu wystarczy rozgrzewki, dałam mu łydkę do zagalopowania na zakręcie. Ogier zrobił piękny wyskok z młynkiem przednimi kopytami z przodu i ruszył pełnym chodem, lekko zarzucając raz zadem. Pozwoliłam mu się przebiec, żeby stracił nadmiary energii.
Gdy już bez problemu poddawał się mojej woli, zwolniłam go do galopu zebranego, w każdym razie nie był to już taki wyciągnięty chód.
Po zrobieniu jednego koła w tym tempie przeszliśmy do kłusa, przez półwolty zmieniłam kierunek i znowu zagalopowanie, tym razem już tylko spokojnie.
Takim oto galopikiem ruszyliśmy sobie na kopertę. Ogier postawił uszy i już celował, żeby wyskoczyć. Wykonał bardzo wysoki wyskok i wylądował daleko za kopertą. Byłam już przyzwyczajona do tego typu wyczynów, więc nie robiło mi to wielkiej różnicy, jak wyskakiwał.
Przeskoczyliśmy sobie tę kopertę jeszcze dwa razy. Ruthless nie zrzucił, za każdym razem robił nie co niższy i bliższy wyskok, co doprowadziło do tego, że trzeci w sumie skok oddał w miarę spokojnie.
Po trzecim najeździe na kopertę pojechaliśmy prosto na stacjonatę 70cm. Był to spory przeskok z 40 na 70, ale ufałam, że damy radę. No i daliśmy. Ruthless wykonał wysokiego susa nad drągiem i wylądował dość daleko. Poklepałam go oczywiście, gdyż wiedziałam, że taka jest jego technika skoku na początek i nic na to nie poradzę, chyba, że ustawiłabym mu szerokiego okserka.
Najechaliśmy jeszcze dwa razy na stacjonatkę i każdy kolejny skok wyglądał coraz lepiej. Poklepałam go po ostatnim i zwolniłam dla rozluźnienia do kłusa. Gdy już uspokoił nie co oddech, a mi przeszła lekka kolka, zagalopowaliśmy i ruszyliśmy na 80cm. Tu już nie ma żartów, trzeba się wybijać. Ruthless nie miał z tym problemów, więc pokonaliśmy tę stacjonatkę trzy razy właściwie bez błędnie, chociaż ktoś inny mógłby uznać, że wybijamy się za daleko od przeszkody.
Przyszedł czas na sprawdzenie naszych umiejętności i ruszyliśmy na 90cm przeszkodę. Postanowiłam, że przy takiej przeszkodzie przyda się ogierkowi lekka zachęta i chyba trochę przesadziłam, bo kiedy Ruthless dostał łydkę to wyleciał na 110cm i wylądował dość niebezpiecznie, bo wyprostowane nogi mu się nie co ugięły. Dobrze że ma dużo mięśni, które go utrzymały, bo po takim skoku i lądowaniu na głowie, mógłby sobie coś zrobić. Poklepałam go lekko i przeprosiłam.
Na koniec skoczyliśmy sobie lekko kopertę i przeszliśmy do kłusa. W tym chodzie rozkłusowałam go porządnie i czuwała, czy przypadkiem nie kuleje. Całe moje szczęście pod siodłem nic nie czułam, więc mogło być wszystko ok.
Po rozkłusowaniu przeszliśmy do stępa na luźnej wodzy. Ogier z chęcią wyciągnął sobie szyję. Poklepałam go i pozwoliłam człapać sobie spokojnie do wyschnięcia.
Po rozstępowaniu zaprowadziłam go do boksu. Tam rozsiodłałam i wysmarowałam nogi wcierką chłodzącą. Na grzbiet zarzuciłam mu derkę i dałam cukierka.
Zabrałam sprzęt i poszłam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Sob 17:13, 20 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Koń: Ruthless Antarctic Wind
Jeździec: Skrzydlata
Do czego: ćwiczenia na drągach
Miejsce: hala
Przyszłam do stadniny z zamiarem poćwiczenia z Ruthlessem. Szło nam całkiem nieźle, już za niedługi czas będziemy mogli chwalić się skokami klasy P na zawodach.
Dzisiaj jednak zaplanowałam poćwiczyć trochę na drągach. Przyda się, ogier trochę się rozciągnie i będzie nam lepiej, jak zaczniemy klasę P.
