|
Stajnia Centralna Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Nojec
Pracownik
Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Star Horses
|
Wysłany: Pon 18:16, 13 Cze 2011 Temat postu: Shiki di Britannia - Odwiedziny |
|
|
Zachęcamy do składania odwiedzin.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nojec dnia Nie 15:01, 30 Paź 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Joanne
Stały bywalec
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 7:12, 24 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Z rana pojechałam do SC. Ostatnio miałam nawał obowiązków i wpadałam tu tylko w sprawach papierkowych, dosłownie na parę minut. Dziś znalazłam trochę więcej czasu i postanowiłam odwiedzić przynajmniej jednego z rekonwalescentów a może i potrenować z którymś zdrowym koniem. Widziałam, że w rekonwalescencji znajdują się 4 ogiery. Appaloosa, Holsztyn, Oldenburg i Arab. Ten ostatni wzbudził moje zainteresowanie. Jedząc jabłko weszłam do cichej i spokojnej stajni. Jeden koń kopał przez chwilę w boks, potem przestał, potem parę cichych parsknięć i nieśmiałych rżeń przecięło przyjemne, rześkie ale nie zimne powietrze. Podeszłam do boksu każdego z koni. Zatrzymałam się przy Shikim. Kasztan spojrzał na mnie zza ciekawieniem, stojąc w głębi boksu. Zacmokałam. Arabek zrobił krok do przodu, po czym się cofnął. Potem znowu. W końcu przełamał się i podszedł.
-Cześć przystojniaku - Powiedziałam gładząc ogiera po chrapach. Arab był uważny, delikatny. Wychudzony i posklejany, z odpryskami na kopytach wyglądał żałośnie. Jednak patrząc w jego oczy można było wyczytać, że był kiedyś pięknym i pełnym sił zwierzęciem. Westchnęłam nieco tym przygnębiona, jednak miałam nadzieję na to, że kasztanek wróci do formy. Zaczęłam gładzić go po reszcie łba i po szyi. Nie uciekał zbytnio, czasem lekko się odsuwał.
Postanowiłam wyczyścić Rudzielca. Otworzyłam drzwi boksu, z haczyka wzięłam kantar z uwiązem i weszłam do konia. Nie uciekł, stał zaciekawiony i koniecznie musiał zobaczyć co trzymam w dłoniach, co chcę robić i czy go nie skrzywdzę. Przy zakładaniu kantara za uszy zaczął się lekko szarpać. Przemawiając do niego spokojnie i gładząc po szyi uspokajałam go. Po paru takich 'sesjach' udało mi się założyć kasztankowi kantar. Pochwaliłam go, obdarowałam smakołykiem i idziemy przed boks. Uwiązałam nie za luźno, nie za krótko i otworzyłam skrzynkę ze szczotkami. Wyciągnęłam iglaka. Dokładnie rozczesałam wszystkie zlepki na ciele arabiszcza. Shiki trochę się wiercił, jednak było to do zniesienia. Poklepałam i teraz włosianką resztę brudów. Bez nerwów, długimi, dość mocnymi pociągnięciami ściągałam z rudej sierści ogiera cały kurz i spółkę. Tu pan di Britannia był spokojniejszy, czasem tylko oglądał się na mnie z zainteresowaniem. Pochwaliłam go i grzebień w łapkę, rozplątujemy grzywę i ogon. Długo się z nimi męczyłam, poplątańce straszne! Gdy skończyłam byłam nie wiedząc czemu zmęczona. Mimo to zebrałam się do kupy i kopyta. Poprosiłam rudego o lewy przód. Najpierw się opierał, potem podniósł nogę. Trochę chciał ją wyrywać, ale nie dałam, skarciłam głosem i spokój. Odstawiłam nogę na ziemię i poklepałam konia. Lewy tył. najpierw schowany pod brzuch, potem już ładnie. Również pochwaliłam i prawy przód. Znów opór, w końcu odpuszczenie i podanie. Bez wyrywania się wyczyściłam co trzeba i prawy tył. Ten podany najlepiej, tylko z lekkim wzdrygnięciem. Wyczyściłam i pochwaliłam ogiera dając smakołyka. Arab schrupał go ze smakiem.
