|
Stajnia Centralna Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Joanne
Stały bywalec
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 22:03, 06 Lut 2010 Temat postu: Trimaran von Vorleben - Treningi |
|
|
Miejsce na pisanie treningów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
karolowanka
Dołączył: 05 Kwi 2010
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 2:01, 06 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
po długiej nieobecności -.-
wchodząc do stajni centralnej poczułam się znowu młoda, piękna, pełna pasji, tak jak kiedyś,gdy bywałam tu wręcz nałogowo. Oczywiście mojej uwadze nie umknęło to, iż w porównaniu z "dawnymi czasami" na prawdę zostało tu niewiele koni.
Jak zwykle planowałam zrobic najpierw obchód po stajni, ale moją uwagę przykuł stojący niemal przy samym wejściu kasztanek. Widniejące na tabliczce imię było jak dla mnie nieco za długie, więc postanowiłam skrócic je do "Timek".Ku mojemu zdziwieniu wałaszek na nie zareagował, więc z miejsca otrzymał ode mnie potop przysmaków i pieszczot. Początkowo był nieco onieśmielony, ale z czasem zauważył, że mam pokojowe zamiary i pukając mnie pyszczkiem domagał się jeszcze. Roześmiałam się serdecznie i poszłam udałam się do siodlarni, żeby wziąc ogłowie,siodło i szczotki.
Gdy wróciłam - Timar nadal wyciągał głowę poza swój boks w poszukiwaniu mnie. Gdy tylko pojawiłam się w jego polu widzenia, parsknął radośnie.
"Sokojnie, gościu" uśmiechnęłam się do niego i powiesiłam sprzęt na wieszaczkach. Rzuciłam kawałek marchewki w stronę konia i weszłam do boksu. Podczas czyszczenia był nadzwyczaj spokojny, buntował się jedynie podczas moich prób wyczyszczenia brzuszka, jednak widząc, że mu się to nie podoba - zrezygnowałam. Następnie konika osiodłałam, wyregulowałam strzemiona i wyprowadziłam go ze stajni.
Pogoda co prawda była średnia, niebo pokrywały warstwy chmur, a co jakiś czas kropiło,ale postanowiłam pojechac w teren.
Wybrałam drogę prowadzącą przez las, polne drogi, na łąki niedaleko stajni.
Przez las przejechaliśmy stępem, gdyż koń nieco bał się szeleszczących liści i mimo mojego uspokajania,co chwila nerwowo oglądał się na boki.
Gdy wreszcie wyjechaliśmy na wolną przestrzeń, miałam wrażenie, że oboje odetchnęliśmy z ulgą. "Obudziłąm"konika i dałam mu delikatną łydkę, jednak Timaran nawet nie zwrócił na nią uwagi. Na nieco mocniejszy sygnał też nie zareagował i żeby przejc do kłusa, musiałam użyc trochę siły. Zastanawiało mnie czy koń jest ogólnie mało wrażliwy na sygnały czy wpłynęła na niego długa przerwa od treningów. Chciałam sprawdzic to następnym razem, gdyż brak ruchu znacząco wpłynął na wałaszka i wolałam popracowac trochę nad jego kondycją.
Timek okazał się koniem nieco płochliwym, ale chętnym do pracy i wytrzymałym, gdyż jeździlimy niemal godzinę luźnym kłusem roboczym z kilkoma krókimi, stępowanymi przerwami.
Gdy dojechaliśmy na łąki postanowiłam przecwiczyc z nim dresaż, gdyż moim zdaniem każdy ujeżdżony koń powinien pokonac klasę L bez większego wysiłku.
Łączka miała wymiary ok. 20 m x 40 m i zaczęliśmy okrążac ją kłusem roboczym. Po okrążeniu "zebrałam" konika do kłusa pośredniego. Zrobiłam woltę w narożniku, potem pół woltę. Timor nie był zbyt czuły na sygnały, więc dawałam je nieco mocniej niż zwykle. Następnie zmieniłam kierunek jazdy przez przekątną i powtórzyłam cwiczenia. Miałam wrażenie, że wałaszek się ożywił i czekał na moje kolejne polecenia.
Idąc za ciosem spróbowałam wydłużyc kłus. Początkowo szło mu to nie bardzo, jednak szybko załapał o co chodzi i nie sprawiało mu to żadnych trudności.
Na tym postanowiłam zakończyc nasz trening. Stępem na luźnej wodzy wróciliśmy do stajni, gdzie konika najpierw rozsiodlałam, a potem puściłam na pastwisko, gdzie ku mojemu zaskoczeniu zaczął radośnie galopowac.
489 słowa = 15 pkt = 480 h
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez karolowanka dnia Wto 2:07, 06 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
karolowanka
Dołączył: 05 Kwi 2010
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:57, 06 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Poprzednia jazda z Timaranem była niezwykle przyjemna, więc postanowiłam powtórzyc to tak szybko, jak to możliwe.
Do Stajni Centralnej przyjechałam rano, gdy było niemal pusto, a jedynymi spotkanymi przeze mnie osobami byli stajenni wyprowadzający konie na pastwiska. Zapytani, odpowiedzieli, że wałach znajduje się
właśnie tam. I rzeczywiście, gdy udałam się na pastwisko, łatwo wypatrzyłam go wśród innych koni.
