|
Stajnia Centralna Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Carrot
Większy wolontariusz
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 21:24, 09 Lut 2010 Temat postu: Sheetal Coma - Treningi |
|
|
Tutaj trenujecie z Comą
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Carrot
Większy wolontariusz
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 21:32, 09 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Pierwszy miesiąc z życia Comy (Jeszcze wtedy jako Anarchia)
PONIEDZIAŁEK
Uganda zaakceptowała Anarchię jako przyszywaną córkę. Wszystko fajnie, tylko muszę wstawać w nocy trzy razy nakarmić młodą. Imprinting idzie, po lekkim oporze mała ma wszystko gdzieś.
WTOREK
Anarchia już mnie rozpoznaje. A jak zatankuje do pełna mlekiem to nawet za mną łazi po boksie. Friendly foliową torebką zaakceptowane.
ŚRODA
Pierwsze wyjście na dwór. Jak się młode schowa między pańcią a tym-dużym-w-paski to nic nie jest straszne. Nawet tłukący się po padoku obok, zazdrosny Apacz.
CZWARTEK
Apacz już oswojony. Teraz rodzinka w komplecie. A małą można zostawić spokojnie na padoku. Uf.
PIĄTEK
Kantarek jest be, ale jak się nie da go strząsnąć, to trzeba nosić. Kolejny krok do przodu.
SOBOTA
Pada więc brykamy na hali. Papier już nie jest straszny. Pierwsza burza w życiu również oswojona.
NIEDZIELA
Oswajamy zabiegi pielęgnacyjne. Jednak szczotka nie gryzie, jest nawet całkiem przyjemna.
PONIEDZIAŁEK
Pierwsze mycie też za nami. Niestety wąż nada budzi obawę. Pracujemy.
WTOREK
Wszelkie hałasy już nam nie straszne.
ŚRODA
Szaleństwa na padoku z tym świrniętym Apaczem i proszę. Mała się potknęła i kuleje. Będzie żyć.
CZWARTEK
Mała już zapomniała o bólu i znów bryka. Tym razem po kałużach. Jesteśmy całe w błocie. Obie.
PIĄTEK
Uczymy się chodzić na uwiązie. Pańcia zła bo nie pozwala łazić tam, gdzie chce koń.
SOBOTA
Opory i bunty coraz mniejsze. Szczególnie jak tyle ciekawych rzeczy do zobaczenia.
NIEDZIELA
Łazimy po folii. Na początku chciała mi zjeść konia. I podejrzanie szeleści.
PONIEDZIAŁEK
Folia przyjacielem jest. Znaczy będzie, bo nie odpuszczę. Aż się młodej znudzą te fochy.
WTOREK
Zmagań z folią część kolejna. Łazić po niej już można. Gorzej z zakładaniem na grzbiet.
ŚRODA
Dziś się lenimy. Cały dzień na padoku, na słoneczku. Konie trawią, a ja leczę spalone ramiona.
CZWARTEK
Mała zadziora robi się coraz gorsza. Mało mnie dziś nie stratowała. Przecież pańcia nie jest drzewem
PIĄTEK
Sukces! Młoda zaprzyjaźniła się z folią! Opijamy xD
SOBOTA
Pierwsze pławienie młodej. Jak Ugandy żaden krokodyl nie zeżarł, to Anarchia rzuciła się na podbój głębin.
NIEDZIELA
Zaczynamy naukę wiązania. Narazie koło innych koni. Młoda ma ADHD, zdecydowanie.
PONIEDZIAŁEK
Elastyczny uwiąz wiele przeszedł. Ale młoda już nie szaleje. Co też nie znaczy, że stoi grzecznie.
WTOREK
Pierwszy spacerek w samotności. Na padok i z powrotem, bo moje uszy mają granice wytrzymałości, w przeciwieństwie do końskiego gardła.
ŚRODA
Kolejny spacerek, tym razem Uganda uwiązana przed stajnią, a my krążymy. Rekord do 20 metrów.