-No to co? Kończymy na dziś - Powiedziałam widząc konisko w dużo lepszym stanie jeśli chodzi o stronę wizualną. Odwiązałam go, poklepałam i wpuściłam ponownie do boksu. Zdjęłam mu kantar, pogładziłam go trochę po głowie, szyi, łopatce czy kłębie, czasem gdzieś podrapałam, i ciągle do niego gadałam. Lubiłam mówić do koni. W końcu stwierdziłam, że wystarczy, podarowałam kasztankowi marchewkę z mojej torby i poszłam dalej, zmykając za sobą drzwi boksu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Euforia
Dołączył: 02 Lip 2011
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 11:55, 04 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Weszłam dość niepewnie do SC. Byłam tu pierwszy raz i nie za bardzo wiedziałam czego mogłabym się spodziewać po tym miejscu. Miałam jednak cel- zobaczyć jak się miewa Shiki di Britannia. Od samego progu zwróciłam na niego uwagę. Wydawał się być wyjątkowy. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam iść szybciej w jego kierunku, jednak bez przesady- nie chciałam go przecież wystraszyć. Kiedy stanęłam przed jego boksem, on nastroszył uszka w moim kierunku, po czym się cofnął. -Biedny konik- pomyślałam i chwyciłam za jego kantar z uwiązem. Wtedy podszedł bliżej, chcąc zobaczyć co dla niego mam. Przy sobie miałam również niespodziankę, w postaci marchewki. Shiki wychylił więc swój wielki łebek zza bosku i przekrzywił go domagając się przysmaku.
- Kochany jesteś- powiedziałam i odważnie weszłam do boksu dając mu na otwartej dłoni marchewkę. Patrzyłam jeszcze z uśmiechem aż ją schrupał, po czym założyłam mu kantar i przypięłam uwiąz. Mogłabym sobie rękę uciąć, że Shiki cieszył się z moich odwiedzin. W końcu ktoś się nim zajął. Spojrzałam przerażona na jego sierść. Cała była posklejana i nie lśniła jak u zadbanego konia. Jednak wszystko można było zmienić. Cmoknęłam więc, jako zachęta do wyjścia z boksu a Shiki to podchwycił. Wyszedł ochoczo z boksu i jakby czytał mi w myślach zatrzymał się przed nim. Przywiązałam go, i chwyciłam za zgrzebło po czym próbowałam go wyczyścić. Nie było łatwo, nie wyglądał na zadbanego konia.. Ale byłam pewna że niedługo się to zmieni. Podśpiewywałam sobie pod nosem dość smutną melodię, a Shiki czując się chyba przy mnie bezpieczny przymknął oczka. Może tak też wpłynęła na niego muzyka?- Z pewnością później to sprawdzę.- pomyślałam i chwyciłam miękką szczotkę. Udało mi się rozczesać wszystkie sklejki na jego sierści. Byłam dumna ze swojego dzieła. Dopiero teraz można było zauważyć jaki jest piękny. Jednak to przecież nie był jeszcze koniec mojej pracy. Zaczęłam czesać go miękką szczotką począwszy od szyi i skończyłam na zadzie. Powoli obserwowałam jak jego sierść znów błyszczy. Ogier co chwila zerkał na mnie, czy przypadkiem nie robię mu krzywdy, a kiedy upewniał się że nie z powrotem przymykał oczka. Kiedy postanowiłam dać spokój jego sierści, chwyciłam na kopystkę. Ogier, na początku nie był skłonny dać mi swojej nóżki lecz chyba widząc mój upór i zdecydowanie, w końcu mi ją dał. Widząc już że Shiki jest czyściutki odwiązałam go i wyprowadziłam przed stajnię. Mały spacerek na pewno nam nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie. Ogier zaciekawiony rozglądał się na boki, a jego uszka ciągle nadsłuchiwały z innej strony. Uśmiechnęłam się więc i widząc że zainteresował się końmi na wybiegu cmoknęłam, chcąc iść do lasu. Shiki nie protestując poszedł za mną. Szliśmy powoli, rozkoszując się wonią lasu jak i tutejszymi dźwiękami. Przemawiałam cały czas do kasztanka, chcąc nawiązać z nim jakiś większy kontakt. Pogoda nam sprzyjała, słoneczko radośnie świeciło a na niebie nie było żadnej chmurki. Piękny dzień. Kiedy stwierdziłam że czas odstawić ogiera do bosku zawróciłam ,jednak ten nie był za tym pomysłem. Zaparł się tylimi nóżkami i przerażony na mnie spoglądał. Uśmiechnęłam się smutno, że muszę z nim walczyć. Ja również chciałabym jeszcze pochodzić, ale musiałam wracać do domu.
