|
Stajnia Centralna Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Sob 0:15, 05 Maj 2012 Temat postu: Odwiedziny |
|
|
Tu odwiedzacie konia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Joanne
Stały bywalec
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 14:24, 12 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Przyjechałam do SC, by odwiedzić nowicjuszy. Słyszałam, że niektórzy z nich cieszą się dużym powodzeniem, ale dotarły u mnie też słuchy o konikach mniej odwiedzanych. Kończąc swoje śniadanie weszłam do stajni i od razu skierowałam się w część dla rekonwalescentów. Zatrzymałam się już przy pierwszym boksie. Znałam tego konia, śledziłam losy i teraz widziałam, w jak strasznym stanie się aktualnie znajduje. Chudy, brudny, jeszcze z zimową sierścią młody ogier o bystrym, ale wystraszonym spojrzeniu, zero umięśnienia, po prostu przykry widok.
-Hej Violent, podejdziesz do mnie? - Powiedziałam łagodnym, przyjemnym głosem. Hiszpan zastrzygł uszami i łypnął na mnie okiem z kąta boksu. Uchyliłam drzwiczki i wślizgnęłam się powoli do środka. Postawę miałam łagodną, zapraszającą. Kątem oka uważnie obserwując reakcje ogiera zbliżałam się ku jego głowie. Będąc 1,5 metra od niego przystanęłam widząc, że się spina jeszcze bardziej.
-No co mały, nie bój się - Powtarzałam spokojnie, powoli i wyciągnęłam z bluzy marchewkę. Spokojnym, płynnym ruchem wystawiłam ją w stronę konia i dałam mu czas do decyzji. Po 5 minutach wyraźnego wahania się siwek podszedł dwa kroki, wyciągnął łeb i ugryzł warzywo. Przybliżyłam rękę do siebie, a ogier po chwili wahania podszedł i uszknął kolejny kęs. Tym sposobem bezstresowo podprowadziłam konia na tyle, by móc dotknąć go swobodnie po szyi i łopatce. Nim jednak to zrobiłam, pozwoliłam Stormowi dokładnie obwąchać moją dłoń wraz z przedramieniem i dopiero wtedy łagodnie pogładziłam go na złączeniu szyi z łopatką. Ogr wzdrygnął się, ale po chwili rozluźnił, ba, trącił drugą dłoń zachęcająco. Zaczęłam głaskać go po całej szyi, podrapałam przy ganaszu, przy kłębie i łopatce, na co zareagował z ogromną aprobatą. Przeszłam na jego drugą stronę i tu również dokładnie wymiziałam i wydrapałam jego piękną, chociaż nieumięśnioną szyję.
-Co powiesz na wyczyszczenie? - Odważyłam się spojrzeć konikowi w oczy. Lęk zniknął, widać zaś było radość i zapał. Wyszłam z boksu po kantar, uwiąz i szczotki, a gdy wróciłam, ogier nie uciekał ode mnie, mimo iż zbliżyłam się do niego nader szybko. Ostrożnie, ale i zręcznie założyłam mu kantar, zapięłam i poczęstowałam cukierkiem w nagrodę. Do kantara przypięłam uwiąz i zachęcając konia cukierkiem wyprowadziłam za jednym delikatnym napięciem linki. Obróciłam go samą swoją postawą, co było bardzo miłym zaskoczeniem i uwiązałam luźno. Wzięłam siatkę z sianem, by konio miał zajęcie i przy okazji nabierał masy, po czym klepnęłam go po szyi i zaczęłam czyścić. Najpierw iglakiem pozbyłam się wszelkich zlepek i innych brudów. Nie spieszyłam się, powolnymi ruchami dokładnie czyściłam i masowałam każdą część ciała ogra. Największe problemy były z brzuchem i zadem, ale na spokojnie dałam sobie radę. Od razu lepiej. Wyciągnęłam szczotkę ryżową i za jej pomocą pozbyłam się jak największej ilości obumarłych, zimowych włosów. Robiłam to kolistymi ruchami, co po pół godzinnym szorowaniu zaowocowało brudnoszarą podłogą wokół i pięknym, wiosennie wyglądającym koniu. Uśmiechnęłam się, po czym wyciągnęłam ze skrzynki grzebień do grzywy i ogona. Chyba wiadomo, jak się nim posłużyłam patrząc na przeznaczenie, jednakże zajęło mi to duużo czasu, ze względu na odzwyczajenie się młodego. W końcu jednak udało się