|
Stajnia Centralna Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Sayuri
Mały wolontariusz
Dołączył: 13 Lis 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 12:46, 09 Gru 2011 Temat postu: Treningi [Autumn Gold] |
|
|
Treningi kobyłki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Sayuri
Mały wolontariusz
Dołączył: 13 Lis 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 12:46, 09 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
By Auraya
26.05.2011r. Rozjaśnienie
wiek konia: 1 rok
Goldi pięknie wyjaśniała. Beżowa grzywa i ogon falują, kremowa sierść lśni. I ten błysk w niebieskim oku...
24.03.2011r. Przygoda z wodą
wiek konia: 3 miesiące
Tego dnia byłam świadkiem czegoś strasznego. Nie przypuszczałam że ten dzień się tak skończy...
Najpierw zaniepokoiło mnie rżenie Akary. Klacz przygalopowała do bramki w padoku, zarżała jeszcze raz i popędziła spowrotem. Biegła w stronę części padoku, którą uważałam za najniebezpieczniejszą... Ponieważ ostatnio ustawiłam dla andaluzyjskiej trójki przenośny padok trochę dalej,stykał się on z z mulistym zakrętem jakiejś rzeczki wpadającej do morza. Pokryty trzcinami brzeg graniczył z łąką. Nieuważny mały koń mógłby tam wpaść...
Gdy zdałam sobie sprawę z niebezpieczeństwa, zbladłam i znieruchomiałam. Potem oprzytomniałam i rzuciłam się pędem w stronę feralnego miejsca. Kiedy dotarłam tam zdyszana, potwierdziły się moje obawy: za przerwanym ogrodzeniem w mulistej wodzie szarpała się Atumn!!
Zdjęta grozą zaczęłam krzyczeć, ale to był błąd, bo złocista klaczka zaczęła się szarpać jeszcze mocniej. Na domiar złego, jej nogi zaplątały się w trzciny, co doprowadzało ją do rozpaczy. Nie miałam pojęcia co zrobić, ale chciałam ratować klaczkę. Jednak jedyne co miałam to uwiąz i ... no właśnie. Nic więcej! W przypływie desperacji zdjęłam z siebie flanelową bluzę i wlazłam do wody. Rozłożyłam sweter przed słabnącym źrebakiem i próbowałam wyciągnąć go z bagna. To, że Goldi się szarpała wcale nie ułatwiało mi roboty. Poza tym, sama zaczęłam zapadać się w muł i ogółem szło mi coraz gorzej... Ale wtedy nastąpił przełom. Kiedy Atumn była już jako-tako wyplątana, zebrała siły i wskoczyła na bluzę. Wtedy zapięłam jej uwiąz na szyi i zaczęłam wyprowadzać z wody. Na trzęsących się nóżkach Jesień wykłusowała z wody potykając się raz po raz. Obie byłyśmy wypaprane błotem, zmęczone i zszokowane, ale chyba szczęśliwe. Goldi natychmiast rzuciła się w 'objęcia' mamusi a ja otrzepałam błoto ze spodni i uśmiechnięta patrzyłam na całą rodzinkę. Storm wiernie kibicował całej akcji i nawet przestał w tym czasie brykać!Smile
Naprędce naprawiłam zerwane ogrodzenie i poprowadziłam konie do bramki. Potem przeprowadziłam je na jeden ze stajennych padoków, a tamten feralny zwinęłam i schowałam do schowka. Popatrzyłam jeszcze raz na konie... i poszłam się umyćVery Happy
...
18.03.2011r. Narodziny
Dzisiaj jak zwykle przesiadywałam u Akary. Stała teraz w Cavalcade, żeby łatwiej ją było doglądać. Siwa miała już przeogromny brzuch, ale było jeszcze tydzień do terminu porodu. Mimo to, codziennie przy niej siedziałam, a ostatnio nawet nocowałam w jej boksie. Przecież nie mogłam niczego przegapić! Wink
Była już 22.30. Głowa mi się kiwała, ale musiałam czuwać. Chwilę później jednak spałam smacznie na kostce siana, niczego nie świadoma… Obudziło mnie głośne parskanie. Przez chwilę nie mogłam zorientować się, o co chodzi, ale nagle spłynęło na mnie zrozumienie… Z krzykiem wypadłam ze stajni. Biegnąc przez podwórko, darłam się:
-Chocky! Chooooocky!!!
Światło w domu zapaliło się, a przez z hukiem otworzone drzwi wypadła nasza pani weterynarz, w kapciach i piżamie. Widać było zdziwienie na jej twarzy, więc szybko wykrzyczałam do niej, że Siwa się źrebi. Pobiegłyśmy razem do stajni oglądać wydarzenie.