- Chodź kochanie, może innym razem, co ? -powiedziałam i wyjęłam drugą marchewkę z kieszeni. Shiki od razu się skusił widząc swoją wielką miłość i podążył za mną, oczywiście gdy już schrupał marchew. Kiedy już dotarliśmy przed stajnię, na niebie powoli zbierały się chmury, a słoneczko zachodziło. No cóż... Piękna pogoda nie trwa wiecznie. Skierowałam wzrok na kasztanka i wprowadziłam go do stajni, rozprowadzając tym samym stukot jego kopyt po całym budynku. Otworzyłam pośpiesznie boks, bo zorientowałam się która godzina i weszłam jeszcze na chwilę czekając aż Shiki wejdzie za mną. Poklepałam go po szyi i wycałowałam, po czym zdjęłam kantar.
- Do zobaczenia- wyszeptałam mu do uszka, i wyszłam zamykając za sobą boks.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Euforia
Dołączył: 02 Lip 2011
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 10:55, 11 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Weszłam uradowana do stajni myślą że zobaczę mojego ulubieńca. Ochoczo więc podeszłam do jego boksu i żeby ogiera nie wystraszyć powiedziałam jego imię. Shiki oderwał się na chwilkę od jedzenia siana i podszedł do mnie z nastroszonymi uszkami. Uśmiechnęłam się lekko i weszłam ostrożnie do jego boksu. Pocałowałam go w chrapki i zaczęłam mówić mu miłe rzeczy do uszka. To co mu powiedziałam to tajemnica, więc zostanie między nami i jej nie zdradzę. Kiedy przeczesywałam mu grzywkę palcami, nagle coś huknęło przed stajnią. Zanim zdążyłam się zorientować co to było, ogier czmychnął w kąt boksu i zaczął przeraźliwie rżeć. To działo się tak szybko że nie mogłam dojść do tego co się wydarzyło. Shiki był płochliwym koniem, wiedziałam o tym lecz jeszcze wcześniej nic go tak nie wystraszyło. Podeszłam więc do niego powoli, cały czas przemawiając spokojnym i kojącym głosem. Kasztan jednak wpatrywał się ciągle w wejście do stajni, czyli tam skąd dobiegł ten okropny dźwięk. Kiedy doszłam już do niego, zaczęłam masaż TTouch. Robiłam kółka na jego ciele, coraz to mniejsze i z większym naciskiem. Czułam i widziałam jak jego mięśnie powoli się rozluźniały, a oddech uspokajał się. Nie wiedziałam ile mi to czasu zajęło, ponieważ byłam tylko i wyłącznie skupiona na masażu. Robiłam go dokładnie i z wielką precyzją. To wbrew pozorom pracochłonne zajęcie. Kiedy Shiki odzyskał swoją ciekawość, a przede wszystkim się uspokoił podszedł znów do sianka i zaczął je podjadać, a ja natomiast mogłam w końcu odsapnąć w kącie boksu. Nie trwało to długo, bo sięgnęłam po kantar i uwiąz przed boksem a potem założyłam na kasztanka. On trochę opierał się nad wyjściem z boksu, lecz po paru moich naleganiach w końcu wyszedł. Wyczyściłam go dokładnie i starannie, nigdzie mi się nie śpieszyło a jak się również domyślałam ogierkowi też nie. Kiedy Shiki był już czysty wyprowadziłam go przed stajnię, i tym razem zamiast w stronę lasu ruszyliśmy w stronę plaży. Droga ta prowadziła przez pole, i była dość... zarośnięta. Jednak ja z Shikim nie dawaliśmy za wygraną i pokonaliśmy zarośla. Co jakiś czas nuciłam piosenkę, a ogier kierował uszka w moją stronę i ..jakby mnie słuchał. Cóż, miałam tylko