|
Stajnia Centralna Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Roselle
Większy wolontariusz
Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 243
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 14:11, 27 Wrz 2008 Temat postu: Star - Odwiedziny |
|
|
Tutaj piszecie odwiedziny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Grzficzka
Gość
|
Wysłany: Pią 11:26, 02 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Szwędałam się po okolicy nie mając nic do roboty. Kilka razy weszłam do Centrum, ale tam też nie znalazłam nic ciekawago czym mogłabym się zająć. Wzięłam jedynie ze swojej szafki kilka już zbędnych rzeczy i poszłam włuczyć się dalej. Minęłam budynki Stajni Centralnej i coś mi zaswitało. Dawno nie miałam kogo przytulić, pogłaskać i dać troszkę ciepła. Szybko wbiegłam do głuwnego budynku i przeglądnęłam listę "lokatorów". I wzrok mój przykół jeden napis: " Star, wałach pełnej krwi angielskiej".
- Hmmm...Anglik...- bez zastanowienia wypadłam z dyżurki i poleciałam do stajni. Jak oszalała czytałam tabliczki na boksach aż wreszcie znalazłam. Zza bramki wystawał kary łeb. Z początku łzy mi naleciały do oczu. Przypomniał mi się koń, któremu zrobiłam tyle krzywdy. Tyle bólu zadałam. A Star był tak do niego podobny...
Pogłaskałam go po czółku i zaczęłam rozmawiać. Zawsze gadam do koni, to jedyne istoty, które chcą mnie wysłuchać. Cały czas zdawało mi się, że Star jest zaintersowany moją bezsensowną gadaniną, widocznie on też, nie miał dawno z kim rozmawiać.
w pewnym momencie wsadził nos do mojej kieszeni. Byłam na to przygotowana i wyciągnęłam z drugiej pół jabłka. Dałam je rozradowanemu wałaszkowi. Potem zaczęłam oglądać zewnętrznie jego boks. Zobaczyłam kantar wiszący od niewiadomo kiedy na haku, uwiąz...i pognałam do siodlarni. Wygrzebałam stamtąd jakąś derkę i wróciłam do konia. Wytrzepałam kantar z kurzu i założyłam go delikatnie folblutowi. Cały czas coś mówiłam i zapięłam uwiąz. Otworzyłam bramkę i wyprowadziłam wałacha na korytarz. Moim oczom ukazał się piękny koń czekający jakby w cieniu, aż ktoś go weźmie i wprowadzi spowrotem na tor.
Ucieszyłam się, że przynajmniej z zewnątrz wygląda na zadbanego. Aż chce się z takim koniem pracować...
Sięgnęłam po szczotki. Najpierw rozczesałam karą grzywę. Było trochę kołtunów, ale na mojej łepetynie też jest często kupa węzłów i jakoś sobie radzę, więc bezboleśnie usunęłam węzełki z kłaków Stara. Potem otrzepałam jego szarawą od kurzu sierść ukazująć światu piękną czerń. Potem jeszcze kopyta. Wyrywał mi trochę nogi, ale potem się uspokoił. Jak już stał przedemną mój Czarny Książę to ubrałam mu derkę i złapałam za uwiąz. Wyszliśmy na ten okropny mróz i podreptali do lasku. Szliśmy szeroką, wcale nie pustą, drogą. Ca jakiś czas mijała nas któraś z koleżanek na swoim rumaku i dziwiły się, że ja już znalazłam sobie konia. To prawda. Star był zainteresowany szczególnie leżącym wszędzie śniegiem. Normalnie jak jakieś dziecko XD Szkoda, że jeszcze nie mogę na nim jeździć, bo wtedy byłoby przepięknie w terenie...
Zrobiliśmy wielkie kółko (ok20min) po szlaku i czas minął tak szybko, że wydawało mi się, że dopiero wyszliśmy z SC a już wracaliśmy.
Wprowadziłam karego do jego boksu, pogłaskałam, dałam drugą połówkę jabłka i poszłam, obiecując, że jutro wrócę.
długie odwiedziny: 442 wyrazy punkty:8 pkt
Ostatnio zmieniony przez Grzficzka dnia Sob 16:54, 31 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Grzficzka
Gość
|
Wysłany: Sob 13:23, 03 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Kolejny dzień. Dzisiaj już bez przymusu przyszłam zaraz z rana do stajni centralnej. Postanowiłam zająć się na dobre Starem, a przy okazji może zaglądnąć jeszcze do innych koni.