rozczesać wszystkie kołtuny w jednakowóż gęstych włosach siwego, na koniec zostało najgorsze - kopyta. Poprosiłam ogiera o podanie mi prawego przodu. Na początku nie zrozumiał. Przy drugim podejściu podniósł nogę, ale zaraz ją wyrwał. Uspokoiłam go i powtórzyłam czynność po raz trzeci. Udało się potrzymać nogę trochę czasu, jednak po jednym skrobnięciu ogier wyrwał nogę zdenerwowany. Uspokoiłam go ponownie i czwarte podejście. Udało się wyczyścić na szybko rowki strzałki i postawić nogę wedle mojej woli, za co ogier dostał cukierka i chwilę miziania. Przeszłam na drugą stronę i lewy przód. Przy trzecim podejściu zdołałam całkiem dokładnie wyczyścić kopyto, nim ogier wyrwał nogę. By jednak go tego nie uczyć podniosłam nogę kolejny raz, potrzymałam chwilę i odstawiłam, klepiąc grzecznego rumaka. Podeszłam do lewego tyłu. Poprosiłam o podanie - o dziwo łatwo poszło. Przy drugim podejściu wyczyściłam rowki strzałki i odstawiłam kopyto bez oporu ze strony ogra, więc zasłużył na smakołyka. Ostatnie kopyto sprawiło niewielki problem, pewnie ze względu na gnijącą strzałkę, która zapewne bolała. W końcu jednak udało mi się doprowadzić je do ładu bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym siwka, a że był bardzo grzeczny i i tak dużo zrobiłam postanowiłam dać mu spokój. Od jutra zaczniemy leczyć gnijące strzałki, ruszymy w spacerowanie, jednymi słowy - rekonwalescencja ruszy pełną parą. Odwiązałam Violenta i zrobiłam z nim dwa kółka na placu przed stajnią, by zobaczyć stan jego aparatu ruchu. Ogier nie kulał, chociaż noga ze strzałką w najgorszym stanie wyraźnie sprawiała mu dyskomfort. Storm był całkiem grzeczny przy prowadzeniu, jednak nie wiadomo co będzie, gdy się lepiej poczuje, bo płynie w nim krew pełna temperamentu, co wyraźnie widać było w jego oczach. Odprowadziłam go do boksu, gdzie po zdjęciu kantara pomiziałam go jeszcze trochę, obdarowałam jabłkiem i w końcu zostawiłam samego, ruszając dalej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Czw 19:55, 17 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Dzisiaj postanowiłąm popracować społęcznie i w tym celu odwiedziłam SC. Jedynym punktem mojego programu poza swoimi końmi było odwiedzenie Vilenta, andaluzyjczyka, który pozostał w moich oczach jako nieszkodliwy źrebak, któy strasznie mi się podobał. Jak isę okazało, moje zdanie o nim diametralnie się zmieniło.
Podeszłam do boksu ogiera, który stał w kącie i nie podnosił łba, nawet jak go zawołałam i zacmokałam. Spokojnie otworzyłam drzwi boksu, ale chyba szybciej je zamykałam, jak zobaczyłąm ruszającego na mnie z zębami i kopytami konia. No pięknie. Jakieś czterysta kilo żywej wagi chce mnie zabić zaraz po otworzeniu drzwi. Bądźmy optymistami, nic mi ise nie stało, a to rozjuszone zwierze patrzy na mnie teraz gniewnym wzrokiem i głośno wciaga powietrze, nerwowo. Co się z tym koniem stało – nie miałam pojęcia. Ważne było teraz dotrzeć do niego w jakikolwiek sposób i żeby może jakkolwiek uda się komuś go adoptnąć. Ciężko będzie.
Chwilę postałam i się pozastanawiałam co by tu teraz wykombinować.
Uznałam, że najlepszym rozwiązaniem będzie danie upustu tej nieograniczonej niczym energii, tylko transport na halę przydałby się ze strony kogoś innego, albo na sztywnym palu przy obroży. Dla dobra konia (coby nie myśleć tylko o sobie) wyposażyłam się w lonżę i toczek (tak, Skrzydło ubrało na głowę toczek) tak ewentualnie, jakbym miałą nie przeżyć. Kolejny raz weszłam do boksu, tym razem robia to tak, aby widzieć łęb konia. Violent patrzył na mnie i rozdziawiał paszczę kuląc uszy. Do tego doszło przednie kopytko. A co tam, jak szaleć to szaleć.
