|
Stajnia Centralna Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Nojec
Pracownik
Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Star Horses
|
Wysłany: Nie 16:26, 11 Gru 2011 Temat postu: Treningi [Arcadia] |
|
|
Lekka jazda po przyjeździe do Boucheron
Arcadia zdążyła się już u nas całkiem dobrze zadomowić, pozwiedzała ze mną teren stajni, pohasała po pastwiskach i powłaziła we wszelkie możliwe zakamarki. Resztę pokazał jej ojciec-Golden, którego to to wzięła za przewodnika. Od czasu przyjazdu wsiadłam na nią tylko raz, coby nie stała bezczynnie w boksie. Postanowiłam więc zorganizować dzisiaj lekki trening. Poranek był mglisty a za oknem szaro, chmury na niebie zapowiadały zbliżający się deszcz. Najchętniej zostałabym w łóżku z kubkiem kakao i albo owinęła się w koc i leżała przed telewizorem. Ale dobrze wiem, że moje lenistwo do niczego dobrego nie prowadzi, także zebrałam się z łóżka i po zjedzeniu szybkiego śniadania wybyłam do stajni. Arcadia przeżuwała resztki śniadania, gdy usłyszała moje kroki podniosła łeb a na dźwięk swego imienia raźno zarżała. Postałam chwilę przy jej boksie miziając ją po pyszczku. W stajni było nad wyraz spokojnie, ani stajennych, ani jeźdźców ani nikogo, nawet psy spały cichutko wtulone w świeże siano. Nie czekając dłużej udałam się do siodlarni po najpotrzebniejszy sprzęt. Zostawiłam go na wewnętrznym dziedzińcu i powędrowałam po kasztankę, następnie uwiązałam ją i ze spokojem rozpoczęłam pielęgnację. Zaczęłam od szyi, potem grzbiet i brzuch, pod popręgiem i zad. Miękką szczotką przeczyściłam główkę i nogi, rozczesałam ogon i grzywę i zabrałam się się kopyta. Cała pielęgnacja wypadła sprawnie i bez problemu, przystąpiłam zatem do siodłania. Po niecałych 10 minutach byłyśmy gotowe. W stajni zupełnie odechciało mi się spać, nawet pogoda nie przeszkadzała tak bardzo, a wręcz zachęcała do ruchu na świeżym powietrzu, postanowiłam rozgrzewkę zacząć w lesie. Ubrane wyszłyśmy przed stajnię, tam uregulowałam strzemiona, dociągnęłam popręg i sprawdziłam czy wszystko jest na swoim miejscu. Zamknęłam drzwi stajni i jednym susem wsiadłam na grzbiet Arcadii. Zebrałam wodze, klacz mimowolnie zechciała ruszyć do przodu. Zatrzymałam ją lekko dosiadem i wodzami i dopiero po chwili dałam znak aby ruszyła, kierowałyśmy się w stronę leśnych alejek. Odkąd podpisałam umowę kupna części lasu jestem spokojna o bezpieczeństwo koni i ludzi, poza tym swobodnie możemy delektować się świeżym leśnym powietrzem bez obaw, że wkraczamy na prywatny teren. Po drodze minęłyśmy znany czworobok, parkur, halę oraz basen, Arcadia była zaciekawiona i żywo stępowała. Rześkie, przyjemne i wilgotne, powietrze rozbudzało lepiej niż poranna kawa : ) Działało tak nie tylko na mnie ale i na konia. Wśród drzew było zacisznie i spokojnie, gdzieniegdzie słychać było tylko poranne ćwierkanie ptaków, szłyśmy teraz energicznym stępem, widziałam ogromne zaciekawienie Arcadii nowym otoczeniem. Po kilku minutach stępowania sprawdzając wcześniej popręg, zakłusowałam. Wystarczyła naprawdę lekka łydka aby zachęcić konia do ruchu. Zebrałam trochę wodze na większy kontakt i powolutku, swobodnie prowadziłam kasztankę przez leśne zakamarki. Co jakiś czas odpuszczałam i znowu zbierałam wodze, międzyczasie wplatając przejścia do stępa. Arcadia ładnie niosła głowę i chętnie współpracowała, była bardzo zaciekawiona otaczającym ją leśnym ekosystemem więc co jakąś chwilę zatrzymywałam się i dawałam jej czas na porozglądanie się, obwąchanie. Po ok.15 minutach klacz była całkowicie rozluźniona, odpuściłam nieco wodze aby mogła wyciągnąć szyję i się odprężyć, niosła tak miękko i lekko, że chciałoby się tak siedzieć bez końca. Po kilku minutach swobodnego kłusa znów zaczęłam stosować przejścia i zatrzymania, za każde poprawne głośno ją chwaliłam i pozwalałam na pół minuty stępa na luźnej wodzy. Większość zatrzymań wypadła dobrze i równo. Kolejnym ćwiczeniem było wydłużanie i skracanie kroku w kłusie. Tempo było optymalne – nie za szybkie, nie za wolne. Zaczęłam wykonywać półparady aby zachęcić klacz do skrócenia, potem chwila kłusa swobodnego a następnie wypchnęłam ją mocniej dosiadem, przykładając trochę mocniejszą łydkę co poskutkowało wydłużeniem kroku konia. Przejechałyśmy kłusem wyciągniętym kilka odcinków następnie coraz bardziej zbierając chód. Wypadło to całkiem dobrze. Wjechałyśmy na dość szeroką ścieżkę, która prowadziła daleko daleko w las, przeważnie tutaj się ścigamy. Tym razem nie miałyśmy ani z kim ani ochoty, dlatego zamiast wyścigów zarządziłam jazdę slalomem kłusem, dla utrudnienia - ćwiczebnym. Na początku poprawnie, szybka reakcja na pomoce, ładnie skręcała, jednak później przyłożyłam przez nieuwagę zbyt mocną łydkę co spowodowało, że klacz się wystraszyła i pomyślała, że to znak do zagalopowania. Poleciała więc kilka taktów galopem, przed siebie. Szybko ją jednak uspokoiłam wymawiając przy tym szereg przeprosin, jak to zwykle ja mam w naturze prowadzić monologi z końmi. Po chwili przerwy znów zakłusowałam i powróciłam do ćwiczeń, teraz pilnowałam swych łydek 2 razy bardziej uważnie. Następnie chwila przerwy w luźnym stępie i zagalopowanie. Lekka łydka, wypchnięcie dosiadem i odrobinę większy kontakt. Arcadia uniosła się jak sprężynka, lekkim, harmonijnym galopem, czysta przyjemność! Nie musiałam robić nic specjalnego, tylko pilnować swych łydek i trzymać delikatny kontakt a koń swobodnie się poruszał co jakiś czas parskając. Pogalopowałyśmy aż do końca tej ścieżki, następnie skręciłyśmy na drogę prowadzącą do stajni. Po sporej dawce galopu chwila kłusa i do stępa. W duchu byłam bardzo zadowolona z tej jazdy, rysował mi się fajny obraz wspólnej przyszłości, owocnej przyszłości. Gdy tylko dotarłyśmy do stajni zsiadłam, rozsiodłałam klacz i odstawiłam ją do boksu. Tam okryłam ją lekką derką, wrzuciłam smakołyki do żłobu a sama poszłam do domu ogrzać się i wypić ciepłą herbatę.
