|
Stajnia Centralna Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Nojec
Pracownik
Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Star Horses
|
Wysłany: Pią 20:54, 02 Kwi 2010 Temat postu: White Fox - Treningi |
|
|
Miejsce do pisania treningów Foxa
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nojec dnia Pon 18:57, 10 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nojec
Pracownik
Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Star Horses
|
Wysłany: Pią 20:55, 02 Kwi 2010 Temat postu: Trening wyścigowy |
|
|
Dziś w końcu miałam czas na potrenowanie ogierka.
Przyjechałam do RTWK około godziny 13. Fox przywitał mnie wesołym rżeniem. Kiedy tylko zobaczył, ze niose w ręku siodło i ogłowie- od razu się ożywił. Spokojnie dał się osiodłać. Wyszłam przed stajnię. Cuxa właśnie prowadziła swoją Hebe z pastwiska. Fox zobaczył ją i natychmiast stanął dęba. Ledwo go utrzymała. Uspokoiłam go i wsiadłam na niego. Jechaliśmy stępem w strone toru. Foxy cały czas próbował zagalopować. Nie mógł doczekać się wejścia na tor.
Przy boksach startowych czekała na mnie ze stoperem moja trenerka Anita. Przywitałysmy się i ruszyłam na tor.
Na miejscu zaczełam rozstepowywać ogierka. Jechałam po ciasnych woltach bo ogier cały czas podkłusowywał i starał się zagalopować. W końcu dałam za wygraną i ustawiłam konia przed boksami startowymi. Złapałam mocniej wodze. Wystarczyło że leciutko przyłożyłam pięty do boków konia a ten momentalnie wyrywał się dzikim galopem. Normalnie czułam tą prędkość Tuż przed słupkiem oznaczającym dystans 200m ściągnęłam wodze. Ogier zwolnił ale galopował jeszcze kolejne 200m zanim się zatrzymał. Wróciliśmy kłusem na linię startu. Powtórzyliśmy całą procedurę jeszcze dwa razy.
Po rozgrzewce Anita wprowadziła nas do maszyny startowej. Ogier był lekko zdenerwowany, grzebał noga w ziemi i cicho rżał. Głaskając go po szyi i przemawiając łagodnym głosem, uspokoiłam albina. W końcu zadzwonił dzwonek i maszyna otworzyła się. Nie musiałam specjalnie zachęcac Foxa do biegu- sam wyrwał się z boksu wyrywając mi wodze z rąk. Zachwiałam się lekko w siodle ale utrzymałam równowagę. Mieliśmy do pokonania dystans 2000 metrów. Przytrzymałam trochę ogiera bo gdyby nadal tak gnał, po 600 metrach nie miałby siły na dalszy bieg. Ogier nie bardzo chciał zwolnić ale po 200m siłowania się ze mną dał za wygraną. Zwolnił tempo wiegu. Zanim się obejrzałam, mineliśmy słupek oznaczający 1200m. Pomnad połowa za nami. Pochyliłam się mocniej nad grzebietem albina. Ogier przyspieszył. W pełnym cwale mineliśmy linię mety. Mieliśmy dosyć dobry czas. Anita była z nas zadowolona. Powiedziała, że ogier jest w dobrej formie i już wkrótce może zacząć brać udział w wyścigach.
Fox nieźle się zmęczył. Rozstępowałam go na torze. Kiedy wyjeżdżaliśmy, wspiął się pode mną bo zobaczyl kątem oka odlatującego kruka
Odprowadziłam go do stajni, rozsiodłałam i przykryłam derką.
by Roselle
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nojec
Pracownik
Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Star Horses
|
Wysłany: Pią 20:55, 02 Kwi 2010 Temat postu: Trening wyścigowy II |
|
|
Przyjechałam do RTWK ok 13. Od razu poszłam do stajni. Przywitałam się ze wszystkimi końmi i podeszłam do boksu Fox'a. Koń cicho zarżał i trącił mnie głową. Dałam mu marchewkę i poszłam do siodlarni. Przyniosłam siodło, ogłowie i owijki. Najpierw wyczyściłam albina. Był strasznie brudny więc doczyszczenie go trwało dłuższą chwilę. Nastęnie go osiodłałam. Fox nie sprawiał większych problemów więc owinełam mu nogi w owijki i poszłam na tor.