CZWARTEK
Młoda nauczyła się spokojnie stać! Od razu widoczne też postępy przy prowadzeniu. Już odpuszcza na nacisk w potylicy.
PIĄTEK
Spacerek coraz dalej i dalej od ‘mamusi’. Gratuluję Ugandzie cierpliwości, ja bym tyle z młodą nie wytrzymała.
SOBOTA
Wyścig z Apaczem, poplątane nogi, pierdut ryjem w piach, do góry, otrzepać się i lecimy dalej, nie zważając na bliską zawału serca pańcię.
NIEDZIELA
Rano kąpiel. W południe pławienie. Wieczorem deszczyk i jeszcze tarzanko w błocie. Anarchia konik wodny.
PONIEDZIAŁEK
Młodej wyrzynają się zęby i wszystko na tym cierpi. Moje palce szczególnie.
WTOREK
Samotny spacer! W prawdzie tylko rundka wokół stajni i koło karuzeli, ale młoda już nie myślała tylko o powrocie.
by MissDestroy
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Carrot dnia Wto 21:33, 09 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Carrot
Większy wolontariusz
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 21:34, 09 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Wprowadzenie do PNH
Nigdy nie jest za wcześnie, żeby złapać dobre podstawy. Postanowiłam więc zacząć bawić się z Młodą w pierwszą grę – friendly. Wzięłam jej kantarek, uwiąz i poszłam na padok. Pogoda była ładna, wiał jednak dość silny wiatr, więc wszystkie trzy kopyciaki były skore do szaleństw. Nawet Uganda, której nóżki mają się już coraz lepiej, statecznym kłusem podbiegła do mnie, poszukując smakołyków. Apacz zatrzymał się troszkę dalej – z doświadczenia wiedział, że od Ugandy można nieźle dostać z kopyta. Za to Anarchia, korzystając z przywileju młodości, bezceremonialnie wepchnęła się między nas i wsadziła mi nos do kieszeni. Korzystając z okazji założyłam jej kantar i poprosiłam, żeby poszła za mną. Chwilę się zawahała, jednak delikatny nacisk kantara na potylicę sprawił, że skapitulowała i podreptała za mną, skubiąc mnie przy okazji po kieszeni. Jednak gdy dochodziłyśmy już do stajni, zatrzymała się gwałtownie. Zauważyła, że nie idzie z nią żaden inny koń. Faktycznie, tragedia. Szłam dalej jakby nigdy nic, aż uwiąz lekko się napiął. Młoda tylko podniosła łeb. Nie wyglądała na przestraszoną, po prostu zbuntowała się, żeby zostać z resztą koni. Powoli zwiększałam napięcie uwiązu. W pewnym momencie Młoda, która konsekwentnie zaparła się do tyłu, lekko przeniosła ciężar ciała do przodu i zrobiła jeden kroczek. Od razu poluzowałam uwiąz i poprosiłam ją o dalszy ruch do przodu. Znów się zaparła, ale tym razem wystarczyło delikatne napięcie uwiązu by grzecznie ruszyła za mną. No, nauka nie idzie w las, opłaciły się te godziny nauki ustępowania od nacisku kantarka.