Siedziałyśmy po cichu na sianie, a andaluzka wydawała z siebie coraz głośniejsze chrapnięcia. Nie chciałyśmy jej przeszkadzać, dopóki nie będzie trzeba. Po dziesięciu minutach byłyśmy światkami cudu: oto pojawiły się nóżki źrebaka! Z zapartym tchem śledziłyśmy narodziny małego konika; wszystko poszło szybko i sprawnie. Nie mogłam powstrzymać łez radości, kiedy mały czarny konik pojawiła się w naszym boksie. Był mokry, więc nie mogłam określić dokładnie jego maści, ale widziałam wysokie skarpetki i łysinkę… Chocky powiedziała, że to ogierek, i zapytała mnie, czy już go nazwałam. Ja nie miałam wątpliwości: mój czarny syn wiatru będzie nosił dumne imię Violent Storm. Z dumą patrzyłam na źrebaka i czekałam, aż Akara go wyliże. Ale wtedy mina mi zrzedła. Klacz nie podniosła się i zaczęła chrapliwie oddychać. Naszły mnie najczarniejsze myśli. Ze łzami w oczach domyśliłam się, co się dzieje. Przytuliłam łeb Siwej, szepcząc: „nie odchodź, malutka, jeszcze nie…” Po policzkach pociekły mi słone krople. Chocky, która wycierała Violenta słomą, też miała smutną minę.
Ale wtedy to się stało. Zamglonym wzrokiem ujrzałam coś, co nie miało prawa się pojawić – nóżki kolejnego źrebaka! Niedowierzałam własnym oczom, ale kiedy pojawiła się główka, szalałam ze szczęścia. Okazało się, że moje przewidywania dotyczące śmierci klaczy były całkowicie mylne, Akara po prostu przygotowywała się do drugiego porodu!
Po chwili malutki konik zawitał na świat. Był mniejszy od pierwszego, no i wyglądał na kasztanka, przynajmniej na razie. Chocky szybko wyjaśniła, że to klaczka, tylko że trochę chuderlawa. Otrzymała imię Atumn Gold, przez swoją złocistą sierść. Wytarłam jej pyszczek szmatką i pomogłam wstać, bo klaczka nie mogła sobie poradzić. Akara szybko wylizała oba źrebaki. Storm w tym czasie wysechł, i już wiadomo było, jakiej jest maści. Kary, a w zasadzie bardzo ciemno siwy, z łysiną i skarpetkami. Wszystkie dosyć wysokie, ale lewa przednia najwyższa. Kiedy Atumn stała się sucha, odkryłam, że zadziałał na niej zabieg wszczepienia genów koloryzujących Akarze – normalnie urodziła by się gniada po ojcu, Valiente, ale teraz była… perlino! Miała dosyć ciemny odcień sierści, ale myślę, że z wiekiem się rozjaśni. Z latarnią na pyszczku i rybimi oczami, a także z wysoką prawą tylną skarpetką, wyglądała przecudnie…
Cała trójka podopiecznych stanowiła cudny widok. Źrebaki to ssały siwą, to poznawały cztery ściany boksu. Nie chciałyśmy z Chocky im przeszkadzać, więc po cichu odeszłyśmy do domu. Jednak tej nocy śniły mi się konie… Złocisty i kary, dwa andaluzy pędzące w krainie snów…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
oollaa12
Dołączył: 29 Sty 2012
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Radom
|
Wysłany: Nie 18:23, 29 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Przyszłam do S.C pełna siły, energii i z dobrym humorem. W stajni było pełno koni. Zbytnio się nie zainteresowały, gdy weszłam do stajni, lecz jedna klacz wyjrzała z boksu i zarżała do mnie cicho. Podeszłam do boksu. Na tabliczce widniało jej imię - Autumn Gold.
- Jest piękna. - pomyślałam
Miała niespotykaną maść perlino. Była młodą klaczką, bo miała zaledwie 2 lata. Pogłaskałam ją i poszłam po szczotki, aby ją wyczyścić. Miałam zamiar ją polonżować , aby się wybiegała. Była pełna energii! Wzięłam zgrzebło, weszłam do jej boksu i zaczęłam ją czyścić. Była bardzo brudna, pod brzuchem miała pełno zaklejek, ale widać było, że jej się podoba. Gdy Autumn była wyczyszczona, podeszłam do skrzynki i wyjęłam kopystkę. Podeszłam do klaczy i powiedziałam:
- Noga.
Na początku klacz nie chciała jej dać, ale zaraz zmieniła zdanie, gdy trochę ją pogłaskałam. Widać było, że lubi pieszczoty. Gdy klacz była czysta, poszłam po sprzęt. Założyłam jej ogłowie, przypięłam lonże i wyszłyśmy z boksu. Klacz na początku szła ociężale.
- No chodź, mała - powiedziałam.
Klacz przyspieszyła kroku. Poszłyśmy na lonżownik. Popędziłam klacz do stępa. Szła równym krokiem. Nie obijała się. Klacz postępowała trochę i zaraz zmieniłam jej kierunek. Po kilku minutach stępa pospieszyłam ją do kłusa. Jej kłus był energiczny i sprężysty. Od raz było widać, że klacz potrzebowała takiego treningu. Zadowolona z efektów zmieniłam jej kierunek, dałam chwilę odpocząć i znów popędziłam do kłusa. Klacz była zrelaksowana, na co wskazywała opuszczona głowa.
- Stępem, Autumn. - powiedziałam.
Klacz od razu posłuchała. Widać było, że jest bardzo grzecznym i mądrym koniem. Klacz chwilę odpoczęła i sama wyrywała się do galopu.
- Jak prawdziwy PRE. - pomyślałam.
Cmoknęłam na Autumn, a ona już wiedziała o co mi chodzi. Gdy ujrzałam jej galop wprost oniemiałam. Był lekki, sprężysty. Po prostu idealny. Aż chciało mi się teraz na nią wskoczyć i pojechać gdzieś w dal...