Na początek jednak poszłam do stajni, aby przywitać się z ogierkiem. Rawciu wystawił przyjaźnie łeb przez okienko i swoimi miękkimi wargami wyszukał moją dłoń i wyciągnął cukierka. Pogłaskałam go po czole i poszłam po sprzęt.
Pod boks przytaszczyłam siodło, ogłowie, skrzynkę ze szczotkami, ochraniacze sportowe i palcacik. Weszłam powoli do pomieszczenia, gdzie stał ogier, z uwiązem w ręku. Podszedł do mnie, więc złapałam go i przywiązałam do pierścienia. Ruthless momentalnie stanął i tylko obracał łeb, to w prawo, to w lewo, aby zobaczyć, co będę z nim robić.
Na początek wzięłam gumowe zgrzebło i przyciskając je dość mocno do grzbietu gniadosza, wyciągnęłam z niego cały kurz i brud, który po chwili unosił się wokół mnie. Po tym wzięłam miękką szczotkę do ręki i czyściłam ogiera nim tak długo, aż jego sierść zaczęła lśnić. Trwało to dość długo, ale opłacało się – Rawciu wyglądał wspaniale. Poklepałam go i zobaczyłam, że jeszcze unosi się z niego kurz. Wiedziałam, ze ni doprowadzę go do stanu idealnego i dałam sobie spokój z dalszym machaniem szczotką.
Wyciągnęłam z skrzynki grzebień i nałożyłam na jego rączkę kilka gumek. Zabrałam się za długaśną grzywę ogiera. Okazało się, że kiedy ją rozczesałam, okazała się za długa i za nierówna, aby coś z nią robić. Wyszłam na chwilę i wzięłam nożyczki. Wypatrzyłam najkrótsze włosy i do nich wyrównałam całe czarne włosie. Po wyrównaniu, grzywa sięgała prawie końca szyi. To były włosy specjalnie do zaplatania.
Ogier stał cierpliwie, chyba wiedział, że nie można mi przeszkadzać.
Zabrałam się za warkocze. Miałam zamiar zrobić mu cztery dobierańce. Wiedziałam, że się raczej nie rozpadną, a kudełki nie będą mi przeszkadzać w treningu. Trochę to trwało, ale kiedy już zaplotłam i rozplotłam jeden warkocz kilka razy, uznałam w końcu, że jest super. I faktycznie wyglądało to całkiem nie źle.
Skończyłam go czyścić, co oznacza, że wyczyściłam jego wielkie kopyta.
Zabiegi pielęgnacyjne były skończone. Osiodłałam go sprawnie i z palcatem w ręku wyszłam, wyprowadzając konia wyższego ode mnie w kłębie.
Weszliśmy na halę, gdzie kilka godzin wcześniej zostały przygotowane dla nas układy drągów. Były to między innymi: drągi na ziemi na kłus, na galop, koziołki na kłus oraz jedna malutka przeszkoda na kłusa.
Wsiadłam na gniadosza i dopasowałam sobie strzemiona. Podciągnęłam również popręg i gotowi do jazdy ruszyliśmy energicznym stępem. Ogier coraz lepiej odpuszczał z łbem i po chwili już miał wygiętą szyję, a zadek powoli zaczynał pracować. Ogierek bardzo chętnie dzisiaj ze mną pracował. Żuł wędzidło, podstawiał zad i bardzo dobrze reagował na pomoce. Skręcał przy najlżejszej łydce.
Poklepałam go i po wykonaniu kilkunastu ósemek, wolt i serpentyn ruszyliśmy roboczym kłusem. Rawciu jak zwykle był pełen energii, przez co na niewielkie bodźce reagował dosyć nerwowo, czasami przeszedł do galopu, ale jednak starał się mnie słuchać.
Z początku w kłusie robiliśmy to samo co w kłusie, czyli wolty, ósemki i serpentyny, wszystko wychodziło w miarę okrągłe, nie było problemu z wyrysowaniem tego samego rysunku po raz kolejny.
Rozgrzewaliśmy się, czemu towarzyszyły co jakiś czas nie zbyt przyjemne wzloty energii ogiera.
Kiedy próbowałam go zwolnić do stępa, zarzucił łbem i wyskoczył przodem, prawie stając dęba. Ukarałam go za to palcatem w łopatkę, przy czym Ruthless bryknął tyłem i zagalopował. Ściągnęłam go i zwolniłam do stój. Ogier się buntował, przebierał w miejscu nogami i cofał. Próbowałam go uspokoić. Niestety nie udało mi się i coś wystraszyło dodatkowo gniadosza, który ruszył galopem. Nie szło go zatrzymać, gdyż na siadanie w siodle odpowiadał baranami, a na ściągnięcie wodzy – rzucaniem łbem i podskakiwaniem przodem. Ale to jeszcze nic...