Uwiązałam Anarchię do relingu i zabrałam się za czyszczenie. Młoda ma taką fajną szorstką sierść. Początkowo stała spokojnie, ale dość szybko się znudziła. Najpierw skubała uwiąz. Potem próbowała łapać szczotkę. Nóżki podawała ładnie, miała tylko trochę problemów z zachowaniem równowagi – kręcić się na trzech nogach jest trochę trudniej... Poszłyśmy na round pen, bo tam jest mniej miejsca na szaleństwa, a ściany są zabudowane więc łatwiej się skupić. Puściłam młodą wolno, żeby się rozejrzała, a potem założyłam jej mały kantarek sznurkowy z liną. Pochodziłyśmy chwilę, żeby zapoznała się z jego działaniem, w końcu jest inny niż normalny stajenny kantar. Potem zaczęłam głaskać małą po całym ciele. Do tego przyzwyczajałam ją już od pierwszych chwil życia więc nie zwracała na mnie najmniejszej uwagi. Potem przyniosłam foliową torebkę. To też już ćwiczyłyśmy, więc po krótkiej chwili również tym przestała się interesować. Teraz przyniosłam dużą płachtę niebieskiej folii która służy czasem jako sztuczny rów podczas treningów skokowych. Młodą na widok tego potwora wryło w ziemię. Powiesiłam folię na ogrodzeniu i skłoniłam Młodą do zrobienia kroku. Podeszła kawałek i w skupieniu przypatrywała się temu niesamowitemu zjawisku xD Jednak ciekawość szybko zwyciężyła i Młoda już po chwili obwąchiwała folię, a potem zaczęła ją skubać. Widocznie sztuczne materiały są lepsze niż trawa x.x Położyłam folię na ziemi. No, to już co innego. Znów chwilka namysłu i po chwili olewka. Wzięłam folię i powoli zbliżyłam do boku Młodej. Aaa, potwór atakuje! Mała wybiła się e wszystkich kopytek w górę i dała drapaka. Skoro tak, uwiązałam ją i powolutku zbliżyłam folię. Gdy Młoda podniosła łeb i zaczęła się denerwować, odsunęłam się. I tak w kółko przez kilka minut, coraz bliżej. W końcu mogłam przysunąć folię kilka centymetrów od boku klaczki. No, na dziś wystarczy, jeszcze się z tą folią pobawimy.
Odłożyłam sprzęt i zabrałam małe na spacerek. Odwiedziłyśmy wszystkie miejsca, jakie w przyszłości będzie musiała nauczyć się tolerować. Weszłyśmy sobie do karuzeli, spacerowałyśmy koło przyczepki i między przeszkodami na parkurze. Młoda była całkiem grzeczna, tylko kilka razy wykazała zdecydowaną chęć by wracać na padok do reszty. Ale to tylko wtedy, gdy Apacz zaczynał tęsknie wyć xD W końcu skróciłam ich cierpienia i dałam Młodej spokój.
by MissDestroy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Carrot
Większy wolontariusz
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 21:35, 09 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Pierwszy rok z życia Comy - raporty
Coma szaleje. Nie da się nic z nią zrobić. Tylko by latała po padoku albo brykała. Trudno, użerać się z nią nie będę. Nadal kiepsko znosi samotność na padoku i muszę ją zabierać na treningi z Apaczem. Dramat...
Młoda mi zwiała, jak prowadziłam ją na padok. Poleciała w stronę lasu – dobrze, że nie na drogę. Puściłam na padok Apacza. Zestresował się, że jest sam, zaczął zawodzić i od razu wróciła. Zrobię z niej pasztet, obiecuję.
Uczymy się spokojnego stania na uwiązie. Znaczy młoda się uczy. Wczoraj prawie porwała kantar, dziś jest już lepiej. Odsadzała się tylko trzy razy. Będą z niej ludzie.
Wiecie, że w dwucentymetrowej głębokości kałuży można się utopić? Coma wie. Najpierw nie chciała przez nią przejść, potem zerwała się i przegalopowała. Jestem cała w błocie.
Pierwszy spacer w teren. Ile potworów czai się za krzakami! Ale świat jest piękny. Tylko za Apaczem szybko robi się tęskno.
Uczę Comę grzecznego chodzenia na uwiązie obok Apacze, kiedy ja siedzę na nim. Marne wysiłki...
Nie wiem jakim cudem Młoda tak długo majstrowała przy bramie padoku, że aż ją otworzyła. Właśnie ćwiczyliśmy z Apaczem na szeregach, gdy przylazła koło ogrodzenia parkuru i zaczęła rżeć. Myślałam, że przerobię ją na salami.
Dłuuugo ćwiczyłyśmy zachowanie się na uwiązie i proszę – Młoda zachowuje się jak prawdziwy janowski arab!
Uczymy się włazić do przyczepy. Jest fajnie, dopóki jest tam coś do jedzenia. Kiedy nic już nie można wszamać, przyczepa nagle robi się be.