Ogier był dzisiaj bardzo pobudzony. Cały czas próbował zagalopować, trudno mi go było utrzymac w jednym miejscu. Zaczęłam więc stępowac po ciasnych woltach. Po kilku minutach Anita wprowadziła nas do boksu startowego. Fox nerwowo grzebał kopytem w ziemi. Kiedy tylko zabrzmiał dźwięk dzwonka i drzwi się otworzyły- Fox'y od razu wystrzelił galopem. Fox parskał w rytm galopu. Przy pierwszym zakręcie ściągnęłam lekko wodze, prosząc ogiera o zwolnienie. Albinos niechętnie się na to zgodził. Widać było że chciał biec ile sił w nogach ale nie starczyło by mu sił do końca wyścigu. Mieliśmy dzisiaj zaplanowane przebiec 2200m.
Ogier pędził co sił w nogach. Ledwie się obejrzałam, już minęliśmy słupek oznaczający, że pokonaliśmy równo 1500m.
Na zakręcie nie zdązyłam przystopować ogiera więc trochę zniosło nas na bok. Zepchnęłam ogiera bliżej bandy. Pochyliłam się mocniej nad jego grzebietem i lekko pacnęłam go palcatem po łopatce. Ogier momentalnie przyspieszył. Do mety mieliśmy zaledwie 600m. Fox galopował coraz szybciej przy kolejnych słupkach... Pochyliłam się jeszcze mocnie. Fox zrozumiał o co chodzi i ostatnie 200m pokonaliśmy w zawrotnym tempie. Zatrzymałam konia dopiero 400m za linią mety. Ogier był cały mokry więc stępowałam z nim przez ponad 20min zanim ruszyliśmy w stronę stajni.
Na koniec zeszłam z niego i poszliśmy do "domu". Tam rozsiodłałam go, nasmarowałam nóżki żelem chłodzącym i przykryłam derką. Ucałowałam jego aksamitne, różowe chrapy i na pożegnanie dałam cukierka.
by Roselle
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nojec
Pracownik
Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Star Horses
|
Wysłany: Pią 20:56, 02 Kwi 2010 Temat postu: Trening wyścigowy z Dark Horse |
|
|
Koń: White Fox
Jeździec: Dark Horse
Miejsce treningu: tor roboczy
Dyscyplina: wyścigi
Czas: 2 godziny (łącznie z przygotowaniami)
Pogoda: zimno, wieje wiatr
Przyszłam dziś do stajni 'Bursztynowa Zatoka', żeby wziąć na trening ogiera White Fox. Koń stał w boksie, więc nie miałam problemów ze znalezieniem go. Pamiętając o wielkiej miłości siwka do cukierków, zabrałam ich sporo. I dobrze zrobiłam, bo ogier od razu zaczął się ich domagać w dość dziwny sposób. Kopał w drzwi boksu i rżał przeraźliwie, jakby chodziło o jego życie, a nie kilka cukierków. Dałam mu więc kilka przysmaków i zabrałam się do czyszczenia. Ogier nie był za bardzo brudny, jednak w kilku miejscach miał sklejoną sierść. Przez cały czas White Fox stał spokojnie i tylko od czasu do czasu prosił, żeby go pogłaskać.
Gdy skończyłam z czyszczeniem, zabrałam się za siodłanie. Ogier bez problemu dał sobie włożyć wędzidło do pyska i zapiąć popręg. Gdy był już gotowy, zostawiłam go na chwilę w boksie samego i poszłam po toczek. Gdy obydwoje byliśmy już gotowi, wyprowadziłam Siwka ze stajni.
Przed wsiadaniem poprawiłam jeszcze popręg, żeby siodło się nie przesunęło i wsiadłam. Jeszcze ostatnie poprawki przy popręgu i strzemionach. Ścisnęłam ogiera lekko łydkami i ruszyliśmy na tor roboczy. Fox gdy zobaczył, że zaraz będzie mógł się wygalopować, zadarł głowę i przyśpieszył trochę. Nie przeszkadzało mi to specjalnie. Ważne, że stępował.