by Goldi
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Joanne
Stały bywalec
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 22:50, 30 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
10.04-30.05: Sprawozdanie z doprowadzenia klaczy do klasy P w ujeżdżeniu i L w skokach - by Joanne
Dzień 1:
Na dobry początek postanowiłam zapoznać się z klaczą i jej umiejętnościami. Przyjechałam do SC, wzięłam z siodlarni co trzeba i wyszykowałam nas obie na trening. Pojechałyśmy na maneż, gdyż pogoda dopisywała. Sprawdziłam zarówno umiejętności ujeżdżeniowe, jak i skokowe kobyłki. Jak się okazało Arcadia ma dobrze opanowane przejścia i zmiany ram, potrzebuje jednak duuużo czasu na pozbieranie się i odpuszczenie w potylicy. Dodania i skrócenia też okazały się potrzebujące ćwiczeń. Co do skoków, to KWPN-ka była chętna, ciągnąca do przodu i dokładna, ale z powodu braku treningu brakowało w jej skokach i przejściach przez drążki płynności. Postanowiłam więc zacząć pracę od ujeżdżenia, które przyda nam się w ćwiczeniach skokowych.
Dzień 2:
Zaznajomione ze sobą nawzajem szybciej doszłyśmy do ładu. Skupiłam się na ćwiczeniach zachęcających klacz do zbierania się bez szczególnego namawiania. Kasztanka była pełna zapału i chęci, dzięki czemu pod koniec godzinnej intensywnej pracy czuć było efekty. Mimo iż całe mokre, obie byłyśmy całkiem zadowolone. Na jutro zaplanowałam lonżę na pessoa, by powyrabiać trochę mięśnie bez worka kartofli na grzbiecie (czyt. mnie).
Dzień 3:
Wzięłam dziś nieco osowiałą Arcadię na lonżownik i zapięłam w pessoa. Rudzinka szybko zrozumiała o co chodzi i bardzo ładnie pracowała przez okrągłą godzinę. Na stępa poszłyśmy do lasu, przejść przez płytki, ale szeroki strumyk i parę niziutkich, obalonych drzewek (ot, naturalne cavaletti). Pomogło to w integracyjnym punkcie współpracy i przy okazji mogłam zaobserwować, jak Arcadia zachowuje się w terenie.
Dzień 4:
Dziś na ruszt wzięłam dodania i skrócenia. Pomogłam sobie trochę drążkami, męczyłam Arcadię aż zaczęły wychodzić w każdym chodzie, bez zacinania się czy opóźnień. Najciekawszy i zarazem najprostszy okazał się galop, bujający, okrągły, bardzo łatwy w operowaniu. Problem ze zbieraniem był dużo mniejszy, praca z ziemi już przynosiła efekty. Zmęczone postępowałyśmy na polance za stajnią, a po jeździe zaserwowałam kasztance masaż i wróciłam do siebie.
Dzień 5:
Znów wsiadłam na tego biednego konia. Dziś trochę mniej intensywniejszy trening, oparty głównie na szlifowaniu L-kowych elementów, z naciskiem na te ostatnio ćwiczone. W najbliższym czasie przejedziemy parę programów i zaczniemy wdrażanie do P-tki. Mniej spocone i wyraźnie żywsze niż ostatnio po zakończeniu treningu wróciłyśmy do stajni, gdzie odpowiednio zajęłam się klaczuchą.
Dzień 6:
Tak jak mówiłam, tak też zrobiłam. Zabrałam Arcadię na czworobok, rozprężyłam i pod okiem Noja pomęczyłam programem L-6. Czuć było, że kobyłka ma trochę dość, w końcu nie posiada kondycji, więc poprzestałyśmy na naprawdę udanym przejeździe i po treningu odpowiednio zajęłam się kobyłką.
Dzień 7:
Arcadia miała wolne, zabrałam ją tylko na półgodzinny spacer po lesie, przy okazji pracując nad zaufaniem.
Dzień 8:
Wzięłam rudą na lonżę na pessoa. Krótszą niż ostatnio, ale intensywniejszą. Ćwiczyłyśmy przejścia, zmiany średnicy koła, dodania, skrócenia, a na końcowym stępie obie przechodziłyśmy przez drążki i cavaletti w stępie. Jutro wsiadam.
Dzień 9:
Przyjechałam z rana, osiodłałam Arcię i zabrałam na maneż. Rozprężyłam i zadzwoniłam po Noja. Miałam 5-10 minut do dyspozycji nim rysualka przyjdzie i zaczniemy przejazdy programów. Poświęciłam ten czas na pierwsze próby ustępowań od łydki. Robiłam półwoltę i z drobną pomocą bacika spychałam klacz ku ścianie. Nie wyglądało to pięknie, ale pod koniec czułam, że kasztanka zaczyna łapać. Dałam jej chwilę luzu i jedziemy. najpierw program L-6. Wyszedł super, więc zostawiamy, po chwili L-8. Przyłożyłam się bardziej do przejazdów i po 2 zakończyłyśmy trening. Stęp oczywiście w lesie.
Dzień 10:
Uwaga uwaga, skaczemy! No dobra, podskakujemy. Pomęczyłam Arcadię drążkami w każdym chodzie, koziołkami i w końcu skokami do 80 cm z wskazówkami. Drążki ustawiane w dystansach zmuszały klacz do uważniejszego wymierzania fuli, pomagały dobrać dobry odskok i skupiały na tym, co się dzieje w danej chwili, a nie co będzie zaraz. Z początku nie było łatwo - KWPN-ce brakowało płynności skoków, wybijała się wysoko w górę, zawisała i ciężko spadała na ziemię. Bardzo nieekonomicznie. Z czasem nabrała trochę rozwagi i uspokoiła się, jednak z treningu zeszła calutka mokra. Wykąpałam ją, wysuszyłam i wymasowałam na koniec.