Uznałam, że trochę go przekupię, może się uda. Wyciagnęłam marchewkę z kieszeni i głośno złamałąm ją na pół. Przez moment Storm postawił uszy i zainteresował się, po czym powrócił do pozycji obronnej, bez kopytka.
Powolnym ruchem, bez kontaktu wzrokowego zaczęłam zbliżac się do wariata. Ogier stuknął kopytem w ziemię i ostrzegawczo wciagnął powietrze chrapami. Postanowiłąm poczekać na jego ruch. Do niczego nie zmuszamy, a nawet się cofamy, coby czuł swobodę. Nie ograniczamy. Usłużnie stałam w miejscu schylając się w pozycji pokojowej. Ogier jakby coś wyczuł i patrzył teraz na mnie z góry niepewnym wzrokiem. W jego głowie najprawdopodobniej układał się plan, czy aby mnie nie zeżre, jak ja zeżre jej żarcie. Doszedł do wniosku chyba, że nie, więc posunął się kilka kroków schulając łęb i wyginajac dziwnie szyję ze skulonymi uszami i przygotowanymi zębami. Zadek tez byłw pogotowiu pod pewnym kątem do mnie wygięty. W głębi serca bałąm się jak jasna cholera, że ten dziki zwierz mnie skrzywdzi. Ufałam mu jednak odrobinkę i dałam się zbliżyć na tyle, żeby wyciagniętą szyją złapał za smakołyk na mojej ręce. Cieszyłam się, że nie dgryzł mi palców z czystej złośliwości i pokazaniu sił. Masakra. Spociląm się tam, gdzie w życiu bym nie pomyślała, że jest to możliwe. W każdym razie strach mnie obleciał, ale zawzięcie z nim walczyłam, co by nie speszyć Violenta. No i ogierzysko stało teraz kilka kroków ode mnie, a ja stałam i nie śmiałąm się ruszyć. Dłuuuuuuuuugo stałam, dopóki ogier nie uznał, że może dalej jeść sianko. Ja w tym momencie ruszyłąm się w stronę wyjścia. Storm podniósł łęb i ostrzegawczo kłąpnął zębami, ale jak zobaczył, że na niego nie patrzę i wychodzę tylko patrzył, nie ruszył się.
Masakra jakaś totalna. Żeby się tak denerwować. No w sumie pierwszy raz mam do czynienia z takim koniem. Wariat.
Pacnęłam plecami o ścianę, po czym pośladkami o ziemię głośno wciągając i powoli wypuszczając powietrze z płuc. Oglądałam śmierć z tak bliska i śmiałam jej się w twarz stojąc niewzruszenie przed chodzącym jej zesłannikiem na ziemi. Cudnie. I to cholera uzależnia. Już chciałam więcej. Kolejnego dnia też zaplanowałam tu wpaść i spojrzeć sobie w puste oczodoły kostuchy. A co mi tam, jak żyć, to żyć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Skrzydlata
Duży wolontariusz
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z końca świata
|
Wysłany: Nie 22:27, 27 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Dzisiaj znowu wpadlam do Violenta. Uznalam ze przyda mi sie odrobina stesu przed radosna praca z moimi potworami. Dlatego tez podeszlam do boksu konia otwarcie, meznie i radosnie po czym niemalze oberwalam z wielkiego lba. Tak jakby Violent uznal iz ciekawiej bedzie jesli mnie troche postraszy. Ze niby on nie wie, ze ide wlasnie do niego. Cwoczek. Odskoczylam od niego kiedy zobaczylam jego perlacy sie do mnie usmiech. Dzieki temu zapoznalam sie z jego stalym uzebieniem. Piekne i cokolwiek czyste. Popatrzylam na konia stojac w bezpiecznej odleglosci. Patrzyl na mnie zamknietym w sobie wzrokiem skrzywdzonego psa. Biedak. Najgorzej to teraz bedzie znalezc srodek, zeby do niego trafic.
Uznalam ze wypedze te przyblede na padok, a tam sie bedziemy zabijac. Tak wiec ladna kolorowa tasiemka wyznaczylam mu trase i spokojnie podeszlam do boksu, coby go wypuscic. Balam sie jak.jasna cholera ale ponoc do odwaznych swiat nalezy. Roztwarlam drzwi i momentalnie siwe konisko ruszylo pedem na padok. Dziwie mu sie ze sie nie wywalil.