Gdy dojechaliśmy na tor jeszcze przez kilka minut stępowaliśmy. Jednak teraz stało się to trudniejsze, bo ogier już chciał galopować. Po kilku minutach ruszyliśmy kłusem. Zrobiliśmy kilka dość ciasnych kółek w kłusie i kilka przejść kłus-stę-kłus. Po kilkunastominutowej rozgrzewce ustawiłam ogiera i ruszyliśmy galopem. Ogier ruszył bardzo chętnie i na starcie sprawdził moje umiejętności jeździeckie kilkoma strzałami z zadu. Musiałam go trochę przytrzymać, żeby nie stracił sił już na początku treningu. Na szczęście wystarczyło tylko lekko skrócić wodze. Ogier, co prawda niechętnie, zwolnił galop. Przed pierwszym zakrętem ogier sam ściął róg biegnąc blisko bandy. Poklepałam go więc. Przed nami była krótka prosta (na której nie pozwoliłam mu się za bardzo rozpędzić) i jeszcze jeden zakręt. Ogier jednak wcale nie próbował się rozpędzać. Widać, że jest już bardzo doświadczony. Sam wie, co robić. Na zakręcie znów sam skrócił dystans ścinając róg. Przed nami długa prosta, na której pozwoliłam ogierowi biec trochę szybciej. Jednak bez przesady, żeby starczyło mu sił na finisz. Po długiej prostej znów dwa zakęty oddzielone od siebie krótką prostą. Tym razem musiałam ogiera trochę przytrzymać, żeby się wyrobił na zakręcie. Niestety zrobiłam to trochę za późno i nie mógł już tak ładnie pójść. Jednak drugi zakręt pokonał super. I przed nami ulubiona część treningu: ostatnia prosta. Pogoniłam ogiera, żeby biegł szybciej. Foxowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Przyśpieszył od razu i gnał przed siebie jak szalony. Nie przewidziałam aż takiej reakcji, ale jak już biegnie, to nie chciałam go zatrzymywać.
Celownik minęliśmy w zawrotnym tempie. Trochę czasu mi zajęło, zanim wychamowałam konia do stępa. Gdy udało mi się go zatrzymać, zasiałam i zdjęłam siodło z jego grzbietu. Dałam mu cukierka i przez kilka minut kłusowałam z nim w ręku. Szedł opornie. Widać było, że był zmęczony. Ale nie opierał się aż tak bardzo. Po tych kilkunastu minutach zaprowadziłam go na chwię do boksu i odniosłam siodło do siodlarni. Potem wróciłam i wyprowadziłam konia z boksu. Chodziłam z nim przez pół godziny stępem przed stajnią, żeby wysechł i ochłonął. Szedł grzecznie za mną. Był szczęśliwy, bo wygalopował się i dostał sporo cukierków.
Po upływie pół godziny, zaprowadziłam go na pastwisko, bo w stajni nie było żadnych koni. Ogier poszedł powolnym stępem do swoich kolegów, stanął pod drzewem i zaczął drzemać.
Wróciłam do stajni, sprzątnęłam szczotki i zaniosłam je i ogłowie do siodlarni. Potem pojechałam do domu
by Dark Horse
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Evov
Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:28, 06 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Uwielbiam widok krzątających się ludzi. W tak piękne dni jak dzisiaj wiele dziewczyn odwiedziło SC i biegało naokoło koni. Niektóre z nich siedziały w stajni przygotowując konie do jazdy, inne rozsiodływały, jeszcze inna grupa pracowała w polu, albo po prostu pojechała w teren. Dzisiaj postanowiłam do nich dołączyć. Jak zwykle uginałam się pod ciężarem wszystkich bambetli potrzebnych do jazdy. Do tego z obładowanego ramienia zwisała siatka ze szczotkami i ciągnęła ku ziemi.
Przeszłam tak przez stajnię aż doszłam do boksu Whita. Przywitałam się z koniskiem, który od razu wsadził mi nos do kieszeni. Dzisiaj byłam już na to przygotowana i wyciagnęłam paczkę cukierków bananowych. Jestem dziwna, ale mi one też strasznie smakują XD No to zjedliśmy po jednej landrynie tak na dobry początek. Potem wzięłam szczoty, wlazłam Białemu do boksu i zaczęłam go "szorować". Najbrudniejsze to on miał nogi. Bo tak to nie było problemu z pozbyciem się śladów piasku i wyschniętego błota. Z nogami też jakoś sobie poradziłam. Po rozczesaniu grzywy i ogona zaczęło się siodłanie. Fox stał w miarę grzecznie, trochę się wiercił przy wkładaniu wędzidła, ale daliśmy radę. Przy zapinaniu popręgu myślałam, że dostanę białej gorączki. Normalnie nie dało się złapać pasków i pozapinać. Zaczął mi łazić po boksie, tupać, prychać i strzelać barany tak jakby chciał się tego pozbyć.