- Prrr, Autumn. Prrr...! - Klacz nie chciała się zatrzymać. Musiałam ściągnąć trochę lonży, aby zwolniła. Po kilku minutach przeszła do kłusa, a potem do stępa.
- Czas zagalopować w drugą stronę. - powiedziałam.
Klacz na słowo "zagalopować" podniosła uszy i spojrzała na mnie błyskotliwym spojrzeniem. Zmieniłam jej kierunek.
- Dalej Autumn! Hop! - powiedziałam, aby klacz zagalopowała.
Reakcja była niemal natychmiastowa. Jedno mrugnięcie, a klacz już była w pełnym galopie...
- Wolniej, wolniej... - powiedziałam.
Klacz zwolniła. Na komendę "kłus" od razu do niego przeszła. Widać było, że jest już zmęczona. Występowałam klacz, zadowolona, że trening się udał. Podeszłam do niej i poklepałam ją po szyi.
- No to wracamy, kochana. - powiedziałam do Autumn.
Gdy wróciłyśmy do stajni Autumn zarżała jakby na powitanie. Zdjęłam ogłowie, umyłam wędzidło i zaniosłam do stajni. Potem wróciłam do Autumn z marchewkami. Dałam je jej. Wyraźnie jej smakowały. Sprawdziłam czy klacz nie ma w kopytach jakiegoś kamyczka i poszłam do mojego domu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
oollaa12
Dołączył: 29 Sty 2012
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Radom
|
Wysłany: Pon 21:19, 30 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Od dzisiaj rana siedziałam w S.C. Miałam dużo roboty i zaraz, gdy ją skończyłam poszłam do Złotej.
- Cześć piękna. - powiedziałam. - Chyba pójdziemy dziś na spacerek do lasu!
Było widać, że klacz ma ochotę na taki mały spacerkowy trening. Poszłam po szczotki dla Autumn. Miałam dobry humor, bo Sayuri powiedziała mi, że być może niedługo Złota będzie zajeżdżana! Byłam bardzo podekscytowana. Kupiłam jej nawet dzisiaj trochę sprzętu! No cóż, ale czas wrócić na ziemię, bo muszę wyczyścić Goldie zanim pójdziemy na spacerek. A więc, gdy wróciłam ze szczotkami czas było się zabrać za czyszczenie Autumn. Dziś wyjątkowo była bardzo czysta! Gdy obczyściłam Złotą poszłam po kopystkę. Gdy koń był wyczyszczony, poszłam po nasz mały "sprzęt". Czyli nowy komplecik "Wiosenny Błękit". Założyłam Złotej kantar, zapięłam uwiąz. Przywiązałam Złotą, bo musiałam jej jeszcze założyć owijki. Klaczy nie bardzo się to spodobało, ale cóż. Musiałam założyć jej owijki, aby w lesie nigdzie się nie obtarła, ani nie zraniła. Miałyśmy już wychodzić z boksu, gdy zobaczyłam, że nagle zrobiło się zimno. Poszłam więc również po derkę dla Złotej. Chyba pierwszy raz miała ją zakładaną, bo trochę się wystraszyła, gdy chciałam ją jej założyć na grzbiet. Dałam ją więc do powąchania i stopniowo zakładałam derkę. Tak jak czytałam w książkach Montego Robertsa. :3 Klacz nawet nie drgnęła, więc razem wyszłyśmy z boksu. Małe Złotko miało pierwszy las być w lesie więc musiałam być ostrożna, aby nic ją nie przestraszyło. Po kilku minutach doszłyśmy do lasu. Klacz z zaciekawieniem i ostrożnością rozejrzała się w koło. Lecz za chwilę odprężyła się i zaczęła skubać trawę. Po chwili skubania ruszyłyśmy dalej. Gdy klacz dostatecznie się już rozgrzała zaczęłam biec po ścieżce. Klacz zdziwiona spojrzała na mnie. Pewnie pomyślała sobie: "Co ona robi?!". Gdy cmoknęłam na nią i powiedziałam "kłus" od razu zrozumiała o co mi chodzi. Biegłyśmy sobie kilka minut wśród rozłożystych koron drzew. Nagle za zakrętu wyskoczyła mała sarenka! Klacz stanęła jak wryta i wzdrygnęła się. Najwyraźniej nie wiedziała co to jest. Mała sarenka też stanęła i uważnie przyglądała się klaczy. Potem Złota zrobiła kilka kroków do przodu i powąchała sarenka. Tamta nie miała nic przeciwko. Nawet trącały się pyszczkami. Gdy mała sarenka odbiegła w las Autumn zarżała jakby na pożegnanie.
- No chodźmy już. : ) - powiedziałam.
Gdy wróciłyśmy do stajni schłodziłam Autumn nogi i odstawiłam ją do boksu. Tam czekała ją marchewkowo-jabłkowa sałatka. Nasza dzisiejsza przygoda bardzo nam się podobała! Na zawsze obie ją zapamiętamy...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
oollaa12
Dołączył: 29 Sty 2012
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Radom
|
Wysłany: Sob 17:04, 04 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Od kilku dni nie byłam w SC, dziś miałam czas więc od razu przyszłam. Gdy weszłam do stajni Złota zarżała do mnie na powitanie. Od razu poszłam po szczotki, bo wiedziałam, że Autumn jest brudna. Jak się okazało miałam rację. Goldie była cała w zaklejkach.