Podeszłam do boksu karusia i zastałam go pusty.
- No ładnie… - uznałam i poszłam do siodlarni. Wyciągnęłam kantar, lonżę, szczoty i chyba nic więcej.
Po czym obładowana poszłam na pastwisko. „Sprzęt” zostawiłam gdzieś pod płotem i sama weszłam na zielone tereny stadniny. Chwilę stałam bez ruchu i zastanawiałam się, gdzie ten nicpoń się ukrył. Po kilku minutach takiego myślenia sięgnęłam do kieszeni, wyciągnęłam paczkę cukierków i podreptałam w stronę małego zagajnika. Byłam zła na śnieg, który nasypał przez noc i teraz miałam mokro po łydki. No trudno. Spotkałam gromadkę koni wesoło bawiących się wśród drzew. Pogłaskałam, te co się do mnie dopchały, jednak nie mogłam zauważyć mojego czarnucha. Poszłam więc dalej. W końcu go znalazłam. Stał pod drzewem i patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. Kiedy do niego podeszłam, w ułamku sekundy ruszył z kopyta i mi uciekł. Przegalopował przez pastwisko i stanął przy furtce.
Dojście do niego zajęło mi 10 minut. Sam do mnie podszedł i domagał się pieszczot. Dobrze, że się nie boi. Z początku myślałam, że się mnie wystraszył czy coś, ale gdyby tak było nie podszedłby teraz. Uznałam więc, że on po prostu chce wyjść i coś porobić ciekawego.
Założyłam mu kantarek z dopietą już lonżą i poszliśmy na rund –pen. Odpięłam lonżę i pobawiliśmy się trochę w jon-up. Nieoczekiwanie zajęło nam to mało czasu. Kiedy już do mnie podszedł patrząc wzrokiem: „ Zaproś mnie” to pogłaskałam go po czółku i zaczęliśmy bawić się w Friendly Game. Nadal miał opory przy podaniu jednej nogi, ale kiedyś na pewno nam się uda.
Na koniec zaprowadziłam go do stajni. Tam starannie wyczyściłam, okryłam derką. Wstawiłam do boksu, pogadałam, dałam cukierka, posiedziałam trochę przy nim, po czym poszłam.
długie odwiedziny:307 wyrazów punkty: 8
Ostatnio zmieniony przez Grzficzka dnia Sob 16:56, 31 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
MissK
Dołączył: 13 Paź 2008
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:01, 14 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Przyszłam dziś do Starka. Marzę o wzięciu go do siebie od dłuższego czasu, ale jak dotąd nie prowadziłam z nim treningu. Postanowiłam poświęcic mu dziś trochę swojego czasu i spędzić go z nim. Na początku podeszłam do jego boksu. Patrzył na mnie podejrzliwie, choć widział mnie nie pierwszy raz. Podałam mu kawałek jabłka, z chęcią zjadł, nie odskoczył, gdy pogłaskałam go po pysku. Weszłam do jego boksu i poklepałam go po szyi. Na początku trochę się zdziwił, ale potem z cierpliwością stał. Nałożyłam mu kantar, który wcześniej wzięłam z siodlarni. Podpięłam mu mój uwiąz i wzięłam przed stajnię. Przywiązałam i zaczęłam czyścić Stara. Był dość brudny, ciężko było wyczyścić mu zaklejki. Jako weterynarz zauważyłam parę blizn, być może po bliższym spotkaniu z końmi wyższymi w hierarchii. Star nie chciał podać kopyt, wiec tylko delikatnie je oczyściłam szmatką, nie chcę stresować konia. Przetarłam drugą szczotką po sierści i wzięłam się za rozczesywanie grzywy i ogona. Nie było to łatwe zadanie, koń chyba nie przepada za pielęgnacją. Kiedy skończyłam odsunęłam się i przypatrzyłam efektowi. Star lśnił jak prawdziwa gwiazda, był bardzo dobrej budowy z tego co zdążyłam zauważyć. Musiałamlecieć do stajni, wiec odprowadziłam konia do boksu, zdjęłam kantar i posiedziałam z nim jeszcze chwilkę. Wrzuciłam drobny poczęstunek do boksu, pogłaskałam go i poszłam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