Wieeelki sukces! Pierwsza jazda przyczepą, pierwsze zawody, czy raczej pokaz, i pierwsze osiągnięcie! 3 miejsce, ale jak na debiut to i tak super! Młoda spisała się bardzo dzielnie i mimo kilku wyskoków wszyscy żyją.
Zastanawiam się nad sprowadzeniem nowego konia, żeby Coma nie musiała zostawać sama, kiedy Apacz idzie na trening albo na zawody. Serce mi się kraje, kiedy słyszę żałosne zawodzenie Małej.
Dzisiaj bardzo fajny trening. Przechodzenie przez drągi, zabawa piłką i odczulanie na węża z wodą. Jednak Coma umie się skupić, kiedy chce!
Pierwszy teren we dwoje – ja na Apaczu a Młoda obok na uwiązie. Poza tym, że raz nie dogadaliśmy się, z której strony minąć drzewo i w efekcie Coma poszła w prawo a my w lewo a uwiąz spalił mi prawą rękę, było fajnie.
Pierwsze urodziny Comy! Oba kopytne dostały po torbie marchewek. Jak Młoda wyrosła przez ten rok!
By MissDestroy
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Carrot dnia Pon 11:33, 15 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
chocky
Mały wolontariusz
Dołączył: 26 Sty 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 10:49, 15 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Nie wiedziałam, czy wstawić to tu, czy do odwiedzin.
Zabieram 400 hrs
Zabawy na roud penie.
Ruszyłam korytarzem, dopatrując swojej nowej podopiecznej, Comy. Jako iż kiedyś stała w Unique, znałam ją dobrze. Podeszłam do boksu siwki i uśmiechnęłam się na widok znajomego pyszczka. Przyznam szczerze, żal złapał mnie za serce, gdy ją zobaczyłam.
-Cześć ślicznotko, ale ty wyrosłaś.
Wyciągnęłam w jej stronę rękę, by mogła zapoznać się z moim zapachem. Młoda powąchała nieufnie moją dłoń, zaraz trącając ją chrapkami. Do jednej ręki wzięłam kantarek, drugą złapałam za zasuwę, chwile się pomocowałam i weszłam do środka boksu. Hanowerka zrobiła krok w moją stronę, a ja uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
-Pamiętasz mnie jeszcze, Comuś?
Pogładziłam ją opuszkami palców po ganaszu i wyciągnęłam z kieszeni bryczesów kawałek marchewki. Młodzinka schrupała ją wdzięcznie, a ja poczochrałam jej grzywkę pieszczotliwie.
-Chcesz trochę pobiegać?
Złapałam ją za kość nosową i zwinnym ruchem założyłam kantarek na łebek, do metalowego kółeczka przypięłam uwiąz i wyszłam z siwką na myjkę, gdzie zaraz ją przywiązałam. Coma była młodym koniem, więc zaczęła się trochę wiercić i zaciekawiona rozgladać na boki. Wyciągnęłam zgrzebło i zaczęłam rozczesywać zaklejoną sierść hanowerki. Klacz stała w miarę spokojnie. Od czasu, do czasu wierciła sie to w lewo to w prawo. Gdy po zaklejkach nie było śladu, przeczesałam włosianką jej boki, grzbiet, szyjkę, nogi i pysior. Na koniec kopytka. Młoda od czasu do czasu wyrywała kopyto, ale stała już coraz lepiej. Założyłam jej derkę na grzbiet, jako iż nie miała już nie pierwszy raz ma "dziwną" rzecz na grzbiecie, na przejęło jej to. Złapałam za uwiąz i prawie w podskokach z wymalowanym uśmiechem na twarzy wyszłyśmy na roud pen.
Zamknęłam za sobą drzwiczki i puściłam małą, by sobie pobiegała. Klasnęłam w dłonie, a Coma odkłusowała kawałek. Łeb miała zawieszony nad ziemią, uszami strzygła na boki. Fuknęła też kilkakrotnie i...położyła się i zaczęła tarzać.
-No pięknie.