Te pare set kilogramow zywej wagi bieglo prosto na padok, kulac uszy i szczerzac sie na wszystko, co mu nie pasowalo. Gdy juz wpadl na padok, poszlam za nim i zamknęłam drzwi. Patrzyłam jak wielkie ogierzysko biega, szarżuje i bryka na wszystkie strony, jakby go nikt nie wypuszczał... Nie zdziwiłabym się, gdyby to była prawda. W końcu i ja go nie wyprowadzałam, a tylko wypuściłam z boksu, coby mnie nie zabił. A nie każdy ma tyle cierpliwości.
Soon
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Skrzydlata dnia Pon 13:15, 28 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dirnu
Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 14:14, 07 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Jako, że Jamesowi udało się znaleźć wolną chwilę wybrał się w końcu do SC.
Od początku wiedział, że odwiedzi Violenta... Trochę go faworyzował przez rasę. Był absolutnie zakochany w andaluzach. Miał też ambicję popracować z nieco trudniejszym koniem niż normalnie.
Zatrzymał się około 2m od drzwiczek boksu ogiera, opierając się o ścianę. Był rozluźniony, unikał kontaktu wzrokowego i jawnie okazywał, że nie jest zagrożeniem. Siwy ciągle go obserwował z cofniętymi uszami. Widać było, że jest spięty i wystraszony. James nie miał pojęcia, czy ogier miał jakieś przyjemne wspomnienia z człowiekiem, które mógłby sobie przypomnieć. Domyślał się, że raczej nie. Andaluz z tej odległości mógł swobodnie zapoznać się z jego zapachem co też zrobił.
Mężczyzna przez kolejne półgodziny prawie się nie ruszał. Co jakiś czas wykonywał tylko jakiś powolny, łatwy do przewidzenia ruch i przemawiał cicho i uspokajająco. Violent w tym czasie trochę się do niego przyzwyczaił i zwracał na niego mniej baczną uwagę. James wyjął z kieszeni marchew i wyciągnął ją spokojnym ruchem ku ogierowi, nadal unikając kontaktu wzrokowego. Specjalnie wybrał akurat to warzywo na wizytę - jest długie, więc będzie mógł mieć nieco cofniętą rękę i szanse na ugryzienie będą mniejsze. Siwy znów stulił uszy, poruszył się niespokojnie. Gdy po kilku minutach mężczyzna znów się nie poruszył, koń łapczywie wyciągnął z jego dłoni warzywo. Schrupał je na miejscu, cofając się w tył boksu. Chwilę jeszcze postał przy andaluzie, przemawiając do niego cicho. Potem wyszedł ze stajni, uznając, że tyle na początek znajomości wystarczy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dirnu
Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:56, 07 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Mężczyzna wrócił do swojego podopiecznego jeszcze raz, późnym wieczorem.
Zdziwił się, gdy wpuścili go do stajni o tej porze... Siwy jeszcze nie spał. James mruknął uspokajająco na powitanie:
-Hej, Violent.
Nie był tu wcale tak dawno, więc ogier go pamiętał. Uszy miał jednak cofnięte i nadal chował się w tyle boksu. Tym razem stanął trochę bliżej drzwiczek. Był rozluźniony i spokojny. Był w zbyt dobrym humorze, by zachowywać ostrożność. Andaluz jednak nie chapnął go i nie zbliżył się. Mężczyzna cicho westchnął i przygotował się na kolejne stanie w bezruchu przed boksem. Stał w korytarzu i opowiadał siwemu co dzisiaj robił, by koń przyzwyczaił się do jego głosu. Ton miał ciągle uspokajający. Nawet przy omawianiu nieprzyjemności. Po około 10 minutach zauważył kątem oka ruch. Nie mógł spoglądać wprost na konia, bo mógłby go wystraszyć tym aktem dominacji. Hierarchią zajmie się znacznie później. Siwek wychylił w jego stronę łeb, rozdymając chrapy, jakby jego zapach miał mu dostarczyć jakiś nowych informacji. Nadal jednak zachowywał pewną odległość i nie śmiał go dotknąć. Gdy James powoli zaczął obracać głowę, by przez sekundę zobaczyć co koń robi, andaluz natychmiast cofnął się w głąb swojego schronienia, tuląc uszy i prezentując uzębienie idealne do reklamy Colgate w nerwowym kłapaniu. Kilka razy machnął ogonem. Nie uspokoił się jakoś specjalnie, gdy zobaczył, że James nie zrobił nic poza odwróceniem głowy. Nadal do niego przemawiał.