- Nie mój panie, dzisiaj jeździmy w siodle - powiedziałam stanowczo łapiąc go za wodze.
Zareagował mocnym kopnięciem przednią nogą. Na szczęście się odsunęłam. Pogłaskałam go po szyi i odczekałam aż się uspokoi. Chwilkę pograłam we Friendly i mogłam zapiąć spokojnie popręg.
Wyszliśmy na dwór. Byla śliczna pogoda i aż się prosiło gdzieś pojechać. Tak? To proszę bardzo! Wdrapałam się na biały grzbiet, usadowiłam wygodnie i dałam lekką łydkę. Nie zareagował. No tak...zapomnialam już jak obchodzić się z takimi końmi. Mocniej przycisnęłam i ruszyliśmy stępem. szliśmy między pastwiskami. Tak jak zwykle. Nie wiem czemu zawsze kieruję się tą samą trasą.
Po drodze uznałam, że zrobimy sobie rozgrzewkę. Dlatego robiliśmy niepotrzebne wolty, ćwiczyłam skręcanie, sama się rozciągałam. Potem przejścia stęp-kłus. Oczywiście młody miał mnie totalnie gdzieś i albo szedł cały czas stępem albo cały czas kłusował i dopiero po długotrwałym proszeniu robił to co chcę. Więc byłam zmuszona do nasilenia sygnałów. Ja nie wiem co to za gruboskórność czy po prostu słaby kontakt z jeźdzciem? No, ale potem jakoś nam szło. I pomiędzy dwoma chodami było około 5 taktów tego z którego przechodziliśmy.
Dojechaliśmy na skraj lasu. Tam póściłam się kłusem ćwiczebnym. trochę trzęsło, ale mój tyłek to wytrzymał XD Jadziemy, jedziemy, a tu patrzę...kłoda se leży. Miała może ze 40cm. No to kaplica. Bo jak ten białas mi się wystraszy a ja wyląduję na gałęzi to do śmiechu mi nie będzie. Przyśpieszyłam więc...wstrzymałam oddech, dałam mocną łydkę i jakimś cudem wybiliśmy się...trwało to dla mnie wieki. Ale jakoś wylądowaliśmy cało i zdrowo. Byłam zaskoczona i szczęśliwa. Poklepałam ogiera po szyi i znoswu zwolniłam. Ten jednak wyrywał. Uśmiechnęłam się pod nosem i puściliśmy się galopem. Przecież trzeba się wybiegać. Nawet fajnie było. No oprócz tego, że jak zwykle poczułam moje krzywo ustawione strzemiona.
I nagle mój wrzask. Czy coś się stało? Nie...to tylko moja chisteria. Przez ostatni tydzień ciągle padało i przed nami stało ogrąmne bajoro, Nie dało się go ominąć. Mój krzyk miał świadczyć o tym, że wcale nie jestem zadowolona z wizji czyszczenia białego konia, który w kilku sekundach stanie się kary...
Wjechaliśmy z impetem w tą wielgachną kałużę. Wśród chlapiącej wody ciągle poganiałam konisko. Już, byle uciec, byle dłużej nie siedzieć w tym błocie. Ja nie wiem, może mam jakąś fobię?
Wyjechaliśmy w galopie. moje biedne nogi do kolan były mokre i brudne. Oczywiście Fox bardziej ucierpiał...mimo, że był strsznie z siebie dumny. Ja byłam zrozpaczona. No bo jak takie błocko czyścić? Ile...pół dnia?Cały dzień?