MissK
Dołączył: 13 Paź 2008
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:40, 14 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Kolejny raz przyszłam do Stara. Zdążyłam się wyrwać ze stajni na godzinkę. Kiedy przyszłam kon postawił uszy - to dobry znak. Poczęstowałam go marchewką i poklepała. Star nawet sie zaciekawił moją ręką. Podszedł do mnie bliżej. Pogłaskałam go po grzywce, niezadowolony podniósł głowę do góry. Zaczęłam głaskać jego brzuch, podskoczył i odszedł. Wróciłam do szyi, Star zaciekawił się zabawą. Przejechałam ręką po grzbiecie. Zirytowany odwrócił głowę, położył uszy. Podałam mu do żłobu trochę marchewki, w tym czasie głaskałam go. Kiedy skończył nie miał nic przeciwko głaskaniu. Kiedy zbliżał się czas odejścia koń szturchnął mnie pyskiem. Zaufał mi! Choć będzie to trudne postaram całkowicie go do siebie przekonać.
Wracając do domu duzo myślałam o Starze. Myślałam, myślałam i wymyśliłam : nawet gdy dziewczyny nie przydzielą mi Stara będę jak najczęściej do niego zaglądać i może będę mogła zostać jego opiekunką ? Zakochałam się w nim
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
MissK
Dołączył: 13 Paź 2008
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 9:28, 15 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Z samego rana przyjechałam z domu , by zająć się Starem. Coraz bardziej czułam, że chcę go mieć u siebie. Kiedy podeszłam do boksu i cmoknęłam, koń podniósł głowę i podszedł do mnie. Chyba się ucieszył z mojej wizyty Weszłam do boksu i poklepałam go po szyi. Szturchnął mnie nosem w poszukiwaniu smakołyków. Byłam nieugięta i nałożyłam mu kantar i dopięłam uwiąz. Wyszłam przed stajnię. Star parsknął. Ucieszył się widząc śnieg i już chciał się wyrwać, ale powstrzymałam go i przywiązałam. Na początku sierść. Nie była bardzo brudna bo niedawno konia czyściłam. Porządnie wymasowałam brzuch, boki i grzbiet. Rozczesałam grzywę i ogon, wyjęłam z nich słomę. Wzięłam do ręki gąbkę i wyczyściłam nią kąciki oczy i chrapy Stara. No, teraz najtrudniejsza część, czyszczenie kopyt. Musiałam się mocno zaprzeć, żeby zmusić go do podania nogi. Po wyczyszczeniu wszystkich czterech kopyt pogłaskałam go i dałam (wreszcie ) marchewkę. Z łapczywością schrupał całą. Postanowiłam wziąć go do round penu na lonżę. Wyszukałam w siodlarni dość długą, czarną lonżę i poszliśmy do round penu. Zamknęłam drzwiczki i poleciłam Starowi ruszyć stępa. Chyba dawno się nie ruszał, bo włóczył nogami i nie chciał ze mną pracować. Wzięłam z ławeczki długiego bata i popędziłam konia. Teraz szedł w miarę energicznie. Co jakiś czas był słychać jego parskanie i rżenie koni ze stajni. Star jest bardzo towarzyski, odpowiadał im tak głośno, że uszy mi prawie odpadały. Popędziłam go do kłusa. Szedł bardzo ładnie, rytmicznie. Po paru kółkach przeszedł do stępa. Zatrzymałam go i zmieniłam kierunek. Przywiązałam go na chwilkę i poszłam po drągi. Znalazłam je w siodlarni. Ustawiłam je w małej odległości ,by Star uważał gdzie stawia nogi. Odwiązałam go i poleciłam ruszyć stepa. Z początku zatrzymywał się przy drągach i obwąchiwał je. Po paru kółkach przechodził przez drągi śmiało i odważnie. Przechodził je zarówno ze stępa jak i kłusa. Zrobiłam znowu małą przerwę i ustawiłam drągi na wyciągnięty kłus. Ćwiczenie poszło mu znakomicie. Po lonży postanowiłam pójść do stajni trochę posprzątać, więc zostawiłam Stara w boksie. Włożyłam mu do pyska kawałek jabłka i poszłam sobie .