Marzył o wyprowadzeniu ogiera na pastwisku czy chociaż wyczyszczeniu go bez zagrożenia... To była jednak daleka przyszłość. Kolejne kilkanaście minut spędził na staniu w bezruchu. Nie widać było, by Storm się uspokajał... Cofnął się pod przeciwległą do boksu ścianę. Siwy skwitował to postawieniem na sekundę uszu i wzmożoną obserwacją. Zwiększona odległość dała mu jakieś poczucie bezpieczeństwa, bo za jakiś czas już nie zwracał uwagi na człowieka, gdy ten się nie poruszał. James na chwilę przerwał monolog, by zwrócić na siebie uwagę andaluza. Wyciągnął ku niemu dłoń z marchwią. Na początku będzie go raczej częstował tylko tym. Siwy rozdął chrapy, niuchając i szybkim ruchem porwał z jego dłoni warzywo. Mężczyzna nie zareagował, nie ruszając się w ogóle. A tej odległości Violent przyglądał się jego dłoni, tkwiąc w głębi boksu. Ten koń potrzebował kontaktu z człowiekiem, wiedział o tym, ale się bał. To było straszne. James powolnym krokiem ruszył do siodlarni, zabrał stamtąd kantar, który zawiesił na haczyku blisko boksu Storma - siwy mógł na niego patrzeć, ruszać nim i spokojnie się z nim zapoznać. Spojrzał na zegarek. Chyba musi już wracać. Podejrzewał, że kantar jest znany andaluzowi, ale wolał jednak na w razie czego go tu zostawić. To miało też swoje plusy - było na nim trochę, choć niewiele, zapachu mężczyzny. Za kilka minut, maksymalnie godzinę go już nie będzie... Ale to nie było ważne. Andaluz fuknął na niego cicho, tuląc uszy i pchając się na tylną ścianę boksu, gdy James włożył mu do żłobu jabłko.
Potem wyszedł ze stajni. Obejrzał się i zobaczył, że na razie ogier nie ma zamiaru spróbować owocu. Chyba pracował dziś trochę zbyt niecierpliwie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dirnu
Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 17:29, 09 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
James po raz kolejny przyjechał popracować ze swoim podopiecznym.
Violent był dzisiaj spokojniejszy, nie wiedzieć dlaczego. Na poprzednim spotkaniu mężczyzna zachowywał się zbyt niecierpliwie. Zacmokał by zwrócić na siebie uwagę siwego. Andaluz stał z cofniętymi uszami, dał mu podejść aż do drzwiczek boksu i postawił uszy na widok jabłka wkładanego do żłobu. Mężczyzna cofnął się i usiadł na ławeczce naprzeciwko boksu, unikał kontaktu wzrokowego, jeśli patrzał na ogiera to nigdy na jego łeb. Na razie nie mógł sobie na to pozwolić. Po około 10 minutach koń zjadł podarunek i pokręcił się w boksie, obserwując człowieka.
James w tym czasie przyniósł sobie z siodlarni zestaw do czyszczenia, położył go obok siebie. Nie wiedział, czy ogier da mu się dziś dotknąć, ale miał taką nadzieję. Wrócił też na chwilę do swojego harleya, by wziąć ze schowka... sztuczną rękę. Dzięki niej uniknie urazów na własnych dłoniach i trochę odstresuje hiszpana TTouchem. Na widok tego dziwnego przyrządu siwy cofnął się gwałtownie i nerwowo machnął ogonem. James położył go w widocznym dla konia miejscu i ponownie zajął miejsce na ławeczce. Andaluz nie zbliżał się do tego przedmiotu w ogóle. Nawet po dość długim czasie, jaki James spędził na czekaniu.
-Nie bój się mały.
Zaczął spokojnie przemawiać do konia, w dłoniach trzymał sztuczną rękę, która wcale strasznie się nie prezentowała... Wyglądała jak ręka od łokcia w dół na patyku, w rękawie koszuli o spokojnej, niebieskiej barwie. Mężczyzna stał, opierając się o drzwi boksu Violenta i przemawiał cicho. Hiszpan nie spuszczał wzroku z dziwnego przedmiotu i cofał uszy. Opierał się o tylną ścianę boksu, szczerząc zęby przy kłapnięciach.
James stał spokojnie, ogier jednak nie przestawał, więc po półgodzinie odniósł rękę spowrotem do motoru. Wrócił na miejsce.
Storm, gdy nie widział owej straszliwej rzeczy, był całkiem spokojny, co prawda nadal tulił uszy, ale swobodniej poruszał się po boksie w jego obecności. Mężczyzna zdjął kantar z haczyka i zawołał konia:
-Violent Storm... Może Cię wyczyścimy?