- Och, czy ty zawsze musisz być taka brudna? - powiedziałam.
Powoli wyczyściłam klacz. Chciałam, aby była dokładnie wyczyszczona, żeby nigdzie się nie obtarła jak będziemy pracować na lonży. Miałam dzisiaj założyć Autumn pas do lonżowania, aby w przyszłości wiedziała co to "znaczy" popręg. Gdy klacz była już wyczyszczona poszłam po kantar, lonże, czaprak i pas do lonżowania. Założyłam klaczy kantar, przypięłam lonże, założyłam czaprak i pas. Gdy dopinałam pas klacz niespokojnie się poruszyła, ale za chwilę się uspokoiła. Gdy wszystko było gotowe wyszłyśmy z boksu i skierowałyśmy się na lonżownik. Gdy już byłyśmy na lonżowniku popędziłam klacz do stępa, szła energicznym krokiem. Po kilku minutach zmieniłam klaczy kierunek, postępowała jeszcze chwilę i popędziłam ją do kłusa. Klacz pięknie pracowała szyją i zadem. Widać było, że dzisiaj ma "dobry humor". Po kilku minutkach kłusa, zwolniłam klacz do stępa, zmieniłam kierunek i znów popędziłam do kłusika. Kazałam klaczy zwolnić do stępa, aby trochę odpoczęła. Po pewnym czasie zmieniłam klaczy kierunek i klacz zagalopowała.
- *cmoka* - Dalej Złota!.
Jak zwykle pięknie się prezentowała. Za chwilę w drugą stronę.
- Doobry koń - powiedziałam.
Klacz galopowała lekko i z wielką chęcią. Po kilku minutach pozwoliłam klaczy przejść do stępa. Po występowaniu klaczy wróciłyśmy do boksu. Rozebrałam klacz i sprawdziłam czy nie ma żadnego kamienia w kopytku. Pożegnałam się ze Złotą, pogłaskałam ją i poszłam do domu.
Przepraszam, że krótkie, ale nie miałam weny :<
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez oollaa12 dnia Sob 17:07, 04 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
oollaa12
Dołączył: 29 Sty 2012
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Radom
|
Wysłany: Nie 11:25, 05 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Dzisiaj wstałam rano i od razu pobiegłam do S.C, aby poćwiczyć z moją kochaną Autumn. Dzisiaj miałyśmy pójść na jazdę do innych koni, aby Złota zobaczyła jak pracują konie. Poszłam więc do boksu Autumn. Jak to normalnie bywa była brudna. Poszłam więc po szczotki. Gdy wróciłam zabrałam się za czyszczenie Złotej. Z czyszczeniem zeszło mi z 40 min., ale widać było, że klaczy się to podoba. Gdy skończyłam poszłam po kantar, lonże, czaprak, pas do lonżowania i ochraniacze. Po pewnym czasie klacz była już gotowa do wyjścia.
- No idziemy maluszku. - powiedziałam do klaczy.
Od razu usłuchała. Za kilka minut byłyśmy na ujeżdżalni. Jeździło kilka koni. Klacz na ich widok zarżała na powitanie. Niektóre odpowiedziały Złotej, a inne nadal skupione stępowały, kłusowały lub galopowały.
- Gdzie mogę pójść ze Złotą, aby Wam nie przeszkadzać? - spytałam.
- Możesz pójść tu na środek gdzieś. - odpowiedziała mi jakaś dziewczyna.
Poszłyśmy więc z Autumn na środek. Popuściłam lonże i popędziłam klacz do stępa. Była trochę leniwa więc cmoknęłam, aby trochę przyspieszyła. Po kilku okrążeniach zmieniłam klaczy kierunek. Klacz była rozkojarzona, bo cały czas patrzyła na inne konie i rżała do nich. Po kilku minutach stępa popędziłam klacz do kłusa. Szła energicznie jak champion dresażu. Pięknie wyglądała... Kilka razy zmieniłam klaczy kierunek. Czas było zagalopować.
- Dalej Złota! Galop! - powiedziałam.
Klacz popatrzyła na mnie z błyskiem w oku i zagalopowała. Po kilku kółkach galopu kazałam klaczy przejść do stępa, aby odpoczęła. Za chwilę pogłaskałam ją, zmieniłam jej kierunek i znów kazałam zagalopować. Klacz chętnie pracowała szyją i zadem. Po kilkunastu foullach galopu kazałam klaczy przejść do stępa. Skróciłam lonże, aby długość miała mniej więcej uwiązu i stępowałam razem z klaczą po całej ujeżdżalni. Widać było, że jest zmęczona, bo była bardzo spocona i jej oddech był nierówny. Gdy oddech wyrównał się i klacz ochłonęła poszłyśmy do stajni. Rozebrałam klacz. Założyłam jej derkę na noc, bo miało być mroźno, pożegnałam się z Autumn i poszłam do mojego domu.
- Żegnaj Autumn... - powiedziałam smutna, bo nie chciałam iść do domu, ale wiedziałam, że jest już późno, że to już czas.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joanne
Stały bywalec
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 11:26, 12 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Ponieważ zostałam poproszona o przeprowadzenie lonży Autumn Gold przybyłam jak zwykle do SC, lecz skierowałam się ku innemu niż zwykle rumakowi. Andaluzka stała w boksie i z zainteresowaniem wyglądała na korytarz. Gdy do niej podeszłam cofnęła się krok i zastrzygła uszkami.