Przeskoczyłam przez ogrodzenie i zawołałam go, jednak Timar ani myślał do mnie przychodzic. Przeciwnie, odkłusował radośnie w drugą stronę pastwiska i spokojnie zaczął skubac trawkę. Powoli ruszyłam w jego
stronę, jednak on od razu to zauważył i sprytnie oddalił się. Wiedziałam, że tym sposobem nie mam szans na "złapanie" konia, więc usiadłam na trawce i uzbrajając się w cierpliwośc zaczęłam żłobic wzory na piasku palcem. Nie musiałam jednak długo czekac - już po chwili poczułam ciepły oddech na ramieniu, jednak odwróciwszy się, zauważyłam, że to Eskada. Poczęstowałam ją marchewką i pogłaskałam, czego Timek nie dał rady juz wytrzymac i przygalopował w naszą stronę. Nie chciałam się z nim droczyc, więc od razu go pochwaliłam, ale i chwyciłam za kantar, żeby nie myślał o uciekaniu. Jednak nie było to potrzebne, kasztanek sam chetnie szedł obok mnie, jednak wychodząc z pastwiska dla bezpieczeństwa przypięłam mu uwiąz.
Chciałam go przywiązac na zewnątrz i udac się po sprzęt, ale konik w chwili, gdy stracił mnie z oczu zaczął parskac, kręcic się i gdyby nie moja szybka interwencja stanąłby dęba. Zaczęłam mówic jakieś głupoty w jego kierunku, sens był nieważny, chodziło mi oto, aby było melodyjnie i spokojnie. Jednocześnie głaskałam go. Zaczepiłam jakiegoś stajennego, aby przytrzymał kasztanka, a sama udałam się do siodlarni. Na szczęście było już spokojnie i po dwudziestu minutach (Timaran był niemiłosiernie brudny) wyjeżdżaliśmy w stronę lasu.
Wczoraj las dostarczył nam trochę problemów, więc tutaj po krótkiej rozgrzewce od razu ruszyliśmy żwawym stępo-kłusem. Tym razem obyło się bez strachów, konik był spokojny, tylko raz musiałam go wyhamowac, gdy na drogę przetoczyła się torebka foliowa. Wystarczyło jednak zachecające słowo, lekka łydka i chwila na obejrzenie i znów ruszyliśmy, tym razem kłusem.
Vorleben ma predypozycje rajdowe, postanowiłam więc skorzystac z trochę trudniejszej trasy. Przeszliśmy do wolnego galopu, którym pokonaliśmy krótki odcinek polnych dróg i wjechaliśmy na teren troszkę bardziej pagórkowaty. Przy wjazdach koń radził sobie doskonale - nawet najwyższe pagórki pokonywał bez trudu, ale ze zjazdami miał trochę problemów. Początkowo biegał zbyt szybko, co raz kończyłoby się tragicznie - dzięki jego refleksowi i mojej umiejętności "nie-krzyczenia" wyszliśmy z opresji bez szwanku. Przy kolejnych zjazdach było nieco lepiej - kasztanek prawidłowo rozkładał ciężar ciała, a ja stale przypominałam mu, aby zwolnił.
Po pokonaniu pagórkowatej, ok. 10 kilometrowej trasy, zwolniliśmy do kłusa. Nie chciałam robic stępowanych przerw, aby konik nie wypadł z rytmu. Napotkaliśmy jednak inne przeszkody - niedawno była tutaj burza, bo droga była odrobinę wilgotna i pokryta zwalonymi drzewami, więc znów pobudziłam Timara łydką do galopu. Znów musiałam użyc troche siły, aby zareagował. Z nierównościami radziliśmy sobie wyśmienicie - kasztanek niemal sam wybierał miejsca, którędy szło mu się najwygodniej i gdzie grunt był najtwardszy, ale kilka razy specjalnie naprowadzałam go z powrotem.
Trochę problemów było ze zwalonymi drzewami - początkowo koń je omijał, ale usilnie naprowadzałam go z powrotem i zwykle zachecany cmokaniem i lydką - skakał. Drzew nie były wysokie - najwyższe miało może 80 cm, ale widac było, że skoki nie są jego ulubioną dyscypliną. Cieszyło mnie jednak, że odpowiednio zachęcony był w stanie wykonac polecenie jeźdźca.
kilka kilometrów pokonaliśmy niemal szaleńczym galopem. Chciałam sprawdzic jak szybki jest Timar i jakie dytanse wytrzymuje i po podliczeniu odpowiednich odcinków zauważyłam, że nasz trening objął ok. 16 km galopu.
Nie chciałam go forsowac, więc ostatnie kilometry do stajni pokonaliśmy wolnym stępem na bardzo luźnej wodzy. Konik był nieco zmęczony, co dało wyczuc się w jego ruchach, ale wiedziałam, że gdybym poproiła go o galop to potrafiłby wykrzesac energii na jeszcze kilka kilometrów.
W stajni dokładnie go wyczesałam i wyczyściłam, a po upłynieciu kilkunastu minut dałam mu wody i wypuściłam na patwisko, które pokonał jednak wolnym kłusem.
655 słów = 600 h = 24 pkt
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez karolowanka dnia Wto 19:58, 06 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|