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez MissK dnia Czw 11:11, 15 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
MissK
Dołączył: 13 Paź 2008
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 11:39, 16 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Przyszłam dziś do Stara zbudować z nim zaufanie. Najpierw postanowiłam ga wyczyścić i trochę z nim pobyć. Czyszczenie - nie było większych problemów, nawet nogi podawał dość ładnie. Potem wpuściłam go do boksu i trochę z nim siedziałam. Trochę pogadaliśmy, pogłaskałam go, dałam parę jabłek. Po jakiej godzinie postanowiłam wziąć go na spacer. Przypięłam mu uwiąz do kantara i ruszyliśmy. Wczoraj sprzątałam ścieżkę, a już zauważyłam nowe śmieci :/ No cóż... Star nie pchał się ani nie wyrywał, szedł obok mnie. Czasem się zatrzymywaliśmy poskubać trawę, Star czasem obwąchiwał jakiś krzaczek. Wróciliśmy po godzince. Chciałabym go kiedyś dosiąść, ale nie wiem czy mogę... W boksie dałam mu jeszcze marchewkę i poszłam do domu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
MissK
Dołączył: 13 Paź 2008
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 10:22, 17 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Przyjechałam dziś do Stara bardzo szczęśliwa. Ruszyło omawianie wniosku o jego adopcję i nie mogę się doczekać werdyktu. Mam nadzieję, że dziewczyny nie będą miały co do mnie zastrzeżeń. Weszłam do stajni i już miałam zawołać Stara, ale zobacyzłam, że go nie ma. Zrezygnowana poszłam na pastwisko. Z daleka było widać, że coś się stałó - stał z boku, z opuszczoną głową. Natychmiast tam poszłam. Miał na nodze ranę, widać miał z innym koniem starcie, bo była to rana po ugryzieniu. Szybko doczepiłam mu uwiąz, poklepałam go po szyi i zaczęłam do niego spokojnie przemawiać. Zabrałam go do boksu. Pobiegłam do samochodu po apteczkę - wyczyściłam i zabezpieczyłam ranę. Owinęłam bandażem. Oj, przestraszył mnie! Poczęstowałam go jabłkiem i sama się uspokoiłam. Całe szczęście nie zdążył sobie tej rany zabrudzić. Przesiedziałam z nim w boksie około godziny. Pod koniec położył się obok mnie! To był znak, ze m iufa. Cała w podskokach wracałam do domu. Szkoda, że Marcepan wyjechał, nie będę miała się komu wygadać ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Grzficzka
Gość
|
Wysłany: Pią 10:44, 30 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Przyszłam do stajni. Po bardzo długiej nieobecności postanowiłam zobaczyć co słychać u Stara. Pogodziłam się już z faktem, że nie będę mogła go wziąść do siebie, że nie będzie mógł być mój i tylko mój...Wiedziałam o tym, że zasługuje na lepszą właścicielkę niż ja. Wiedziałam, że nigdy go nie dosiądę...
- Cześć kochany - podeszłam do jego boksu z uśmiechem. Jednak w środku czułam co innego. Pustkę i smutek. Złość na samą siebie...Nie mogłam przychodzić, nie było mnie, byłam gdzie indziej...
Koń spojrzał na mnie tymi swoimi przepięknymi oczami tak, jakby mnie nie poznał. Co się dziwić...tyle mnie nie widział. Pewnie miał nadzieję, że to Missk, albo kto...
- Hej, to ja... - powiedziałam ze smutkiem. Nie chciałam zaczynać wszystkiego od nowa, nie teraz, nie teraz kiedy on ma być czyjś... W tym momencie stało się coś co bardzo mnie ucieszyło. Star wepchał mi swoje chrapki w moją dłoń i tylko czekał aż się z nim przywitam. Najpierw pogłaskałam go tak jak każdy, po chrapach, potem pogłaskałam go za uszami. Wtedy on wesoło zarżał. Cieszę się, że jednak nie wyleciałam z jego pamięci...