-Hej mała, chodź do mnie, nic Ci nie zrobię. - Mówiłam spokojnym głosem jednocześnie wystawiając ku niej dłoń. Klaczka po chwili stania w bezruchu obwąchała ją uważnie, następnie zaczęła wylizywać. Uśmiechnęłam się i sięgnęłam po smakołyk. Jesienna panna podeszła do drzwiczek i już bez obaw przyjęła ode mnie cukierka. Pogładziłam ją po ganaszu, szyi i w końcu czole, musnęłam palcem po chrapach i ruszyłam po sprzęt. Wynalazłam w siodlarni ogłowie, pas do lonżowania, czaprak, owijki i lonżę. Bat do lonżowania z reguły był na round-penie. Tak obładowana wróciłam do Andaluzki i weszłam do jej boksu. Klaczka przyjęła mnie miło, domagając się pieszczot. Podrapałam ją trochę za uchem, trochę po szyi, przy ganaszu aż w końcu ubrałam w kantar i wyprowadziłam. Uwiązałam ją dość luźno i szybko wyczyściłam. Nie miała zbyt wielu zlepek, kopyta też były czyste, jedynie grzywa i ogon posiadały w sobie chyba z połowę ściółki z jej boksu. Autumn była grzeczna, jak na młodego konia dobrze wszystko kojarzyła. Przyszedł czas na ubieranie konia. Na początek owijki. Pokazałam je klaczy, pojeździłam nimi po nogach, owinęłam częściowo tu i tam, by zobaczyła, że to nic złego. W końcu zabrałam się za jedną nogę. Na spokojnie, powolutku udało mi się założyć owijkę na lewy przód perlinki. Dałam jej cuksa i drugi przód. Poszło gładko, bez problemów i szybko. Znów dałam cuksa i tyły. Było parę nieudanych prób, ale w końcu obie tylne nogi zostały zawinięte bez większych kłopotów. Za każdą nogę Autumn otrzymała nagrodę w postaci słodkości, by dobrze pamiętała właściwe zachowanie. Wzięłam czaprak i ułożyłam na grzbiecie młodziaka. Na nim usadowiłam pas i zapięłam jak należy. Klacz obejrzała się na mnie wciąż niepewna czegoś, co ją opina ale chwila głaskania ją zupełnie uspokoiła. Ponieważ było zimno szybko doniosłam polarówkę i założyłam na grzbiet Jesiennej. Zdziwiła się z lekka, ale po chwili przestała się nią przejmować. Zostało ogłowie. Gold ładnie przyjęła wędzidło i posłusznie dała sobie założyć resztę. Pozapinałam paski, dopięłam lonżę i idziemy na round-pen.
Złota szła energicznym krokiem, podnosząc nogi wysoko nieco zdenerwowana "tym czymś na nogach" jednak w połowie drogi zaczęła już całkiem normalnie się poruszać. Zamknęłam za nami bramkę i puściłam perlinkę po dużym kole w lewo. Podniosłam z ziemi bata i stanęłam na środku. Autumn szła całkiem żwawo, przekraczając zadem o jedno kopytko. Bardzo fajny ruch się zapowiada. Gdy zrobiła 5 kółek powiedziałam "do mnie" i przyciągnęłam klaczkę na środek. Takie polecenie przyda się potem przy pracy. Poklepałam ją, poprawiłam pas, przepięłam lonżę i puściłam stępem w drugą stronę. Młoda obniżyła głowę i przeżuła wędzidło. Zwierz myślący. Lekko cmoknęłam, gdy zaczynała się wlec i po paru okrążeniach znów przyciągnęłam ją do mnie ze słowami "do mnie". Poklepałam klaczkę, zdjęłam jej derkę i odwiesiłam na ogrodzenie. Sprawdziłam pas i zmieniłam kierunek.
Chwilę postępowała, następnie na słowo "kłus" i delikatne przesunięcie bata bliżej jej zadu przeszła w lekki, dwutaktowy chód. Zadem ładnie wkraczała pod kłodę, miała bardzo ładny, sprężysty ruch. Jeśli do końca etapu wzrostu nic się nie zmieni, to będzie naprawdę fajny koń. Jesienna pokłusowała sobie z 5 minut w jedną stronę i do stępa. Przejście było dość długie, ale w końcu zwolniła. Przywołałam ją i przepięłam lonżę. Puściłam w drugą stronę stępem, po czym kłus. Młodziutka zaczęła się rozpędzać, więc uspokajamy. Potem przejścia. Kłus-stęp-kłus. Dużo przejść w dół, by się wyciszyła. Po jakimś czasie przychodziło to klaczce dużo łatwiej niż przedtem, ale jeszcze trzeba będzie popracować. Zmieniłam jej kierunek i przejścia w tą stronę. Lepiej niż wcześniej, koń się skupił na pracy. Chwilowo. Nie chciałam od niej zbyt wiele wymagać, w końcu to młodziak. Po paru udanych przejściach przywołałam ją do mnie i poczęstowałam smakołykiem. Gdy go schrupała wróciła na koło i chwila stępa.