Dzień 11:
Lonża na pessoa, potem spacer w terenie i naturalne cavaletti w postaci kłódek + strumyk i zapoznanie z mostkiem. Kasztanka ładniała w oczach, nabrała do mnie zaufania, a przechodzenie przez kłody zaczęło być nareszcie płynne i pełne swobody. To znaczy, że grzbiet zaczyna prawidłowo pracować ^^
Dzień 12:
Przejazdy programu L-8 pod okiem Noja (2), potem z jej pomocą kolejne podejścia do ustępowań w stępie. Nie było źle, program poszedł bardzo przyzwoicie, ustępowania trzeba wziąć na ruszt na osobnym treningu. Wyjątkowo oddałam klacz w ręce rysualki i sama poleciałam załatwiać masę ważnych spraw.
Dzień 13:
Wykorzystujemy wczorajsze uspokojenie się i trening ustępowań. Najpierw rozprężyłam kobyłkę, dopracowałam elementy L-kowe po czym zaczęłam ustępowania. Najpierw chociaż po kroczku, potem po paru, od linii ćwiartkowej do ściany i tak w obu kierunkach w stępie, aż ruda załapała o co chodzi i bez spinania się, z łebkiem w dole całkiem płynnie wykonywała element. Tak zakończyłyśmy trening i na stępa pojechałyśmy w teren, by przejechać nasz ulubiony strumyczek, pobrodzić w wysokich trawach i pogimnastykować się nad kłodeczkami w stępie.
Dzień 14:
Arcadia znów miała wolne, jej kondycja ulegała poprawie, ale wciąż wymagała jednego dnia odpoczynku. Zrobiłam klaczy małe SPA, doprowadzając do ładu nieogarniętą grzywę, ogon i całą resztę.
Dzień 15:
Wracamy do ustępowań. Dziś męczyłyśmy je dalej w stępie, ale z linii środkowej. Przy okazji spróbowałam wykonać parę kroczków łopatką do wewnątrz. Spostrzegawczość kobyłki mnie nieustannie zaskakuje, tak samo jak jej umiejętność kontrolowania ruchów. Niesamowite stworzenie, nic tylko na czoworoboki zabierać. Stępem wybrałyśmy się na przechadzkę do sklepiku, wzdłuż drogi prowadzącej do SC. Mijające samochody nie zrobiły na Arcadii większego wrażenia.
Dzień 16:
Skoki. Dalej ograniczamy się do prostych linii z wskazówkami, podwyższając maksymalną wysokość do 90 cm. Szło lepiej, dlatego poprzeczka powędrowała lekko w górę. Ruda była pełna energii, ciągnąca do przeszkody. Na koniec pojechałyśmy parę razy prosty szereg dwóch kopert po 60 i 70 cm na dwie fule, z wskazówką przed pierwszym członem i drążkiem rozdzielającym fule pomiędzy przeszkodami. KWPN-ka szybko robiła postępy, wyraźnie uczy się na błędach.
Dzień 17:
Lonża na pessoa i ustępowania wykonywane z ziemi. W stępie i w kłusie. Nie było to proste, ale dało się wykonać. Gdy klacz załapała o co chodzi rodzaj chodu nie sprawiał jej większych problemów poza tym, że czasem gubiła nogi. Spróbowałam też łopatek w takiej sytuacji. Całkiem dobry sposób, nie powiem.
Dzień 18:
Ustępowania pod jeźdźcem. W stępie wychodziły już całkiem przyzwoicie, więc spróbowałam w kłusie. Ku ogromnemu zdziwieniu - jeśli nic nie było dekoncentrujące, to wychodziły jakby były wykonywane przez doświadczonego P-tkowca. Na koniec popróbowałam łopatek w stępie. Początki bardzo dobre, szybko zaprzestałam by nie zepsuć. Stęp po lasku, po nim klacz poszła na padok.
Dzień 19:
Skaczemy. Przyszedł czas na wygimnastykowanie się. Przy rozgrzewce bardzo dużo drągów i cavaletti, które rudzinka przechodziła już płynnie i bez wahania. Pracowałyśmy dziś na szeregach gimnastycznych. Niskich, ale wymagających zaangażowania i synchronizacji, myślenia. Nie obyło się bez kłopotów, jak to przy początkach bywa, ale po jednej, dwóch nieudanych próbach kasztanka odkryła, jak to się robi. Poczułam, że zaczyna pracować grzbietem i szyją, nie nadwyrężając już tak swoich ścięgien i stawów w nogach.
Dzień 20:
Postanowiłam zacząć przekształcać dodania w wydłużenia. I temu właśnie poświęciłam dzisiejszy trening, gdyż od jednego do drugiego nam było akurat bardzo niedaleko. Oczywiście - nie odstawiłam chodów bocznych, ale chwilowo odsunęłam je na drugi plan, bo ile można się cackać z jedną rzeczą? Arcadii, lekko osowiałej i zdekoncentrowanej się to całkiem spodobało, chociaż wyraźnie wolałaby poczłapać sobie w kółko albo co. "Maaamooo, myślenie boli." po prostu. Całkiem szybko podchwyciła moją myśl i plany, przez co długo nie mogłam jej męczyć (jaka szkoda ) i w nagrodę zabrałam do lasu na stępa.
Dzień 21:
Teoretycznie dzień wolny, tak naprawdę postanowiłam przyzwyczajać rudą do codziennej pracy. Zabrałam ją na lekką lonżę z drążkami. Bez większego wysiłku, krótko, zwięźle i na temat. Po pracy oczywiście nagroda - padokowanie do nocy.
Dzień 22:
Ustępowania i łopatki na poważnie. W stępie i kłusie. Sygnały z mojej strony były subtelne, ale zarazem czytelne. Arcadia nie była tak pełna werwy jak zwykle, ale też nie nastąpił u niej spadek formy. Gdy się skupiła pracowała bardzo fajnie, możemy traktować te elementy jako przyzwoicie opanowane.
Dzień 23:
Dzisiejszy dzień poświęciłam na dopracowanie wszystkich elementów związanych z P-tką. Na jutro zaplanowałam skoki, na pojutrze ponownie przypomnienie elementów i przejechanie programu P-1, a na popojutrze teren. Tak, zaczęło się dłuższe planowanie wprzód.