Uśmiechnęłam się, gdy siwka wstała i otrzepała się. Postanowiłam, że ją trochę pogonię.
-Dalej.
Zawołałam, klaszcząc w dłonie i podąrzając za Comą. Hanowerka zerwała się kłusem, machając głową. Zaczęłam za nią biec, dalej klaszcząc w dłonie. Siwa zagalopowała. Stanęłam pod ścianą i dałam jej się wyszaleć. Biegała po roud penie, strzelając baranki. Jej zabawa nie trwała długo, zaraz podeszła do mnie i złapała za kieszeń, gdzie trzymałam jeszcze jeden kawałek marchewki. Zaśmiałam się cicho i dałam go jej na płaskiej dłoni. Dopięłam uwiąz do jej kantarka i zrobiłam kółko w dłoni, mówiąc coś pod nosem. Po kilku minutach, zacmokałam i ruszyłyśmy kłusem. Gdy klacz biegła równo koło mnie, postanowiłam odpiąć uwiąz i zobaczyć, czy efekt będzie taki sam. Uśmiechnęłam się szeroko, gdy hanowerka kłusowała u mojego boku, lecz po kilku minutach stanęła jak wryta, gdy Eter z Yari weszli do środka. Odezwałam się pierwsza i złapałam młodą.
-Cześć, my już pójdziemy.
-Cześć, cześć. O, byłabym Ci wdzięczna.
Zrobiłam jeszcze kółko w okół stajni i udałyśmy się do boksu. Ściągnęłam jej derkę z grzbieciku, przeczyściłam zgrzebłem i cmoknęłam w chrapki.
-Kochana jesteś, odwiedzę Cię jutro.
Wrzuciłam jej jabłko do żłobu i wyszłam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
chocky
Mały wolontariusz
Dołączył: 26 Sty 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 22:21, 15 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Przyzwyczajenie do siodła i ogłowia część 1.
Na prosbę Chocky przyejchałam dziś do SC by pomóc jej w przyzwyczajaniu Comy do siodła i ogłowia. Wyczyszczona klaczka czekała już na mnie przed stajnią, po chwili zobaczyłam też Chocky tachającą siodło i ogłowie, więc rzuciłam się by jej pomóc.
Odwiązałyśmy hanowerkę po czym przeszłyśmy w spokojniejsze miejsce, gdzie nikt nam nie przeszkadzał i w razie gdyby klacz spanikowała najmniejsze były ryzyko powazniejszego urazu. Chocky trzymała uwiąz, dając klaczce sporo swobody, natomiast ja podsunęłam jej do powąchania czaprak. Coma wykazała żywe zainteresowanie dziwnym przedmiotem, obwąchała go dokładnie, ale po pewnym czasie przestała zwraca na niego uwagę. Pogłaskałam ją ręką po grzbiecie, starając się ją przygotować na kontakt z materiałem, po czym delikatnie dotknęłam czaprakiem jej grzbietu. Drgnęła nerwowo i uniosła wysoko głowę, ale udało się nam ja uspokoić. Gdy byłyśmy pewne że już nie boi się czapraka powtórzyłyśmy to samo z siodłem, oczywiście nie połozyłam go od razu całym ciężarem, tylko stopniowo.Popręg podpięłyśmy na jedną dziurkę, ale przyzwyczajona do pasa do lonżowania Coma zbytnio się nim nie przejęła i wkrótce mogłyśmy go zapiąć normalnie. Chocky oprowadzała klacz przez chwilkę po czym zdjęła siodło i dała jej chwilkę spokoju.