Andaluz postawił uszy na swoje imię, ale nie poruszył się. Mężczyzna uchylił drzwiczki boksu, co spotkało się z krótkim kłapnięciem pyska. Nie ruszał się z miejsca. Zagradzał siwemu wyjście na zewnątrz własnym ciałem, nie wchodził dalej. W ręku miał kantar, wiedział, że nie udobrucha ogiera teraz jedzeniem. I nagle wpadł na dosyć niebezpieczny pomysł. Cofnął się, otwierając na oścież boks. Koń, jeśli chciał wyjść, musiał przejść obok niego. Mężczyzna postanowił, że utwierdzi ogiera w przekonaniu, że boks to jego bezpieczne miejsce, gdzie nikt nieproszony się nie zbliży. Siwy wahał się, a James zachęcał:
-Chodź, nie ma się czego bać. No, dalej, piękny.
Siwy zarżał żałośnie, nie wiedząc co począć. Mężczyzna wyciągnął ku niemu dłoń z kantarem. Andaluz był niezdecydowany i nieco wystraszony. Postąpił krok naprzód, co mężczyzna od razu nagrodził radosnym tonem i podaną ogierowi marchewką. Koń ujął ją niepewnie i zjadł pospiesznie, niewielkie resztki pozostawiając na ściółce.
-Jeszcze trochę! Dobrze Ci idzie.
Po jakiś dziesięciu minutach siwy wyszedł z boksu niepewnie. Dał sobie założyć kantar i dopiąć uwiąz. Był niesamowicie spięty i mało pewny siebie. Mężczyzna nadal go zachęcał do dalszej współpracy. Wyprowadził go na myjkę, gdzie dosyć luźno go uwiązał. Ogier mógł bez problemu śledzić jego ruchy. James podsunął mu pod łeb szczotki, by mógł się z nimi zapoznać i czymś się zająć. Po kolei pokazywał mu i dawał do obwąchania przyrządy, którymi potem go czyścił. Robił to bardzo nieszczegółowo, bo ogier z nerwów prychał i co jakiś czas kręcił się niespokojnie. Cały czas łeb miał zwrócony ku mężczyźnie, który go uspokajał słowami. Nie stosował pieszczot, które w tym etapie ich znajomości pewnie nie stanowiły żadnej nagrody.
Zaprezentował siwemu szlauch z pewnej odległości. Koń zarzucił łbem i cofnął się, tuląc uszy, więc James odłożył go na miejsce. Namoczył gąbkę i nią, bardzo delikatnie zaczął czyścić nogi i brzuch ogiera, przemawiając cicho i uspokajająco. Kilka razy ogier podnosił nogę, jakby chciał go kopnąć, ale nie robił tego, tylko cofał uszy i prychał cicho.
Zabieg ten był dość krótki, by zbytnio nie denerwować andaluza. James odwiązał go i odprowadził do boksu, przy czym koń trzymał się w znacznej odległości od niego. Mężczyzna nagrodził go słowem i kilkoma ćwiartkami jabłka. Nie wchodził do jego boksu. Zamknął drzwiczki, schował szczotki i ostatni raz rzucił okiem na siwego zanim wyszedł.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dirnu dnia Sob 20:35, 09 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dirnu
Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 19:04, 16 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
James znów przyjechał do centralnej.
Był podekscytowany, bo w jego planach były to ostatnie luźne odwiedziny, potem już treningi... Nadal będzie jednak ogiera oswajał i sprawdzał jak jest ze światem obeznany. Zagwizdał na powitanie. To był już jego zwyczaj. Stanął przed boksem Violenta, opierając się o drzwiczki. W jednej ręce miał kantar, a w drugiej, wyciągniętej ku ogierowi, smakołyk. Storm trochę niepewnie się poczęstował. Nadal mu nie zaufał, ale przynajmniej ani razu nie próbował go pożreć. Mężczyzna otworzył drzwi boksu i zachęcił konia do wyjścia ze środka. Nie pakował się do tej bezpiecznej ostoi siwka. Violent nadal stał w tyle boksu, niepewnie drepcząc w miejscu.
-No, chodź. Nie będzie źle.