Dzień 24:
Dalej męczymy szeregi gimnastyczne na wysokościach do 80-90 cm, do tego dołączyłam pojedyncze przeszkody mierzące sobie po 100 cm. Arcadia zaczynała naprawdę fajnie skakać, ale chyba nigdy nie przestanie ciągnąć do przeszkód. nabrała kondycji, co wyraźnie było czuć teraz, poprawie miesięcznej robocie.
Dzień 25:
Przypominamy sobie wszystko, co z P-tką związane i jedziemy programik. Początkowy dla P, P-1. Dwa przejazdy i kończymy, nie przemęczajmy się zanadto.
Dzień 26:
Pierwszy teren od początku pracy. Prawdziwy teren, a nie dreptanie stępem po ścieżkach. Arcadia szła pewnie przed siebie, pełna energii i podniecenia, ale bez nerwów. Pogalopowałyśmy sobie dziko po wspaniałej, prostej, długiej drodze, pokonałyśmy parę niewielkich (max. 70 cm) crossówek z łatwymi najazdami i po 2 godzinach wróciłyśmy do stajni. Całe mokre, ale wylatane. Zrobiłam co trzeba przy koniu i wsio do domu się umyć!
Dzień 27:
Arcadia była zmęczona wczorajszym terenem, jednak zabrałam ją na leciutką jazdę ujeżdżeniową, z pracą na długich wodzach, jazdą po ósemkach itp, ot taka drobna gimnastyka by zakwasów nie mieć.
Dzień 28:
Puściłam Arcadię w korytarz. Prosty, złożony z szeregu na jedną fulę z koperty i stacjonaty, którą stopniowo podwyższałam oraz oksera 4 fule za nimi, który też rósł w miarę skakania. Ruda ostatecznie z lekkością poszybowała nad wagonikami po 130 cm i wystarczy. Zabrałam ją na stępa do lasu, jak zwykle. CHociaż nie zmęczyła się zanadto.
Dzień 29:
Praca ujeżdżeniowa. Przejeżdżamy sobie program P-3, 3 razy, pod okiem Noja. Wszystko wyszło przyzwoicie, koń co prawda był z lekka rozkojarzony, ale nie odbiło się to jakoś szczególnie na wykonywaniu przez nią elementów.
Dzień 30:
Pierwszy parkur w naszej historii. Poziom tradycyjnej LL-ki, mierzącej sobie 90 cm, z pojedynczymi metrówkami. Prowadziłam Arcadię pewnie, ale spokojnie, równo, stawiając na styl jazdy, a nie efekt z parkuru. Bardzo fajnie nam poszło, Gimnastyka zrobiła swoje, ale nie można odpuszczać.
Dzień 31:
Program P-3 dla przypomnienia, następnie P-6. Dużo lepsza praca niż ostatnio, Ruda skupiła się, zebrała w sobie i dała naprawdę 150%. Tylko oczywiście ja musiałam coś psuć. No ale cóż, tak to już w życiu bywa. Zadowolona postanowiłam jechać jutro w teren.
Dzień 32:
Drugi teren odkąd razem pracujemy. Tym razem bardziej crossowy niż ostatnio, przejechałyśmy razem prościutką trasę z przeszkodami do 80 cm, zapoznałyśmy się z wskokami i zeskokami na miarę debiutantów i po 1,5 h wróciłyśmy do stajni, wcale nie takie spocone.
Dzień 33:
Praca na drążkach i cavaletti. Tylko i wyłącznie. Dużo trudnych kombinacji wymagających bardziej myślenia, niż gimnastyki. W końcu Ruda uruchomiła mózg i od razu poprawiła swoje wyniki pracy w dniu dzisiejszym.
Dzień 34:
Programy P-3 i P-6 w ramach przypomnienia, do tego parę moich własnych inwencji, jako wykorzystanie uruchomionego wczoraj umysłu klaczy. Potem obowiązkowo masaż.
Dzień 35:
Lonża na pessoa. Tak, dawno jej nie było. Rudzinka popracowała sobie, poćwiczyła dużo lepiej wyglądający grzbiet i przy okazji odpoczęła od jeźdźca na grzbiecie.
Dzień 36:
Skaczemy. Szeregi gimnastyczne mierzące po 90, w niektórych wypadkach nawet i 100 cm. Klacz zrobiła ogromne postępy, jej skoki zrobiły się bardzo płynne, lekkie i ekonomiczne, przy czym ona sama jako koń bardzo dokładny sprawiała, że zrzutki w dniu dzisiejszym nie było żadnej.
Dzień 37:
Ujeżdżenie, bawimy się w zwroty na przodzie, na zadzie, chody boczne, cofania i inne ciekawe rzeczy w najróżniejszych kombinacjach. Zagalopowania ze stępa, zwykłe zmiany nogi i te sprawy. Klacz była pełna chęci do pracy, ambitna i skupiona. Zadowolona szybko skończyłam i zabrałam ją na trawę.
Dzień 38:
Skoki. Parkur wysokości 90/100 cm. Ruda była w wyjątkowo nieprzyjemnym humorze. Brykała, buntowała się, kombinowała jak tylko mogła. Jednak gdy pozwoliłam jej iść po swojemu i wpadła w przeszkodę nabrała rozumu. Duma dumą, rozum rozumem. Drugie podejście do parkuru było dużo lepsze, ale czułam wyraźnie, że to nie najlepszy dzień kobyłki.
Dzień 39:
Pojechałyśmy do pobliskiej stajenki na towarzyskie zawody w ujeżdżeniu. Pojechałyśmy tam L-8 i P-3, bardziej dla obycia z atmosferą aniżeli jakimiś wynikami. Poszło nieźle, chociaż podczas zawodów jest to zupełnie inny koń. Więcej takich wypadów trzeba.
Dzień 40:
Znów skaczemy. Szeregi gimnastyczne do 100 cm, pojedyncze 110. Arcia była o niebo lepsza niż ostatnio, chętnie współpracowała, słuchała się, była uważna i gotowa do każdej akcji. Na stępa zabrałam ją do lasu na 30 minut człapania, a gdy wróciłam zaserwowałam chwilę masażu.
Dzień 41:
Pojechałyśmy sobie w teren. Bez skoków, bez szalonego galopu, spokojny teren kondycyjny. Bardzo dużo kłusa, sporo stępa i najmniej galopu. Wróciłyśmy po 2,5 h zmęczone jak po szalonym wyścigu.
Dzień 42:
Lonża na pessoa. Nic niezwykłego, bez rewelacji poza tym, że KWPN-ka nabrała baardzo ładnej masy i figury. Wygląda już jak naprawdę sportowy koń.