nadzieję że docenił mój talent wokalny. Po kilkudziesięciu metrach wolnego stępu, przyspieszyłam kroku, widziałam już morze ! No i nie tylko...również słyszałam ten kojący szum morza.. Gdy spojrzałam na Shikiego łatwo można było się domyśleć że nie tylko ja to słyszę. Ogier podniósł ciekawsko łeb i prawie że wyrwał się da galopu. Jakoś udało mi się go okiełznać, i ograniczyć do kłusu. Niestety..ja musiałam biec, ale to lepsze niż być ciągniętym za koniem... Kiedy nasze stopy..i kopyta dotknęły piasku to obydwoje poczuliśmy coś w rodzaju euforii która ogarnęła nas bez reszty. Bez zastanowienia odwiązałam ogiera, a on pocwałował do morza brykając co kilka kroków. Ja pobiegłam oczywiście za nim. Shiki galopował wzdłuż morza, najwyraźniej bojąc się przekroczyć linie brzeg-woda. Za pewne fale również wydawały mu się straszne. Ja bez wahania wbiegłam do morza, rozbryzgując małe kropelki wody we wszystkie strony świata. Nie przejmowałam się mokrym ubraniem, czy czymkolwiek innym. Nie myślałam o niczym. Kiedy byłam już w wodzie po biodra, odwróciłam się słysząc jakiś plusk... Tak ! Shiki wskoczył do wody ! Wyglądał na dość skupionego i .. rozweselonego. Najwidoczniej podobała mu się cała ta zabawa. Obserwowałam ze śmiechem jego poczynania i reakcje.. Cudowny widok, gdy widzi się że poszkodowany koń wraca do normy. Nie wiem ile upłynęło czasu. Nie zastanawiałam się nad tym, lecz kiedy zauważyłam zachód słońca, najwyraźniej musiał być wieczór.Wyszłam z wody, czując na sobie przylegające do mojego ciała mokre ubrania i zawołałam kasztanka. On ochoczo przygalopował, również cały mokry ale i ..szczęśliwy. To uczucie malowało się nie tylko na jego pysku, ale również na całym ciele. Przypięłam więc mu uwiąz i po chwili namysłu wskoczyłam na jego grzbiet. Shiki nie wiedział za bardzo co się dzieje... był zdezorientowany, lecz kiedy ścisnęłam jego boki łydkami ruszył od radu do stępu. Pierwszy raz siedziałam na jego grzbiecie, a on najwyraźniej mnie zaakceptował. Mu nie przeszkadzało że ja jestem mokra i na odwrót. Za pewne gdyby konie mogły się śmiać, to robiłby to razem ze mną. To był cudowny dzień. Zatraciłam się w chwili..i najchętniej mogłabym już tak do końca życia. Tylko ja i Shiki. Tylko my. Dojeżdżając do stajni, zeszłam z jego grzbietu i wprowadziłam do budynku. Ogier nie protestował.. oboje byliśmy wykończeni po tym dniu. Wiedząc że jest lato, zostawiłam ogiera mokrego w boskie. Zresztą... Słońce i ciepłe powietrze nas już trochę osuszyło. Wycałowałam go jeszcze ostatni raz i wyszłam, pozostawiając mokre ślady...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Carrot
Większy wolontariusz
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 8:49, 31 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Zapuściłam się, nie powiem. W SC nie byłam kupę czasu.. a dziś właśnie postanowiłam być. Przechadzając się po stajni, mój wzrok padł na kasztanowatego araba. Bez chwili zawahania, postawiłam kilka kroków ku niemu. Jego szkarłatne, ciemne oczy wodziły za każdym mym ruchem. Zacmokałam kilka razy, po czym wystawiłam rękę, dotykając jedwabistej sierści Shikiego.