Po 2 minutach poprosiłam andaluzkę o kłus, a po trzech kołach kłusem o galop. Autumn ruszyła płynnym, okrągłym chodem z wysoką akcją nóg. Szła chodem dość spokojnym, nie gnała na łeb na szyję. Powiększyłam jej nieco koło, potem pomniejszyłam i do kłusa. Uspokajamy kłus i zagalopowanie. Płynne, szybkie przejście. Gold pogalopowała sobie parę kółek i do kłusa. Szybciej i płynniej niż przedtem. Z kłusa do stępa, a w stępie do mnie. Poklepałam lekko zmęczoną już klaczuchę i po przepięciu lonży puściłam w drugą stronę. Chwila stępa, potem kłus i galop. Klaczka wyrwała do przodu, wykonała dwa urokliwe baranki po czym szybko zwolniła do optymalnego tempa i po paru okrążeniach do kłusa. Chwila kłusa, zagalopowanie. Ładnie. Pogalopowała jeszcze z 3 minuty po różnego rozmiaru okręgach (ja po prostu skracałam lub wydłużałam lonżę) i do kłusa.
Szybko przeszła do niższego chodu i zmęczona szła lekko ospale. Pogoniłam ją bacikiem i aktywny kłus jeszcze przez 3 kółka, potem zmiana kierunku, 3 kółka aktywnym kłusem w drugą stronę i stęp. Założyłam Autumn derkę, którą się już nie przejęła i wyszłyśmy z lonżownika. Bata zostawiłam tam, gdzie go zastałam.
Na stępa poszłyśmy na halę. Zastałam tam Dei spacerującą z Damką oraz Nojkę pracującą z Cinnamon Delight. Przyłączyłam się do Deidre i rozprawiając o czym tylko się dało uważałyśmy, by nie zagrodzić Nojowi drogi. Autumn pozytywnie zareagowała na mały misz-masz, tylko raz wzdrygnęła się, gdy drąg zrzucony przez kuckę z hukiem spadł na ziemię. Po niecałych 10 minutach wróciłyśmy do stajni.
Zatrzymałam młodą przed boksem, przebrałam w kantar, uwiązałam luźno i zaczęłam rozwijać owijki. Poszło szybko, klaczka tylko raz poderwała tylną nogę lekko zaskoczona moim działaniem, ale nic więcej. W nagrodę dostała tym razem marchewkę, a ja zdjęłam jej pas i zarzuciłam jeszcze na 15 minut derkę. W międzyczasie wypielęgnowałam andaluzce kopyta, doniosłam słomy do boksu i rozścieliłam ładnie. W końcu wprowadziłam tam młodziaka i rozebrałam wpierw z derki, potem z kantara i zostawiłam samą w boksie, wrzucając do żłoba marchewkę i jabłko na pożegnanie. Odniosłam sprzęt i ruszyłam dalej.
słów: 983
biorę: 450 hrs
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
oollaa12
Dołączył: 29 Sty 2012
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Radom
|
Wysłany: Nie 10:51, 04 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
Dzisiaj przyszłam do SC niezwykle uradowana, że mam czas na trening Złotej! Miałam zamiar poustawiać trochę drągów, aby klacz bliżej się z nimi zapoznała. Poszłam więc na ujeżdżalnie. Była pusta, więc klacz będzie mogła się skupić na pracy. Po kilku minutach odmierzania i ustawiania drągów wszystko było gotowe. Wybrałam drągi w spokojnych odcieniach aby klacz się nie wystraszyła. Potem poszłam do siodlarni. Wzięłam z niej lonże, szczotki, kantar i uwiąz, bo chciałam dzisiaj klacz wyczyścić na dworze, bo była piękna pogoda i świeciło słońce. Gdy weszłam do stajni Złota zarżała na mój widok i wystawiła głowę poza boks, by sprawdzić czy przypadkiem jej czegoś nie przyniosłam. Przywitałam się z klaczą i dałam jej cuksa. Złota z przyjemnością go schrupała, bo była wielkim łasuchem. Potem weszłam do boksu Autumn. Klacz od razu zaczęła "przeszukiwać" mnie w celu znalezienia więcej cukierków. Dałam jej więc jeszcze jednego, założyłam kantar, przypięłam uwiąz i wyszłyśmy na zewnątrz. Klacz od razu wciągnęła "wiosenne" powietrze do płuc. Z resztą... ja też. Lubiłam chłodnawe, miłe powietrze, które owiewa twarz. Przywiązałam klacz za pomocą węzła bezpieczeństwa i zaczęłam ją ochoczo czyścić. Od razu byłam pewna, że klacz będzie brudna. I tak też było. Była tak brudna, że wydawała się gniada. Oczywiście głowa została maści perlino. Długo mi zeszło z wyczyszczeniem klaczy. Gdy wreszcie skończyłam zabrałam się za kopyta. Te były stosunkowo czyste, wiec tylko trochę w nich "pogrzebałam". Potem wzięłam gąbkę i wytarłam klaczy nozdrza. Nie chciało mi się jeszcze iść z Autumn na ujeżdżalnie, gdy ta była odprężona jak nigdy. Wzięłam więc gumeczki i zaplotłam klaczy "dobieranego" na grzywie. Na ogonie również zaplotłam lekki warkoczyk. Gdy skończyłam spojrzałam na klacz. Miała wpół przymknięte oczy i zwisającą dolną wargę. To oznaczało rozluźnienie. Uśmiechnęłam się na widok pół-śpiącej Jesieni. Podeszłam do klaczy i poklepałam ją po szyi. Spojrzałam na zegarek i okazało się, że stoimy tu już tak ze dwie godziny. Założyłam klaczy owijki, przypięłam lonże i już szłyśmy na ujeżdżalnie.