Na jego głos andaluz postawił uszy i zrobił niepewny krok do przodu. Zaraz jednak nogę cofnął. James stał więc i czekał. Kolejne półgodziny na jego zastanawianie się i decyzję? Nie ma problemu. Po jakiś 10 minutach ogier trącił go lekko chrapami. Mężczyzna zdziwił się, bo pierwszy raz ten koń sam szukał u niego fizycznego kontaktu. Delikatnie pogładził jego łeb i założył mu kantar, dopiął długi uwiąz... A właściwie bardzo mocną linkę z karabińczykiem. Cmokając cicho wyprowadził siwego z boksu, stanął z nim w drzwiach stajni, dając mu się rozejrzeć. Gdy andaluz się z nim zrównał poczuł swego rodzaju wzruszenie, że w końcu udało mu się przepracować jakąś barierę. Gładził szyję andaluza, czuł, że ogier jest jeszcze trochę zdenerwowany i spięty.
-Jest dobrze. Poprawiłeś się.
Uśmiechnął się i wolnym krokiem ruszył w stronę padoku. Wpuścił nań ogiera, zamknął za nimi furtkę. Rozluźnił linkę, by Violent mógł się od niego bez problemu oddalać. W tej chwili na padoku nie było żadnych koni. Siwy jednak, wbrew jego przewidywaniom, trzymał się blisko człowieka. Co prawda zerkał w jego stronę trochę nerwowo i lękliwie... Ale ta bliskość... To był dobry znak.
Spacerował z nim w stępie przez około 20 minut, potem spuścił Violent Storma z linki, by mógł się wyszaleć. Sam usiadł pod drzewem i przyglądał się siwkowi. Pięknym był przedstawicielem swojej rasy - energiczny, lekki chód i świetnie prezentowana szyja. Andaluz oddalił się od niego znacznie i trzymał się przeciwległego końca padoku. Przyglądał się innym koniom, próbował trawy i ogółem porządnie się rozruszał. Po godzinie siwy sam do niego podszedł. Zatrzymał się w odległości około trzech metrów od mężczyzny, był już chyba znudzony. James wstał i podszedł do niego z opuszczoną głową i wzrokiem. Dopiął uwiąz i wziął go jeszcze na trochę spaceru w stępie, trochę zbaczając z drogi do stajni.
Na myjce wyczyścił go delikatnie i sprawdził, czy niczego sobie nie zrobił. Wprowadził andaluza do boksu, na pożegnanie poczęstował go jabłkiem. Uwiąz schował do kieszeni. Ruszył do domu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dirnu dnia Śro 12:49, 20 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dirnu
Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:34, 21 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Mężczyzna od razu skierował się do boksu andaluza.
Znowu. Wyciągnął ku niemu rękę ze smakołykiem, po drodze gwiżdżąc na powitanie. Taka nostalgia i jego przyzwyczajenia mogły pomóc mu oswoić siwego - James wydawał się być wtedy bardziej przewidywalny i łatwiejszy do zrozumienia. Violent wziął smakołyk. Nie trzymał się już tak tylnej ściany boksu i mniej się bał. Praca idzie do przodu... Mężczyzna wziął do ręki kantar i otworzył przed ogierem drzwiczki boksu. Siwy podszedł do niego i dał się pogładzić po szyi, spinając lekko mięśnie i założyć sobie kantar.
-Dobrze. - nagrodził go i podał mu bananowego smaczka.
Hiszpan wziął go, mierząc człowieka czujnym spojrzeniem. Poprowadził go na myjkę. Nie uwiązał go jednak, trzymał w dłoni tylko linkę doczepioną do kantara. Mężczyzna zaczął dzisiejszą pracę od grzbietu - wykonywał na nim masaże TTouch, rozluźniając powoli konia i odczulając go na dotyk. Potem przeszedł w okolice kłębu i podstawy szyi, wykonywał precyzyjne koła na wybranym obszarze dopóki nie poczuł znikającego stresu. Powoli wspinał się w górę szyi. Storm zaczął się trochę denerwować, stukał kopytem w podłogę. Mężczyzna cofnął się więc do poprzedniego obszaru, a potem, gdy znów przyszło rozluźnienie, nie zaczął się znów wspinać po szyi. Położył ręce na łopatkach ogiera i powoli szedł w dół jego lewej nogi, przedniej. Dawał siwemu dużo czasu na przyzwyczajenie się do tego, pracując w naprawdę wolnym tempie. Udało mu się dojść do pęciny.
-Dobrze.