-Hej piękny. - wyszeptałam, spoglądając mu w oczy.
Z kieszeni wyjęłam ulubione cukierki Talizmana, może i jemu przypasują. Nie zaskoczona, obserwowałam jak łapczywie gryzie cukierka. Odsunęłam zasuwę boksu, znajdując się w środku 'mieszkania' araba. Zlustrowałam go uważnie wzrokiem. Czy on nie był ideałem? Typowy, arabski profil, wspaniała budowa, jedwabista grzywa. Błyszcząca, ruda sierść. Bądź, co bądź, jego rudość przypominała mi Salinera. Uroniłam jedną łzę, ale tylko jedną! Przecież trzeba zająć się owym rudzielcem. Wzięłam pierwszy lepszy uwiąz, wiszący na... gwoździu? Dobra, założmy, że na jakimś specjalnym wieszaku. Z uśmiechem na twarzy, przypięłam mu do kantaru uwiąz, po czym wyprowadziłam z boksu. Przywiązałam go w korytarzu. Ogier, jak to ogier, z początku rżał natarczywie, grzejąc się na punkcie.. właściwie nieobecnych klaczy. Jego szczotki leżały przy boksie, tak więc wyjęłam zgrzebełko i szczotkę z włosia. Szybko przejechałam po jego sierści owymi szczotkami, bo jakby nie patrzeć był czysty. Przy czyszczeniu, co raz kulił uszy, jednakże na mnie nie robiło to zbytniego wrażenia. Nóg podawać też nie chciał, ile ja się musiałam namęczyć! Właściwie.. jednej nogi. Skarcenie głosem, mocne karcące klepnięcie. Nic. W końcu podał mi tę nogę, a reszta poszła jak z płatka. Poklepałam go ochoczo, w ramach nagrody. Czyżby stajennemu wypadł młotek? Tak to było.. słychać. Arab machinalnie skulił się, uciekając w głąb stajni. Zatrzymywał go tylko uwiąz. Jego oczy stały się z przerażenia wielkie, pełne strachu. Zerwałam się, od razu do niego podbiegając. Przeczesałam jego grzywkę, kreśląc małe kółka palcami, na czole.
-Ciii..ciii... ciiicho. Spoookojnie.
Miałam nadzieję, że mój dotyk ukoi ogiera, no i nie pomyliłam się. Tak też się stało. Jego mięśnie powoli się rozluźniały.
-Masz ochotę na spacer? - bo Carrotek miał :3.
Ruszyłam do siodlarni, biorąc lonżę. W końcu nie będziemy spacerować na krótkim uwiązie.
Zamieniłam uwiąz na lonżę i luźno trzymając, wyszliśmy ze stajni. Szybko jednak musiałam schwycić 'sznurek', w dwie ręce, zaciskając je na nim, bowiem Shiki począł energicznie kłusować, co po chwili przemieniło się niemalże w kłus w miejscu, caplowanie. Gdy udało mi się go opanować, ruszyliśmy dalej. Co raz przeraźliwie rżał, dumnie unosząc swój ogon w górę. Żałowałam, że nie wzięłam aparatu. Wyglądał niczym jeden z tych koni, które są wystawiane na aukcje w Janowie Podlaskim za wysoką cenę. A on.. trafił do schroniska? Tyle wspaniałych, utalentowanych wierzchowców tu trafia. No cóż..