***
Po kilku minutach byłyśmy z klaczą na ujeżdżalni. Gdy weszłyśmy klacz ze zdziwieniem przyglądała się drągom. Cmoknęłam lekko i puściłam klacz stępem po dużym kole. Po kilku minutach przywołałam klacz komendą "do mnie", którą nauczyła ją Joanne. (<3) Zmieniłam klaczy kierunek i puściłam stępem. Za chwilę zbliżyłyśmy się do tych strasznych drewienek (drągów). Klacz obwąchała je i już chciała uciekać, lecz ja leciutko naprężyłam lonże i napięłam mięśnie by dać klaczy znak, że ja nadal tu stoję i nie można mnie ciągnąć po ziemi. Klacz miała przyspieszony oddech i bała się więc odeszłyśmy na kilka metrów. Spoglądała co chwila na "straszne drewienka". Postanowiłam zastosować masaż, aby klacz się uspokoiła. Stopniowo zbliżałyśmy się do drągów, aż klacz była już z 4 cm od nich. Nie bała się, a wręcz przeciwnie była zaciekawiona i chciała to zbadać. Chyba nie wiedziała o co chodzi więc chciałam jej pokazać. Zrobiłyśmy kółko i skierowałyśmy się na drągi. Znaczy ... ja się skierowałam, a klacz szła obok. Gdy zaczęłam "skakać" przez drągi klacz spojrzała na mnie jak na głupią. Po przejściu drągów znów zrobiłyśmy kółko i tym razem skierowałam klacz na drągi. Ochoczo przeszła przez nie wysoko podnosząc nogi, aby nawet nie dotknąć drągów. Po przejściu drągów zatrzymałam klacz, poklepałam ją i dałam cuksa. Klacz była zadowolona. Postanowiłam ułożyć drągi na kłus. Gdy już były ułożone odeszłam trochę, cmoknęłam i puściłam klacz kłusem. Kłusowała żwawo i podnosiła wysoko nóżki. Po kilku minutach zaczęłam z nią biegać po hali. Naprowadziłam siebie na drągi i zaczęłam przeskakiwać. Klacz chyba wiedziała już o co mi chodzi. Zrobiłam następne kółko i teraz klacz miała za zadanie "przejść" drągi. Zrobiła to bez żadnych sprzeciwów i do tego wyglądała tak jakby była stworzona do "jeżdżenia" po drągach. I jeszcze te wysoko podnoszone nóżki. Wyglądała prześlicznie. Niestety jej dobierany się rozwalił. Ale to nic C: Teraz przyszedł czas na galop. Znów zaczęłam układać drągi na nowo. Teraz ułożyłam je po łuku, aby klacz mogła wypracować zgięcie. Po za tym byłam już zmęczona tą bieganiną, a klacz nawet się nie spociła. Widać było, że lubiła urozmaicone treningi. Puściłam klacz kłusem zacmokałam i wydałam komendę "galop", aby klacz wiedziała o co mi chodzi. Klacz więc przeszła do galopu. Podczas przejeżdżania po drągach klacz lekko puknęła w drążek. Od razu odskoczyła, ale za chwile zobaczyła, że to jednak nic strasznego puknąć w drążek. Za chwilkę zmieniłam klaczy kierunek i znów puściłam galopem. Klacz kilka razy puknęła w drążek, ale już na to nie zwracała uwagi. Po chwili powiedziałam "stęp", aby klacz nie zmęczyła się za bardzo. Skróciłam lonże i stępowałam razem z klaczą po całej hali. Gdy klacz była już występowana poszłyśmy do stajni. Tam zdjęłam jej owijki, przywiązałam uwiązem i zaczęłam rozplątywać warkocza z ogona. Potem sprawdziłam jeszcze czy klacz nie ma kamyka w kopytach. Odprowadziłam Złotą do boksu i dałam jej duużo cukierków. Była bardzo zadowolona. Zdążyłam jeszcze pogłaskać klacz i ucałować ją , a potem poszłam do mojego domu szczęśliwa, że Jesienna tak szybko się uczy. Może następnego dnia przyjmie wędzidło? Zobaczymy... Mam nadzieję, że tak!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
oollaa12
Dołączył: 29 Sty 2012
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Radom
|
Wysłany: Wto 20:58, 06 Mar 2012 Temat postu: Przyjęcie wędzidła i lonża w ogłowiu. |
|
|
Dzisiaj wstałam wcześnie rano, aby potrenować z Autumn. Dzisiaj Złota będzie miała wielki dzień - przyjęcie wędzidła. Najpierw udałam się na ujeżdżalnie w celu ułożenia jakiś drągów jeśli próba z wędzidłem się powiedzie. Ustawiłam drągi na stęp, kłus i galop, aby w czasie treningu nie łazić w tą i z powrotem, i klacz rozpraszać. Po kilku minutach wymierzyłam odległości i poszłam do stajni. Klacz stała w boksie z głową wyciągniętą przez "okienko" (czyli kratkę ). Gdy weszłam do stajni Złota skierowała uszy w moją stronę. Podeszłam do niej i pogłaskałam ją. Klacz lekko przymknęła oczy. Dałam jej cuksa i poszłam po sprzęt. Na