No ale cóż. czasami trzeba się ubrudzić. Zwolniliśmy do kłusa. Jednak po chwili znowu musiałam przyśpieszyć bo przed dojechaniem do stajni czekała nas przeprawa przez krzaki. Taa...tylko ja umiem się zmusić żeby nie korzystać z furtki XD No to znowu. Półsiad, łydka i czekanie...wybiliśmy sie nawet dobrze...potem lecimy...i dup. Leżę. Co się stało? Gdzie koń? Dlaczego i jak spadłam? Przecież bylo nisko...Trwalo to kilka sekund zanim się ocknęłam. White stał nademną wesoło rżąc. Tak jakby się śmial. A ja od razu zobaczyłam powód mojego upadku. Urwałam strzemiono! No pięknie...a na drugim prawie się nie opierałam. Jak mi jednak noga spadła, póściłam wodze i jakoś się ześlizgnęłam z grzbietu. Śmiejąc się wziełam wodze i zaprowadziłam konia do stajni. Po rozsiodłaniu potraktowałam go szlaufem(hura nie musiałam siedzieć przy szoczotach 10godzin ) i odstawiłam go d boksu.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rustler
Mały wolontariusz
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 100
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 10:57, 29 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
White Fox dawno nie chodził. Aby mógł znowu biegać w wyścigach trzeba do tego odpowiednio przygotować ścięgna. Zaczniemy od relaksującego terenu.
Pomimo słońca, termometr wskazywał 15 stopni. Brak wiatru. Pogoda idealna. Mimo, iż kocham zimno, najchętniej wskoczyłabym powrotem do łóżka i spałabym do dwunastej. Sama byłam w szoku, że udało mi się wystawić nos spod kołdry. Po wypiciu kubka gorącej kawy z mlekiem zaczęłam inaczej patrzeć na świat, ubrałam się i postanowiłam "wyruszyć" do Stajni Centralnej. Weszłam na teren stadniny przez nikogo nie zauważona Jedyną osobą, którą spotkałam, była Nojka, która mruknęła coś niezrozumiałego i ruszyła w stronę hali. Wzruszyłam ramionami i weszłam do stajni. White Fox radośnie zarżał ze swojego boksu najwidoczniej mnie od wczoraj pamiętał. Detal HP dzisiaj wyjątkowo domagał się większej porcji czułości. Postanowiłam korzystając z ogólnego spokoju i wyjechać w teren. Wzięłam siodlarni szczotki, zgrzebła i rząd, wyczyściłam, osiodłałam Fox'a i chcąc najpierw się trochę rozgrzać - wyprowadziłam go na maneż.
Na początku dwa okrążenia stępem plus wolty, półwolty, duże koła, zmiany kierunku itp. Przez ok. 10 minut kłus z anglezowaniem a następnie ćwiczebny. Trochę zagalopowania, żeby White się rozruszał. Ot, 20 minut. Przejeżdżając już przez bramkę stajni spotkałam Yari. Była potwornie zdyszana, ale niestety zapomniałam spytać ją o powód owej zadyszki, ponieważ okazało się, że przyjechał pewien facet w sprawie kupna obornika. Nie jestem na bieżąco w tych sprawach, więc postanowiłam zadzwonić do Noj, lecz niestety kolejny raz mi się to nie udało. Tym razem usłyszałam głośną muzykę, przekleństwo (którego nie będę cytować), jakiś trzask i połączenie zostało przerwane. Wysłałam faceta do Yari z wielka nadzieją, że mnie potem nie udusi bo chyba bardzo się gdzieś spieszyła.
Ruszyliśmy powoli leśną ścieżką, ciesząc się spokojem i absolutną wolnością. Pomijając fakt, że White'owi coś odbiło i uparł się aby pożerać wszystkie pozostałości liści na gałązkach drzew, było po prostu bosko. Tradycyjnie zagalopowałam na prostym odcinku drogi, a z zarośli wypłoszyłam stado saren do których mimo wszystko można było podejść bardzo blisko ponieważ najpierw poczuły konia a dopiero potem człowieka. Niestety po jakiejś godzinie zaczęła do mnie wydzwaniać Yari z zapytaniem : „Gdzie mnie cholera jasna znowu wywiało”, więc ruszyliśmy w drogę powrotną. Mimo iż ostatnio aż za bardzo miałam na pieńku ze wszystkimi, nie spieszyłam się za bardzo. Po powrocie zaprowadziłam folbluta do boksu, wyczyściłam go, dałam najładniejsze jabłko jakie udało mi się zdobyć, wyprzytulałam i zaczęłam zbierać się do powrotu do domu. Zostałam oczywiście solidnie ochrzaniona, z powodu tego faceta od obornika (obwinianie mnie za wszystkie problemy świata). Tak czy siak mnie lubią, więc się tym nie przejmuję =) Wsiadając do samochodu, widziałam Yari i Nojkę rozmawiających ze sobą. Raczej już nie była na mnie zła. Zapaliłam samochód i powoli odjechałam starając się nie płoszyć pracujących na maneżu koni.