-Zabiorę cię stąd, zobaczysz. - rzekłam, przystawiając swe usta do jego uszka.
Energicznie machnął głową, po czym szturchnął mnie pyszczkiem w bok. Zareagowałam śmiechem, klepiąc go po łopatce. No i ruszyliśmy dalej, a ja co raz bardziej wyciągałam ogierowi lonżę. Taki luźny stęp, zarówno Shikiego jak i mnie kompletnie nie zadowalał. Tak więc skróciłam lonżę, zacmokałam i wjo! Ruszyliśmy kłusem. :3 Tzn kłusem to on ruszył, ja biegiem. Biegnąc, dyskretnie obserwowałam jego kłus. Piękna, arabska akcja nóg, ta szyja wygięta w łuk. Aż uśmiech sam cisnął mi się na twarz. Jak zaobserwowałam, Shikiego kłus również nie zadowalał. Nie raz musiałam szarpnąć lonżą, ponieważ robił kilka kroków galopu. Dotarliśmy na rozległą polanę, tak więc wyciągnęłam mu lonżę niemalże na maksa. Skoro miał ochotę na galop.. Zacmokałam głośno, poganiając go końcówką lonży, która em.. miała służyć jako.. bat? Coś w tym stylu. Na szczęście Shiki od razu puścił się galopem, bez potrzebnego poganiania. Co chwilę radośnie wyrzucał w górę zad, ochoczo rżąc. Po kilku minutach szaleńczego galopu, na moją prośbę zwolnił do kłusa. O dziwo, już za 3 razem. No, załóżmy, że kilka szarpnięć lonżą mi pomogło.. Pochwaliłam go głosem. Kilka kółek kłusa, a następnie rozstępowanie.. No, pseudo rozstępowanie, bo Shiki zachowywał się jakby miał ADHD, o. Puściłam go potem na trawę, pozwalając najeść się świeżej, soczystej trawki. Podczas gdy ogier pasł się w najlepsze, niespodziewanie zadzwonił mi telefon, co zaskutkowało znacznym spłoszeniem araba. Na szczęście, szybko zareagowałam, łapiąc mocniej lonżę, bo bądź co bądź uciekł by mi.. razem z lonżą. Czując opór na pysku, począł stawać dęba i przeraźliwie rżeć. Dobrych kilka minut musiałam stracić na uspakajanie go. Gdy tak już się stało, spokojnym stępem skierowaliśmy się w stronę powrotną. Po kilkudziesięciu minutach byliśmy już spowrotem w SC. Na korytarzu w stajni, sprawdziłam mu kopyta, po czym odstawiłam do boksu. Był całkiem suchy, tak więc obyło się bez zbędnego przeczyszczania słomą. Poczęstowałam go kolejnym cukierkiem, po czym objęłam jego szyję rękami.
-Wrócę.. - szepnęłam, całując go w ganasz. Wyszłam z boksu, zasuwając drzwiczki. Wyszłam spokojnym krokiem ze stajni, a do moich uszów doszło jeszcze rżenie Shikiego.. czyżby mnie polubił?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eviline
Dołączył: 19 Sie 2011
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 12:28, 17 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
Weszłam po cichu do stajni szukając kasztana którego widziałam w dokumentach. Były tylko trzy konie więc problemu żadnego nie było. Zarżał w moją stronę patrząc na mnie swoimi oczyskami. Podeszłam do Młodego z uśmiechem lekko wysuwając rękę na której była marchew.