pierwsze ogłowie wybrałam ogłowie z nachrapnikiem polskim. Zamieniłam wędzidło na smakowe, aby Autumn zachęcił zapach i smak. Potem wzięłam, ze sobą kantar, uwiąz, owijki, szczotki i lonże. Dzisiaj pracowałyśmy bez pasa, bo klaczka nie miał jakoś wymyślnie pracować szyją i zadem, lecz chodziło mi głownie o przyjęcie wędzidła. Poszłam do stajni. Klacz już mnie wypatrywała. Poklepałam ją i delikatnie pogładziłam po ganaszu. Czas było wyczyścić klacz. Była dziś w miarę czysta, więc nie zeszło mi dużo czasu. Klacz jak zwykle stała grzecznie. Widać było, że lubi czyszczenie. Przejechałam ręką pod brzuchem, by sprawdzić czy klacz nie ma zaklejek. "Wykryłam" jeszcze kilka więc szybko je wyczyściłam. Potem wzięłam się za kopyta. Złota grzecznie je podawała. Gdy wszystkie kopyta były wyczyszczone założyłam klaczy kantar i przypięłam lonże. a ramię założyłam sobie ogłowie. Złota od razu zaczęła "wąchać". Gdy byłyśmy już na hali puściłam klacz stępem na duże koło. Szła spokojnie. Uszy miała skierowane do przodu. było to oznaką skupienia. Po kilku minutach zatrzymałam klacz i poszłam po ogłowie, które zawiesiłam na stojaku. Dałam klaczy go powąchać. Zaczęła lizać. Najpierw założyłam kantar na szyję. Potem delikatnie założyłam wodze. Wsadziłam klaczy palca do buzi i lekko naciskałam na dziąsła. Klacz na początku nie wiedziała o co chodzi. Po pewnym czasie otworzyła buzie. Poklepałam klacz i dałam jej cukierka. Znów puściłam klacz stępem, a ogłowie miałam na ramieniu. Po kilku okrążeniach przywołałam klacz do siebie. Znów powtórzyłam ćwiczenie z naciskiem na dziąsła, ale tym razem, gdy klacz otworzyła buzie włożyłam klaczy wędzidło do buzi, uważając, aby nie "puknąć" w zęby, bo klacz by się zraziła. Klacz nie miała nic przeciwko. Poklepałam ją. Na początku zaczęła żuć wędzidło, ale za chwilę się uspokoiła. Zaczęłam zapinać paski, najpierw podgardle, a dopiero potem nachrapnik. Następnie zawiązałam wodze, aby nie spadły na ziemię podczas jazdy. Przepięłam lonże do ogłowia, a kantar odpięłam.
Puściłam klacz stępem i zacmokałam, aby przeszła do kłusa. Klacz nie skupiała się na jeździe tylko na wędzidle, więc lekko machnęłam bacikiem i zacmokałam. Klacz przeszła do kłusa. Na początku trochę pędziła, więc zaczęłam ją delikatnie zwalniać. Klacz szła dobrym tempem więc popuściłam lonże, aby Jesienna kłusowała po większym kole. Po kilku minutach zmieniłam klaczy kierunek i znów zacmokałam, aby klacz zakłusowała. Tym razem reakcja była natychmiastowa.
***
Za chwilę klacz już galopowała naokoło mnie. Prezentowała się pięknie i wcale nie zwracała uwagi na wędzidło. Za chwilkę zwolniłam klacz do stepa i zmieniłam jej kierunek. Tym razem na zagalopowanie musiałam czekać z pięć minut, bo Jesień jedynie się rozpędzała w kłusie, a nie przechodziła do galopu. Dopiero cmoknięcie i "strzelenie z bata" dały jakieś efekty. Widocznie Złota była już zmęczona. Klacz galopowała jeszcze kilka okrążeń. Potem zwolniłam ją do stępa. Podeszłam do klaczy poklepałam ją i zaczęłyśmy stępować po całej hali. Klacz wyraźnie się spociła. Jej oddech był przyspieszony. Po piętnastu minutach sprawdziłam czy klacz oddycha już rytmicznie. Oddech był jeszcze trochę przyspieszony więc postępowałyśmy jeszcze pięć minut. Potem poszłyśmy do stajni. Najpierw zdjęłam klaczy owijki. Następnie odpięłam paski, przysunęłam bliżej wodze i delikatnie zaczęłam wyjmować klaczy wędzidło. Klacz chętnie oddała wędzidło, a potem dostała od groma cukierków. Poklepałam klacz i odniosłam sprzęt. Miałam jeszcze bardzo dużo czasu więc postanowiłam zostać jeszcze z klaczą. Zaplotłam jej siateczkę, a potem dobieranego na ogonie. Następnie postanowiłam klaczy zrobić masaż T-Touch. Zaczęłam krążyć małe kółka, zgodnie z ruchem zegara, najpierw od "końca" szyi, aż do uszu. Czułam pod palcami jak Autumn rozluźnia mięśnie. Odciążyła biodro i przymknęła oczy. Jeszcze kilkanaście minut robiłam klaczy masaż, nie mogąc odejść od klaczy. Wreszcie przełamałam się. Lekko pogładziłam klacz i wyszłam z boksu. Już czas do domu. :c
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|