Po przebiegnięciu do końca hali zatrzymał się raptownie i zarzucił zadkiem tak, że ja zawisłam na jego boku. Szybko się wspięłam, bo nie wiedziałam, co jeszcze może odwalić Rawciu. Usadowiłam się w siodle, porządnie złapałam łydkami i kolanami. Patrzyłam jak ogier strzeże uszami w stronę wyjścia i patrzy, jakby miało go coś zaraz zjeść.
Oczywiście okazało się, że to zupełnie fałszywy alarm. A to dlatego, że straszliwą rzeczą była Róża, której samej nudziło się na biegalni i postanowiła rozprostować nogi rozwalając zamek. Tak mi powiedział jeden ze stajennych.
Gdy już klaczka znalazła się na hali, bo o to poprosiłam, przybiegła do ogiera, w ogóle się nie bojąc i powąchała mnie. Ruthless oczywiście zaczął trochę ogierzyć, ale nie patrząc ani na jego zachowanie, ani na Różę ruszyliśmy ponownie roboczym kłusem.
Gniadosz wydawał się teraz bardziej spięty, Miałam wrażenie, że wie, iż źle zrobił. W zamian oferował mi pełną gamę tempa chodu oraz świetną sterowność.
Towarzyszył nam ten przylepny źrebak przez cały właściwie trening. Ciągle szła za ogierkiem.
Po kłusie przeszłam do galopu na wolcie. Ruthless całkiem ładnie się wygiął i szedł równym tempem. Zrobiliśmy po trzy koła na każdą stronę, po czym przeszliśmy do niższego chodu, aby popracować na drągach.
Poklepałam go i nakierowałam na Cavaletti. Ruthless miał mi ochotę wyłamywać, ale również bez wielkiego wysiłku przekonałam go do przejścia na środku drągów. Poklepałam i przejechaliśmy kilka razy to samo. Gniadosz ładnie podnosił nogi, nie miał problemu z wydłużaniem kroku, jeśli było to potrzebne. Raczej nawet nie potrącał drążków.
Po pewnym czasie przeszliśmy na koziołki. Tutaj był zmuszony do wyższego podnoszenia nóg, lecz przy jego posturze nie robiło to wielkiej różnicy. Również to powtórzyliśmy kilka razy, aby ogierek rozgrzał się i pokazał klasę na każdym poziomie.
Po drągach w kłusie przeszliśmy do drągów w galopie. Tu już się zaczęły schody, bo trzeba było trafić kopytami między drągi, a nie na drągi. Cale szczęście, że miałam pomoc stajennych, bo ogier połamał pięknie dwa drągi swoimi grubaśnymi nogami.
W końcu dotarliśmy do takiego stanu, że nie zahaczał nic i deptał po niczym. Fakt, że musiał wyciągnąć szyję i żeby nie trafić na któryś z pałąków, patrzył na nie, ale jakoś to było. Przynajmniej wiemy co trzeba poćwiczyć.
Po tym przeszliśmy ponownie do kłusa i ruszyliśmy tym chodem na przeszkodę. Miała ona może z 40cm. Oczywiście Ruthless musiał zagalopować, jednak ja go ściągnęłam i zatrzymałam dokładnie przed przeszkodą. Skręciliśmy i najechaliśmy ponownie, również kłusem. Tym razem już nie próbował galopować, chyba bardzo chciał skoczyć, a wcześniej nie zrozumiał tego, że można skakać z kłusa. Dałam mu łydkę do wyskoku i wykorzystując moc swoich wspaniałych mięśni wyskoczył i pokonał małą przeszkodę. Poklepałam go, gdyż nie przeszedł po skoku do galopu. Wykonaliśmy skok jeszcze kilka razy, po czym przekłusowałam go na luźnej wodzy. Na koniec rozstępowałam go na luzie.
Poszliśmy do stajni, gdzie ogier został rozsiodłany przez stajennych, potem ja sprawdziłam stan jego nóg. Wszystko było ok., ale zleciłam, aby wysmarowano go wcierką chłodzącą. W nagrodę za dość udany trening dostał ode mnie cukierka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|