- Hej Mały. - Wydukałam z siebie zachwycając się ogierem. Jego spokojem i delikatnością z jaką się obchodził. Marchew schrupał szybko wpychając mi pysk do kieszeni kurtki w poszukiwaniu smakołyków i wyciągnął sobie kawałek jabłka. Zaśmiałam się i wyprowadziłam go z boksu podpinając pod uwiąz i przypinając po dwóch stronach korytarza. Poszłam po szczotki oczywiście omal nie zaliczyłam gleby gdy wracałam ze skrzynką przez którą mało co widziałam. Standard. Położyłam ją niedaleko wyjmując zgrzebło.
- Ale ze mnie niezdara, co? - Zapytałam a on zarżał jakby na tak. Przewróciłam oczami i zaśmiałam się zaczynając go powoli czyścić. Tu się zaczęło stukanie kopytem o posadzkę i nerwowe chodzenie zadem po bokach. Robił to z odstępami ale gdy zrozumiał że to nic nie daje i że ja się tym nie przejmuję to ustąpił. Z kopytami było ciężej bo albo nie chciał podać a jak już podał to chciał koniecznie opuścić ale daliśmy radę. Przeczesałam mu grzywę i ogon. Czysty był nie powiem że nie. Posprzątałam i przyniosłam lonżę pod którą go podpięłam z zamiarem zwykłego spaceru. Poklepałam go i ruszyliśmy na dwór. Chłodno było jednak niebo było czysto niebieskie a słońce jakby się do nas uśmiechało i przepraszało za to zimno. Samochody były oszronione. Taaa... Jeszcze tylko śniegu brakuje. Ruszyliśmy przed siebie. Znaczy... On ruszył. Wręcz rzucił się do kłusowania na co ja od razu zaczęłam go zwalniać do stępa i tłumaczyć na spokojnie że jeszcze zdąży pobiegać. Szliśmy energicznie do przodu. Ja go obserwowałam a on nasłuchiwał lub spoglądał na mnie rżąc cicho aczkolwiek wesoło. Zobaczyłam Nojca idącą z Damą w stronę stajni. Pomachałam jej uśmiechając się a ten Mały Wariat zaczął caplować na co a postanowiłam to dzielnie znieść choć próbowałam go uspokoić. Dopiero jego uwagę zwróciła marchewka w mojej dłoni. Dopóki Dama nie zniknęła nam z oczu kusiłam go marchewką aż w końcu po prostu mu ją dałam. Pogoniłam go lekko i zaczęłam biec. Ogier dostosował się do mojego tempa dopiero gdy wyciągnęłam kawałek marchewki tak by ją widział. Kłusował równo ze mną dumnie wyginając szyję w łuk i machając ogonem. Zakochałam się normalnie w tym widoku. Kasztanowa sierść była czysta i lśniła w słońcu a jego nogi poruszały się z ewidentną gracją. Poluźniłam lonżę zatrzymując się i pozwoliłam mu na galop dookoła mnie. Genialnie. Na początku wprawdzie szalał i strzelał baranki ale później galopował pięknie z mniejszą ilością takich szaleństw ale w końcu przecież każdy musi się wyszumieć co nie? Poganiałam go i zachęcałam do zmian i różnych przejść. Wykonywał to po jakimś czasie ale zawsze. Zatrzymaliśmy się i dla rozstępowania bardzo powoli wracaliśmy do stajni ciesząc się poniedziałkowym słońcem. Ogier rżał radośnie rozglądając się w każde możliwe strony machając ogonem i podążając tuż obok mnie płynnie. Wróciliśmy do stajni gdzie dałam mu marchewkę i wprowadziłam do boksu zostawiając w żłobie kilka smakołyków. Pożegnałam się z nim już tęskniąc. Głaszcząc go czule po chrapach. Ostatni raz poklepałam go w szyję i mówiąc "Do widzenia Mały" wyszłam ze stajni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eviline
Dołączył: 19 Sie 2011
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:06, 19 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
Spotkałam Kasztana na padoku. Uśmiechnęłam się i podeszłam do ogrodzenia z lonżą a on gdy tylko mnie zobaczył podkłusował do mnie i pchnął mnie pyskiem.