Dzień 43:
Znów gdzieś jedziemy na coś a la zawody, pojechać tym razem P-1 i P-3. Poszło nam dużo lepiej, następnego dnia planowałyśmy ponownie tam wbić.
Dzień 44:
Ponownie wyjeżdżamy poza SC. Pojechałyśmy z Arcadią ujeżdżenie z programem P-6 oraz skoki kl.LL. Wszystko towarzyskie. Tak jak na ujeżdżeniu wypadłyśmy super, tak przy skokach było trochę komplikacji, ostatecznie 8 pkt karnych. Jak na pierwsze dwudniowe zawody i pierwsze skoki od kiedy jest w SC to uważam, że i tak bardzo ładnie.
Dzień 45:
Spokojny teren na luźnej wodzy, odprężenie po zawodach.
Dzień 46:
Skaczemy. Parkur 100 cm, trudny jak na L-kę, dwufazowy. Poszedł naprawdę super, Arcia skakała wszystko, była zgodna ze mną, niezwykle zrównoważona.
Dzień 47-48:
Jedziemy gdzieś do Pcimia Górnego na zawody. Pierwszy dzień - ujeżdżenie P3 i P-6, drugi dzień - skoki LL i L. Ogółem mówiąc poszło nam bardzo dobrze, kasztankę przestał dekoncentrować tak harmider dookoła, zaczęła skupiać się na swoim zadaniu.
Dzień 49:
Ruda poszła na karuzelę, ja miałam zbyt wiele na głowie, poza tym zasługiwała na odpoczynek. Uznałam, że moje zadanie zostało spełnione, doprowadziłam ją do ujeżdżenia P, skoków L, sprawdziłam na towarzyskich zawodach w malutkich stajenkach, mogę czuć się spełniona.
Dzień 50:
Pojechałam z Arcadią w teren. Typowo crossowy. Poziom mniej-więcej crossu LL. Pewnie prowadziłam ją na przeszkody, starając się też jak najbardziej ułatwić jej sprawę. Po powrocie wykąpałam, wypielęgnowałam i zabrałam na spacer po lesie. Długi, z popasem, by wykorzystać ostatnie chwile wolnego czasu. Od jutra czekała mnie naprawdę ostra jazda z robotą, poza tym inne konie też trzeba ruszyć i zebrać do kupy. Ale na pewno nie dam zaniedbać swojej roboty!
Klacz może startować w ujeżdżeniu kl.P i skokach LL/L, jednak zalecam uprzednie przygotowanie jej w osobnym treningu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Stały bywalec
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 22:58, 23 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Postanowiłam poskakać troszkę z Arcadią. Niewiele w sumie, bo kobyłka nie chodzi jakoś nader regularnie, ale zawsze jakaś gimnastyka się przyda. Ruda stała już w swoim boksie, cała w zaschniętym błocie, ale jaka szczęśliwa! Przytargałam cały potrzebny mi sprzęt i wyprowadziłam KWPN-kę na zewnątrz, biorąc się tym samym za czyszczenie. Szczotką ryżową dokładnie pozbyłam się klaczkowej 'maseczki' z całego ciała, następnie włosianką dokonałam wykończenia dzieła zła. Specjalną szczotką do pyska oczyściłam łepetynkę kasztanki, a grzebieniem rozplątałam gęstą grzywę oraz ogon. Zostało mi tylko wyczyścić kopytka i osiodłać konika. Arcadia bez większego oporu podawała nogi i nie wyrywała ich, za co została pochwalona. Potem poszło gładko - na nogi ochraniacze, na grzbiet czaprak, futerko i siodło skokowe, zapinamy popręg, przypinamy napierśnik z wytokiem, zakładamy ogłowie, zapinamy co trzeba i wsio na plac. Dopomogłam sobie schodkami, gdyż starość nie radość i po chwili poprawiałam się na grzbiecie Rudej.
-No to ruszamy. - Powiedziałam dziarsko i przyłożyłam łydki. Ruszyłyśmy energicznym, obszernym stępem po śladzie, na luźnej wodzy. Tak upłynęło nam pierwszych 5 minut. Kolejnych 5 poświęciłam na jazdę na lekkim kontakcie, w dole, ze zmianami kierunków, utrzymując równy, energiczny chód. Po łącznych 10 minutach stępowania stopniowo pozbierałam kasztankę do kupy, ustawiłam, wygięłam w prawo, wygięłam w lewo i kłusujemy.
Na początek równo, energicznie, na dużym kole by się pozbierać, potem już po różnych łukach, woltach, ósemkach, ścianach itp, pilnując ustawienia i impulsu. Starałam się dobierać ćwiczenia zgodnie ze stopniem rozprężenia kobyłki, więc początki były dość łagodne, ale potem coraz ciaśniej, gęściej, intensywniej. Włączyłam do pracy przejścia do stępa. Długie, na np. całą ścianę czy woltę oraz krótkie, na parę kroków. Czasem były one jedno po drugim- kłus-stęp-kłus-stęp-kłus, a czasem między pracą w kłusie dla odmiany takie przejście w dół. Arcadia fajnie pracowała, chociaż czułam u niej pewne obiekcje co do jazdy w lewo, ale mocniejsze działanie dosiadem z łydkami i się powolutku rozjeżdża problem. Zaczęłam zatrzymania. Przygotowywałam klacz zwalniając kłus, następnie wstrzymywałam działanie dosiadu, przykładałam delikatnie łydki i zamykałam rękę, co dawało pięknie zatrzymanego konika. Chwaliłam klacz często, ale bez jakiejś wylewności. Za dobrze wykonany element pogładzenie po szyi w chwili odpuszczenia wewnętrznej wodzy. Parę zatrzymań, długich czy krótkich, następnie jeździmy drągi. Było ich 6, na energiczny, ale nie wydłużony kłus. Arcia chętnie szła ku nim, przez nie i po nich.
Włączyłam bieg trzeci. Płynne zagalopowanie od jednej łydki, lekka półparadka i koń okrąglutki, idący równo i spokojnie. Baardzo fajnie. Trochę po śladzie, trochę po kołach, 3 przejścia galop-kłus-galop i zmiana kierunku. Tu musiałam chwilkę popracować nad uzyskaniem dobrego galopu, bo jednak gorsza strona, ale dałam radę. Pochwaliłam Rudą i przeszłam do półsiadu. Jedno okrążenie spokojne, potem ruszamy z kopyta i mocnym galopem 4 okrążenia. Robimy lotną (udało się!) i mocny galop w drugą stronę przez 4 okrążenia, następnie jedno spokojne i do kłusa.