453 słowa
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Evov
Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 16:05, 02 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Przyszłam dzisiaj do stajni z planem. Tak, Ev raz na ruski rok ma jakiś tam plan. Fox jest w bazie wyścigowej, a z tym bieganiem to trochę kiepsko u niego...kto to beztalencie tam wsadził? ;p
No tak, nie wierzę we własnego podobiecznego XD No ale trudno, tak już mam. Jednak jestem pewna, że wystarczy trochę pracy i z tego białego lenia można zrobić pożądnego konia wyścigowego.
wystarczyło mi siodło i ogłowie. W boksie oczywiście lśniło. Konisko też nie wyglądało na brudne. Pociagnęłam raz czy dwa zgrzebłem, rozczesałam grzywę i wyczyściłam kopyta.
Przy zakładaniu siodła trochę skulił uszy.
- Nie lubisz tego, co? - spytałam pewnym ruchem ręki podciągając popręg. Co się będę cackać z jakimś ogierem, który myśli, że jest najwspanialszy na świecie.
Potem przyszedł czas na wędzidło. tutaj to akrobatyka zawodowa. Nigdy tego nie zrozumiem, dlaczego ten białas przyjmuje ten kawałek metalu jedynie włożony pod odpowiednim kątem i z odpowiednim ułożeniem ręki. ormalnie z kątomierzem będę do niego przychodzić XD
Po wielu próbach udało nam się zakończyć cackanie ze sprzętem. teraz pytanie: gdzie idziemy?
Jak to gdzie? To przecież oczywiste - na pastwisko! Zaraz, jak to na pastwisko? Nie, na łąkę. Tak, właśnie tam. Przestrzeń i prowizoryczne pachołki, które zwykle służą mi za "tor".
Najpierw rozgrzewka. Stępowanie tradycyjne przez 10 minut. Pożądnie się musimy porozciągać, więc urozmaiciłam głupie łażenie woltami, serpentynami, kołami i wężami. Troszkę poćwiczyliśmy reagowanie na polecenia. przecież nie mogę jechać na koniu, do którego nie mam pewności czy oby na pewno mnie posłucha.
Potem pogoniłam do kłusa. No i to jest to! Może ze dwa takty przejściowe, przecież Fox musi najpierw się zastanowić czy oby na pewno dobrze odebrał moje polecenie. Znowu wolty, węze i inne badziewie. Potem przejścia kłus-stęp itp. Muszę przyznać, że ładnie nam to już wychodzi.
Zwolniłam do stępa. Jedno, jajowate kółko i znowu kłus. Potem zagalopowanie. Jee...udało nam się oO. Tego się nie spodziewałam. Zrobiłam więc dwa koła galopem, wolnym i spokojnym. Potem mógłby nie mieć już ochoty na bieganie.
Podjechaliśmy pod drzewo. Nie wiem już kto zrobił ten rozwalający się boks startowy z jakiś deseczek. No ale zawsze dobrze służył.
Wprowadziłam konia między słupki służące za bramkę. Trochę się burzył, ale inteligentne PNH przyszło mi z pomocą. Troszkę go uspokoiłam z siodła i udało nam się wejść, jednak stał niespokojnie.
- No dobra mały, zobaczymy jak biegasz - ustawiłam się w pozycji startowej. Nachyliłam się do jego ucha.
- Raz...dwa... - koń położył uszy po sobie, a oczy utkwił w naszej trasie - TRZY!
Ruszył z kopyta. Świetnie! Nawet nie spodziewałam się po nim takiej szybkosci. Byłam zadowolona, że pomyślałam o gumce do włosów, bo inaczej wylądowałyby na mojej twarzy. Musiałam dać mu troszkę więcej luzu na wędzidle niż u innych koni. Nienawidził jak go uwierało w zęby. Troszkę mi się na nim powiesił i wyrażał swoje niezadowolenie trzepiąc łbem. Po co ma marnować siły? Jak dałam mu wolną rękę to się polepszyło i nogi nawet ładniej stawiał. Nie wiem tylko dlaczego wciąż to był szybki galop...Więc jeszcze mocniejsza łydka i palcat świstnął po szyi. Tak, to jest to! Prawie lecieliśmy. Czułam jakbyśmy sunęli z prędkością światła nad powierzchnią trawy. Iii....koniec. Już kłus, potem stęp...obydwoje zmęczeni. Okrążenie stepa dla odpoczynku i ku mojemu zdziwieniu koń ustawia się sam w boksie. Może mu się spodobało?