- Co powiesz na pewnie ostatni nasz spacer? - spytałam ze łzami w oczach. Nigdy nie zapomnę naszych wspólnych spacerów. Zawsze będę miała w pamięci nasze zabawy i to, jak starałam się nawiązać z nim kontakt. Cieszę się, że znalazł się ktoś, kto był w stanie go pokochać i przyjąć go do siebie...
Wzięłam szczotki i zaczęłam go czyścić. Opowiadałam przy okazji dlaczego nie przychodziłam. Byłam na szkoleniu, do tego moje studnia, sesja i tak dalej...Przecież wiesz jak to jest...Stał grzecznie, tak jak zwykle. Spokojnie rozplątałam mu grzywę, ogon, pościągałam zaklejki z przepięknej, karej sierści. Doszłam do kopyt.
- To jak stary, zrobisz mi przyjemność i podasz nogę? - spytałam lekko się śmiejąc. Nigdy przecież nie chciał podawać nóg do czyszczenia. Teraz też tylko podniósł delikatnie prawą przednią, jednak kopyta już nie dał oglądnąć.
- No tak, z tobą to tak zawsze - powiedziałam z westchnieniem i przetarłam z wierzchu kopyto.
Jak był już gotowy aby pokazać go światu to założyłam mu kantar, derkę i wyprowadzilam z boksu. Wyszliśmy przed stajnię. Nie było zimno, zima już sobie chyba od nas idzie i zaraz przyjdzie wiosna.
- To jak, tam gdzie zawsze? - spytałam i nie oczekując odpowiedzi poprowadziłam konia w stronę alejki biegnącej przez park. Inne dziewczyny przychodzą tutaj często z końmi chorymi i innymi przypadkami kiedy nie mogą jeździć. Reszta wyjeżdża w tereny.
Dreptaliśmy sobie jak zawsze pół godziny. Zrobili tradycyjną rundkę i wrócili do stajni.
- Szkoda, że nie możesz być mój. Nawet nie wiesz ile mi dałeś radości, ile nadziei, ile dobra, przez te kilka chwil kiedy do ciebie przychodziłam - mówiłam ocierając łzy w jego przepiękną sierść. On też posmutniał, ale co miałam na to poradzić. Kochał Missk, dla mnie już nie było miejsca w jego sercu...
- Żegnaj... - powedziałam dając mu ostatnie jabłko jakie dla niego przyniosłam - nigdy Cię nie zapomnę - i wybiegłam ze stajni.
długie odwiedziny: 496 wyrazów punkty:8
Ostatnio zmieniony przez Grzficzka dnia Sob 16:57, 31 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Grzficzka
Gość
|
Wysłany: Sob 13:54, 31 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
O tak...ja to umiem dotrzymywać słowa -.- Jeszcze wczoraj uznałam, że to nasze ostatnie spotkanie, a teraz? Teraz mam nadzieję, że będziemy razem na zawsze! To ty nauczyłeś mnie widzieć płomień nadziei w sytuacjach bez wyjścia. A serce powiedziało mi, że nie mogę cię opuścić...
Przyszłam więc do SC. Dzisiaj zaczynamy normalne życie itp. Uznałam, że pobawimy się trochę w Friendly Game. Już kiedyś to zaczynaliśmy, więc dzisiaj troszkę to rozbudujemy.
Kieszenie okazały się zawodnie. Były za małe aby pomieścić tam masę słodyczy na Stara. Wzięłam więc małą torbę XD Jednak w jednej z kieszeń zmieściłam jabłko, którym przywitałam mojego karasia. Żarłok schrupał jabłko po czym obśliniony pysk wyciągnął do mnie domagając się pieszczot. Ze śmiechem pogłaskałam go po chrapkach po czym zniknęłam na chwilę w siodlarni.