Czas zacząć skoki. Z wcześniejszych drążków stajenny zrobił 4 drągi i kopertę 50 cm z kłusa. Uspokoiłam kobyłkę i najeżdżamy. Rytm, równowaga, półsiad nad drążkami, łydki przyłożone i hop. Po skoku od razu do kłusa, zbieramy konia do kupy i jeszcze raz. Nie przypilnowałam i za szybkie tempo, klacz cudem prawidłowo wykonała zadanie, jednak odskok wyszedł bardzo blisko i gdyby nie wysokość przeszkody, to nie poszło by tak ławo. Przy trzecim podejściu bardziej zadziałałam ręką, dzięki czemu cały komplet do pokonania wypadł znakomicie. Pochwała, przejście do stępa, ruszenie kłusem i wyprostowanie na przeszkodę. Kłus pośredni, koń zamknięty w pomocach i pach-pach-pach-pach-hop. Bardzo ładnie. Zmiana kierunku, chwila stępa na długiej wodzy.
Teraz czekał nas szereg z kłusa: koperta 40 cm z wskazówką (skok-wyskok) koperta 50 cm (skok-wyskok) koperta 50 cm (fula) koperta 60 cm. Dałam klaczy odpocząć i uspokoić się trochę, po czym zakłusowanie na wolcie i naprowadzenie na szereg. Celujemy w sam środek, łydki przyłożone, ale i kontakt odpowiedni, pilnujący, by nie pójść zbyt szybko. Przed drągiem na naskok wzmocniłam działanie obu pomocy, a potem było za późno. Ruda pokonała szereg nieco koślawo, bez płynności. Musimy najechać troszkę mocniejszym kłusem. Tak też zrobiłyśmy. Mój błąd, że zapomniałam o ręce i wszystkie przeszkody pokonałyśmy w tempie bliskim prędkości światła, ale nie poddając się najechałam po raz kolejny. Równy, pośredni kłus, koń zamknięty w pomocach i już nie ma odwrotu, drążek za nami. Wreszcie dobrałyśmy optymalne tempo i przejechałyśmy szereg tak, jak należy. Pochwała dla konia, jednak nie osiadamy na laurach i powtarzamy. Dwukrotnie pojechałyśmy ten szereg i z ostatniej koperty zrobił się koperto-okser wysokości 70 cm i szerokości ok. 50 cm. No to jazda. Kopertki szły coraz lepiej, z okserem też nie było większego problemu, więc podnosimy go do 80 cm. Najazd równym, spokojnym kłusem z impulsem, potem pilnowanie klaczy w skokach-wyskokach, trzymanie się środka przeszkód, równa fula i płynny sus nad okserem. Pochwała, do kłusa, do stępa.
Dałam Arcadii chwilę odpocząć, następnie zagalopowałam w prawo i nakierowałam na coś a la rów z wodą, zrobione z niebieskiej folii, wypełnionej odrobiną wody i do tego ułożone pod stacjonatką 50 cm. Najechałyśmy równo, spokojnie, ot taki pa-ta-taj. Przypilnowałam klacz łydkami, dzięki czemu mimo patrzenia się pokonała przeszkodę. Jeszcze raz i z 50 cm robi się 90. Trochę mocniejszy galop w półsiadzie i bardzo ładny, pełen swobody skok. Zmieniłam nogę i z drugiej strony. Przypilnowałam łydkami i hop. Pochwała, przejście do kłusa i szereg. Tym razem zamiast koperto-oksera stał już regulaminowy okser, mierzący sobie 95 x 60 cm. Pilnowałam impulsu przy każdym skoku, dzięki czemu dobrze wypadłyśmy w całości.
Stwierdziłam, że wystarczy na dziś i rozkłusowałam Rudzinę na długiej wodzy, rozstępowałam w połowie na długiej, w połowie na luźnej i wracamy do stajni.
Rozsiodłałam klacz i wykonałam przy niej, co trzeba było, po czym ruszyłam dalej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Himbeere
Dołączył: 27 Wrz 2012
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:50, 05 Paź 2012 Temat postu: |
|
|
To drugi dzien Arcadii w Baltyckiej Zatoce, zeby jej nie stresowac za bardzo i zeby caly dzien nie stala w boksie postanowilam wziac ja na lekka lonze. Bylam w stajni kolo godziny 16. Konie byly juz po obiedzie. Przywitalam sie z Ruda i poszlam po sprzet. Wrocilam do klaczy ze sprzetem ze i duza marchewa. Klacz na jej widok postawila swoje uszy do przodu i patrzyla na nia tymi bystrymi oczami. Przelamalam marchewke na pol i dalam klaczy, a ta schrupala ja 'druga polowka po lonzy Kochana' - powiedzialam i poklepalam Arcadie po szyji. Zalozylam Rudej kantar, podpielam uwiaz i wyprowadzilam ja na ganek gdzie zaczelam czyszczenie konia. Byla czasta wiec ta czynnosc nie zajela mi duzo czasu. Czas na kielzlanie. Z tym tez nie bylo problemow. Jeszcze tylko ochraniacze i kerunek lonzownik. Zamknelam drzwi od lonzownika, nakierowalam klacz na scianie. Na poczatku szla nierowno, schodzila ze sciany, zatrzymywala sie, wszystko ja interesowalo, ale nic w tym dziwnego, w koncu to dopeiro drugi dzien w nowym domu, wiec pozwolilam jej na takie zachowanie. Po 10 min stepa w obie strony pogonilam Arcadie. Ruda pieknie sie poruszala. Jej klus byl pelen sprezystosci i gracji. Rewelacyjna praca zadu.Przednimi nogami tak machala, ze myslalam, ze zaraz sobie zeby wybije ! Oj jest na czym zawiesic oko, prezentowala sie przepieknie! Troche soe Ruda zdyszala wiec kazalam przejsc jej do stepa. Byla bardzo grzeczna, wystarczylo, ze stanelam w miejscu, lekko pociagnelam lonze, a ona juz szla stepem. W tym chodzie takze prezentowala sie slicznie. Miala szeroki wykrok i wysoko podnosila nogi. Klacz chwile odsapnela i znowu pogonilam ja do klusa, a nastepnie do galopu. Pierwsze kolko to byla seria barankow, pozniej juz grzecznie galopowala. Galop byl cudowna ! Utrzymywala rytm, nie galopowala zbyt szybko, a jednak jej galop wydawal sie byc taki dynamiczny. Odbijala sie od ziemi jak pilka, nogi podnosila bardzo wysoko i mocno angazowala zad. Dalam jej sie troche wylatac, pozniej rozklusowanie i do stepa. Widac, ze troche sie zmeczyla, ale tez bylo widac, ze jest zadowolona, ze mogla sie wybiegac. Po 15 min stepa wzielam Arcadie do stajni, sciagnelam z niej sprzet i rozczyscilam ja. Wprowadzilam do boksu, poklepalam i dalam druga w pelni zasluzona polowke marchewki. Pozbieralam sprzet i poszlam wszystko poodkladac na miejsce.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Himbeere