- Cześć Mały. Jak się czujesz? - Zapytałam go podpinając mu lonże i wyprowadzając. - Idziemy sobie trochę pospacerować. Rozruszamy się trochę. - Kiwnął łbem wpychając mi pysk do kieszeni po marchew. Ale tym razem był miętus, o. Marchewek nie kupiłam. Miałam tylko jabłko i miętusy. Poluźniłam mu sporo lonżę i ruszyliśmy w stronę lasu. Powoli i bez pośpiechu. Mówiłam do niego cały czas. Opowiadałam mu swój dzień, miesiąc, rok, życie. Słuchał machając ogonem i idąc dumnie przed siebie wysoko unosząc nogi. Uśmiechnęłam się na ten widok. Zaczęłam biec a on kłusował równo ze mną. W prawdzie potknął się o jakiś korzeń ale każdemu się zdarza, nie? Tak dotarliśmy do łąki i strumyka. Ja sobie usiadłam trzymając jedynie końcówkę lonży a on najpierw nie wiedział chyba co zrobić dopiero później położył się obok mnie. Oparłam się o niego i głaskałam jego łeb, tarmosiłam grzywę i dałam smakołyka. Coraz ciemniej zimniej było a my się już chyba wysiedzieliśmy.
- Zrobimy tak... - Zachęciłam go do wstania i z jakiegoś pieńka wsiadłam na niego. Zawróciłam i ruszyliśmy kłusem byśmy się przyzwyczaili. Przeszliśmy do galopu. Przeskoczyliśmy kilka niskich pieńków i to jeszcze on się na nie rwał a ja je unikałam. Galopowaliśmy jak najdłuższą drogą jednak koniec wycieczki zbliżał się nieubłaganie szybkimi krokami. Koło dziewiętnastej wróciliśmy do stajni. Przyniosłam szczotki i wyczyściłam go porządnie kolistymi ruchami szczotki. Kopyta przy czyszczeniu też podawał ładnie i wyczyściłam je szybko po czym wprowadziłam go do boksu i zostawiając jabłko w żłobie oraz głaskając na pożegnanie wyszłam i pojechałam do domu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eviline
Dołączył: 19 Sie 2011
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 20:27, 27 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
Przyjechałam z Wiśniowym do SC. Znalazłam puste pastwisko i wypuściłam go po czym poszłam po Kasztana. Przywitałam go z uśmiechem i dając mu jabłko wyciągnęłam z boksu. Przeczyściłam kopyta i wzięłam zgrzebło czyszcząc mu starannie sierść. Szczerzyłam się cały czas w końcu miałam dobry dzień. Przypięłam mu uwiąz i podprowadziłam go pod ogrodzenie. Wiśniowy od razu się ożywił i podgalopował do zagrody witając się z kolegą. Wpuściłam go na padok i odpięłam uwiąz. Usiadłam na płocie obserwując konie. Najpierw się przywitały rżąc cicho i wesoło po czym urządzili zabawę w berka i zaczęli się ganiać po całym pastwisku na co ja się zaśmiałam. Patrzyłam jak radośnie tańczyli kłusując i galopując na zmianę niemalże stykając się ciałami. Zagwizdałam na co Wiśnia podgalopował do mnie. Wsiadłam na niego a że nie mogłam się złapać jego grzywy bo była za krótka to przypięłam mu wiąz i jakoś tam się trzymałam. Ruszyliśmy w dalszą pogoń. Zabawa poglądowo nie miała końca jednak zmęczyliśmy się po sporym czasie. Usiadłam na trawie a konie po moich bokach. Uśmiechnęłam się na ten widok jednak posmutniałam przez fakt że musimy się rozstać. Zaprowadziłam Shikiego do boksu przy okazji jeszcze trochę go czyszcząc i dając mu marchewkę. Spojrzalam na niego smutna i wyszłam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|