Zaczęłam grzebać w kubłach, pudłach, kątach i szafkach, za czymś co można by było nazwać sprzętem do naturala. W końcu na jednym z wieszaków znalazłam saavy, w jakimś pudle leżała lina i carrot stick. Potem ściągnęłam z haczyka halter i poszłam odłożyć to na round pen. Potem szybko wróciłam do siodlarni. Wyciągnąłam z któregoś kąta wielką, niebieską wolię i biegiem poleciałam znowu na roun pen. Odłożyłam i wróciłam do stajni. Zdyszana wyprowadziłam Stara z boksu i poszłam z nim na myjkę. Przypięłam uwiąz do kantarka, drugi koniec do haka wystającego ze ściany. Pogłaskałam karasia po grzbiecie i zaczęłam szukać jego koszyczka ze szczotkami. Wreszcie znalazłam i mogłam zacząć czyszczenie. Najpierw tradycyjne rozplątywanie supłów na grzywie...Star dziwnie zareagował, bo nagle zaczął rzucać łbem i jakby wyrywać mi szyję. Cofał się, przesuwał na boki, uciekał przed grzebieniem, a ja nie mogłam dostać się do kołtunów.
- Skoro tak się zachowujesz, to dzisiaj będziesz skudlony - powiedziałam dając za wygraną. Uspokoiłam go jakąś gadaniną pt. "No weź, nie bój się bo nie ma czego" i głaskaniem. Potem wypucowałam go w całości(do tej głupiej, splątanej grzywy nadal nie miałam dostępu). Przyszedł czas na nogi. Jak wiedziałam, był problem, jak zawsze. Schyliłam sie do prawej przedniej. Pogłaskałam go nad pęciną i zaczęłam gadać. Poprosiłam go aby mi ją podał. Podniósł...ostatnio na tym momencie sie skonczyło. Teraz szybko złapałam kopyto i ku mojemu zdziwieniu mogłam je obejrzeć. Jednak kiedy zaczęłam "grzebać" kopystką zostałam odrzucona w tył. Nie wiem co ten wariat wymyślił, ale chyba znowu nie uda mi się tych kopyt wyczyścić.
Po skończonych zabiegach pielęgnacyjnych zaprowadziłam młodego na round pen. "porozbierałam" go i wpuściłam na "ujżdżalnię". Wzięłam linę i zaczęłam się z nim bawić w join up. Zawsze uznawałam, że skoro przed treningiem sportowym musi być rozgrzewka, to przed naszymi "zajeciami" też rozgrzewkę trzeba zrobić.
Join up traktowałam nie tylko jako nawiązanie więzi z koniem, wejście do jego świata, znalezienie miejsca w stadzie itp. Była to dla mnie świetna zabawa, w której przechodziłam metamorfozę. Z dzikiej bestii poprzez neutralnego łowcę padliny aż do przyjaciela i domownika, członka rodziny.
Złapałam linę w jedną rękę, podniosłam ręce i zrobiłam minę drapieżnika pt. "zjem cię". Star ruszył z kopyta. "przytulił" się do ściany i galopował tak, że zaraz pogubiłby kopyta. Zagradzałam mu drogę, zmuszałam do zmian kierunku i tak dalej. Potem lekko rezygnuję. zwalniam swój tok myślenia, zaczynam łagodnieć. Przeszłam na środek. Zaobserwowałam też, że Star zwolnił. Galopował spokojniej i wolniej. Wreszcie skierował ucho w moją stronę. Zainteresował się, skupiłam jego uwagę. Kilka razy jeszcze zmieniłam kierunek, po czym zwolnił do kłusa.
" Dopiero gdy koń przejdzie do kłusa, można z nim tak naprawde zacząć rozmawiać, trzeba jednak pamietać, że najlepszy kłus do rozmowy to taki, w którym koń się juz rozluźni, idzie w równym tempie. A co można robić - zmienić kierunek, pogonić kłusa, zwolnić kłusa, pokazac w całej rozciągłości koniowi, że gadamy po ichniemu. Koń powinien iść do przodu cały czas, ciagle kontrolujemy ucho. " - czasami notki podręcznikowe się przydają. ucho było, rozpraszaczy nie było ponieważ większość koniarek wybrała sie na spacery ze swoimi podopiecznymi.
Kierowanie tempem kłusa wychodziło bardzo ładnie. W końcu zauważyłam jak Star niepewnie odwraca głowę w moją stronę, tak jakby pytał " A c ty własciwie robisz?".