Dołączył: 27 Wrz 2012
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 12:25, 15 Paź 2012 Temat postu: |
|
|
Dzisiaj postanowilam wziac Arcadie na trening ujezdzeniowy z elementami kl L. Przyszlam do stajni dosc wczesnie, konie staly jeszcze w stajni. Od razu wzielam sprzet i poszlam pod boks kasztanki. 'No Lala koniec tej drzemki, bierzemy sie do roboty ' powiedzialam klepiac Arcadie po szyi. Wzielam sie za czysczenie, klacz byla niezle upackana wiec troche mi to zajelo, ale uporalam sie z tym zadaniem. Osiodlalam ja i poszlysmy na ujezdzalnie gdzie na nia wsiadlam. Na poczatek luzny, swobodny step dookola ujezdzalni. Po 10 min zaczelysmy rzucie z reki, klacz od razu zareagowala na moje pomoce. Porobilysmy dla rozgrzewki jakies volty, polvolty, serpentyny. Ladnie szla, chetna byla do pracy, glowke miala niziutko, rzujac wedzidlo. Przyszedl czas na klus, dalam klaczy mocniejsze lydeczki. Szla ladnym klusem posrednim, glowa nadal byla na dole, ladnie angazowala zad. W tym chodzie tez porobilysmy troche volt i roznych takich elementow na rozprezenie. Po 20 minutach rozgrzewki, przeszlam do stepa i sprawdzilam poprek dajac przy tym Rudej troche swobody. Po sprawdzeniu nabralam wodzy i zaczelam zbierac klacz, na poczatku miala troche oporu jednak po chwili odpuscila i ladnie sie zganaszowala. Chwila stepa zebranego i klus. Przekscie bylo swietne, od zadu, z impulsem i glowa nie zmienila swojej pozycji. Na poczatek postanowilam porobic troche przejsc klus-step, step-klus. Wiekszosc z nich bylo prawidlowych. Nastepnie przejscia klus-stoj, stoj-klus. Tutaj na poczatku troche wyrywala glowe do gory, jednak po paru probach udalo nam sie dojsc do porozumienia i kolejne przejscia byly idealne. Kolenja rzecza jaka zaczelysmy cwiczyc byly zmiany ustawienia. Arcadia ladnie sobie poradzila tym zadaniem. Byla luzniutka i super wspolpracowala. Nastepny element to stepy i klusy posrednie. Na pierwszy rzut step posredni. Krotka sciana ujezdzalni step zebrany, dluga step posredni. Fajnie szla, dwa razy zdazylo jej sie zaklusowac ale to moja wina, odpowiednio jej nie przypilnowalam. Jej nie mam nic do zarzucenia. Klus posredni wyszedl rewelacyjnie! Dokladnie bylo widac zmiany tempa. W obydwoch chodach super praca zadu, glowa na swoim miejscu. Po tych cwiczeniach dalam Kasztance troche odsapnac. Poklepalam ja po szyi i calkiem wypuscilam wodze z dloni. Gdy oddech klaczy sie uspokoil, nazbieralam wody, ruszylam klusem, a nastepnie galopem. Arcadia szla ladnym, rownym tempem, nie wyrywala sie do szalenczych galopow. W galopie tez robilysmy volty, przejscia z galopu do klusia i na odwrot. Wszystko wychodzilo tak jak chcialam, bez zadnych fochow . Po galopie, rozklusowanie w rzuciu z reki i step. Na rozstepowanie postanowilam, ze pojedziemy do pobliskiego lasu. Po tak udanym treningu przyda sie relax !
Arcadia byla dzisiaj rewelacyjna. Skupiona na pracy i chetna do niej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Himbeere
Dołączył: 27 Wrz 2012
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 10:51, 17 Paź 2012 Temat postu: |
|
|
Dzisiaj, w ten piekny, jesienny dzien postanowilam potrenowac troche z Arcadia skoki L. Po porannym umyciu sie, ubraniu i zjedzeniu sniadania wybralam sie czym predzej do stajni. Konie byly juz na padoku, wiec chwycilam za kantar z uwiazem Rudej i poszlam po nia na padok. Z daleka bylo juz widac ja jak spokojnie pasie sie na zielonej lace. Podeszlam do niej, przywitalam sie z nia, zalozylam kanar i skierowalysmy sie w kierunku stajni. Jest dzisiaj tak cieplutko, sloneczko pieknie swieci, ze postanowilam oporzadzic konia na dworze. Najpierw siegnelam po szczotki. Klacz byla dosc czysta wiec szybciutko 'przelecialam' ja zgrzeblem, miekka szczota, kopytka wyczyscilam, rozczesalam grzywe, ogon i zabralam sie za siodlanie. Kiedy i klacz i ja bylysmy gotowe do treningu chwycilam za wodze i poszlysmy na parkur. Tam wsiadlam na Kasztanke i na luznych wodzach zaczelysmy stepowac, zachwycajac sie urokiem dnia dzisiejszego, 'piekna, zlota jesien' powiedzialam usmiechajac sie pod nosem. Arcadia byla dzisiaj chyba tez w dobrym humorze bo od samego poczadku wyczulam, ze ma w sobie duzo energii. Szla do przodu bardzo zwawo i energicznie rozgladajac sie dookola. Po 10minutach luznego stepa chwycilam za wodze, zlapalam lekki kontak i robilysmy rzucie z reki, przy tym jakies volty, pol volty, serpetyny, zmiany kierunkow. Po 5 minutach dalam klaczy sygnal do klusa, a ta ruszyla przed siebie dzikim galopem prawie zostawiajac mnie za soba ! 