Jeszcze raz. Tym razem wystartował od razu pełnym cwałem. Pędzil jakby go goniło stado lwów. Serce biło mi niesłychanie. Przytrzymałam go przed metą. Niech zachowa siły na koniec...Tak! Po zwolnieniu wodzy przyspieszył i zakończył z dumą. Nie mam stopera wiec nie wiem ile mu to zajęło, ale jednego jestem pewna - nie spodziewałam się tego po nim.
Okrążenie rozstępowania. Luźne wodze, popuszczony popręg, już podwinięte strzemiona. Wróciliśmy stępem do stajni. Zmęczeni ale zadowoleni i z pewnością przygotowaniu jako tako do nadchodzących wyścigów. Jak popracujemy to może nam się uda dojść na szczyt?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Evov
Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 12:14, 03 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Dzisiaj kolejny czas na trening. Nie miałam zamiaru męczyć się z badziewiami typu siodło itp. Fox bardzo się zdziwił kiedy zobaczył, że przyszłam do stajni z "gołymi rękami". Zwykle widzi ogłowie, "straszne" wędzidło itp. dzisiaj tylko szczotki.
Przywitałam się z nim "po naszemu", czyli niemoralnie dałam mu na dzień dobry cukierka malinowego. wiem, że lubi bananowe, no ale zapas mi się skończył, a czerwonym na szczęście nie pogardził.
weszłam do boksu. Ogier spojrzał na mnie pytająco, a ja ze szczotą w ręku zaczęłam się wygłupiać. No co, tylko on może mieć odpały w boksie? Skorzystałam ze zbyt bujnej wyobraźni i pobawiliśmy się trochę we friendly. Najśmieszniej było jak zaczęłam jeździć szczotką u nasady ogona. fox wtedy lekko przytupywał tylnią nogą, jednak się nie burzył. Kiedy zjeżdżałam do pęcin śmiesznie prychał. No cóż, widać go łaskotało. potem zabrałam się już na poważanie (o ile w tym przypadku jest to możliwe) za czyszczenie. Dlaczego on jest siwy? dlaczego nie mógłby być kary? Wtedy miałabym mniej roboty...Obłocone nogi...widać był rano na pastwisku. Eh...straaaaszzznnnnnneee! udało mi się po 15 minutach doprowadzić giczoły do koloru przypominającego biały. Wyczyściłam starannie kopyta i wyczesałam grzywę z ogonem. spojrzałam z dumą na swoje "dzieło", zapięłam uwiąz do kantarka i wyprowadziłam Białasa na korytarz. nadal się rozglądał za "zgubionym" siodłem. Nie jest głupi i wie, że jak idzie na zwykły spacer to nie wygłupiam się w jego czyszczenie.
wyszliśmy ze stajni i powędrowali na odkrytą ujeżdżalnie(czy coś w tym stylu). Tam już czekały na nas zgubione rzeczy. Ogier nie wyglądał na zadowolonego kiedy wkładałam na jego grzbiet siodło i "brutalnie" zapinałam popręg. Cofnął się gwałtownie jakby chciał powiedzieć " nie chcę tego świństwa". Uspokoiłam go jednak i wzięłam do ręki ogłowie. Tutaj spodziewałam się buntu codziennego. więc podeszłam do niego i nie zaczynałam rach ciach jak to zwykle robię. Odprawiłam krótką mowę, fox patrzył jakby rozumiał, schylił lekko głowę tak, że mogłam dosiegnąć jego uszu. Podrapałam go za nimi, a on potulnie opuścił łeb, lekko otworzył pysk i dał sobie wsadzić wędzidło. było to dziwne i spodziewałam się nagłego wybuchu paniki. Jednak nic się nie stało poklepałam whita po szyi, wzięłam palcat i jakoś udało mi się na niego wdrapać (no co, kości już mam stare xD ).