Przyszła pora na ogłowie - najpierw upewniłysmy się że klacz nie boi się dotygu wodzy na jej szyi. Coma była nieco zaniepokojona, więc zrobiłyśmy małą przerwę by doszła do siebie, po czym kontynuowałyśmy zajęcia. Ogłowie zakładałyśmy na kantar by w razie problemów zachowa choć odrobinkę kontroli nad siwą. Stanęłam obok niej i spokojnie złapałam ją ręką za nos, jednocześnie podsuwając jej wędzidło. Zbadała je wargami, ale chyba nie przypadło jej do gustu i musiałam delikatnie nacisnąć jej dziąsło by udało się włożyć je do pyska. Gdy tylko ogłowie znalazło się na miejsu wylewnie pochwaliłyśmy klacz, która teraz stała z niepewną miną, rzując wędzidło. Dopięłyśmy wszystkie paski i chwilę zostawiłyśmy ogłowie na niej by mogła się przyzwyczaić po czym delikatnie je ściągnęłyśmy. Chocky pochwaliła klaczkę i dała jej smakołyka w nagrodę. Postanowiłyśmy, że na dzisiaj nowości starczy i odprowadziłyśmy siwą do boksu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
chocky
Mały wolontariusz
Dołączył: 26 Sty 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 11:10, 17 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Przyzwyczajanie do siodełka i ogłowia część 2.
Ziewnęłam przeciągle. Stanowczo się nie wyspałam. Wstawanie przed 5 nad ranem nie należy do moich ulubionych czynności. Ogarnęłam się oraz Damonę i Moonlit i już po 9 byłam w Stajni Centralnej. Od razu skierowałam sie do boksu Comy.
-Cześć, młoda- przywitałam klacz z uśmiechem i podałam jej duży, czerwony owoc. Siwa schrupała go ze smakiem i postawiła uszy w moją stronę.
-Dzisiaj pooprowadzam Cię trochę w siodle i ogłowiu, kochana-Powiedziałam i ruszyłam w stronę siodlarni. Wytachałam czaprak, siodło, ogłowie, ochraniacze i zaniosłam na roud pen, gdzie będę ćwiczyła z małą. Po chwili pojawiłam się przed jej boksem z kantarem w dłoni.
-Chodź, czas popracować-Odparłam i wsunęłam się do jej boksu. Założyłam jej kantar na chudy "łepek" i dopięłam do niego uwiąz. Zaraz wyprowadziłam na myjkę. Dziewczyny rano wyczyściły hanowerkę, więc dużo pracy nie było. Wyczyściłam ją z kurzu, a kopytka ze słomy, wzięłam na wszelki wypadek lonżę i wyszłyśmy na roud pen. Poprosiłam Carrot, by przytrzymała klacz gdy ja będę zakładała jej siodło. Tak więc dziewczyna trzymała za koniec linki, a ja dałam jej do powąchania czaprak- tak jak wcześniej spojrzała na niego zaciekawiona i przytknęła do materiału chrapki. Pochwaliłam ją i położyłam delikatnie czaprak na jej grzbiecik. Następnie siodło. Wcześniej podwinęłam strzemiona, by nie uderzały klaczkę w bok. Siodło znalazło się na jej grzbiecie. Młoda zaniepokojona odwróciła pysk w moją stronę, lecz zobaczyła, że nic złego się nie dzieje odpuściła i nawet trochę się wyluzowała. Przejechałam dłonią po jej szyjce ze słowem "dobry konik, dobry!" Rozwinęłam strzemiona i podpięłam popręg. Na 3 dziurkę! Wzięłam od Karotki uwiąz i zaczęłam prowadzić klacz po ścianie. Strzeliła nerwowo z ogona, jednak nie próbowała się wyrwać.
-Wow, nieźle-skomentowała dziewczyna i przeniosła wzrok na siwkę. Założyłyśmy jej ogłowie na łebek, zaczęła przerzuwać wędzidło. Uśmiechnęłam się triumfalnie i zdjęłam wodze z jej szyji.
-Chooodź Coma, chooodź-zacmokałam i zrobiłam krok. Hanowerka również ruszyła z miejsca, podrzucając łebkiem i mieląc wędzidło. Po kilku kółkach nieco się uspokoiła więc spróbowałyśmy z ochraniaczami. Z nimi nie było najmniejszego problemu, ponieważ Coma przyzyczajona jest już do owijek. Zdjęłyśmy z niej rząd i poszłam zaprowadzić ją do boksu. Pochwaliłam jeszcze raz, cmoknełam w chrapki i wyszłam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|