Zwolnił i delikatnie zaczął memłać. Brawo! Teraz pozostało mi tylko czekać. Przyjełam pozycję "przyjaciela" i przerwałam kontakt wzrokowy (znaczy nie wbijałam mu ślepi w oczy tylko goniłam wzrokiem za jego cielskiem). Stałam spokojnie i czekałam. Najpierw opuścił łeb, potem pozwoliłam mu zwolnić do stępa. Najśmieszniej było kiedy podszedł do mnie i wyciągnął łeb w moim kierunku. Tak jakby pytał " to mogę się pobawić?".
Pogłaskałam go i przeszłam do głównego "treningu".
Najpierw podstawy friendly. Głasku głasku, jak ja to lubię nazywać XD Rytuały wstępne odbyły sie bez zastrzeżeń. Potem odeszłam kilka kroków. Stanęłam. Star odwrócił łeb i spojrzał na mnie. " No chodź" - po chwili był przy mnie. Chodziłam po rund penie, a on za mną, jak pies. Więc uznałam, że mogę przejść dalej. Znowu stanęliśmy i zaczęłam głaskanie. Tym razem użyłam do tego Carrot'a. Spokojnie. Z liną leż nie było problemu, więc sięgnęłam po tego wielkiego potwora, którym była niebieska folia.
Zaszeleściło, podniosło sie do góry jak jakiś spadochron i konia nie było. Czmychnął na drugą stronę. Nie zwróciłam na to uwagi. Skoro nie chce się ze mną bawić to nie. Owinęłam się w folię i zrobiłam z siebie niebieską mumię. Nie umiałam się poruszać inaczej niż skacząc. Bawiłam się jak wariatka, w ogóle nie zwracałam uwagi na to, co robi koń. Bo tak naprawdę nie robił nic oprócz stania. Nie rozczulałam się też nad tym, że się boi. Nie podchodziłam do niego i nie zmuszałam do przyjaźni z folią. Stał się "wolnym słuchaczem". Tylko obserwował, czy to coś niebieskiego mnie nie zje. Skakałam w takim kokonie po okręgu, obok Stara widząc jego śmieszną minę i robiłam "figury dresażowe" (czy. "serpentynki," "wężyki", "wolty"). Rozplątałam się i robiłam sobie "skrzydła". Biegałam z folią trzymając ją za rogi. Powiewała za mną jak skrzydła nietoperza i szeleściła tak, że faktycznie było się czego bać.
Jednak Star powoli zaczynał się interesować tym co robię. Ruszył kilka kroków do przodu, stanął i ciekawsko wyciągnął łeb w moim kierunku. Moje tańce odbywały sie coraz bliżej niego. Już nie uciekał. Czekał co będzie dalej. Po jakimś czasie podszedł do mnie. Zapoznał się nieufnie z folią, aż...wyrwał mi ja z ręki! Złapał ją w zęby i odbiegł. Zaczął brykać, strzelać barany, deptać folię, tak jakby chciał ją zniszczyć. Wyglądało strasznie...śmiesznie!
No ale uznałam, że koniec zabawy. Zmęczyłam się trochę i nie chciał meczyć i go. Złapałam wiec jakoś szaleńca, zapięłam linę i podreptalismy do boksu.
Uznałam, że póki on stoi w stajni, sam itp. będę do niego przychodzić, nawet jeśliby nie miał być mój...
długie odwiedziny: 1081 wyrazów punkty:8
Ostatnio zmieniony przez Grzficzka dnia Sob 16:58, 31 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
MissK
Dołączył: 13 Paź 2008
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 12:01, 13 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Przyszłam dziś do Stara odwiedzić go. Bardzo ucieszył się na mój widok. Spędziłam z nim w boksie dużo czasu, nawet położył się obok mnie. Teraz do mnie do stajni przyjechał nowy koń i nie miałam czasu do niego przyjechać. Nie mam zamiaru już go adoptować, ale będę go dalej odwiedzać, niech wie, ze jest doceniany i kochany. Miałam jeszcze pół godziny, więc poszłam po jego kantar i urządziliśmy sobie mały spacer po stajni. Koń bardzo się ucieszył. Kiedy wróciłam z nim do stajni wrzuciłam mu do boksu trochę marchewki i poszłam do domu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez MissK dnia Pią 12:02, 13 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|