Podał ogierowi kolejny smaczek, tym razem marchwiowy. Potem przeszedł przed jego łbem, unikając kontaktu wzrokowego i rozpoczął masaż z drugiej strony. Najpierw grzbiet, kłąb, podstawy szyi... Potem prawa, przednia noga. Violent nie kręcił się, jego oddech uspokoił się nieco. Następnie James zaczął krążyć dłońmi po jego bokach, na razie unikając okolic brzucha. Po pięciu minutach zszedł o kilka centymetrów niżej. Przez następne minuty masował tę część jego ciała. Potem brzuch... Tu Storm poruszył się niespokojnie i odwrócił łeb w jego stronę, cofając uszy. Po kilku ruchach jednak znów zaczął się uspokajać. Gdy mężczyzna mógł już swobodnie dotykać brzucha ogiera, nagrodził go:
-Dobrze.
I znowu poczęstował, jabłkowym smakołykiem. Potem uwiązał luźno ogiera i poszedł do siodlarni po szczotki. Postawił je tak, by koń mógł się z nimi bez problemu zapoznać i by mieć czym zająć czas. Wziął się za czyszczenie. Po kolei prezentował używane przyrządy ogierowi. Unikał przy czyszczeniu szyi, na brzuchu jego ruchy były delikatniejsze. Ta procedura przebiegła bez problemów, więc ponownie można słyszeć było:
-Dobrze. - i zobaczyć smakołyk.
Potem mężczyzna odprowadził andaluza do boksu. Na pożegnanie zostawił mu pół jabłka, bez pestek i ogonka. Po drodze do parkingu myślał, dlaczego ogier dziś nie chciał dać mu dotknąć szyi. Wcześniej dawał się poklepać, pogładzić...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dirnu
Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:29, 17 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
James przyszedł przywitać się ze swoim ulubieńcem.
Jakiś czas go w końcu nie było. Siwy zareagował na jego gwizdnięcie postawieniem uszu. Nie ruszył się jednak z głębi boksu. Mężczyzna zatrzymał się przy drzwiczkach do boksu i wyciągnął rękę ze smakołykiem bananowym. Przez chwilową przerwę w pracy andaluz chyba zrobił się znów trochę niepewny. Wziął smakołyk, zanadto się nie zbliżając. James zdjął z haczyka kantar, otworzył drzwi do prywatnego terenu ogiera i czekał aż siwy podejdzie. Andaluz na początku po prostu stał i nie reagował. Na cmoknięcie ruszył powoli w jego stronę. James bez większych problemów założył mu kantar.
-Dobrze. - pogładził go lekko, czule po chrapach.
Dopiął uwiąz i poprowadził siwka na dwór. Wolnym krokiem krążyli po terenach należących do stajni. Lepiej jeszcze nie wyprowadzać siwego na teren nieco mniej bezpieczny. Może kiedy indziej... Po drodze zaczął nucić jakąś wesołą melodyjkę. Violent wodził za nim uszami, zainteresowany utworem. Odwiedziny u Viola James poświęcił głównie na spacer. Często w drodze zatrzymywał się i gładził na przykład szyję ogiera. Koń często był przy tym zabiegu spokojny, więc posypały się smakołyki i słowne pochwały... Mężczyzna otworzył furtkę padoku i po wprowadzeniu do środka ogiera i zamknięciu bramki, odpiął uwiąz. Dotknął ręką łopatki ogiera i odskoczył.
-Gonisz!- krzyknął radosnym tonem, by nie zaniepokoić tym siwka.
Potem ruszył biegiem naprzód. Violent stał i patrzał się na niego z miną a la WTF. Potem ruszył za nim stępem, a po zachęcie kłusem, dogonił mężczyznę, James zwolnił, tak, by przez przypadek andaluz dotknął go chrapami. Gdy tak się stało zatrzymał się i odpędził go od siebie z uśmiechem i uspokajającymi sygnałami. Ogier był zdezorientowany, odbiegł więc dość szybko, James ruszył za nim. Delikatnie klepnął jego zad i odskoczył, zaczynając uciekać. Ogier zaciekawiony niesamowicie dziwnym zachowaniem Jamesa pobiegł za nim, rżąc. Mężczyza znów wymanewrował go, tak by ogier go dotknął i ten fakt zauważył. Wtedy odgonił go od siebie i zaczął gonić z uśmiechem. Przez kolejne dziesięć minut Violent zaczynał pojmować zasady gry i nie potrzebował już zachęt ze strony mężczyzny.
Potem James stał chwilę w bezruchu.
-Do mnie!
Ogier podszedł niepewnie. Przez chwilę nie dawał się dotknąć, pewien, że to nadal zabawa. Potem ogarnął i mężczyzna mógł go odprowadzić do stajni. Wyczyścił siwka porządnie, zamknął go w boksie z jabłkiem w żłobie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dirnu dnia Czw 13:59, 11 Paź 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|