Usadowiłam się wygodnie (o ile tak to można nazwać) w siodle. lekka łydka wystarczyła żeby ruszyć. wszystko szło gładko. najpierw kilka okrążeń stępem. Tak dla rozruszania. następnie ćwiczymy zwroty. półwolty trochę szły opornie, ale to może dlatego, że niedokładnie wymierzyłam odległość. Potem wężyk. już lepiej. szybko reagował, chociaż trochę koślawo stawiał nogi. Wyszliśmy na prostą i przyśpieszyłam do kłusa. ładnie zakłusował. Nie anglezowałam, to moje lenistwo. powtórzyliśmy jeszcze raz wężyk. Trochę wychodziliśmy zadem, ale popracujemy nad tym. potem przejścia kłus-stęp. Szybko, wolno...trochę się pogubił, ale to nic. Damy radę
Występowałam go i podjechaliśmy na początek "czworoboku". zatrzymanie. znowu łydka i lekki kłus roboczy. na środku znowu usiłowałam się zatrzymać. Jednak nie stanął od razu. No ale powiedzmy, że miejsce zatrzymania było mniej wiecej tam gdzie miało być. Spuściłam trochę wodze, cofnęłam łydkę i ukłoniłam się. nie wiem jak to zrobić, żeby ten osłowaty koń zakapował, że też ma się ukłonić, więc musiałam udawać, że spuścił tą głowę. znowu kłus. ładnie poszło, od razu ruszył chodem jakim miał ruszyć ! Byłam pod wrażeniem. trzymałam go prosto, żeby przypadkiem nie wpadło mu do głowy chodzenie jak pijany. skręt, znienacka, nie spodziewał się widocznie bo nagle podniósł łeb, jednak skręcił w prawo. Wyprostowałam się jak struna, nie wiem dlaczego, ale przy ćwiczebniaku opadają mi ramiona i zaczynam się lekko garbić. Tabliczka "b", no to skręcamy tym razem w lewo. fox nie wydawał sprzeciwów, posłusznie skręcił bez marudzenia. przejechaliśmy przez środek a tu znowu skręt. nawet sprężyście go wykonał. Jeszcze kilka taktow i przy punkcie początkowym przejście do stępa. Jeden takt przejściowy, ale jak na nas to i tak dobrze. Pilnowałam tylko, żeby stęp był żwawy, sprężysty, a koń wydawał się gotowy do kolejnego zakłusowania. Zwolniłam troszkę, jednak cały czas pilnowałam żeby mi się fox nie rozleniwił. dojechałam na środek i skręciłam w kierunku narożnika "M". tam znowu przyśpieszyłam stęp i zebrałam konia. Nie trwało to długo bo musiałam znowu przejść do kłusa. łoo...od razu posłuchał! widać, się wczuł Potem pół koła...wyszedł zad, wyszło jajo, ale co tamXD jedziemy, jedziemy, a tu niedobry jeździeć każe galopować. wyszło z prawej a nie z lewej, no ale trudno, zdaża sie, nie jesteśmy przecież mistrzami świata. Tym razem pełne koło zakreślone. ślad nawet przypominał figurę bez kątów, i nie był to owal XD Zwolniłam do kłusa. potem przejechałam na skos do punktu "E" (nie wiem czy tak to miało być, w programie nie pisało dokładnie). Znowu skręt do "B" i powrót przez "A" do "E". Ta znowu pół koła, galop tym razem wybity z dobrej(prawej) nogi. Znowu koło. Śliczne! Trzymaliśmy tyłek i ładnie szedł za resztą ciała Przejście do kłusa. Może trochę późne, ale zawsze lepsze to niż nic. z boku zjechaliśmy znowu na środek. Ładne zatrzymanie. Ukłon. Tym razem, kiedy spuściłam lekko wodze i dałam rękę do przodu, do gładko Biały spuścil głowę. wyjechaliśmy stępem na długiej wodzy. Przy bramce poklepałam go po szyi.
W nagrodę za dobrą pracę poluzowałam popręg, puściłam luźno wodze, wyciągnęłam nogi ze strzemion i pozwoliłam mu przez 15 minut się rozstępować. Potem go rozsiodłałam i zaprowadziłam do stajni. uważam, że nie będzie kompromitacji na najbliższych zawodach. Jak na nas to jesteśmy przygotowani
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|