'Ho ho ho. spokojnie Arcadia, widze, ze dzisiaj masz duzo energii i dobry humor' mowilam zatrzymujac klacz do stepa, a ta tylko parsknela. Ogarnelam ja spowrotem i klus. Tym razem bez niezapowiedzianych galopow. Klusowalysmy tak sobie w rzuciu przez 10 min, robiac rozne cwiczenia na wyginanie, przepuszczalnosc i rozluznianie chociaz dzisiaj Lala byla bardzo rozluzniona xP. Po 10 minutach przeszlysmy do stepa, sprawdzilam popreg i zlapalam krocej wodze. Mocniejsze pomoce, klacz od razu sie pozbierala. Ruszylysmy klusem. Na poczatek dalej zwiczenia na wyginanie, nastepnie przejscia, klus-step, step-klus, klus-stoj, stoj-klus. Rewelacja, klacz byla skupiona i chetnie wykonywala kazde moje polecenie. Przyszedl czas na jazde po dragach w klusie. Pierwsze dwa przejazdy byly nieco za szybkie i klacz troche popukala w dragi ale nastepne byly juz prawidlowe, ladnie wysoko podnosila nogi, szla w rownym tempie. Postanowilam pojezdzic dragi na voltach i osemkach. Kasztanka radzila sobie super ! Zero pukniec, rytm zachowany! Po tych cwiczeniach dalam jej troche odsapnac, po czym ponownie pozbieralam klacz i ruszylam galopem. Na poczatku troche spieszyla, ale potem zlapalysmy odpwiednie tempo i trzymalysmy sie go. W galopie takze jezdzilysmy po dragach, tutaj od poczatku bez najmniejszych problemow. Przeszlysmy do klusa i na poczatek takze postanowilam poskakac z tego chodu. Na drugim sladzie jednej z dlugich scian stal krzyzaczek wysokosci 60cm. Rowny najazd i hop, przeszkodka pokonana bez najmniejszego problemu. Skoczylysmy ja jeszcze 3 razy w jedna strone, 4 razy w druga. Wszystkie skoki oddane byly bardzo dobre, no za wyjatkiem jednego gdzie troche sie obie pogubilysmy, ja chcialam z bliska skoczyc, Arcadia z daleka, w efekcie klacz odbila sie z 'piatej' nogi, ale wyszlysm z tego calo . Na drugim sladzie drugiej dlugiej sciany stala stacjonata wysokosci 75cm. Ta przeszkode takze z klusa. Klacz radzila sobie bardzo odbrze, szla rownym tempem, od zadu, skoki plynne. Po tej rozgrzewce dalam Rudej odpoczac i stepowalysmy ogladajac sobie parkur, ktory skladal sie z 10 przeszkod z 6-u stacjonat, 2-och okserow, 1-nego jokera i 1-nego trippelbarr'a. Wymyslilam sobie trase parkuru, a mianowicie:
1. Stacjonata 60cm zakret w prawo,
2. stacjonata 60cm zakret w prawo,
3. okser 70x70cm zakret w lewo,
4a. stacjonata 70cm dwie foule 4b. stacjonata 75cm zarket w prawo,
5. po przekatnej trippel barre wys. 60cm, 70cm, 80cm szer. 100cm, po prostej 10 foul,
6. stacjonata 90 cm zakret w prawo,
7a. okser 90x100cm dwie foule 7b. stacjonata 100cm zakret w lewo
8. jocker 100cm
[link widoczny dla zalogowanych]
Po zapoznaniu sie z parkurem nabralam wodzy i ruszylam galopem, najazd na pierwsza przeszkode, pokonana bardzo dobrze, zakret w parwo szeroki, prosty najazd na przeszkode numer dwa, ta przeszkoda rowniez pokonana bez bledow, rowniez szeroki zakret, najazd na okser i skok, troche za blisko podeszlysmy i byl lekki przytup, ale przeskoda nie spadla, nawet Ruda nie musnela kopytkami dragow, zakret w lewo i spokojny najazd, troche ja skrocilam bo ten szereg jest ciasny, na naprawde dwie krotkie foule. Wybicie na pierwsza przeszkode super, przy pierwszej fouli troche sie szarpnela bo chciala wyrwac do przodu ale przytrzymalam ja i przeszkoda nr 4b rowniez pokonana bez bledow. Mialysmy dosc dlugi dystans do przeszkody nr 5 wiec wyrownalam z klacza tempo, trzy foule przed tripellbarem dalam sygnal do mocniejszego galopu i piekny skok, ogromny z duzym zapasem ! Po Tripellbarze mialysmy dystans 10 foul do stostk wiec znow zlapalysmy odpowiednie tempo i stacjonata pokonana, zakret w lewo, sereg 7a, 7b zaczynajace sie od oksera, w srodku tym razem dosyc szeroko i musialam ja mocniej pojechac, jednak poradzila sobie fantastycznie! Zakret w lewo i przed nami ostatnia i w sumie najtrudniejsza przeszkoda, przeszkoda nr 8 jaka jest joker wysokosci 1-nego metra. Mocno usiadlam w siodlo, odchylilam sie, przylozylam lydki i skok ! PIEKNIE ! I ten jocker nie sprawil Arcadii problemu !! Caly parkur przejechany znakomicie ! Ruda dzisiaj dala z siebie wszystko, byla swietna ! Rozluzniona, przepuszczalna, idealnie dawala sie prowadzic, zmiany tempa takze swietne. Na koniec rozklusowalam klacz na luznych wodzach, pozniej przeszlysmy do stepa i rozstepowanie. Po 10 min stepa postanowilam, ze za taki trening nalezy sie klaczy nagroda, wiec zatrzymalam sie, sciagnelam siodlo, odpielam wodze od oglowia i puscilam Arcadie luzno. Ruda zaczela szalec, brykac, 'fuczec', galopowac po calej ujezdzalni. Po szalenstwach postanowila sie wytarzac, chyba z 5 razy przewracala sie z jednego boku na drugi, a gdy wstala wystrzelila z czterech nog w gore, troche pobrykala i juz potem spokojnie przez 15 min chodzila po ujezdzalni stepem. Gdy ona juz stepowala spokojnie ja odnioslam siodlo. Jak wrocilam Arca podeszla do mnie, ja poklepalam ja i dalam duze, czerwone jablko, wcinala je tak, ze az sie cala poslinila . Podpielam spowrotem wodze i poszlysmy do stajni, tam ja przeczyscilam sciagnelam oglowie wprowadzilam do boksu, zeby sie troche napila, za ten czas ja odnioslam reszte sprzetu, a potem wrocilam do niej, zalozylam kantar, podpielam uwiaz i poszalm spowrotem wypuscic ja na padok. Gdy tylko otworzylam bramke padoku, odpielam uwiaz ta dzikim galopem, z barankami pobiegla do reszty stada. Narobila troche haosu ale po chwili wszystkie konie spowrotem sie spokojnie pasyly w promieniach jesiennego slonca .
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Himbeere dnia Śro 10:53, 17 Paź 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|